Rozdział 7 - Kobieca kwestia

 — Czkawka? Coś się stało? — Merida z niepokojem patrzyła na chłopaka. Wlepił wzrok w sufit i nad czymś się zastanawiał. — Czy Szczerbatek porw... Czy Szczerbatek wie, gdzie jest mój tata?

— Obawiam się, że nie — odezwał się w końcu Czkawka. — Merida, musisz mnie posłuchać. Na świecie istnieje wiele gatunków smoków. Śmiertniki Zębacze, Straszliwce Straszliwe i wiele innych. Ale z tego, co wiem, Szczerbek jest wyjątkiem. Jedyną żyjącą jeszcze Nocną Furią.

Rudowłosa kiwnęła głową na znak, że rozumie.

— A więc — kontynuował chłopak. — Myślałem, że ślady smoka, które zobaczyłem, należały do Szczerbatka. To zdecydowanie tropy Nocnej Furii, a jednak Szczerbol twierdzi, że to nie on.

— Chwila, sekunda, momencik — przerwała Merida. — Ty z nim rozmawiasz?

— Tak — odpowiedział Czkawka krótko. — Potem ci wyjaśnię. Ale chodzi o to, że mój smok nigdy nie kłamie. Wątpię w ogóle, żeby potrafił.

Ej.

— Och, to był komplement — rzucił chłopak w stronę smoka.

— Co?

— To nie do ciebie, Mer, przepraszam.

— No dobra... Czyli... Gdzieś tutaj lata sobie Nocna Furia, drugi unikat unikatów? — upewniła się dziewczyna.

Błyskotliwa jest.

— Szczerbatek, zamknij się — mruknął Czkawka.

Ale ja nic nie mówię.

— Właśnie, że mówisz.

Właśnie, że nie.

— Daj spokój.

A co jeśli to tylko głos w twojej podświadomości?

— To nie jest tylko głos w jego podświadomości — wtrąciła nagle Merida. Szczerbek i Czkawka spojrzeli na nią z tak samo głupim wyrazem twarzy.

— No co? Po kilku zdaniach zaczęłam rozumieć — wzruszyła ramionami rudowłosa. — Czy możecie odpowiedzieć mi na moje pytanie?

— Aaa. Tak jasne — zmieszał się chłopak. — To, co niepokoi mnie w zachowaniu drugiego smoka to fakt, że jest agresywny. Nocna Furia jest z natury przyjazna.

Patrz na przykład na mnie.

— Dobra. Czyli musimy znaleźć te całą Furię, a znajdziemy też mojego tatę?

— No mniej więcej.

— To na co czekamy? — spytała Merida. — Szybko, trzeba już iść!

To powiedziawszy, skierowała się ku wyjściu z groty.

— Wolnego, dziewczyno — powstrzymał ją Czkawka. — Chcesz na pieszo śledzić smoka? Przecież Angusa i Oseska wzięli do zamku, a smoki są bardzo szybkie...

Chłopak podszedł do siodła, wziął je i założył na Szczerbatka.

— Wskakuj — powiedział.

— Co? Przecież ja nie potrafię latać!

Ale ja już tak.

Bez zbędnych ceregieli Czkawka usadził Meridę z przodu siodła, sam zaś usiadł z tyłu.

— Trzymaj się — mruknął do ucha dziewczyny. Chwilę potem wylecieli z jaskini. Merida kurczowo trzymała się pokrytej łuskami szyi smoka. Zacisnęła oczy. Z wrażenia zapomniała nawet nawrzeszczeć na Czkawkę. Co on w ogóle sobie wyobraża? Przecież ona nie wyraziła zgody!

— Hej, nie bój się — usłyszała za sobą. — Otwórz oczy.

— Nie ma mowy!

— Po co krzyczysz? — spytał Czkawka.

— Bo wieje wiatr, jest głośno i zaraz spadnę!

— Akurat jest cicho, a upadek z Szczerbatka jest niemożliwy. Otwórz oczy.

— Nie!

— Nie wiesz, co tracisz. Może w końcu zobaczysz swoje królestwo z lotu ptaka na żywo, a nie na mapie.

Merida ostrożnie uchyliła powieki. Widok zaparł jej dech w piersiach. Domy przypominały kamyczki, pola — kolorową mozaikę, a drogi — sieć poplątanych nitek. Wiatr rozwiał rude loki dziewczyny.

— Podoba się? — spytał chłopak. Merida wyprostowała się i rozłożyła ramiona.

— Jestem królową świataaa! — wrzasnęła w niebo. Czkawka uśmiechnął się.

— Te, królowa świata, pochyl się, bo zasłaniasz mi widok.

Dziewczyna przytuliła się do Szczerbatka. Czuła przyjemne łaskotanie w okolicach żołądka. Latanie to zdecydowanie najlepsza rzecz na świecie. Czkawka skierował smoka w stronę polany, na której zakończyły się łowy. Wylądowali na miękkiej trawie. Chłopak podszedł do dziwnych śladów i kucnął.

— Zdecydowanie Nocna Furia. Średnich rozmiarów — oznajmił. Merida zainteresowała się szalem jej ojca. Krew, która go pokrywała, zdążyła już zakrzepnąć. Miękka, kraciasta tkanina trochę zesztywniała od wilgoci.

— Mer — odezwał się chłopak. — Twój ojciec nosi protezę? Drewnianą? Na lewej nodze?

— Skąd wiesz? — zdziwiła się dziewczyna,

— Spójrz — Czkawka wskazał na ślady. — Tu są odciski ludzkiej stopy, ale tylko prawej. W miejscu, w którym powinna być lewa, widnieją okrągłe, równe zagłębienia. Czyli proteza. A jej kształt jest typowy dla drewnianych.

— Mądry jesteś — powiedziała Merida.

— To tłumaczy siodło dostosowane do mojej nogi.

— Brawo — mruknęła rudowłosa. — Wyczytałeś coś jeszcze?

— Była tu bijatyka — chłopak podniósł się. — Twój ojciec nie daje sobie w kaszę dmuchać, co?

— Raczej nie — potwierdziła Merida. — Ale w takim razie istnieje prawdopodobieństwo, że...

Dziewczynie nie dane było dokończyć myśli, bo Szczerbatek, który dotychczas stał spokojnie, zaczął kręcić się w kółko.

— Hej, hej — Czkawka podszedł do smoka. — Co się dzieje?

Szczerbek ostrożnie zbliżył się do śladów i je powąchał. Gwałtownie uniósł łeb. Oczy mu rozbłysły. Zaczął węszyć w powietrzu.

— No nie! — powiedział Czkawka i oparł się o drzewo. Próbował powstrzymać wybuch śmiechu.

— Co jest?

— Ta Nocna Furia... To musi... To musi być samica!

Smok zwrócił ku właścicielowi swoje zielone oczy. Były przepełnione tęsknotą. Zadziwiające, jak często zmieniały wyraz.

— Co, Szczerbaty się zakochał? — zachichotał Czkawka.

Ej! Nieprawda! Po prostu zainteresowałem się... Nią.

— No nieźle, nieźle.

Nie drocz się ze mną!

— Czkawka, przestań — odezwała się nagle Merida. — Może się zakochał, a ty nie masz prawa się do tego wtrącać.

— Mer, no co ty?

— Jestem kobietą i to moja działka — powiedziała dumnie rudowłosa i odeszła zadzierając nos. Szczerbatek spojrzał na chłopaka, uniósł łeb i podreptał za Meridą. Czkawka opuścił ręce wzdłuż tułowia.

— Zdradzony przez własnego smoka — mruknął. Po krótkich konsultacjach Szczerbatek i Merida wrócili do chłopaka.

— Ustaliliśmy, że niezwłocznie wyruszamy na poszukiwania Nocki i mojego ojca.

— Nocki? — zdziwił się Czkawka.

— Robocze imię Nocnej Furii — sprostowała Merida.

— Rozumiem, że nie mam w tej kwestii głosu?

— Żadnego — odpowiedzieli jednocześnie smok i dziewczyna.

—————

Przepraszam za dłuższy brak rozdziału — ale byłam zajęta z powodu Świąt Wielkanocnych. Składam też wszystkim spóźnione życzenia — zdrowia, szczęścia i radości. Dziękuję za wszystko — Zofffffia

—————

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top