❇️6❇️

Podczas gdy Mona lokowała mi włosy, ja patrzyłam w lustro na drugim końcu pomieszczenia.
Jej pokój praktycznie niczym nie różnił się od pokoju Karai z wyjątkiem morskiego dywanu. Dziwiło mnie skąd Nocni Łowcy mają takie rzeczy jak lokówka, ale już nie dopytywałam. Patrzyłam na ubrania, jakie mi dała Lisa.

-To jest bluzka? - spytałam podnosząc czarny materiał do góry.

-Nie, sukienka - odparła.

-Taka krótka? - zdziwiłam się. - Mam świecić przed wszystkimi tyłkiem?

-Grace wpuszcza tylko tak ubrane dziewczyny do klubu.

-Do jakiego klubu? Ona ma z 60 lat.

-Chyba 600 lat. To Czarodziejka Chinatown. Jest długowieczna.

Kolejny niewiadomy fakty mojego otoczenia. To co? Może Casey jest wampirem?
Dziwne, wcale o nim nie myślałam. Więcej, prawie zapomniałam, że istnieje. Nie wiem dlaczego.

-Donnie chyba cię lubi - zauważyła Mona.

Aaa... To już wiem dlaczego. To imię odbiło się w mojej głowie jak kościelny dzwon.

-Tak myślisz? - spytałam.

-Jesteś pierwszą osobą od bardzo dawna, na którą patrzy z taką głębią.

-Głębią?

Lisa kiwnęła głową rozwijając ostatnie pasma włosów z lokówki.

-Już, teraz się przebierz - powiedziała.

Wzięłam sukienkę i buty kierując do drzwi obok łóżka. Do jej garderoby. Szybko zmieniłam ubranie i tak jak podejrzewałam - sukienka ledwo co zakrywała tylną część mojego ciała.
Wyszłam pokazując się Monie.

-No, wiedziałam, że z odpowiednimi butami będziesz wyglądać dobrze - stwierdziła.

Chyba chciała powiedzieć szpilami poza kolana. A sukienka bez ramion. Tak naprawdę przypominała tube z czarnego materiału. Obciągnęłam ją.

-Przestań! - Mona strzeliła mnie po rękach.

Spojrzałam na nie.

-Dlaczego masz niebieską skórę? - spytałam.

Lisa cofnęła dłonie zacierając je.

-Zanim Księżyc wybrał mnie na Nocnego Łowcę, byłam Salamandrianką- odparła.

-Kim?

-Kosmitką podobną do traszki. Ponieważ pył Księżyca zmienia mężczyzn w zwierzęta to kobiety w ludzi. Jako Salamandrianka miałam niebieską skórę no i tak już zostało.

-Żałujesz tej zmiany?

-Z początku przeszkadzały mi włosy.

Zaśmiałyśmy się. Nagle ona zauważyła, że czegoś mi brakuje.

-Jeszcze kwiat.

Wzięła do ręki marker leżący na nocnym stoliku i narysowała mi na dekolcie, na mostku znak grupy.

-Narazie tylko tak - powiedziała. - Raph cię później wytatułuje.

-Dzięki - odrzekłam. - Ale nie wiem czy to najlepszy pomysł. On chyba za mną nie przepada. Delikatnie mówiąc.

-Może za tobą nie przepadać bo nie ufa nowym. Z Karai i mną było tak samo. A teraz, proszę...

-Donnie wspominał, że jesteś jego przyszłą szwagierką. Serio chcecie się pobrać?

-Donnie koloryzuje. Nie będzie żadnego ślubu.

-Dlaczego?

-Bo Raph się jeszcze mi nie oświadczył. Nie to co Leo Karai. Ale ta historia już na inny dzień. Idziemy.

Podała mi skórzaną, czarną kurtkę po czym wyszła ze mną z pokoju.

-Nadal nie bardzo rozumiem - rzuciłam. - Wyglądając jak dziwka uda mi się porozmawiać z Grace?

-Uważaj, jesteś w moich ciuchach - ostrzegła mnie.

Na korytarzu czekały już na nas żółwie, Shinigami jedząca coś pałeczkami z miski i Karai. Podeszłyśmy do nich.

-Wyglądasz... pięknie - stwierdził Donnie.

Uśmiechnęłam się spuszczając głowę.

-Dzięki - odrzekłam. - Ale to nie prawda.

-Nie, naprawdę fajnie - dodał Leo.

-Ma rację, na tle Mony wypada blado - wycedził Raphael.

-On żartuję- wtrąciła szybko Karai.

-Lepiej idźcie bo czasu wam nie starczy - powiedziała Lisa.

Ruszyłam z chłopakami na powierzchnię. Teraz byłam już tak blisko odpowiedzi na swoje życie. Na te wszystkie tajemnice. Nadal opuszczałam sukienkę przekonana, że odsłania to, co powinna zakrywać.

-Nieprzyzwyczajona? - spytał Mikey.

Pokiwałam głową.

-Mona też czasem obciąga kiecki - zaśmiał się.

-Mówiłeś coś? - spytał Raph.

-Nic - rzucił szybko.

Szliśmy dachem budynku. Szpilki bardzo się przydały. Nie naleciało mi aż tyle wody w kanałach. Donnie szedł obok mnie i doskonale wiedziałam, że patrzy na znak kwiatu na moim dekolcie.

-Ej, powstrzymuj te swoje obleśne myśli - rzuciłam.

-Dlaczego tobie wszystko kojarzy się z jednym? - spytał z irytacją. - Patrzę na twój znak, a nie na to, co masz pod ubraniem.

-A coś nie tak z tym znakiem? - dociekałam.

-Wręcz przeciwnie. Mona wybrała dobre miejsce.

-A nie mówiłam?!

-Boże, dziewczyno, lecz się! Chodzi mi o to, że żadne z nas nie ma znaku na środku klatki piersiowej. To może coś oznaczać.

-Niby co?

-Nie wiem, ale jak ci mówiłem, Mona widzi przyszłość. Może coś zobaczyła. Według mojego rozumowania środek oznacza tyle co" najważniejszy".

-Najważniejszy. To...

-Nie myśl teraz o tym. Lepiej pomyśl co powiesz Grace i o co ją zapytasz.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top