XII
Klęczałam bez sił w kałuży krwi. Moje oczy były zamknięte, a ciało zbyt zmęczone by wykonać jakikolwiek ruch.
Czułam na sobie jego dotyk, choć jest duchem. Jest tak przyjemny... Taki, że aż chce się żyć. Poczułam jego wargi na moich. Robił to tak delikatnie, a zarazem namiętnie jak nigdy. Czy tak to wygląda? Czy ja już umieram? Wyobrażam sobie niestworzone rzeczy, które nie mają prawa się wydarzyć.
Uśmiechnęłam się leciutko do siebie. Przecież nic, co wydarzyło się w moim dotychczasowym życiu nie miało prawa mieć miejsca. Powinno być dla mnie normalne to, że zwariowałam.
-Puppeteerze... - Wyszeptałam ledwo słyszalnym głosem.
-Co się stało moja marionetko? - Uważnie przyglądał mi się swoimi pięknymi, złotymi oczami.
-Zabij mnie... Proszę... Ja już dłużej nie chcę - wpatrywałam się w nie, a z moich oczu spływały łzy. - Już nie jestem w stanie się podnieść.
-Ja ci pomogę - złote sznurki po raz kolejny oplotły moje ciało i postawiły na nogi. Nie czułam bólu, tylko rozkosz. Jak zawsze. - Widzisz? Jeszcze dasz radę - powiedział, a ja lekko pokręciłam głową.
-Nie. Spójrz na mnie - płakałam. - Jestem wrakiem człowieka, cieniem samej siebie. Ja umieram Puppeteerze.
-Nie umierasz.
-Kłamiesz. Wiem co czuję. Jeśli naprawdę ci na mnie zależy, a zależy, wiem to, to błagam, zrób to, uwolnij mnie, zabij.
-Nie. Nie zabiję cię.
-Dlaczego?
-Bo chcę żebyś żyła.
-Żebym cierpiała - dodałam.
***
Cierpi. Tak. Miała cierpieć, tak jak ja. Ale jednak... To chyba za dużo. Nienawidzę jej za to, co zrobiła, a jednocześnie kocham. Od początku kochałem. Dlatego nie chcę by umarła.
-Veronico...
-Zabij mnie! - Krzyknęła.
Ma rację. Umiera. Teraz to widzę. Jej ciało powoli zaczyna gnić, a serce ledwo bije.
-Dobrze. - Powiedziałem. Wisiałem nad nią niczym kat.
-Dziękuję - lekko uśmiechała się przez łzy. Przynajmniej umrze szczęśliwa - myślałem, gdy moje sznurki mocniej owijały się wokół ciała dziewczyny. Pod niewielkim naporem kości zaczęły się łamać niczym suche gałązki. Złote nici przebijały każdy skrawek jej ciała; skórę, mięśnie, organy.
Wisiała przede mną z głową odchyloną do tyłu. Zapewne nie czuła nic, kiedy miażdżyłem jej wnętrzności. Ostatecznie wyrwałem serce z jej piersi, a ona wydała z siebie ostatnie tchnienie.
Przyjrzałem mu się; ociekało krwią, ale teraz już na zawsze należeć będzie do mnie. Bez względu na to, co czuła.
-Dlaczego ty ciągle za mną łazisz!? - Krzyknąłem. Mało brakowało, a zabiłbym ją na miejscu.
-Wcale za tobą nie lażę. - Odparła ze stoickim spokojem. - To nie moja wina, że pojawiasz się wszedzie gdzie akurat jestem.
Złote nici plątały się wokół mnie. Uniosłem ją w powietrze i już miałem pozbawić życia, ale w jej oczach dostrzegłem coś, co nie pozwoliło mi tego zrobić. Widziałem w nich tak wielką nienawiść do świata, do ludzi, do wszystkiego, a zarazem coś na kształt samotności.
-Jestem taka jak ty. Nie widzisz tego? - Spytała.
-Nie możesz być taka jak ja. Nikt nie może.
-Jak widać ja mogę. Puppeteerze, oboje tak samo nienawidzimy wszystkiego co nas otacza, oboje jesteśmy samotni i odrzuceni. Ale wiesz co nas różni? Ja chcę walczyć, a ty się poddałeś.
Nagle cały gniew jakby się rozpłynął. Miała rację. Cholerną rację.
Postawiłem ją na ziemię.
-Nie. Nie jesteśmy tacy sami. - Zaprzeczyłem. - Nigdy nie będziemy. To zawsze będzie nas odróżniać Veronico. Zawsze. - Spojrzałem na nią i zostawiłem na środku korytarza.
Martwe, przegniłe ciało, pozbawione serca leżało teraz przede mną. Tak bardzo nie chciałem tego robić, ale nie miałem wyjścia.
-Kochałem cię Veronico. Zawsze będę.
---------------------------
THE END. Moim skromnym zdaniem wyszło zajebiście. A co do piosenki w mediach, jest to utwór The GazettE - Taion. Polecam !ale tylko starszą wersję!
Btw, cytując Wveronikaa: SMILEY 😊
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top