*Rozdział 5 ~ 6*
No, po części. Wracając swoim autem do domu sylwetka kobiety zabłysnęła mu przed oczami. Chamując nagle, pozwolił sobie zatrąbić. Wyciągnął kluczyki ze stacyjki, po czym wyszedł z auta, krzyżując wzrok ze znajomą osobą. Kiedy podszedł do niej nie co bliżej, mając ją ochrzanić, ta zdąrzyła mu położyć rękę na ramieniu. Od tamtej chwili urwał mu się film. Nic nie pamiętał, obudził się około piątej nad ranem bez samochodu.
Był brudny i osłabiony. W podświadomości czuł, że o czymś bardzo ważnym zapomniał. Jednak to nie było spotkanie z blondwłosą, brak samochodu, bądź gdzie miał wcześniej jechać. Dobrze pamiętał, jak podjechał z dziewczynką pod dom mamy jej koleżanki, jak wysiadła, a przed tym posłała mu radosny uśmiech.
Wymyślił to na poczekaniu. Chociaż ta historyjka jest mało wiarygodna, to w przypadku dowcipnisia, który czasem zrobi coś niemożliwego poprzez swoje udawane ,,nie umiem" owszem, byłoby to możliwe. Zemdlał, i to była prawda. Nie wspomniał o aucie, miał poczucie, że gdzie by ono nie było to i tak do niego trafi z powrotem poprzez jego rejestrację. A o Carify nie chciał w ogóle wspominać. Już miał wystarczająco u niej długów, gdzie nawet ratunek ze strony obstawy by mu nie pomógł. To tylko kwestia czasu.
Leżal przykryty kocem, karcąc się w myślach. O czym ja zapomniałem?? - ta myśl dręczyła go bez przerwy od czasu kiedy się wybudził na zimnej trawie. Kurczowo miętolił skrawek swojej koszuli. Cate natomiast przeszukiwała apteczkę w poszukiwaniu lekarstw przeciw bólowych dla niebieskookiego. Nie zwróciła mu jeszcze uwagi, że brudzi kanapę - mało to ją narazie obchodziło. W szklankach z wodą obok niej burzyły się gotowe multiwitaminy z randomowymi smakami. Wpadła na pewną myśl, że miał bardzo mało w organizmie pewnych witamin... I dlatego zemdlał. Mało się na tym znała, była tylko dentystką.
Wykluczyła sobie, że podczas ,,wypadania z auta" sobie coś złamał bądź zranił. Ani nie kulał, a wszystkie czynności mimo osłabienia wykonywał dość płynnie i sprawnie. Miała co do tego wątpliwości, ale natychmiast się powstrzymała od zadania pytania. Wyglądał na wycieńczonego.
- Gdzie Larissa? - w końcu to pytanie wyleciało z ust Scott'a. Jednak nie zaspokoił tym swoich myśli. To nie było właściwe pytanie, które go dręczyło. Przed tym wydarzeniem miał w planach odebrać ją od Państwa Wilson, a nie było jej tu. Po za tym była niedziela.
- Uh, umówiła się z Amandą. - po pewnej chwili podeszła do niego z dwiema szklankami w rękach z fioletowo-niebieską cieczą. - Zaraz powinna przyjść. - Położyła je na stoliku obok. - Wypij, lekarstw narazie nie mogę znaleźć, narazie masz tylko to. - powiedziała, wracając do kuchni.
- Wyglądają jak drinki. - zażartował, chichocząc cicho pod nosem.
- Josh, to nie jest śmieszne. - burknęła, wyciągając w tym samym czasie ze skrzyni pieczoną baraninę. - Ważne, że to witaminy.
- Nie chcę.
- No na Notcha! - odwróciła wzrok zmartwiona. - Proszę cię, wypij, może ci się poprawi... Leżałeś tam długi czas na zimnie. Wiesz co, najlepiej wyjdź stąd i pod prysznic! - zmieniła szybko zdanie, nagłym ruchem ręki wskazując na łazienkę, która znajdowała się po jej prawej.
Natomiast on nawet nie śnił się ruszyć z miejsca. Był zbyt osłabiony. Kątem oka spojrzał na wiszący zegar, kiedy to usłyszał przerażający głośny huk. Kobieta pisnęła wystraszona, podskakując w miejscu. Rozejrzała się za źródłem dźwięku, po czym westchnęła cicho, wzrokiem wracając na swojego ukochanego.
- Mam ci w tym pomóc?
- Tak.
Już się więcej do siebie nie odzywali. Podeszła do niego, po czym pomogła mu się podnieść. Za jej pomocą wstał z kanapy, ledwo utrzymując się na nogach. Cate zaciągnęła go do łazienki pod prysznic, a ten się osunął po ścianie kabiny i usiadł.
- Nie, Josh, jeszcze nie siadamy. - wysapała, z wielkim niż wcześniej trudem biorąc go pod ramię, pomagając mu wstać. A on oddychał ciężko.
Cate jeszcze bardziej się zaniepokoiła, wpadając jeszcze na inną myśl.
- Jesteś może ranny? - zapytała, wolną ręką sięgając po szampon do włosów. Nie zwracając uwagi na to, ile go nałożyła na jego głowę, zaczęła mu ją szorować. W odpowiedzi ten parsknął śmiechem. - Sama cię nie umyję, przynajmniej włosy będziesz miał czyste.
- Bo najważniejsze to posiadać czystą czuprynę. - prychnął, zaciskając mocno powieki czując jak resztki płynu do włosów spływa mu po twarzy. Oparł się jedną ręką o ścianę by utrzymać równowagę.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top