ROZDZIAŁ 16
Na całe szczęście wszystkie lekcje minęły spokojnie i szybko. W szkole starałam się znaleźć Jacksona i jego Pana, ale ich nie widziałam. Nie było ich. W sumie nie dziwię się Matt'owi, zabiłabym go na miejscu. Po zajęciach wybrałam się do domu, aby odpocząć. Przebrałam się z dotychczasowego stroju, ubierając krótkie szorty i czarną bluzkę z długim rękawem. Zawsze ludzie dziwą się, jak mogę chodzić tak ubrana podczas chłodnej pogody. Odpowiedź jest prosta : nie odczuwam chłodu jak zwykły człowiek.
Rozsiadłam się w salonie, włączyłam telewizor i rozkoszowałam się ciszą i spokojem. Oczywiście mój błogi stan długo nie potrwał. Został brutalnie przerwany przez sms'a. Na początku chciałam to olać, ale jestem w Beacon Hills. Tu nie olewa się sms'ów ani telefonów. Może to się dla kogoś źle skończyć. Po chwili podniosłam telefon i zobaczyłam, że nadawcą jest Scott. Czyli kłopoty gotowe. Zdziwiła mnie treść wiadomości :
,, Komisariat. Pomoc ''
Zawsze pisał bardziej rozbudowanymi zdaniami. Teraz wysłał dwa słowa. Postanowiłam tego nie olewać. Coś musiało się wydarzyć, ponieważ nie zadzwonił, tylko napisał dziwną wiadomość. Nie myśląc więcej o tym ubrałam buty ( na zdjęciu wyżej ) i zamknęłam dom na klucz. Weszłam do garażu i wsiadłam do pierwszego samochodu z brzegu, którym okazała się być mazda 6.
Droga na komisariat minęła mi bardzo szybko. Złamałam większość obowiązujących zasad i regulaminów jazdy. Ale kto by się tym przejął w momencie zagrożenia życia przyjaciół. Dotarłam pod budynek, wysiadłam cicho z auta i podążyłam do wejścia. Po otwarciu drzwi poczułam, że coś tu nie gra. Wyczułam krew, a to nigdy nie wróży nic dobrego. Zaczęłam przemieszczać się po korytarzach najciszej jak się dało. Tak, robiłam to w butach na szpilkach. Kobiety wiele potrafią w takich butach. Nawet skradać się.
Za recepcją znalazłam martwą kobietę. Miała otwarte oczy i poszarpane ciało. Podeszłam powoli do niej, kucnęłam i zamknęłam jej oczy. Westchnęłam ciężko i poszłam dalej. Było jeszcze gorzej. Wszędzie walały się rozszarpane ciała policjantów. Widok był okropny. Nawet dla osoby takiej jak ja. Bałam się, że moim przyjaciołom mogło coś się stać. Zatrzymałam się na chwilę i wsłuchałam w dźwięki rozchodzące się po budynku. Usłyszałam bicie serca. A konkretnie kilku. Miałam więc cichą nadzieję, że to moi przyjaciele.
Ruszyłam w dalszą drogę starając się być jak najciszej się dało. Usłyszałam bicie dwóch serc w jednym z pomieszczeń. Zakradłam się delikatnie. Widok na ziemi mnie rozwalił. Derek i Stiles leżeli blisko siebie z minami mówiącymi ,, Zaraz zwariuje '' ,Dereka mina mówiła dodatkowo ,, Zaraz go zabiję '' . Miałam ochotę się zaśmiać, ale sytuacja mi na to nie pozwalała.
- Masz jakiś plan? - zapytał Stiles.
- Jeszcze nie, ale coś wymyślę . - odpowiedział Derek.
- Świetnie. Czyli leżymy i umieramy. Jak zwykle. - odpowiedział poddenerwowany Stiles.
- Ja mam plan, geniusze – powiedziałam cicho i podeszłam do nich.
- Ni... - Stiles jak zwykle próbował zepsuć chwilę ciszy. W ostatniej chwili zatkałam mu usta. Chwilę odczekałam i nasłuchiwałam czy nikt się nie zbliża.
- Ciszej, kretynie – powiedziałam zła.
- Jaki masz plan? - spytał opanowany, jak zawsze zresztą, Alfa.
- Najpierw pozbędę się jadu z Twojej krwi. Może zaboleć – złapałam jego rękę i chciałam ją zranić, ale oczywiście Pan Mądry musiał się odezwać.
- Co Ty mu chcesz rękę odciąć? Już to kiedyś przerabialiśmy. Nienawidzę widoku krwi i odciętej ręki.
- To lepiej zamknij oczy – warknęłam.
Starałam się zbyt gwałtownie nie ranić Dereka. Gdy zaczęłam rozcinać jego skórę, on zacisnął mocniej szczękę. Uśmiechnęłam się do niego przepraszająco. W tym momencie naprawdę nie chciałam jego krzywdy, co jest całkowicie dziwne.
- Teraz zaboli bardziej.
Ścisnęłam mocno jego rękę w miejscu rozcięcia, aby krew zaczęła szybciej lecieć. Jego mina mówiła, że cierpi, chociaż tego nie chciałam. Nie tym razem. Nawet odczułam lekkie wyrzuty sumienia, ponieważ sprawiałam mu ból.
- Przepraszam - powiedziałam nawet na niego nie patrząc.
- Nie szkodzi .
- Możesz się ruszyć? - zapytałam po chwili.
Derek spróbował najpierw poruszyć ręką, potem nogą. Na samym końcu pomogłam mu wstać. Jad jeszcze krążył w jego żyłach, ale przynajmniej miał już władzę nad ciałem. Poszło szybciej niż myślałam.
- Zabierz gdzieś Stiles'a, ukryj go. Ja idę poszukać Scott'a. - Już miałam wychodzić, ale zatrzymał mnie głos Dereka.
- Uważaj na siebie.
- Jak zawsze – zaśmiałam się i już mnie nie było.
Wędrowałam korytarzami zaglądając do każdego pomieszczenia napotkanego po drodze. Nigdzie nie widziałam żywej duszy. Nie czułam nigdzie Scott'a i to przerażało mnie najbardziej. Usłyszałam szelest i jakieś głosy z lewej strony. Zakradłam się cicho i stanęłam za ścianą. Wyjrzałam delikatnie, zobaczyłam Matt'a nachylającego się nad Allison, a za nimi Kanimę. Świetna mieszanka : Gad, Pan i Łowca. Świetnie. Dziewczyna leżała sparaliżowana na ziemi. Matt coś mówił do niej.
- Nie chciałaś na mnie zwrócić uwagi, to teraz nie zwrócisz na nikogo – spojrzał w stronę Kanimy.
Musiałam szybko działać. Matt odsunął się od Allison, a jego miejsce miała zająć Kanima. Rozejrzałam się za czymkolwiek, ale niczego nie zobaczyłam. Ujrzałam w drugim przejściu, na przeciwko mojego miejsca ukrycia, szafkę. Poruszyłam ręką, dzięki czemu szafka spadła na podłogę. Matt wraz z Kanimą od razu spojrzeli w tamtą stronę. Pan kiwnął głową na swojego gada i ruszyli tam, skąd dochodził hałas. Ja powoli wynurzyłam się z mojej kryjówki i ruszyłam w stronę Allison, patrząc cały czas w miejsce, w którym zniknęli moi wrogowie. Podeszłam blisko do dziewczyny i zobaczyłam, że ma zamknięte oczy i mocno oddycha. Jest przerażona. Kucnęłam przy niej i zatkałam jej usta. Ona pisnęła i spojrzała wystraszona na mnie. Ja przystawiłam sobie palec do ust pokazując jej, żeby była cicho.
- Jesteś sama?
- Nie. Są ze mną łowcy.
- Gdzie zaparkowaliście samochód?
- Na tyłach.
- Dobra, zaniosę Cię tam, tylko bądź cicho.
Wzięłam dziewczynę na ręce. Dzięki temu, że jestem wampirem, o wiele lżejsza się wydaję. W innym wypadku miałabym z nią problem. Nie mogłam jej zranić jak Dereka, ewentualnie mogłam wyssać jej jad. Ale to by się równało z ugryzieniem, a tego bym nie zrobiła. Usłyszałam trzask charakterystyczny dla pistoletu. Odwróciłam się i zobaczyłam Chrisa Argenta.
- Świetnie. Teraz Ci się zachciało we mnie strzelać? - warknęłam.
- Nie prowokuj mnie.
- Bo co? Zabijesz mnie? Powodzenia życzę. Ostatnio już ktoś próbował i źle się to skończyło.
- Zobaczymy, czy strzał też przeżyjesz.
- Tato! Przestań. Ona mi pomaga. Jestem sparaliżowana – Chris spojrzał na nas zdziwiony i opuścił broń.
- Skoro już tu jesteś, tatuśku, to bierz swoją córkę i uciekajcie stąd. Zaraz może zrobić się gorąco.
Podeszłam do Chrisa i oddałam mu córkę. On spojrzał na mnie, kiwnął głową i zaczął iść w stronę wyjścia. Stałam przez chwilę w miejscu, patrząc na niego zdziwiona. On chyba nie zamierza wyjść teraz sam , z córką na rękach, nie zdolny do jakiejkolwiek obrony przed wrogiem.
- Chwila, sami nie pójdziecie. To zielone coś tu biega .
Wyprzedziłam ich i szłam z przodu. Przez całą drogę nikt się nie odzywał. Ja tylko pokazywałam im, czy droga jest wolna. Przed samym wyjściem usłyszałam kroki. Odwróciłam się w tamtą stronę i poczułam to coś.
- Wiejcie, zbliża się gad.
Chris tylko kiwnął głową i chciał odejść, ale odezwała się Allison. Też sobie moment na rozmowy znalazła. Wiedziałam, że z nią jest coś nie tak.
- Dziękuję za pomoc, Nina. Uratowałaś mnie.
- Drobiazg. Pamiętaj o tym, jak będziesz chciała mnie zabić. A teraz spadać.
Ledwo dokończyłam i zostałam uderzona z ogromną siłą. Zobaczyłam przed sobą Kanimę, która nie przyglądała mi się zbyt przyjaźnie. Coś czuję, że ma ochotę mnie zabić.
- Wiejcie! - krzyknęłam.
Kanima odwróciła się w stronę Argentów, a ja wykorzystałam moment jej nieuwagi. Skoczyłam jej na plecy i trzymałam mocno za szyję. Ta wiła się pode mną i próbowała zrzucić. W końcu podbiegła tyłem do ściany, przez co ucierpiały moje plecy i puściłam ją. Podeszła do mnie, podniosła mnie wysoko i rzuciła o kolejną ścianę. Nie powiem, siłę to ona ma ogromną. Wstałam ledwo co i chciałam zaatakować, ale ubiegł mnie Derek.
- Idź ratować Melisse i Stilinskiego – krzyknął i zaczął walczyć z gadem.
Ruszyłam korytarzami i szukałam dójki rodziców. Nigdzie ich nie było. Usłyszałam kolejne kroki i schowałam się. Szło tam dwóch łowców, którzy moment później zostali postrzeleni. Zabił ich Matt. Uśmiechnął się szyderczo i skierował w stronę walki Kanimy i Dereka, nie zwracając na mnie uwagi. Nie zauważył mnie, punkt dla mnie. Rzuciłam się biegiem w ostatnie miejsce, w którym jeszcze nie byłam. A mianowicie więzienie. Okazało się, że dobrze trafiłam. Szeryf był przykuty do rury i nieprzytomny, a Melissa była zamknięta w celi. Podbiegłam do kobiety.
- Boże , Nina, Jak Ty wyglądasz?
- Spokojnie, nic mi nie jest. A Tobie? Co z Szeryfem?
- Mi nic nie jest, Szeryf dostał w głowę od tego chłopaka.
- A to gnój. Szeryf ma klucze?
- Nie. Chyba ma je Matt albo są w jego gabinecie.
- Poczekaj chwilę.
Wybiegłam szybko i skierowałam się do gabinetu Szeryfa. Tam nie znalazłam kluczy, więc pobiegłam do recepcji. Na całe szczęście nikogo tam nie było, więc w spokoju przeszukałam szafki i znalazłam kluczę. Skierowałam się w stronę cel i starałam się uwolnić Melisse.
- Pierdolę, więcej kluczy mieć nie mogli?
- Nina!
- Przepraszam , ale tu się toczy walka o życie - sprawdziłam kolejny klucz. – Kurwa, to nie ten.
Chciałam sprawdzić następny, ale znowu ktoś mną rzucił. Mówiąc ktoś mam na myśli Jacksona w postaci Kanimy. Jeszcze jego tu brakowało. Za nim wbiegł Derek i zaczął z nim walczyć. Ja w tym czasie podbiegłam do celi i sprawdzałam kolejne klucze. Długo tego nie robiłam, bo zostałam odwrócona tyłem do Melissy i ściśnięta za gardło. Gad nie dawał za wygraną. Zaczął mnie dusić, a mi brakowało już powietrza. Próbowałam go dosięgnąć, ale na marne. Kobieta za mną krzyczała okropnie, Derek leżał na korytarzu nieprzytomny, a ja jestem duszona w tym momencie. Cudownie jak zawsze.
Nagle przybyło zbawienie w postaci Scott'a. Rzucił się na Kanimę, dzięki czemu ta mnie puściła. Jednak chłopak popełnił mały błąd. Był teraz wilkołakiem, popatrzył w naszą stronę. Melissa była przerażona.
- Scott? - wypowiedziała jego imię z wielkim smutkiem i strachem w głosie.
- Pogadacie później – powiedziałam.
Scott walczył, a ja szukałam klucza i nareszcie go znalazłam. Melissa jednak nie chciała wyjść. Bójka przeniosła się gdzieś, nie mam pojęcia kiedy zniknęli, a my zostaliśmy na miejscu. Melissa podbiegła do szeryfa i spojrzała na mnie wystraszona.
- Czym on jest? Ty też taka jesteś?
- Wilkołakiem. Nie, ja jestem trochę inna, ale pogadamy o tym innym razem.
Usłyszeliśmy syreny. Spojrzałam przepraszająco na Melissę. Musiała zrozumieć mnie w tym momencie. Nie mogłam zaryzykować złapania mnie. Wtedy mogłoby się to dla nas wszystkich źle skończyć.
- Obiecuję, że wytłumaczę Ci wszystko. Tylko nie mów nikomu tego, co tu zobaczyłaś. Ja muszę wiać. Nie mogą mnie złapać. Powiedz, że ktoś was napadł, Matt zabił większość osób. Rozumiesz?
- Tak, masz mi to wytłumaczyć. Później. Teraz uciekaj.
Spojrzałam na nią z wdzięcznością i wybiegłam tylnim wyjściem z komisariatu. Rozejrzałam się i ujrzałam Scott'a z Derekiem. Podbiegłam do nich.
- Gdzie Stiles?
- Został w środku i pobiegł do taty. Co z Tobą? - odpowiedział Scott.
- Przeżyję, chociaż wszystko mnie boli jak cholera. Gdzie Matt?
- Zwiał – powiedział Derek. – A Ty wyglądasz okropnie.
- Dzięki, miło z Twojej strony.
- To nie miało być wredne – powiedział Derek spokojnym tonem. - Idź do domu. Ja zwołam bety i poszukamy Matt'a. Scott, Ty też idź.
Zgodziliśmy się z nim. Rozdzieliliśmy się i wraz ze Scott'em ruszyliśmy do mojego auta. Dość wrażeń jak na jeden dzień. Chociaż ja osobiście wolałabym przez najbliższy tydzień nie znajdować się w podobnych sytuacjach. Dobrze, ze za marzenia nie karają.
- Mogę u Ciebie spać? – zapytał cicho.
- Pewnie. Ale wiesz, że będziemy musieli z nią o tym pogadać?
- Wiem, ale nie dzisiaj.
- Nie dzisiaj – odpowiedziałam.
Przez całą drogę nie rozmawialiśmy ze sobą. Każdy z nas był zmęczony. Nie mieliśmy ochoty na nic, oprócz snu. Po dotarciu do domu pożegnaliśmy się i udaliśmy do siebie. Przebrałam się i położyłam do łóżka. ,, Teraz będzie tylko gorzej '' pomyślałam. Z tą bardzo pozytywną myślą zasnęłam.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top