Pragnienia - The End
- Naprawdę nie ma Pani żadnego innego pokoju? - dopytała Hotaru opierając się o blat.
- Wszystkie zajęte - odpowiedziała zrezygnowana.
- A pokój dla nowożeńców? - podpowiedziała sprzątaczka, podchodząc do recepcjonistki.
- Nowożeńców? Musieliby wtedy... - Ucichła, gdy szatyn podszedł do kobiety i objął ją ręką w talii.
- Nada się - odpowiedział z lekkim uśmiechem.
- Najpierw poprosiłbyś mnie o rękę, a później zabierał do takiego pokoju - westchnęła. - Ale chętnie i jego wynajmiemy jak jest możliwość. - Kobieta przytaknęła i chwilę później dostali dwie pary kluczy.
- Jak to robimy? - spytał Rhys, gdy byli już w windzie.
- Musi zostać tak jak jest. To mały hotel i podają śniadanie do pokoi. Lepiej, żeby nie dostrzegły, że kłamaliśmy. - Hotaru przypatrywała się Brianowi z uwagą, gdy to mówił. Tim był jakiś wyciszony przez całą drogę, a on zachowywał się, jakby chciał, żeby spędzili razem czas. Dlaczego?
- Brian. - Złapała go za bluzę, gdy chciał wyjść z windy. - Czemu to robisz? - spytała cicho, a ten poczekał, aż drzwi od windy się zamkną.
- Naprawdę jesteś tak ślepa, czy nie chcesz tego dostrzec?
- Nie wiem, o czym mówisz.
- O Timie, o jego zachowaniu. O tym jak stawia wszystko na szali dla ciebie.
- Widzę to... Nie rozumiem tylko, czemu teraz dążysz do tego, żebyśmy mieli szansę porozmawiać.
- Robię to dla niego, jasne? Nie dla ciebie. Nie chce kolejny raz patrzeć jak cierpi po tym jak go porzuciłaś. Szkoda, że plan nie wypalił, co? Wtedy nie musiałabyś szukać powodu, żeby zrobić to znowu.
- Dzięki za przypomnienie - odpowiedziała i oboje słowem się nie odezwali. Drzwi windy otworzyły się, a Hotaru wyszła z niej. - Kupię coś na wieczór. - Mężczyzna przemilczał to. Odeszła nim drzwi się zamknęły. Wróciła do recepcjonistki i wykupiła dwie torby słonych i słodkich przekąsek. Do tego też kilka małych napoi i odeszła żegnając się z uśmiechem. Jednak, gdy tylko wsiadła do windy jej twarz całkowicie zmieniła wyraz. Dolna warga delikatnie jej drgała i musiała nabrać kilka razy powietrza, żeby się uspokoić. Odetchnęła i przymknęła oczy. Otworzyła je dopiero, gdy winda dała znać, że są już na odpowiednim piętrze. Poszła do pokoju, w którym mieli spać sami mężczyźni. Mieli na razie wszyscy tam siedzieć. Musiała przetrwać ten wieczór nie dając nic po sobie poznać.
- Masz coś dla mnie? - spytał Rhys, gdy położyła torby na ławie. Wyciągnęła dwa energetyki, orzeszki i małe chipsy paprykowe. Rzuciła mu przekąski i udała, że chce rzucić puszką. - Nawet... - Urwał widząc jej uśmiech. Podszedł i zabrał puszki wracając do małego stołu, który był przy aneksie, a raczej przy szafce z małym zlewem i czajnikiem. Siedział już przed laptopem jak to miał w zwyczaju. Toby siedział na wersalce i oglądał telewizję, a Hoodie chodził po drugim pokoju, który robił za sypialnie. Brakowało Tima, ale nie widziała też swoich torb, więc miała miała tylko jedną odpowiedź w głowie. Wzięła paczkę ciastek dla siebie i usiadła przy stole. Schowała twarz w rękach, kładąc się na nim. Rhys upił łyka energetyka i otworzył ciastka. Podsunął jej jedno pod ręce, a ta od razu wzięła je do buzi. Ledwo je przełknęła, a drzwi od pokoju otworzyły się.
- U nas można podzielić łóżka - powiedział Brian stając w drzwiach pokoju.
- Ja zajmuję wersalkę - odezwał się Rhys i włożył kilka orzeszków do ust.
- Mi pasuje - odpowiedział mu Toby, widząc, że Tim i Brian obserwują stół bez słowa.
- W tamtym pokoju jest tylko jedno wielkie łóżko. - Przeniósł spojrzenie na kobietę, widząc jak chłopak podsuwa jej kolejne ciastko. - Jeśli chcesz, to prześpię się tutaj na podłodze. - Hotaru spięła się i podniosła ze stołu. Podniosła palec, żeby dać znać, że musi poczekać i przełknęła ciastko.
- Nie będę tak okrutna. Jedną noc z tobą w łóżku przeżyję. - Ich spojrzenia spotkały się, ale oboje szybko uciekli w swoją stronę. Rhys podsunął jej ciastka, gdy znów chciała się położyć.
- Jak się czujesz? - spytał cicho.
- Zastanawia mnie, gdzie Ryuk.
- Pewnie siedzi i zajada się jabłkami u Misy. Jej samolot doleciał na miejsce kilka godzin temu.
- Właśnie. - Tim stanął przy nich i oparł się o ostatnie wolne krzesło. - Co z Misą?
- Zachowała wspomnienia. Nie dostała kartek. Jest już w Japonii.
- Skoro Ryuk ma notatniki, to skąd pewność, że ich jej nie przekaże?
- Bo gdy przestępcy znów zaczną ginąć, ja zabije Misę - odpowiedziała i popatrzyła mu prosto w oczy. - Uprzedziłam, że wpisze jej nazwisko, gdy przestępcy będą dalej ginąć za sprawą Kiry. - Mężczyzna odszedł i usiadł przy Tobim.
- Grobowy nastrój - szepnął Rhys, a kobieta uniosła kąciki ust.
- Tu jesteście! Wiecie ile was szukałem - powiedział Ryuk przenikając przez okno, a cała trójka, która go widziała przeniosła na niego spojrzenie.
- Trzeba było nie wymawiać jego imienia - mruknęła Hotaru i położyła się na stole.
- Co? A co masz co mnie? - spytał zdziwiony.
- Zostaw ją, jest zmęczona - odpowiedział mu Rhys, a Ryuk stanął tuż za nią.
- Hotaru... A przyniesiesz mi jabłka?
- Nie było - odpowiedziała.
- No weź... Misa powiedziała to samo. Wiesz, co się dzieje, gdy mam niedobór jabłek? Ciało się zwija, a ja nie jestem w stanie nic zrobić.
- Idę się położyć.
- Zajmę się nim - powiedział, a Ryuk zrobił niezadowoloną minę.
- A jej co? Zupełnie humor straciła.
- Mówiłem, że jest zmęczona - dodał i przyłożył puszkę z energetykiem do ust. Podążał za nią spojrzeniem, dopóki nie zniknęła za drzwiami. Napił się dopiero wtedy i odstawił puszkę. Wrócił wzrokiem do monitora, nie chcąc patrzeć na złowieszczy uśmiech Boga śmierci.
- Ej Rhys... A nie boisz się, że coś ci zrobią? - Chłopak wsadził orzeszki do ust, nie reagując. Przelotnie spojrzał na Tobiego i ich spojrzenia spotkały się. Ten wstał i podszedł do niego z własną paczką ciastek i zajął miejsce kobiety. Posłał Ryukowi pojedyncze spojrzenie i włożył ciastko do ust. Brian mruknął coś pod nosem, czego nie mogli usłyszeć i zamknął się w sypialni. Tim też wyszedł bez słowa.
- Nie musisz przy mnie siedzieć. Nie lubię towarzystwa, a tym bardziej rozmawiać - powiedział zrezygnowany chłopak.
- Ja też - odpowiedział mu Toby i włożył kolejne ciastko. - Ale zawsze siedziało mi się lepiej w ciszy przy Hotaru, niż samemu. - Ich spojrzenia znów się spotkały. Rhys przytaknął i przesunął się lekko w jego stronę, żeby chłopak mógł widzieć ekran. Nie robił nic ważnego, tylko grał, więc mógł patrzeć. Z resztą, to co szatyn powiedział... Rozumiał to doskonale, bo sam był przyzwyczajony, że Hotaru jest gdzieś obok.
Tim wszedł schodami piętro wyżej, żeby dotrzeć do ich pokoju. Tak jak myślał, kobieta siedziała pod drzwiami. Był tylko jeden zestaw kluczy, który on miał w kieszeni.
- Mogłaś wrócić po klucze - westchnął, a ta wstała nie unosząc głowy.
- A to by coś zmieniło?
- Nie siedziałabyś pod drzwiami. - Otworzył drzwi, a ona weszła do środka bez słowa. Mężczyzna odetchnął i wszedł za nią, zamykając ich od środka.
- Możesz do nich wrócić - rzuciła i nim się zorientowała, była w jego ramionach.
- Jesteś głupia...
- A ty nie masz powodu, żeby tu być.
- A gdybym powiedział, że mam?
- To znaczyłoby, że ostatnio kłamałeś.
- Nie kłamałem. - Poczuł jak zaciska ręce na jego koszulce. - Jestem proxy i podświadomie rozkaz zawsze będzie dla mnie ważny. Nie pozbędę się tego podejścia, ale twoje bezpieczeństwo jest dla mnie równie ważne... Hotaru, dlaczego to zrobiłaś?
- Zrobiłam to, co musiałam - odpowiedziała, a jej dłonie osunęły się i zawisły przy ciele. - Chroniłam Tobiego i Rhysa. - Odsunęła się od niego, choć mężczyzna niechętnie na to pozwolił. - Near nastawiał agentów przeciwko mnie. Wydaje mi się, że on to planował. Może nie konkretnie na tym spotkaniu, ale chciał się mnie pozbyć. Zachowuję się jak Light... Poświęca innych, żeby samemu być na szczycie.
- To spotkanie było błędem. Gdyby nie ono, mogłabyś uciec od takiego losu. - Zacisnął ręce w pięści. - Żyć normalnie...
- Próbowałam Tim, ale... Nigdy nie chciałam uciekać... Ani żyć normalnie. - Podniosła spojrzenie i popatrzyła mu prosto w oczy. - Nie potrafię. - Pojedyncza łza popłynęła po jej policzku. - Mam dość udawania... Dość grania kogoś innego. - Pojedyncze krople zmieniły się w potok, a Tim od razu znalazł się przy niej. Objął mocno, gdy wtuliła się w niego szlochając. - Nie mam już sił zagryzać zębów... - załkała, czując jak gładzi jej plecy.
- Już nie musisz - szepnął i otarł jej mokry policzek, gdy jej oddech wrócił do normy. - Teraz możesz być już tylko sobą. Nie musisz być Fox. Nie musisz robić niczego dla innych. - Zaprzeczyła ruchem głowy.
- Mylisz się. - Uniosła głowę. - Nie zniosłabym bezczynności. Żyję tylko dlatego, że nią jestem. Nie mam celu, ani marzeń.
- I nie ma niczego, czego pragnęłabyś? - spytał i dostrzegł jak delikatnie unosi kącik ust. Uciekła też spojrzeniem. - Hotaru...
- Mam pragnienia... Dwa pragnienia, które wykluczają się nawzajem.
- Skąd ta pewność?
- Nie zdradzę ci ich Tim...
- A co powiesz na wymianę? - Popatrzyła na niego zbita z tropu. - Ja zdradzę ci, czego pragnę, a ty zdradzisz mi jedno ze swoich pragnień. Aa..a! - Przerwał jej, gdy tylko uchyliła usta. - Nie odpowiadaj teraz. Najpierw przyniosę ci coś, po czym lepiej ci się myśli. - Kobieta zaśmiała się pod nosem.
- Pewnie nie będzie tak urocze jak ciastko w kawiarni - powiedziała, czując jak ciężar atmosfery zelżał.
- Wiedziałem, że ci się spodobało - rzucił z uśmiechem i podszedł do drzwi. - Hotaru... - Ich spojrzenia spotkały się. - Tylko mi nie ucieknij. - Podeszła do łóżka i usiadła na nim.
- Jest jeden zestaw kluczy. Zawsze możesz mnie tu zamknąć. - Nie dopowiedział, tylko wyszedł. Klucz jednak został w drzwiach. Brunetka odetchnęła i położyła się. Nigdy nie czuła takiego ucisku w piersi. Nigdy też nie była z nikim tak szczera...
Otworzyła oczy, gdy usłyszała, że ktoś wchodzi. Usiadła i uniosła lekko kąciki ust.
- Już myślałam, że to ty uciekłeś - powiedziała i skupiła uwagę na pudełko, które miał w dłoni. Chyba nie...
- Powiedzmy, że pierwsze miejsce nie spełniło moich wymagań i szukałem innego miejsca. - Zajął miejsce obok niej, a po środku postawił pudełko. - Zamknij oczy. - Brunetka uśmiechnęła się i zrobiła co chciał. - A teraz otwórz usta. - Położył jej pralinkę na języku i zahaczył palcem o dolną wargę. Kobieta poczuła dreszcz, który przeszedł ją w tamtym momencie. Przegryzła smakołyk, czując jak nugatowe nadzienie rozpływa jej się w ustach. Otworzyła oczy i popatrzyła prosto na niego. Siedział czekając na jej reakcję. Przeniosła spojrzenie na pudełko i zobaczyła cztery kawałki ciastka, w tym kawałek sernika. Do tego było jeszcze kilka pralinek dookoła.
- Postarałeś się. - Wzięła kolejną pralinkę i przymknęła oczy czując malinowe nadzienie. - Dawno ich nie jadłam.
- Pewnie od śmierci Lionela.
- Tak. - Miała sięgnąć po kolejną, ale zawahała się. - Pójdę na twój układ. - Popatrzyła mu prosto w oczy. - Pragnienie za pragnienie. - Włożyła pralinkę do ust i zamknęła pudełko. Tim odstawił je na szafkę nocną. Odetchnął ciężko nie wracając już do niej spojrzeniem. Patrzył przed siebie lub pod nogi.
- Wątpiłem, że się zgodzisz, ale teraz nie mam wyjścia... Wcześniej jednak trzeba ustalić zasady. - Znów badał ją wzrokiem, minimalnie zmniejszając odległość między nimi. - Jednym twoim pragnieniem jest bycie przy Rhysie. - Pogłaskał ją po policzku. - Nie chce o nim słuchać, Hotaru. Więc proszę, nie zakrywaj się nim. - Przyłożyła palce do jego dłoni i zaprzeczyła lekkim ruchem głowy. Atmosfera między nimi znów była tak napięta, że ledwo oddychała. Czemu tak bardzo się denerwowała? Czego się tak obawiał? Był tuż obok... Coraz bliżej. - Hotaru... To czego pragnę... Zrobię wszystko, żebyś... Ja...
- Przestań - szepnęła i musnęła jego usta. Cofnęła się minimalnie czując mrowienie przechodzące po jej wargach. Nigdy pierwsza... Mężczyzna pocałował ją nie mogąc się już powstrzymać. Krew gotowała się w nim. Pchnął ją lekko i oparł się ręką obok jej głowy, patrząc na nią z góry.
- Pragnę ciebie - powiedział i zbliżył się. Ominął jednak usta i musną szyję tuż przy uchu. - Byś była obok. - Kolejne muśnięcie. - Chronić cię... - Podgryzł jej szyję i słysząc jęk odsunął się. Znów zawisł nad nią. - Zostań ze mną. - Hotaru delikatnie uśmiechnęła się. Uniosła rękę i przyłożyła dłoń do jego policzka. Przymknął oczy, wtulając się w nią.
- Tim... - powiedziała cicho i drugą dłoń przyłożyła do jego piersi. - Przy tobie... - Otworzył oczy, a ona przerwała. - Czuję się żywa... Pragnę... - Urwała, gdy znów był przy niej.
- Dokończ - szepnął.
- Pragnę... - Przygryzł jej szyję. - Ciebie - jęknęła przy kolejnym ugryzieniu, a ich usta znów się znalazły.
- Złap się mnie - powiedział, tylko na chwilę przerywając pocałunek. Poczekał aż obejmie jego szyję. Złapał ją w pasie i przeniósł na środek łóżka. - Jesteś taka piękna... - Popłynął dłonią po jej ciele. - I delikatna. - Dodał wsuwając palce pod jej bluzkę i czując jej palącą skórę. Zobaczył jej uśmiech i pierwszy stracił koszulkę. Nie miał zamiaru pozostawać jej dłużny. Wreszcie znów miał ją przy sobie. Po takim czasie... Gdy już stracił nadzieję, że choć ją zobaczy.
Hotaru obudziło pukanie do drzwi. Zmrużyła oczy i mruknęła wtulając się w pierś szatyna. Od razu poczuła jak obejmuje ją ręką i wtula w siebie.
- Tim! - krzyknął Brian i uderzył trzy razy w drzwi.
- Zaraz przyjdziemy! - odpowiedział mu i oboje czekali aż odgłosy kroków się oddalą.
- Już tak późno? - spytała cicho kobieta.
- Nigdzie nam się nie śpieszy. - Musnął jej głowę. Brunetka uniosła się na ręce i popatrzyła prosto na niego.
- W końcu będziemy musieli wyjść.
- Dopiero po śniadaniu. - Wolną ręką pogłaskał ją po policzku. - Hotaru... Zostań z nami.
- A co z Rhysem? - uciekła wzrokiem wtulając się w jego dłoń.
- Przecież on też może iść z nami.
- Nie w tym problem - odetchnęła. - Ma do was inne podejście. Ocenia was przez pryzmat tego, co zrobiliście, a nie jacy jesteście.
- Może zmieni zdanie. Wczoraj zanim wyszedłem, Toby usiadł koło niego.
- Toby? - zdziwiła się. - Przecież...
- Nie lubi obcych, ani towarzystwa, ale - Skierował jej spojrzenie na siebie. - Na ciebie też od razu reagował inaczej. Wpłynęłaś na niego.
- Rhys jest do niego podobny...
- Więc może dzięki temu się porozumieją. - Musnął czubek jej nosa, a następnie szyję. Chciał przejść dalej, ale przerwało mu pukanie do drzwi.
- Śniadanie! - zawołała kobieta, a Hotaru zaśmiała się pod nosem.
- Ty wstajesz. - Tim uśmiechnął się i zszedł z łóżka. Założył tylko spodnie i podszedł otworzyć drzwi. Zobaczył uśmiechniętą twarz młodej dziewczyny.
- Dzień dobry. Jak się spało? - Zajrzała do środka. Brunetka usiadła, skrywając piersi pod kołdrą. Uniosła kąciki ust widząc zainteresowanie recepcjonistki.
- Dobrze, dziękujemy. - Wziął tace i zamknął drzwi. Hotaru zaśmiała się widząc jego minę. - Ależ wścibska - westchnął i postawił tacę na łóżku.
- Chyba nie uwierzyła w nasz teatrzyk na dole.
- Byłaś za mało przekonująca.
- Ja? To ty wyskoczyłeś z tym niespodzianie. - Mężczyzna zaśmiał się i złapał ją za kark przyciągając lekko do siebie.
- Niespodziewanie? - Powtórzył za nią i musnął jej usta.
- Inaczej bardziej wczułabym się w rolę. - Odwzajemniła pocałunek obejmując jego szyję.
- Jesteś głodna? - dopytał.
- Nie specjalnie. - Puściła mężczyznę, żeby odstawił tackę na bok. - Nie wstajemy?
- Nie. Wolę deser od śniadania. - Pocałował ją, czując jej uśmiech. Co byłby w stanie zrobić, żeby zatrzymać ją przy sobie? Nie chciał, żeby Rhys był jego przeszkodą, ale... Co zrobi, gdy się stanie?
Toby znów siedział przy Rhysie. Wpatrywał się w to, co robi. Zachowywała się, jakby doskonale wiedział co robi, choć dla Tobiego to było nie zrozumiałe.
- Czemu ich nie zaatakujesz? - spytał wprost. - Masz przewagę. Mógłbyś bez problemu ich pokonać.
- Tak, ale wtedy nie będę miał wystarczającej liczby ludzi, żeby chronić swoje ziemie - odpowiedział posyłając mu pojedyncze spojrzenie. - Nie chodzi o to, żeby wygrać bitwę, a wojnę. Zawsze bądź krok przed przeciwnikiem, a najlepiej trzy. Cierpliwość popłaca, a ja mam trzech przeciwników. Wystarczy, że zdobędę ziemię bogate w surowce i je ochronie, a tamci będą walczyć między sobą o ochłapy. Zaatakuje, gdy będą osłabieni.
- Tak wykańczanie przeciwników na swojej drodze? - Brian wtrącił się do rozmowy.
- Ja zrobiłbym tak. Hotaru uparła się, żeby pozwolić żyć każdemu, kto otwarcie nam nie zagraża.
- Czyli nas nie uważa za zagrożenie? - Rhys zamknął laptopa i wstał, stając na przeciwko Briana. Był niemal tak wysoki jak on.
- Wy wykańczanie się sami. Gdyby nie ona, Near już dawno znalazłby dowody i zamknął was.
- Mam wierzyć, że ona nas chroniła? - zadrwił.
- Wierz sobie w co chcesz, ale nie pozwolę jej obrażać w mojej obecności.
- Przestańcie. Ta kłótnia nie ma sensu. - Wtrącił się Toby stając obok nich. Cała trójka przeniosła spojrzenie na drzwi. Pierwsza weszła brunetka, a zaraz za nią szatyn. Kobieta spoważniała, gdy zobaczyła, co się dzieje.
- Brian, możemy pogadać? - spytał od razu Tim i oboje przeszli do pokoju, który robił za sypialnię.
- My mamy drugi pokój - powiedziała Hotaru, a Rhys przytaknął. Toby opuścił głowę i usiadł przy stole. Nie rozumiał czemu Brian atakuje tak Hotaru i Rhysa. Przecież oni nic im nie zrobili. Do tego Rhys wydawał się być ok.
Hotaru zamknęła drzwi i oparła się o nie. Rhys obrócił i przyglądał się jej z uwagą.
- Chcesz z nimi zostać, prawda? - spytał, a Hotaru uciekła wzrokiem. - Aż tak ci na nim zależy?
- Nie zostanę, jeśli ty nie zostaniesz ze mną.
- Porzucisz go dla mnie? - Brunetka uniosła spojrzenie i uniosła kąciki ust. - Dlaczego?
- Bo zależy mi na was równie mocno.
- Nie rozumiem...
- I nie zrozumiesz, dopóki sam nie staniesz przed takim wyborem. - Przeniosła spojrzenie w bok. - Tak jak ja nie rozumiałam, czemu Lionel mnie odrzucił. Czemu Mello nie prosił o pomoc...
- Hotaru... Zostanę z tobą. Sami czy z nimi, to nie ma dla mnie znaczenia. - Kobieta zaśmiała się pod nosem.
- Rhys... Kiedy ty tak dojrzałeś i stałeś się taki poważny?
- Ej! To ty widziałaś we mnie dzieciaka, który spędz... - Urwał widząc jej spojrzenie. Powiedziała to specjalnie. - Tyyyy... - Podszedł do niej przytulił ją. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że była mniejsza od niego. Zawsze górowała nad nim i obejmowała jego szyję, gdy siedział przed komputerem. - Kiedyś odejdę... Ale jeszcze nie teraz.
- Wiem... - szepnęła i poczekała aż sam się odsunie.
- Dużo się zmieni?
- Oprócz tego, że Brian będzie nas denerwować? Niewiele. Nie będzie apartamentów, a lokale tego typu. Nie będziemy tymi dobrymi w oczach społeczeństwa, ale reszta... Nadal będziemy mieć sprawy, zadania. Nadal będziemy robić coś ciekawego.
- A co z Ryukiem? Pokażemy im go?
- Użyjemy kartek z notatnika Misy. Muszą go widzieć, jeśli nie chcemy wojny z Brianem.
- Nie lubi nas.
- Nie, ale nie mam zamiaru się tym przejmować.
- Hotaru... Mogę cię o coś spytać? - Przytaknęła przyglądając się mu. - Ale jak będziesz mieć Tima, to przestaniesz się do mnie kleić? - Oboje zaczęli się śmiać po kilku sekundach ciszy. - Już nigdy nie będzie tak jak dawniej, prawda?
- Nie. Każde wydarzenie na nas wpływa i nie jesteśmy w stanie tego zmienić.
Masky wyszedł z cienia i stanął na przeciwko niebieskowłosego. Ten przekrzywił głowę, a dzwonki wybrzmiały w ciszy.
- Przyszedłeś sam? To nie chodzisz zawsze z tym drugim?
- Chciałeś, żebyśmy kogoś znaleźli, więc przyprowadziłem kogoś, kto to zrobi.
- Emm... A to nie ty ich szukasz? - zdziwił się. Przeniósł spojrzenie w mrok, gdy usłyszał kroki. Drobna postać stanęła przy mordercy, a mężczyzna zmierzył ją od góry do dołu. Czarne legginsy i zielona luźna bluza. Rude włosy sięgające podbródka i grzywka ścięta na prosto. Zasłaniała część dziwnej maski. - A ty, to kto? - spytał opierając ręce na biodrach. - Nie znam cię.
- Fox - odpowiedziała krótko, a niebieskowłosy zakrył usta dłonią, po czym zaczął się głośno śmiać.
- Mam uwierzyć, że ta Fox, o której mówił KageKao, współpracuje z wami? - spytał i znów zaczął się śmiać. - W to nie uwierzę. - Machnął ręką. - Więc kto to?
- Czemu mam współpracować z pajacem? - westchnęła kobieta.
- Błaznem - poprawił ją.
- Mam gdzieś, co sądzisz Candy Pop - zwrócił się do niego Masky. - Ale albo traktujesz ją z szacunkiem albo sam szukaj sobie zaginionej kobiety.
- Czyżby uciekła? - spytała rozbawiona Fox, a błazen spoważniał.
- Wyjechała.
- Więc co możesz o niej powiedzieć? - dopytała.
- Nazywała się Alice i była...
- Była? - powtórzyła kobieta.
- Striptizerką. - Masky zaczął się śmiać, a oczy niebieskowłosego zajarzyły się w mroku.
- Tylko tyle o niej wiesz? - zwróciła jego uwagę rudowłosa.
- A co dokładnie potrzebujesz?
- Zdjęcie, nazwisko, gdzie mieszkała, pracowała. - Wymieniła, widząc jak na twarzy mężczyzny pojawia się uśmiech.
- Znam wszystko. Mieszkanie wynajmowała z przyjacielem.
- Przyjaciel żyje?
- Żył kiedy ostatni raz go widziałem.
- O nim też potrzebuję jak najwięcej informacji.
- Pary z ust nie puści. Próbowałem. - Uśmiechnął się złowieszczo.
- Mam swoje sposoby - odpowiedziała, a niebieskowłosy zaśmiał się.
- Jest gejem.
- Nie takie sposoby - westchnęła.
- Kto co lubi - zaśmiał się mężczyzna, a Fox spojrzała na Maskiego. Ten lekko westchnął. Wiedział, że nic innego nie może zrobić. Wolał nie pokazywać błaznowi, że zależy mu na kobiecie, która stoi obok.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top