26. Jeszcze wspomnisz moje słowa!

Ewelina

Choć niedzielne popołudnie spędziliśmy w świetnej atmosferze, martwiłam się o Zuzkę i Szymona.

Owszem, pogodzili się i Zuza cały czas siedziała na kolanach szatyna, który ją obejmował i co trochę całował, ale czy wszystko jest już na pewno w porządku między nimi?

To trochę przykre, że dzięki jej problemom nie myślę o nim... wolałabym, żeby ich nie mieli, a ja bym sobie jakoś poradziła.

Tak czy siak, w końcu nie wytrzymałam i w środę zapytałam siostrę wprost.

  - Powiesz mi co się dzieje? - wzruszyła ramieniem, siedząc ciągle w telefonie.
  - A co ma się dziać?
  - Zuza... za trzy dni się pobieracie, a wy nie utrzymujecie ze sobą kontaktu.
  - To, że Szymon do mnie nie przchodzi, nie oznacza, że nie utrzymujemy ze sobą kontaktu. - wzdycha. - Cały czas ze sobą piszemy. - macha telefonem. 
  - A skąd ja mam to wiedzieć? Nie czytam twoich smsów.
  - Ewela... wszystko jest w porządku. - nie brzmi przekonywująco. Siadam bliżej niej i chwytam ją za rękę.
  - Zuza... a co jeśli wy nie jesteście jeszcze gotowi na wspólne życie?
  - Zaczynasz mnie wkurzać! - Adam z Jankiem, spojrzeli na nas kątem oka.

Wybuchła tak nagle, nie zdając sobie sprawy o obecności chłopaków. Głupia jestem... powinnam poruszyć ten temat, będąc z nią sam na sam.

  - Kocham Szymona i nie mogę się doczekać, by zostać jego żoną. - mówi z nerwami ale cicho, żeby nie wystraszyć małego. - Tobie nikt nie zabraniał wyjść za Adama.
  - My to co... - przerwała, warcząc ma mnie.
  - Gówno prawda. Jestem tak samo pewna Szymona, jak Ty byłaś Adama. Nikt nie zmieni mojego zdania, rozumiesz? Nikt. - przytulam ją, czym bardzo ją zaskakuję.
  - Dobrze... przepraszam. Wszystko rozumiem. Po prostu jesteś moją młodszą siostrą i chcę dla Ciebie jak najlepiej.
  - To wspieraj mnie, a nie buntujesz.
  - Ja Cię nie buntuje, tylko się martwię.
  - Naprawdę, wszystko jest w porządku, a ta przerwa ma tylko sprawić, że za sobą zatęsknimy. - spojrzała na Aleksego. - Młody zjadł?
  - Tak.
  - Mogę iść z nim na spacer?
  - Jasne. - uśmiechnął się Adam.

Gdy tylko Zuza wyszła z wózkiem na spacer, do pobliskiego parku, blondyn usiadł obok mnie i objął mnie ramieniem.

  - Słyszałaś? Nie martw się. Wszystko jest między nimi dobrze. - wzdycham. - Musisz im zaufać, bo oszalejesz.
  - To nie jest łatwe. Wydaje mi się, że oni są za młodzi... że jeszcze nie dotarli do siebie.
  - A ty, skarbie? Ile miałaś lat, jak za mnie wychodziłaś. Dokładnie tyle samo, co Zuza. - mówi brunet, patrząc na mnie z miłością.
  - Ale...
  - Wiesz jaki masz problem? Nie było Cię przy nich, kiedy się godzili. - mówi Janek. - Nie słyszałaś na własne uszy, jak wyjaśniają sobie sytuację i ciężko jest Ci uwierzyć, że tak szybko się pogodzili, a ta przerwa jest tylko dla podkręcania uczuć między nimi.
  - Boże... jak Ty mnie znasz. - przytulam głowę do niego.
  - Zaufaj im... tak jak oni zaufali wam.
  - Masz rację. Dzięki Jasiek.
  - Nie ma za co. Zawsze do usług, Myszko. A teraz wybaczcie, muszę już jechać i coś ugotować dla Dawida. - uśmiechnęłam się. - Widzimy się na ślubie. - całuje mnie w policzek.
  - Jasne.
  - Do zobaczenia.
  - Do zobaczenia.

Po jego wyjściu, nadal siedzę, ale już na spokojnie myślę, o tym wszystkim. Janek ma rację... muszę im zaufać. Ona pewnie też martwiła się o mnie.

Uśmiecham się, kiedy tym razem obok mnie siada Adam i zaczyna masować moje ramiona.

  - Skoro Janek uspokoił twoją głowę, ja sprawię, że się rozluźnisz. - mruczy mi do ucha, całując mnie za nim.
  - O tak... - jęczę z przyjemności. - ...ty i Janek jesteście moim antidotum na stres. - dosłownie się rozpływam.

Nie trwa to jednak długo, bo rozdzwania się mój służbowy telefon. Wstaję i odbieram na tarasie.

~ Winer, słucham.
~ Witaj, Ewelino.
~ Witam, panie Arturze. Rozumiem, że szykuje się kolejne spotkanie.
~ Tak. Chciałbym, żebyś towarzyszyła nam na uroczystej kolacji z zarządem, w Warszawie? Będą same osobistości, nawet sam Ryan Willson. Nie wypada, żebyśmy razem z Ksawerym, pojawili się tylko w swoim towarzystwie, a pani Ania nie może jechać ze mną, bo będzie potrzebna Igorowi.
~ A kiedy jest ta kolacja?
~ W piątek. - wzdycham ciężko.
~ Panie Arturze... mam w sobotę ślub siostry i jeśli zapewni mi Pan powrót do Łodzi, nawet i w środku nocy, oczywiście że z panem pojadę.
~ Dobrze... to ja każę pani Ani, nie rezerwować pokoi w hotelu, tylko transport. Bardzo Ci dziękuję. - słyszę ulgę w jego głosie. - Przyjadę po Ciebie w piątek o 17.00.
~ Dobrze. Do widzenia.
~ Do zobaczenia.

Uśmiechnęłam się do telefonu. Bardzo chętnie wyrwę się z domu i pojadę z nim na to spotkanie. Tylko jak ja to powiem Adamowi...?

Wchodzę do domu i staję przy wyspie, patrząc jak mój mąż przygotowuje obiad.

  - Co tam, kochanie? - pyta stojąc tyłem.
  - Znowu mam spotkanie służbowe w Warszawie. - widzę, jak się spiął, dlatego podchodzę i przytulam się do jego szerokich, ale nie przesadnie umieśnionych pleców. - Na szczęście, to tylko jedno spotkanie tak daleko. - rozluźnił się, ale nie do końca.
  - Kiedy?
  - W piątek wieczorem, ale muszę wyjechać już o 17.00. - wolę mu powiedzieć, że to zebranie, niż kolacja.

Ostatnio zrobił się bardzo zaborczy.
Nie chcę kolejnej awantury.

  - Mam nadzieję, że odmówiłaś? Przecież na drugi dzień, jest ślub twojej siostry. - doskonale o tym wiem, a on i tak musi mi to specjalnie przypomnieć, że to przegięcie.
  - Muszę jechać, jestem potrzebna. - wzdycha ciężko.
  - I o której masz zamiar wrócić? Przed samym ślubem? - zaczyna się denerwować.
  - Nie zostaję tam. Wrócę późno w nocy.
  - Chociaż to. - mówi zrezygnowany.

Jest zły...

Adam

Jestem zły... chociaż nie... jestem zajebiście wkurwiony.

Czy oni nie wiedzą, że ona jest na macieżyńskim i nie może zostawiać syna?

Dobra... to był głupi argument, bo przecież Alek ma też mnie. Przyznaję... tu bardziej chodzi o mnie.

Nienawidzę, gdy mi gdzieś znika!

  - Adaś... - wkłada mi rękę pod bluzkę i cholernie podniecająco, zaczyna mnie smyrać paznokciami. - ...jesteś strasznie spięty. Może pomogę Ci się rozluźnić... - mała kusicielka.

18+

Odwracam się do niej, a ona już ma odpięte guziki u swojej koszuli, przez co widać jej cudowne piersi, odziane w prześwitującą koronkę. Odznaczające się sutki, kuszą by je całować.

Kurwa... już stoję na baczność.

W mig ściągam z niej jeansowe spodenki, sadzam ją na blacie i jak oszalały z tęsknoty, całuję jej szyję i dekolt.

Moja mała wygina się w łuk, dając mi jeszcze większy dostęp do siebie, ciągnąc mnie za włosy, kiedy zębami skubię jej pączusie, z których wypływa po kilka kropel mleka.

Zlizuję i smakuję ten nektar bogów, który napędza mnie do działania.

Dosyć tego! Nie mogę już wytrzymać!

Wiedząc, że Ewela od tygodnia bierze tabletki antykoncepcyjne jednoskładnikowe, które nie wypływają na pokarm, nie muszę mieć już przy sobie prezerwatyw. Po prostu ściągam do końca jej spodenki, po czym odpinam swoje i po odsunięciu fig do kompletu, wbijam się w nią z całej siły.

  - Aach!!! Tęskniłam za tym! - jęczy.

Tylko dwa dni kochałem ją leniwie, by dać odpocząć jej cipce, po ostrych rżnięciach w sobotę, a ona i tak tęskniła za tym.

Moja bogini...

Teraz też posuwam ją ostro, gryząc jej sutki. Gdy jesteśmy blisko spełnienia, niespodziewanie do domu wchodzi Zuzka.

  - Nie, kurwa! Tylko nie teraz! - przyspieszam jeszcze bardziej, ale młoda nie może nas zobaczyć, pieprzących się na blacie w kuchni.

Podnoszę moją boginię i nie wychodząc z niej, wchodzimy do spiżarni. Przyciskam, ją do drzwi, żeby młoda tu nie weszła.

  - Musisz być cicho. Zuzka wróciła. - zaśmiała się.
  - Mhm... - całuję ją gwałtownie, znów przyspieszając.

Zaczynam drżeć, gdy jej cipka miażdży mój sprzęt, który tak to uwielbia.

  - Kocham Cię, mała. - dyszę jej do ucha i sam słucham jej jęków.

  - Ewela? - słychać stłumiony głos Zuzki, która chwyta za klamkę. - Jesteś tam? - próbuje je otworzyć, ale nie ma ze mną szans, kiedy przyciskam moją małą do nich. - Ewela?
  - Zuza, nie teraz! - warczę.

Już po chwili szczytuję, całując jej słodkie usta.

  - Kocham Cię. Kocham Cię. Kocham Cię. - szepczę, gryząc ją w ucho i pompując do końca.
  - Ja... też Cię kocham, Aaaadam. - jęczy, tak seksownie, że mimo tego że właśnie doszedłem, pragnę jej jeszcze i zaraz będę gotów.
  - Skończyliście? - pyta Zuzka.
  - Fuck... - szepczę.
  - Bo młody ma bombę, a ja się brzydzę go przebrać! - znowu się zaśmiała.
  - Adam... puść mnie.
  - Jeszcze jeden szybki numerek, proszę. - błagam ją.
  - Wieczorem... obiecuję. - mówi, całując mnie.

Kiedy wychodzę z niej, z niezadowoloną miną, ona zgrabnie zaskakuje ze mnie, i pośpiesznie zapina koszulę, wychodząc ze spiżarni.

♡♡♡

  - No w końcu!
  - Przepraszamy. Chodź, kochanie.

Po zapięciu spodni, wychodzę ze spiżarni i zatrzymuję się, widząc szwagierkę. Stoi oparta biodrem o wyspę, z założonymi rękami i patrzy na mnie z podbiesioną brwią. Jeśli myśli, że jest mi głupio, bo nas "przyłapała", to jest w błędzie. Szeroko się uśmiecham i wracam do gotowania.

  - Głodna? - pytam, jak gdyby nigdy nic, mając ręce. - Za niedługo będzie obiad.
  - Czy to się wam kiedyś znudzi? - uśmiecham się jeszcze szerzej pod nosem.
  - Nigdy. Mogę Cię prosić, żebyś jej to zaniosła? - schylam się i podaję jej spodenki Eweli.

Gdy Zuza chce je wziąć ode mnie, trzymam je jeszcze przez chwilę, siłując się z nią i mówię:

  - Masz szczęście, że Cię lubię, młoda i nie będę się śmiał, kiedy nie będziesz mogła się odkleić od Szymona, gdy już poczujesz... smak... tej przyjemności. - wywróciła oczami.
  - To nie jest najważniejsze. - uśmiechnąłem się.
  - Owszem, ale wierz mi... spodoba Ci się i będziesz chciała więcej i więcej.
  - Faceci. - prychnęła i poszła do mojej blondyneczki.
  - Jeszcze wspomnisz moje słowa! - krzyczę, ale prędzej skisnę, jak ona się do tego przyzna.

~***~

W piątek zaprosiłem do siebie Mateusza i nie dlatego, że boję się zostać sam na sam, z własnym synem, ale by mieć towarzystwo, kiedy mały pójdzie spać. Zuzka już od wczoraj jest u rodziców i to tam będzie się szykować do ślubu.

Po uśpieniu małego w turystycznym łóżeczku na tarasie, obserwuję w drzwiach Ewelę, która szykuje się w naszej łazience, na wyjazd z szefem do Warszawy.

Słyszycie, jak to brzmi?
No aż mnie kurwica bierze...

  - Mały zasnął? - pyta, patrząc na mnie w lustrze, gdy zakłada kolczyki, które dostała ode mnie na pierwszą rocznicę ślubu.
  - Tak. - odpowiadam, nie ukrywając swojego humoru.
  - A Mateusz o której przychodzi?
  - O 18.00.
  - Zrobiłam wam coś dobrego. Jest w lodówce i piekarniku. - uśmiecha się zalotnie.
  - Wolałbym... - podchodzę bliżej i kładę ręce na jej biodra. - ...żebyś została. Moglibyśmy zaprosić ich oboje i we czwórkę spędzić miło czas.
  - Kochanie... wiesz, że nie mogę. Muszę jechać, ale... - wzdycham, kładąc czoło na jej ramieniu.

No kurwa... nie mam jak jej zatrzymać.

Ewela odwraca się do mnie i kokietuje mnie uśmiechem i hipnotyzującymi oczami.

  - ...jak wrócę... obiecuję... że zrobię Ci takie fellatio, że będziesz w innym wymiarze. - parsknąłem śmiechem. - Dlatego czekaj na mnie w pokoju zabaw, bo nie wiadomo, jak głośno będziesz krzyczeć.

Rozchylam poły jej szlafroka i dosłownie czuję, jak Ben ciśnie mnie w spodniach. Moja mała ma na sobie czarną bardotkę, czarne, koronkowe, wysokie figi i jasne pończochy z czarną koronką.

  - Adam... - mówi ostrzegawczo. - ...nie mam czasu. Za niedługo, będzie po mnie...
  - Poczeka. - warczę i sadzam ją na blacie.

Nie wyjdzie bez ostrego bzykanka.

Ewelina

Ledwo Adam skończył mnie... pieprzyć, gdy rozległ się dzwonek do drzwi. Jak poparzona, zeskoczyłam z szafek i pobiegłam do garderoby się ubierać.

Szybko wciągam na siebie czarną, obcisłą sukienkę do kolan, która ma rozcięcie na lewym udzie oraz zakładam do tego czarne, wysokie szpilki i wychodząc ze sypialni, biorę spakowaną, średnią wizytówą torebkę.

Gdzieś musiałam upchnąć ręczny laktator, telefon, kluczyki, dokumenty i lusterko.

Nie jestem zdziwiona widokiem prezesa, bo pan Artur zadzwonił do mnie dzisiaj rano, że może nie zdążyć wrócić do Łodzi, więc przyjedzie po mnie sam pan prezes, a on sam poczeka na nas na miejscu.

Po pożegnaniu moich chłopaków, ruszliśmy w podróż prywatnym samochdem pana Ksawerego, czyli najnowszym Mercedesem Benz klasa S.

Kurwa... no przepiękne auto... ale... w ogóle nie pasuje mi do niego. Mój Adam wygladałby w nim zajebiście.

Zagryzam wargę, wyobrażajac sobie, jego w skórzanej kurtce, za kierownicą tej fury. Jak pomykamy na autostradzie, by potem wywieźć nas, na jakieś zadupie i ostro pieprzyć mnie na mas... STOP!

Ty idiotko!

Po 1. Nie nakręcaj się, kiedy go tu nie ma.
A po 2. Szczególnie nie rób tego, w obecności szefa!

Niestety pan prezes zauważył moje "nietypowe" zamyślenie, bo spojrzał na mnie dziwnie, odrywając wzrok od drogi, czego nie robił od początku podróży.

  - Piękne ma Pan auto, panie prezesie. - zagaduję, by wyjść z tego z twarzą.
  - Dziękuję. - uśmiechnął się lekko.
  - Ile to cudeńko ma koni? - pytam przejeżdżając po pięknej desce rozdzielczej.
  - 612. Znasz się na samochodach?
  - Dopiero zaczęłam się interesować, kiedy zrobiłam prawo jazdy. - chwalę się.
  - Gratuluję.
  - Dziękuję. - uśmiecham się.
  - Twój mąż... - spięłam się. Czyżby Adam znowu mu coś powiedział, kiedy się ubierałam? - ...nie był zachwycony, twoim wyjazdem.
  - Przepraszam...
  - Nie przepraszaj. - wszedł mi w zdanie.
  - ...ale Adam... on... woli, żebym nie pracowała i siedziała w domu.
  - Nie dziwię mu się. - spojrzałam na niego ze zamieszczonymi brwiami.

Co to ma znaczyć?

Nadal jest zły, że nie chciałam być jego asystentką?

  - Powie mi pan prezes, co ja tu robię, skoro pan też uważa, że powinnam siedzieć w domu? - uśmiechnął się, co wydaje mi się dziwne.
  - Źle mnie zrozumiałaś, Ewelino. Jesteś bardzo potrzebna firmie. Nawet nie mogę się doczekać, aż wrócisz do pracy. - podnoszę brew. - Ale też rozumiem Twojego męża. Gdybym miał taką kobietę jak Ty, też nie wypuszczałbym jej... z łóżka. - aż mnie zatkało.

W sposób jaki to powiedział sprawił, że puls mi przyspieszył i poczułam się, jakbym utknęła w samochodzie... z Michałem.

  - Zaskoczyłem Cię, nieprawdaż? - nie odpowiedziałam.

Nagle poczułam jego rękę na moim kolanie.

  - Co pan robi? - chwytam go za rękę.
  - Miałem Cię za inteligentniejszą. - uśmiechnął się. - Twój mąż, bardzo jasno dał mi do zrozumienia, dlaczego muszę na Ciebie czekać. Chcę sprawdzić, czy rzeczywiście ma się czym chwalić. - ...co? - Pytanie, czy będziesz udawać niedostępną, czy przechodzimy do konkretów. - no teraz to jestem przerażona.

Kurwa... i co ja mam robić?

  - Czyli zauważył pan, jak bardzo kręci mnie to auto? - pokierowałam jego ręką ciut wyżej, na co się uśmiechnął.
  - Zauważyłem. - zaczął bawić się skrajem pończochy i zbliżać się niebezpiecznie do mojej cipki. - Chcę Cię przelecieć w tym aucie.
  - Tylko w aucie? - odwrócił się do mnie. - Proszę mnie nie obrażać. - spojrzał na mnie zdziwonym wzrokiem.
  - Masz ochotę na więcej?
  - Jeśli to zostanie między nami... - kokietuję go.
  - Jestem bardzo dyskretny.
  - W takim razie... co prezes na to, żebym napisała do męża smsa, że jednak wrócę jutro? - szeroko się uśmiechnął.
  - Wybacz, że zwątpiłem w twoją inteligencję. - teraz mogłam bez obaw, wybrać numer do bruneta.

Adam

Udałem niewzruszonego, kiedy moja mała wsiadała do pieprzonej "Eski" tego gościa, a tak naprawdę byłem nie tylko zafascynowany tym cackiem, ale byłem też wkurwiony widząc, jakie wrażenie zrobiła na NIEJ ta fura.

Kurwa... może mam kasę, ale nigdy nie kupię auta za prawie bańkę. Z resztą... znając Ewelę... nie pozwoliłaby mi na to, mimo że ten samochód bardzo się jej spodobał.

Kiedy przyszedł Mat, akurat musiałem przybrać Alka, więc przyjaciel bardzo chętnie obserwował, jak zmieniam mu pieluszkę. On też już nie może się doczekać.

Poszliśmy na taras, gdzie Alek bawi się zabawkami, w łóżeczku turystycznym. Podałem mu piwo, gdzie ja muszę się zadowolić tylko Spritem.

  - Czemu nie pijesz piwa?
  - Mamy zasadę z Ewelą, że jedno z nas musi być trzeźwe, przy dziecku. Dopóki ona karmi młodego, mogę sobie pozwolić wypić wieczorem piwo, ale jak jestem sam, nie ma takiej opcji, żebym cokolwiek ruszył.
  - No tak... Boże... ile przede mną. - zaśmiałem się.
  - Dasz sobie radę.
  - Muszę. - nadyma policzki. - A Eve... kiedy wróci?
  - Nie wiem.
  - Nie jesteś zachwycony, że pojechała.
  - Oczywiście, że nie. Jeszcze jakby to było tu na miejscu, to jeszcze jakoś... jakoś, ale on ją wywiózł do Warszawy pierdoloną najnowszą "Eską".
  - Pierdolisz?
  - Nie. - syczę.
  - Adam... nie możesz się zachowywać, jakby każdy facet na nią leciał i chciał Ci ją odbić. Ufaj jej.
  - Ufam jej... po prostu nie ufam całej reszcie.
  - Nawet mi. - spojrzałem krzywo na niego. - Człowieku... wyluzuj... bo się wykończysz, chłopie. Ona Cię nie zostawi dla innego... nigdy. - wzdycham.

Ciężko jest przyznać się przed samym sobą, a co dopiero przed przyjacielem, że kieruję mną strach.

Boję się, że ona znów mnie zostawi... że ktoś zawróci jej w głowie i odejdzie ode mnie. Dlatego tak cholernie się cieszę, że nie ma Adriana, który nadal próbowałby ją odbić, gdyby został.

On by nie odpuścił... nigdy tego nie zrobi.

Nagle dzwoni mój telefon, a na ekranie pojawia się piękny uśmiech mojej żony.

~ Tak, kochanie?
~ Co jeszcze mówił mój mąż? - słyszę jej głos i zamieram.
~ Powiedział, że muszę poczekać, bo musisz się ogarnąć po ostrym bzykanku. Lubisz ostry seks? - kurwa jego mać...

  - Adam... co jest? - pyta Mat, ale go uciszam.

~ Bardzo. A ten samochód... - mruczy. - ...cholernie mnie kręci. -
~ Zaraz się przekonasz, jak zajebisty jest seks w tym cacku. - nie!
~ Nie chcę się pieprzyć w aucie.
~ Zawsze tak mówicie, a potem jesteście zachwycone.
~ Słyszałeś, Adam?
~ Maleńka...
~ Co ty kurwa robisz?
~ Rozmawiam z mężem. Jeśli nie chcesz mieć problemów, zabierz to łapsko z mojej nogi, zjedziesz na MOP i pozwolisz mi wysiąść, inaczej nasza rozmowa, trafi prosto w ręce Willsona.
~ Ty suko.
~ A ty jesteś frajerem, jeśli myślałeś, że zdradzę męża, który swoją drogą, ma za długi jęzor. - syczy. - Jesteś zadowolony, kochanie? Jeśli chciałeś załatwić mi awans, to pomyliłeś szefów. - zacisnąłem szczękę. - Przez Ciebie, pan prezes wziął mnie za dziwkę i chciał sprawdzić czy rzeczywiście masz się czym pochwalić, przy okazji mnie macając.
~ Rozpierdolę mu gębe. - Mat patrzy na mnie zszokowany.
~ Radzę Ci zamknąć swoją, bo jeśli dalej będziesz mi dawał referencje, mogę się następnym razem nie obronić.
~ Przepraszam.
~ Uwierz, że będziesz mnie musiał długo przepraszać. Zadzwoń po rodziców do Alka i przyjedź po mnie.
~ Za niedługo będę. - rozłaczyła się.

  - Stary, co się stało?
  - Mam przejebane...

Ewelina

Kiedy tylko się rozłączam, wybieram numer do pana Artura.

~ Tak, Ewelino.
~ Panie Arturze, chciałam poinformować, że nie będzie mnie na tym spotkaniu, ani na żadnym innym.
~ Co się stało? Myślałem, że jesteście w trasie.
~ Bo jesteśmy... prawda, panie prezesie?
  - Skończ ten cyrk. - warczy na mnie.
~ Ewelino... co się dzieje?
~ Za kilka minut wysiadam na pierwszym MOP'ie, bo pan prezes myśli, że na swój samochód, może wyrwać każdą.
  - Zamknij się!
  - Skup się na drodze. - syczę. - Chcę dojechać żywa.

Wjechał gwałtownie na MOP i zatrzymał się byle jak na parkingu.

  - Wypierdalaj z mojego auta. - wskazał ręką na drzwi.
  - Żegnam, frajerze. - wysiadłam i z całej siły trzasnęłam drzwiami od tego cudeńka.

Z piskiem opon odjechał, a ja mu pomachałam środkowym palcem.

~ Ewelino, jesteś tam? - o cholera... zapomniałam o nim.
~ Tak.
~ Bardzo Cię przepraszam.
~ To nie pan powinien mnie przepraszać.
~ Obiecuję... - przerywam mu.
~ Przepraszam, ale w poniedziałek wyślę kurierem swoją wypowiedzenie.
~ Nie rób tego, Ewelino.
~ Nie dam rady, pracować z kimś takim. Ja już byłam ofiarą gwałtu. Tu na szczęście nic się nie stało, oprócz macania.
~ Jezus Maria... przyrzekam Ci, że jeszcze dziś to załatwię. On...
~ Przykro mi, panie Arturze. Podjęłam już decyzję. Do widzenia.
~ Ewelino, proszę... - rozłaczyłam się.

Usiadłam jak ta sierota na ławce i czekam na Adama. Wzbudzam zainteresowanie, bo jestem wystrojna i siedzę samotnie, patrząc się przed siebie. Mam nadzieję, że nikt mnie mnie weźmie za luksusową prostytutkę.

Po niecałej godzinie wjeżdża mi tak znajome auto, na parking i parkuje tuż na przeciwko mnie. Patrzymy sobie przez chwilę w oczy, aż w końcu brunet wysiada z miną zbitego psa.

Wstaje i pobiegam do niego, po czym rzucam mu się w ramiona, kompletnie go tym zaskakując.

  - Maleńka...
  - Nie rób tak nigdy więcej. To naprawdę mogło się źle skończyć. - ścisnął mnie mocniej.
  - Prosze, nie gniewaj się na mnie. Ja tylko chciałem, pokazać mu...
  - Wiem, ale dało to odwrotny skutek. Wzbudziłeś jego zainteresowanie.
  - Chryste... przepraszam, Maleńka. - mówi wystraszony. - To miało być ostrzeżenie, że jesteś moja, że wróciliśmy do siebie i jesteśmy szczęśliwi, a nie zachęta. Kurwa, co za pojeb! - wściekł się, po czym chwycił w dłonie moją twarz. - Czy ten skurwiel coś Ci zrobił?
  - Nie. Tylko złapał za udo i zapytał czy przechodzimy do rzeczy, czy będę udawać niedostępną. - zacisnął szczękę.
  - Ja wiem, że to moja wina, ale więcej tam nie wrócisz do pracy, Ewela. - mówi z determinacją.
  - Już powiedziałam, że rezygnuję z pracy. - przytulił mnie.
  - Dobra decyzja, skarbie. - westchnął z ulgą.
  - Ale przeprosinowe bzykanko Cię nie ominie. - zaśmiał się.
  - Ależ oczywiście.
  - Co powiedziałeś rodzicom?
  - Mateusz z nim został, a Monika miała zaraz dojechać, jak ruszyłem.
  - To super! Dzwoń do nich, żeby zamówili jedzenie.
  - A mówiłem od początku, żeby tak zrobić? - mierzę w niego palcem.
  - Nie zaczynaj, Winer. - zaśmiał się krótko.

Mam nadzieję, że go wystarczająco wystraszyłam, by nie chwalić się obcym, naszym życiem erotycznym.

To ma być tylko nasza bajka.
Nic nikomu do tego.

3325 słów.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top