2
Ashley
Nie mogę uwierzyć, że nazwał mnie dziewicą. Wstaję i szykuję się na wojnę. Nie wyjdzie z tego cało. Moim planem jest rozpalenie w nim takiego pożądania, że pójdzie do tej cholernej łazienki i załatwi sprawę sam. Aczkolwiek sądzę, że jedna z tych pustych laluni, które siedzą w pierwszym rzędzie, chętnie mu w tym pomogą.
Cholera! Jestem na siebie wściekła. Że też, akurat muszę tak wyglądać. Ta czarna bluza w ogóle, nie ułatwia mojego planu, co gorsza, sądzę, że go pogrąży. Ale muszę spróbować, nie mogę pozostać w takim ułożeniu.
Wpadam na nikczemny plan. Przypomina mi się, że pod tą bluzą nie mam zupełnie nic, nawet głupiego stanika, w którym swoją drogą jest bardzo nie wygodni chodzić na co dzień. Rozpinam zamek mojej garderoby do tego stopnia, aby była widoczna przerwa pomiędzy piersiami. To rozpala facetów jak nic innego. Poprawiam swoje włosy na jedną stronę, dziękując sobie w środku, że postanowiłam zostawić je rozpuszczone. Chwytam palec wskazujący pomiędzy wargi i delikatnie oblizuję go językiem.
Nawiązuję kontakt wzrokowy z Pakerem i z tego co jestem już w stanie zauważyć, nie jest z nim dobrze. Jego mina rzednie, a oczy robią się wielkie, jak dwa spadające spodki. Co chwila jego spojrzenie zjeżdża na mój dekolt. A ja przybijam sobie w tym momencie piątkę. Ashley, jednak nadal jesteś trochę niegrzeczna.
Uśmiecham się do niego kokieteryjnie i wprowadzam swój plan w życie.
- Nazywam się Ashley Mongomery. Studiuje prawo i w przyszłości chciałabym zostać prawnikiem.- nawilżam swoje usta przy pomocy języka i zaczynam bawić się suwakiem mojej bluzy.- Moja fantazja erotyczna, to stracenie dziewictwa z wykładowcą teatru w tej sali. Najlepiej szybki numerek pięć minut przed rozpoczęciem zajęć. Nic mnie bardziej nie kręci, niż bycie nakrytą...- cichy jęk wydobył się z moich ust, ale jabłko Adama pana Parkera znacząco się porusza. - Na samą myśl robię się tak mokra, że marze tylko o tym aby wykładowca rżnął mnie od tyłu na tym biurku, o które się właśnie pan opiera.- uśmiecham się triumfalnie widząc, że pan idealny poprawia sobie właśnie spodnie- Na koniec pragnę dodać, że uwielbiam czarno białe filmy, a moje hobby to motoryzacja.
Kończąc swoją wypowiedź, zapinam bluzę pod samą brodę i siadam z gracją na swoim miejscu. Szare oczy wykładowcy zrobiły się czarne jak węgiel, a oddech znacząco przyspieszył. Z uśmiechem spojrzałam na pozostałych, czego bardzo szybko pożałowałam. Wszystkie gały chłopaków z mojego roku były wlepione we mnie, niektórzy pokazywali mi znaczący gest ręką który wykonywali pod swoim stolikiem. Cała czerwona spuściłam głowę i zaczęłam przeglądać Instagrama. Po co mi to było?
- Dziękuję panno Ashley...- powiedział tak głębokim i zachrypniętym głosem, że na sam ten dźwięk zrobiło mi się mokro. A może dlatego, że właśnie sobie wyobrażałam scenę rżnięcia, z moich opowieści z panem Pakerem? Boże, o czym ja myślę, muszę ochłonąć.
Podniosłam wzrok na Grega, który coś mówił. Nie słyszałam go, tylko obserwowałam. Chodził po sali, a reszta osób krótko się przedstawiała. Niestety pan Paker, nie spuszczał ze mnie wzroku. Obserwował mnie z takim pożądaniem. Nie miałam innego wyjścia, musiałam go olać. Był zbyt przystojnym mężczyzną, namąci mi w głowie, a ja nie mam czasu na takie zabawy.
Poczułam jak pod ławką kopie mnie Bella. Już sobie wyobrażam wywiad. Nie zna mnie z tej strony, ponieważ tamta Ashley od dawna jest zakopana, a wraz z nią moja przeszłość. Ale Bells, to Bells. Nie da za wygraną, dopóki jej nie wyjaśnię co to tak naprawdę było.
- To było gorące...- zaczęła szeptać moja przyjaciółka- Czekam na wyjaśnienia Ashley. Myślałam, ze nigdy na oczy nie widziałaś kutasa, a tu proszę bardzo...
- Przymknij się Bells, błagam...
- Nigdy!- pisnęła, ale szybko się uciszyła kiwając w stronę pana Pakera i go przepraszając- To ciacho chodzi z tak ogromnym problemem w spodniach, że dziwię się iż jeszcze cię nie bzyknął Ash!
Przez cały wykład musiałam słuchać blondynki i jej zachwytu. Zaczęłam już robić wszystko, byleby tylko nie odpowiadać na jej pytania. Z nudów, przeglądałam już zdjęcia z ostatniej imprezy na kampusie. Nigdy nie byłam na jednej z tych imprez, i po przeglądaniu zdjęć, nadal jestem w przekonaniu, że tam nie pójdę. Każde kolejne zdjęcie przedstawia stopień upojenia alkoholowego jakiejś osoby. Są one większe i mniejsze. Ale od jakiś kilku minut, są one coraz większe. Niektórzy się całują, inni prawie gwałcą. Najlepsze jest zdjęcie przedstawiające parę zakochanych w sobie ludzi, obok których, w wazon rzyga jakieś chłopak. Ubaw po pachy. Zdjęcie idealne do oprawienia w ramkę.
Przechodzę dalej i natrafiam na mojego brata. Serio? Jeszcze chodzi na takie imprezy? Myślałam, że z wiekiem przechodzi chęć na dziecinadę. Osoby na zdjęciach są nawet pięć lat od niego młodsze. Wracając do Iana, stoi z kilkoma znajomymi. Poznawałam kolejno chłopaków, Caleb, Nate...jakiś osiłek, którego nigdy nie miałam okazji poznać i ktoś uwieszony na ramieniu mojego brata. Chyba zalany w trzy dupy. Nie za bardzo mam możliwość poznania osobnika, bo jego twarz znajduje się w zagłębieniu szyi Iana. Jest bardzo wysoki, muskularny i ma kruczoczarne włosy. Tyle jestem w stanie zauważyć. Po za nim wszyscy do zdjęcia się szczerzą jak szczeniaczki. Ogarnia mnie śmiech robię screena, i wysyłam w wiadomości do brata.
Do Ian
" Widzę, że impreza udana. Ciekawe co powie Kate, na twoje zapędy homoseksualne. Swoją drogą nie wiedziałam, że masz kolegę pedała. Znam go? "
Całkowicie pochłonięta internetem, nie zauważam, że wykład dobiegł końca. Nawet nie wiem jaka sztuka będzie odgrywana, na zaliczenie wykładu. Bella pakuje swój notes i patrzy na mnie. Nie za bardzo rozumiem co oznacza jej wzrok pełen, ekscytacji?
- Co?- pytam ją w końcu bo widzę, że zaraz wybuchnie.
- Jak to co? Nie słyszałaś, czy głupią udajesz?
- Bells do rzeczy...
- Greg kazał ci zostać po zajęciach.
Że co? Naprawdę? Mam z nim teraz zostać i dyskutować na temat moich fantazji erotycznych. Och błagam mam ich od groma w tej głowie. Nie wiem w jakim celu mam zostać tutaj z nim i dyskutować. Mam zamiar olać jego prośby i tak po prostu wyjść z sali.
Pakuję swoją teczkę do torby, zbieram długopis, telefon i patrzę czy nic nie pozostało na stoliku. Bells oczywiście na mnie nie czeka, dlatego w pośpiechu zaczynam schodzić po schodkach i już kieruję się do drzwi, gdy przerywa mi ten boski głos.
- Nie zostaniesz Ashley? - głos ma nieziemski, naprawdę. Taki męski, seksowny, a ta chrypa...o losie. Ale jakim prawem zwraca się do mnie po imieniu?
- Od kiedy jesteśmy na "TY"- wypowiadając te słowa, robię znak cudzysłowie w powietrzu- Panie Paker?
- Przepraszam panno Ashley, jeśli panią uraziłem. Chciałem po prostu porozmawiać o pani roli, w moim spektaklu.
- Akurat ze mną?
- Tak, bo akurat pani idealnie się do tego nadaje.
- Co to za spektakl?
- Romeo i Julia- powiedział z uśmiechem- Nadal szukam Romea, ale pani idealnie nadaję się na aktorkę. Ma pani bogatą wyobraźnię i potrafi pani wyjść cało z problemu.
- Twierdzi to pan tylko po moim przedstawieniu się.
- Nie każdy na pierwszych zajęciach, ujmuję w swojej wypowiedzi gorący seks ze mną.- o w mordę. Serio? Patrzy się na mnie jakby zaraz miał mnie pozbawić suchej nitki. Robię krok do tyłu, bo stoimy zdecydowanie za blisko siebie. Co dziwne dopiero teraz to zauważyłam i nie przeszkadza mi to, wręcz przeciwnie. Ale nie wypada studentce stać tak blisko wykładowcy, prawa ?
- Nie sądzę bym była odpowiednią osobą. Poza tym mam dużo spraw na głowie, nie znajdę czasu na przygotowanie się do głównej roli.
- W takim razie będzie się pani musiała pożegnać z oceną bardzo dobrą z moich wykładów.
Mina mi zrzedła. Podszedł mnie drań. Skąd on może wiedzieć, że zależy mi na ocenie. Zerkam w jego stronę i przechodzi mnie dreszcz. Opiera się o biurko i patrzy na mnie. Przy tym pociera kciukiem swoją wargę, a mi się robi mokro? Serio Ashley? Trzy lata celibatu, a ty przy pierwszym lepszym nogi byś rozłożyła? Przygryzłam wargę i zacisnęłam swoje powieki. Liczę do pięciu... Już mam mu odpowiedzieć, ze się zgadzam gdy przerywa mi nadejście wiadomości. Pospiesznie zerkam na ekran i widzę, ze jest to sms'es od Iana.
Od Ian
" On nie jest pedałem. To Max"
I tak oto te dwa zdania psują mój dotychczasowy humor. Telefon wypada mi z ręki a oczy pieką niemiłosiernie. " To Max". Mój Max. Max którego nie widziałam trzy lata, Max którego kochałam jak głupia, Max z którym mam dziecko, Max przez którego przepłakałam zdecydowanie za dużo nocy. Fajnie wiedzieć, ze nic mu nie jest. Pije, zalicza i chodzi na imprezy. Ma się kurwa świetnie chodząc tymi samymi korytarzami co ja. W czasie kiedy ja płakałam i nosiłam pod swoim sercem życie, kiedy ja wyrzekałam się imprez, żeby zapewnić przyszłość Liamowi.
- Ashley...- moją wewnętrzną rozpacz przerywa Pan Paker. Na śmierć zapomniałam o tym, że stoję na przeciwko niego. Ręce mi się trzęsą, ale muszę stwarzać pozory.
- Zgadzam się pani Paker, zagram tą rolę a teraz przepraszam ale muszę już iść.
I wybiegłam jak ta idiotka. On oczywiście coś mówił, chyba nawet krzyczał za mną. Ale ja miałam w głowie tylko " To Max". Właśnie widziałam Maxa, który chyba nadal jest moją miłością. Biegnę ulicami Brooklynu, nie zastanawiając się nawet, czy przebiegając przez ulicę jest odpowiednie światło. Najważniejszą rzeczą dla mnie, jest teraz zaszycie się w moim azylu. Zostało tak niewiele, ale czuję się jak w tych snach. Biegniesz i uciekasz przed wielkim potworem, który chce zjeść ciebie i całe miasto, ale im bardziej biegniesz, tym dalej jesteś od swojej kryjówki, swojego domu. Łzy spływają po moim policzku. Czuję jak moje serce się rozbija. Tyle czasu minęło, cały czas przecież patrzę w takie same niebieskie, rozweselone oczy. Ten szczery uśmiech i czarne włosy. Dlaczego nagle pękam? Może dlatego, że nikt o nim nie mówił, przez ostatnie trzy lata, żyłam jakby to był sen. A nagle wypowiedzenie jego imienia, spowodowało, że on stał się prawdziwy, a tym samym mój ból i jego strata.
Została mi już ostatnia przecznica, gdy nagle wpadam na kogoś, przez co upadam na chodnik. Upadek jest tak mocny, że przez chwilę nie boli mnie już serce, a tyłek. Powinnam bardziej uważać jak biegam. Niezgrabnie próbuję się podnieść, ale wyrasta przede mną dłoń. Spoglądam w górę i nie mogę uwierzyć, że moje życie zsyła mi dzisiaj same pasmo nieszczęść.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top