Rozdział 16 - Po stokroć
Szybkim ruchem odwróciłam się za siebie, biorąc po drodze szczotkę do włosów. Jednak tym, na co natrafiłam, była pusta przestrzeń. Jeszcze raz spojrzałam w lustro. Szczotka wypadła mi z dłoni, kiedy znów ujrzałam w nim mojego prześladowcę. Zdawało by się, że wogle nie opuścił swego miejsca, jednak ilekroć się odwracałam nikogo za mną nie było.
Powoli chyba zaczynam wariować...
Cicho wycofałam się z łazienki, upewniając się, że szczelnie ją zamknęłam. W zamyśleniu dotknęłam rany, znajdującej się na moim policzku, która zdążyła się już zasklepić.
Podniosłam klapę, przez którą wchodziło się do mego pokoju. Szybko przeszukałam szufladę w poszukiwaniu poręcznego lusterka. Kiedy wreszcie je znalazłam, spojrzałam na swoje odbicie w nim. I prawie że w tej samej sekundzie prawie je upuściłam, kiedy obok mnie pojawił się obraz czarnej postaci. Zdenerwowana rzuciłam je na swoje łóżko, na które po chwili także padłam. Miałam ochotę płakać w poduszkę, jednak z jakiegoś powodu łzy nie chciały lecieć z mych fioletowych oczu. Nie mając na nic siły spojrzałam na mały, różowy budzik, nie dawno kupiony przez moją mamę, bym tak często nie spóźniała się do szkoły. Cóż, szczerze powiedziawszy niewiele to mi dało. Liczba moich spóźnień ani trochę się nie zmniejszyła, wręcz przeciwnie. Stała się jeszcze większa, ale to nie wina tego małego urządzenia, tylko złoczyńców, którzy ostatnimi czasy zaczęli pojawiać się coraz częściej.
Westchnęłam cicho, widząc na budziku godzinę, prawie że siódmą. Nieśpiesznie wstałam i przebrałam się w czyste ciuchy, wyciągnięte uprzednio z szafy. Sięgnęłam po torebkę, w której wczorajszego wieczoru schowała się szkarłatna Kwami. Otworzyłam ją, na co siedząca w niej maleńka postać zmrużyła oczy. Chwilę później jednak rozszerzyła je, widząc nad sobą moją twarz.
- C-co ci się stało w policzek? - spytała, wylatując ze swojej kryjówki.
- To przez postać z mojego snu - westchnęłam, przeczesując dłonią jeszcze rozpuszczone ciemne włosy. - Tym razem odezwała się do mnie.
- Naprawdę? - spytała Tikki, zatrzymując się tuż przed mymi oczami.
Jej czułki delikatnie załaskotały mnie w policzek, wywołując u mnie uśmiech. Widocznie cała wczorajsza uraza, którą do mnie żywiła na dobre gdzieś zniknęła.
- Powiedziała, że to już prawie czas...
- Czas? - powtórzyła za mną, nie rozumiejąc. - Na co?
- Marinette! Ktoś po ciebie przyszedł! - przerwał nam krzyk mamy.
Po plecach przebiegł mj dreszcz podniecenia. Uśmiechnęłam się i przepraszająco spojrzałam na swoją Kwami. Było mi trochę głupio, że tak musimy kończyć naszą rozmowę.
Kiedy tylko ponownie znalazła się w różowej torebeczce, szybko zbiegłam po schodach. Tym razem udało mi się nie przewrócić na nich. Minęłam stojącego w kuchni niezadowolonego tatę i skierowałam się do wejścia w piekarni.
- Adrien! - krzyknęłam szczęśliwa widok stojącego w drzwiach blondyna.
- Hey, pomyślałem, że mogliśmy zjeść razem śniadanie przed szkołą - uśmiechnął się, przyprawiając mnie o przyśpieszony rytm serca.
Mimowolnie zapiekły mnie policzki na jego propozycję. Kiwnęłam głową, a następnie wyszliśmy z piekarni. Kiedy tylko drzwi zamknęły się szczelnie za naszymi plecami, chłopak nachylił się nade mną i delikatnie musnął moje usta. Odsunął się ode mnie i pochwycił moją rękę.
- Nie chciałem tego robić przy twoich rodzicach - zaśmiał się lekko nerwowo, przeczesując dłonią jasne włosy.
Z chwilą, kiedy uniósł rękę, rękaw białej koszuli zsunął mu sie z ramienia, pokazując biały, płócienny bandaż.
- Co ci się stało? - spytałam, dotykając opatrzonego miejsca.
Syknął cicho, kiedy to zrobiłam. Rana musiała być poważna.
- Wywaliłem się wczoraj jak robiłem sobie kanapkę i tak jakoś zraniłem się nożem... - szepnął niepewnie.
Spojrzałam na niego podejrzliwie. Na pierwszy rzut oka było widać, że kłamał. Jednak postanowiłam go nie wypytywać. Ale czy w podobne miejsce nie zranił się wczoraj Czarny Kot?
Adrien zabrał mnie do wykwintnej restauracji, jednej z tych, sponsorowanych przez jego ojca. Kelner wskazał nam miejsce na słonecznym balkonie, znajdującym się na piętrze.
W czasie gdy czekaliśmy na zamówione przez chłopaka danie, opowiedziałam mu o dzisiejszym śnie. Przerwałam jednak, kiedy ponownie pojawił się kelner. Położył przed nami talerze z jajecznicą, smażoną na bekonie wraz z świeżymi bułeczkami, nadziewanymi masłem czosnkowym.
Z zapałem zabrałam się do jedzenia, podobnie jak Adrien. Pieczywo idealnie komponowało się z jajkami, sprawiając, że w niecałą minutę pochłonęłam swoją porcję.
- Marinette - usłyszałam głos chłopaka, który jak mi się przynajmniej wydawało, ledwo powstrzymywał się od śmiechu.
Zmarszczyłam brwi. Czy zrobiłam źle coś tak oczywistego, że tym go rozbawiłam?
Blondyn przesiadł się na wolne krzesło, znajdujące się tuż obok mnie. Cały czas się śmiejąc wplątał palce w moje ciemne włosy i pochylił się do przodu. Serce, prawie że stanęło mi w miejscu, kiedy musnął moje usta, delikatnie przegryzając przy tym górną wargę. Czułam jak pieką mnie policzki jednocześnie ze szczęścia, jak i zawstydzenia.
- Miałaś jajecznicę nad górną wargą - zaśmiał się, puszczając mi perskie oczko.
Zażenowana zakryłam usta dłonią. O ile wcześniej się rumieniłam, teraz zapewne wyglądałam jak soczyście czerwone jabłko. Nie mógł mi tego po prostu powiedzieć?! Czułam się teraz jak szczęśliwa idiotka.
- K-kretyn... - mruknęłam cicho, przenosząc wzrok na ulice miasta.
I prawie że w tej samej chwili gdzieś pod restauracją rozległ się głośny huk. Oboje wychyliliśmy się zza barierki balkonu, by dowiedzieć się co było jego źródłem.
W życiu nie podejrzewałabym, że kiedyś zobaczę załamaną twarz Chloe. Jej jasnoniebieskie tęczówki wpatrywały się w nas z niedowierzaniem wymieszanym z przerażeniem. Zauważyłam, że jej oczy błyszczą się i po chwili uświadomiłam sobie, że przyczyną tego były łzy wolno spływające strumyczkami po jej policzku.
Kiedy jednak zorientowała się, że także patrzymy w jej stronę szybko zasłoniła oczy dłonią i uciekła. W ciszy patrzyliśmy jak znika wśród przecznic między budynkami.
- O co jej chodziło? - zadał mi pytanie Adrien, na co ja tylko wzruszyłam ramionami.
*Chloe*
Uparcie ścierałam dłonią wciąż płynące łzy, wściekła na siebie za to jak zachowałam się na oczach wszystkich ludzi. Jak mogłam pokazać im się od tak żałosnej strony? Nie... Właściwe pytanie brzmi dlaczego kolejny raz przegrałam z tą idiotką? Dlaczego, pomimo tego, że jestem o wiele bardziej wspaniała niż ona, nigdy nie mogę z nią wygrać? Jak mam spełnić obietnicę, którą złożyłam sobie, gdy pierwszy raz przegrałam z nią w podstawówce w konkursie projektowania?*
Kolejny raz starałam się powstrzymać wciąż wypływające łzy. Przestałam jednak, gdy do moich uszu dotarł dźwięk kroków. Podniosłam głowę.
- Czyż to nie Chloe Bourgeois? - usłyszałam roześmiany damski głos, jednak było zbyt ciemno bym mogła rozpoznać swojego rozmówcę.
Kobieta wolnym krokiem podeszła do mnie. Dźwięk kroków ustał, kiedy, jak mi się wydawało, przykucnęła tuż przede mną. Coś zimnego musnęło mój policzek, chwytając kosmyk, znajdujący się tuż przy uchu. Mimowolnie mym ciałem wstrząsnął nieprzyjemny dreszcz.
- Nie chciałabyś się im odpłacić za swój ból po stokroć?
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
*W mojej historii Chloe i Marinette chodziły razem do podstawówki. Już wtedy Chloe uważała, że to jej powinny należeć się wszystkie piękne tytuły i nagrody. Tak było do momentu, kiedy Marinette za namową Alyi (również była z nimi w klasie) zgłosiła swój projekt sukienki, pokonując innych. Chloe obiecała sobie wtedy, że więcej nie przegra z nią, jednak jak wiadomo, niezbyt dobrze idzie jej spełnianie tej obietnicy. Chloe tak naprawdę nie kocha Adriena. Walczy o niego tylko ze względu, że Marinette jest w nim zakochana.
Kolejna postać, kolejna ofiara, kolejna akcja! Co tym razem przyniosą nam nowe wydarzenia?
Pozdrawiam,
~Yuuki
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top