forbidden contact | Jay Park
Powietrze w sali było gęste, niemal lepko przylegało do skóry, przesycone emocjami tłumu. Każdy oddech, każde westchnienie było namacalnym dowodem na napięcie, jakie panowało wśród setek osób. Ekscytacja i nerwowość unosiły się w przestrzeni niczym mgła przed burzą, wypełniając każdą wolną szczelinę pomieszczenia.
Głosy wokół mnie mieszały się w jeden, głośny szum, w którym trudno było rozróżnić pojedyncze słowa. Dziewczyny wokół śmiały się, piszczały, nerwowo układały włosy lub cicho powtarzały kwestie, które zamierzały wypowiedzieć. Niektóre z nich miały łzy w oczach, ściskając w dłoniach albumy, jakby bały się, że w ostatniej chwili ktoś im je wyrwie. Inne trzymały listy, ich knykcie pobielały od zacisku palców, jakby każdy skrawek papieru miał w sobie zamknięte całe ich uczucia, wszystkie niewypowiedziane słowa, których nigdy wcześniej nie miały odwagi przekazać.
Ich emocje unosiły się w powietrzu jak zapach drogich perfum – intensywne, wszechobecne, niemal przytłaczające. Widziałam, jak niektóre nerwowo przełykają ślinę, inne poprawiają makijaż, ścierając niewidoczne smugi tuszu spod oczu, jakby bały się, że w tym jednym momencie ich wygląd nie będzie wystarczająco idealny.
A ja... Ja stałam pośród nich, ale czułam się jak ktoś, kto znalazł się w tym miejscu przypadkiem.
Nie czekałam z wypiekami na twarzy, nie trzymałam w dłoniach starannie przygotowanego listu, nie miałam w głowie żadnych wcześniej zaplanowanych słów, które mogłabym wypowiedzieć. Moje dłonie były puste, a myśli chaotyczne.
Nie powinnam tu być.
Mój udział w tym fanmeetingu nie był moim pomysłem. To moja przyjaciółka była tą, która drżała z emocji, odliczała dni i planowała każdy szczegół, jakby ten moment miał zdefiniować całe jej życie. „To jedyna szansa, żeby ich zobaczyć z bliska!" – powiedziała do mnie, a jej oczy błyszczały tak intensywnie, że nawet jeśli nie rozumiałam tej ekscytacji, nie mogłam jej odmówić.
Nie byłam taka jak ona. Nie przeżywałam każdego wywiadu, nie śledziłam każdej publikacji, nie oglądałam ich występów po kilka razy, analizując najmniejszy ruch. Oczywiście, znałam ENHYPEN – trudno było ich nie znać. Byli wszędzie. Ich twarze zdobiły bilbordy w centrum miasta, ich głosy brzmiały w każdej kawiarni, a ich nazwiska były powtarzane przez miliony ludzi na całym świecie, jak mantra, jak coś, co miało znaczenie dla każdego, kto kiedykolwiek się nimi zainteresował.
Ale dla mnie byli tylko odległym obrazem, czymś, co istniało w świecie, do którego nie miałam dostępu. A jednak, gdy moje spojrzenie skrzyżowało się z jego, wszystko przestało być tak oczywiste.
Widziałam go wcześniej na zdjęciach, w teledyskach, w reklamach, które przewijały mi się na ekranie telefonu, ale nigdy nie sądziłam, że jego obecność będzie tak przytłaczająca. Był dokładnie taki jak na tych wszystkich ujęciach – a jednocześnie zupełnie inny.
Siedział przy stoliku, otoczony ochroną i błyskami aparatów, a jego imię nieustannie rozbrzmiewało w tłumie. Jego ruchy były płynne, wypracowane do perfekcji, niemal mechaniczne – autograf, uśmiech, podziękowanie, zdjęcie. W kółko i w kółko. Każdy gest był idealnie dopracowany, każde słowo miało w sobie ciepło, ale jednocześnie dystans, który mówił, że ten moment, tak cenny dla fanki, dla niego był tylko kolejnym przystankiem w harmonogramie.
Był profesjonalny. Takim musiał być.
Jego spojrzenie było ciepłe, ale wyważone, kontrolowane. Jego uśmiech zdawał się naturalny, ale gdy patrzyłam na niego dłużej, widziałam, że to część tej samej fasady, którą musiał nosić. To nie był tylko uśmiech, to była tarcza, warstwa ochronna, za którą skrywał to, co naprawdę czuł.
Ale kiedy spojrzał na mnie, coś się zmieniło.
Nie wiedziałam, czy to było tylko moje złudzenie, ale przez ułamek sekundy jego ręka zawisła w powietrzu. Długopis, którym właśnie kończył podpisywać stronę, zatrzymał się, jakby na chwilę zapomniał, co robił.
Jego oczy, które do tej pory przemykały po twarzach fanek z lekką uwagą, zatrzymały się na mnie.
Dłużej, niż powinny.
Dłużej, niż było to przypadkowe.
Moje serce przyspieszyło, choć nie potrafiłam powiedzieć dlaczego. Może dlatego, że w jego spojrzeniu nie było tej samej, uprzejmej obojętności, którą obdarzał każdą osobę przede mną. Może dlatego, że patrzył na mnie z czymś, co przypominało zdziwienie, jakby próbował sobie przypomnieć, czy już się wcześniej spotkaliśmy.
A może dlatego, że to ja poczułam się dziwnie.
Zrobiłam krok do przodu. Kolejka przesunęła się o jedno miejsce. Byłam bliżej.
To wszystko miało trwać tylko sekundę. Powinnam podejść, powiedzieć kilka słów, zobaczyć jego uśmiech, otrzymać autograf i odejść. To była tylko formalność.
Ale gdy w końcu nadeszła moja kolej i usiadłam naprzeciwko niego, świat zwęził się do tej jednej chwili.
Jego oczy były intensywne, pełne czegoś, czego nie potrafiłam nazwać. Przenikały mnie na wskroś, jakby próbował znaleźć w mojej twarzy coś, czego sam nie rozumiał.
I wtedy zauważyłam to, czego nie powinno tam być.
To nie była ta sama iskra, którą obdarzał każdą inną fankę.
To była ciekawość.
To było coś, co nie miało prawa się wydarzyć.
Nie powinnam się denerwować. To tylko sekunda. Nic więcej. Za chwilę wszystko wróci do normy.
A jednak moje ciało zdawało się mnie nie słuchać.
Czułam, jak napięcie powoli wspina się po moim kręgosłupie, zaciskając niewidzialne szpony na moich ramionach. Mój oddech stał się płytszy, jakby powietrze nagle zgęstniało, a serce biło mi w piersi w nierównym, chaotycznym rytmie. Moje dłonie, do tej pory rozluźnione, teraz lekko drżały, więc splotłam palce, próbując opanować nerwy.
Przecież to nic wielkiego.
Setki dziewczyn siadały tu przede mną, a on z każdą z nich prowadził tę samą rozmowę – uśmiechał się, dziękował, składał podpis. Była to wyćwiczona, przewidywalna rutyna. Każdy jego ruch był częścią tej doskonale zaplanowanej sceny, którą odgrywał od lat.
Ale kiedy nadeszła moja kolej i usiadłam naprzeciwko niego, wszystko się zmieniło.
Patrzył na mnie w sposób, którego nie rozumiałam.
Jego dłoń, do tej pory sprawnie przesuwająca się po kartkach albumów, na chwilę zawisła w powietrzu. Długopis, który trzymał między palcami, nie dotknął od razu papieru – zamiast tego jego palce lekko zacisnęły się na markowym cienkopisie, jakby przez ułamek sekundy musiał przypomnieć sobie, co właściwie robił.
Jego oczy...
Były tak ciemne, że niemal pochłaniały światło, a ich intensywność sprawiała, że trudno było mi się skupić na czymkolwiek innym. To nie było zwykłe spojrzenie. Nie takie, którym obdarzał każdą inną osobę przede mną.
To była ciekawość.
— Cześć — odezwałam się pierwsza, chociaż nie byłam pewna, czy mój głos w ogóle wydobył się z gardła, czy tylko zabrzmiał w moich myślach.
— Hej — odpowiedział, a jego głos, głęboki i melodyjny, miał w sobie coś, co sprawiło, że zrobiło mi się jeszcze cieplej.
Przechylił lekko głowę, przyglądając mi się uważnie, a ja poczułam, jak moje policzki zaczynają lekko piec.
Dlaczego patrzył na mnie w ten sposób?
Było w nim coś hipnotyzującego. Jego spojrzenie badało mnie, jakby szukał czegoś więcej – czegoś, co umknęło mu w ciągu tych kilku sekund, odkąd na mnie spojrzał.
— Jak masz na imię? — zapytał.
W normalnej sytuacji byłoby to zwykłe, rutynowe pytanie. Ale sposób, w jaki to powiedział – cicho, niemal jakby naprawdę chciał to zapamiętać – sprawił, że całe moje ciało napięło się w nieznanym dotąd uczuciu.
— Jayia — odpowiedziałam, a on na moment zmarszczył brwi, jakby układał to imię w głowie, jakby chciał się upewnić, że dobrze usłyszał.
A potem uśmiechnął się, tym razem inaczej. Nie było to wyćwiczone, uprzejme uniesienie kącików ust, które widziałam, gdy rozmawiał z innymi.
To był prawdziwy uśmiech.
— Serio? — Zaśmiał się cicho, a ja dostrzegłam niewielkie dołeczki, które ukazały się przez sekundę. — To prawie jak moje imię.
Jego głos miał w sobie nutę rozbawienia, ale było w nim też coś innego – coś, co sprawiło, że nie mogłam oderwać od niego wzroku.
— Wiem. — Przełknęłam ślinę, czując, jak moje gardło nagle stało się suche. — Trochę ironiczne, prawda?
Było coś absurdalnego w tej rozmowie. W tym, że na kilka sekund wszystko wokół zniknęło, a ja siedziałam naprzeciwko chłopaka, którego twarz widziałam na ekranie telefonu tyle razy, że powinna być mi obojętna.
A jednak, w tej chwili, nie czułam, jakbym rozmawiała z idolem.
Nie czułam, jakbym siedziała przed gwiazdą.
Czułam, jakbym siedziała przed kimś, kto próbował mnie rozgryźć.
Ochroniarz poruszył się z boku, przypominając mi, że czas się kończył. Moja kolej dobiegała końca, a ten moment – ta chwila, w której czułam się, jakbyśmy byli w bańce oddzielonej od reszty świata – miał się zaraz skończyć.
To powinno być tylko spotkanie.
Chwila, po której wrócę do swojego życia, a on do swojego.
Ale on nie wyglądał, jakby chciał na tym poprzestać.
Zamiast posłać mi uśmiech i pozwolić odejść, nachylił się odrobinę bliżej.
Z bliska jego oczy wydawały się jeszcze ciemniejsze, a na jego skórze dostrzegłam subtelny połysk świateł odbijających się od lekkiego makijażu. Mimo wszystko wyglądał tak naturalnie, jakby wcale nie potrzebował tych warstw perfekcji, które narzucała na niego branża.
— Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się spotkamy — powiedział cicho.
Coś ścisnęło mnie w żołądku.
Czy to była część show? Czy mówił to do każdej dziewczyny, której spojrzenie zatrzymało się na nim dłużej?
— Nie wiem, czy to możliwe — przyznałam szczerze, choć sama nie wiedziałam, dlaczego to powiedziałam.
Jego usta wygięły się w delikatnym, niemal wyzywającym uśmiechu.
— Możliwe — mruknął, chwytając marker i szybko bazgrząc coś na moim bilecie.
Nie zdążyłam zareagować, zanim ochroniarz kiwnął głową, a ja poczułam, jak ktoś dotyka mojego ramienia, dając mi znak, że muszę odejść.
Wzięłam głęboki oddech i poszłam do wyjścia, czując dziwne napięcie w klatce piersiowej.
Gdy spojrzałam na swój bilet, moje serce wykonało gwałtowny skok.
Nie zapomnę. Znajdę cię.
Patrzyłam na słowa napisane jego ręką, a w mojej głowie pulsowała jedna myśl.
To nie było zwykłe spotkanie.
🖤🖤🖤
Nie zapomnę. Znajdę cię.
Siedziałam w autobusie, wpatrując się w bilet, który ściskałam w dłoniach, jakby miał mi się nagle wyślizgnąć i zniknąć na zawsze. Papier był gładki, chłodny pod palcami, ale ja czułam, jak moja skóra zaczyna robić się coraz cieplejsza, jakby temperatura mojego ciała nie nadążała za burzą myśli, która szalała w mojej głowie.
Mój wzrok raz po raz wracał do tych kilku słów zapisanych czarnym markerem. Nie zapomnę. Znajdę cię. Litery były wyraźne, choć nieco nierówne, jakby Jay zapisał je w pośpiechu. Czy robił to często? Czy pisał podobne rzeczy na biletach innych dziewczyn, tylko po to, by podsycić ich złudne marzenia o tym, że są dla niego kimś więcej niż tylko kolejną osobą w kolejce?
Serce podskoczyło mi w piersi na samą myśl o tej możliwości, a potem równie szybko się skurczyło. Może powinnam po prostu przestać nad tym rozmyślać. Może powinnam wrzucić ten bilet na dno torebki i zapomnieć, że w ogóle go dostałam.
Ale nie mogłam.
Z każdą mijającą sekundą czułam, jak rośnie we mnie dziwne napięcie. Jakby coś, czego nie potrafiłam jeszcze nazwać, próbowało wydostać się na powierzchnię. Nie miałam pojęcia, dlaczego właśnie ten moment, to jedno spojrzenie, ta jedna wymiana słów, nie chciały opuścić mojej głowy.
— I jak było?! — głos mojej przyjaciółki wdarł się do moich myśli tak nagle, że niemal podskoczyłam na siedzeniu.
Podniosłam na nią wzrok, nie do końca pewna, jak powinnam odpowiedzieć. W mojej głowie panował chaos, ale nie mogłam pozwolić, by to zauważyła. Szybko schowałam bilet do torebki, jakby jego obecność mogła zdradzić wszystko, co czułam.
— Było... miło — powiedziałam, starając się, by moje słowa brzmiały obojętnie, ale w moim własnym głosie usłyszałam cień zawahania.
— Miło?! Boże, Jayia, to było SPOTKANIE Z ENHYPEN! Powinnaś być wniebowzięta! Nie mogę uwierzyć, że trzymałaś jego dłoń! Był taki przystojny, prawda?!
Przystojny. Tak. Oczywiście, że był.
Ale to nie jego wygląd sprawił, że nie mogłam wyrzucić go z głowy. To było coś zupełnie innego. To było to, jak patrzył na mnie, jakby przez te kilka sekund zobaczył coś więcej niż tylko kolejną fankę.
Schowałam ręce do kieszeni kurtki, jakbym chciała zatrzymać ciepło, które wciąż pulsowało pod skórą. Wzięłam głęboki oddech i odwróciłam wzrok ku oknu. Świat za szybą migał niewyraźnymi plamami świateł i ludzi, którzy spieszyli się w swoich własnych kierunkach, całkowicie nieświadomi tego, że dla mnie dzisiejszy wieczór zmienił coś, czego jeszcze nie potrafiłam zrozumieć.
🖤🖤🖤
Próbowałam zapomnieć. Próbowałam wmówić sobie, że to było nic, tylko ulotny moment, który nie miał znaczenia. Każdego dnia starałam się wrócić do normalności, do swoich obowiązków, do codziennych rutyn, ale gdziekolwiek spojrzałam, on tam był.
Nie chodziło o to, że nagle zaczęłam widzieć jego twarz wszędzie – na ekranach telefonów w szkole, na bilbordach, w reklamach, które przewijałam bezmyślnie, jakby chciały mnie prześladować. Nie chodziło o to, że jego głos wybrzmiewał w każdej piosence, która przypadkowo włączała się w radiu.
Chodziło o to, że nawet kiedy nie patrzyłam na jego zdjęcia, nawet kiedy nie słuchałam jego muzyki, on wciąż tam był.
W moich myślach.
Kiedy zamykałam oczy, wciąż widziałam to spojrzenie. Ten moment, w którym na ułamek sekundy wyglądał, jakby sam nie wiedział, dlaczego mnie zauważył. Ten sposób, w jaki jego dłoń zawahała się nad papierem, zanim napisał te słowa.
Byłam na siebie wściekła. Bo to nie miało znaczenia. Nie powinno mieć.
A jednak, gdy pewnego wieczoru mój telefon zawibrował na stoliku, a na ekranie pojawiła się wiadomość od nieznanego numeru, cały świat wokół mnie przestał istnieć.
Nieznany numer: Nie wiem, czy to nie przesada, ale... Mam nadzieję, że się nie przestraszysz. To ja, Jay.
Serce zabiło mi tak mocno, że poczułam je w gardle.
Patrzyłam na ekran, nie mogąc uwierzyć w to, co widzę. Moje palce nagle stały się sztywne, a mózg wydawał się odmawiać współpracy, jakby nie potrafił przetworzyć tej informacji.
To nie mogło być prawdziwe.
To musiał być żart.
Ale kto mógłby zrobić taki żart?
Czułam, jak w moim żołądku zaciska się coś ciężkiego, dziwnego, jakby moje ciało wyprzedziło moją świadomość i wiedziało więcej, niż byłam w stanie przyznać.
Drżącymi dłońmi wpisałam odpowiedź.
Ja: Jak zdobyłeś mój numer?
Odpowiedź przyszła niemal natychmiast.
Jay: Mam swoje sposoby 😉
Telefon wydał się nagle jeszcze cięższy w mojej dłoni. Mój oddech stał się nierówny, a myśli zderzały się ze sobą w chaotycznym tańcu, próbując znaleźć w tym wszystkim sens.
Ja: Dlaczego do mnie piszesz?
Przez dłuższą chwilę nic się nie działo. Serce waliło mi w piersi, jakbym czekała na coś, co mogło wszystko zmienić, a jednocześnie bałam się, że to się stanie.
A potem, po dłuższej chwili, ekran znów się rozświetlił.
Jay: Bo od dnia, w którym usiadłaś przede mną, nie potrafię o tobie zapomnieć.
Przeczytałam te słowa raz.
Potem drugi.
Potem trzeci.
Mój umysł podpowiadał mi milion racjonalnych wyjaśnień – że to żart, że to manipulacja, że to coś, czego nie powinnam brać na poważnie.
Ale serce mówiło co innego.
Czułam, jak coś we mnie pęka. Jakby przez cały ten czas coś cicho czekało na te słowa.
A teraz, gdy je usłyszałam, nie mogłam już dłużej udawać, że to nic nie znaczy.
To był dopiero początek.
Siedziałam na łóżku, wpatrując się w ekran telefonu, jakbym oczekiwała, że litery ułożą się w inne słowa, że to wszystko okaże się pomyłką, złudzeniem, czymś, co moja podświadomość stworzyła z nadmiaru myśli o nim.
Ale to nie był sen.
Wiadomość była prawdziwa.
Moje serce biło zbyt szybko, dłonie były dziwnie wilgotne, jakbym właśnie przekroczyła granicę, której nie powinnam była nawet dotykać. Jay. Napisał do mnie.
Chciałam myśleć racjonalnie, podejść do tego z dystansem, ale całe moje ciało zdradzało mnie w każdej sekundzie. Brakowało mi tchu, moje palce zacisnęły się na telefonie, jakbym bała się, że jeśli go odłożę, wiadomość zniknie, jakby nigdy nie istniała.
Jay: Bo od dnia, w którym usiadłaś przede mną, nie potrafię o tobie zapomnieć.
Czytałam te słowa raz, drugi, trzeci. Czułam, jak w mojej klatce piersiowej narasta coś ciężkiego, coś, co rozlewało się ciepłem po moich żyłach, choć mój umysł wciąż walczył z tą reakcją.
To nie miało sensu.
Był idolem. Należał do świata, w którym wszystko było kontrolowane, zaplanowane, idealnie wymierzone. W świecie idoli nie było miejsca na coś takiego. Na spontaniczność. Na... mnie.
Wzięłam głęboki oddech, próbując zmusić się do jakiegokolwiek ruchu. Telefon nadal leżał w mojej dłoni, ekran świecił w półmroku pokoju, czekając na odpowiedź, której nie potrafiłam napisać.
Czy powinnam odpisać?
Czy powinnam zostawić to bez reakcji?
Mój kciuk zawisł nad klawiaturą.
Ja: Nie wiem, czy to powinnam wiedzieć...
Skasowałam.
Ja: To dziwne...
Też skasowałam.
Zacisnęłam powieki, wciągając powietrze przez nos. Moje myśli były chaotyczne, ale nie mogłam pozwolić, by przejęły nade mną kontrolę.
W końcu, zanim zdążyłam się rozmyślić, napisałam:
Ja: To niemożliwe.
Odpowiedź przyszła szybciej, niż się spodziewałam.
Jay: A jednak.
Przez kolejne dni wiadomość od Jaya nie opuszczała mojej głowy. Każda próba wyrzucenia jej z myśli kończyła się niepowodzeniem. Przypominałam sobie jego spojrzenie, cichy ton głosu, którym wypowiedział moje imię, sposób, w jaki jego palce zacisnęły się na markerze, zanim napisał na bilecie te kilka słów, które wywróciły mój świat do góry nogami.
Chciałam wmówić sobie, że to wszystko było przypadkiem. Ale wtedy on napisał.
I nie był to koniec.
Kilka dni później dostałam kolejną wiadomość.
Jay: Czy jeśli poproszę cię o spotkanie, powiesz "nie"?
Czułam, jak moje serce przyspiesza. Przesunęłam językiem po spierzchniętych ustach, czując, że całe moje ciało napina się w oczekiwaniu.
Czy to żart? Test?
Czy on naprawdę chciał się spotkać?
Ja: Nie wiem, czy to dobry pomysł.
Jay: Nie pytałem, czy to dobry pomysł. Pytałem, czy powiesz "nie".
Zawahałam się, choć moje ciało już znało odpowiedź.
Ja: A co, jeśli powiem "tak"?
Kilka sekund ciszy, potem ekran znów się rozświetlił.
Jay: To powiem, że daj mi czas i miejsce. A ja tam będę.
Przymknęłam oczy, przygryzając wargę. Nie powinnam była w to brnąć. To było zbyt niebezpieczne, zbyt nierozsądne.
Ale jednocześnie czułam, jak coś we mnie się łamie. Jak jakaś część mnie, którą przez cały ten czas trzymałam zamkniętą w rozsądku i ostrożności, nagle zapragnęła wyrwać się na wolność.
Palce same zaczęły pisać.
Ja: Sobota. 20:00. Mała kawiarnia na obrzeżach miasta.
Serce waliło mi w piersi, gdy nacisnęłam "wyślij".
Jay: Będę tam.
🖤🖤🖤
Czy to była odwaga czy głupota?
Nie potrafiłam tego ocenić.
Przez cały tydzień moje myśli były w rozsypce. Z jednej strony czułam ekscytację, cichy dreszcz, który przebiegał przez moje ciało za każdym razem, gdy myślałam o tym spotkaniu. Z drugiej – dręczył mnie niepokój, podszyty racjonalnym głosem, który wciąż szeptał, że to, co robię, jest szaleństwem. Czasem wydawało mi się, że jestem w jakimś filmie, w scenariuszu, który nigdy nie powinien zostać napisany.
To było irracjonalne.
Powinnam była wykasować jego wiadomości. Powinnam była zamknąć telefon, wyciszyć powiadomienia i wrócić do swojego normalnego życia, do rutyny, która była bezpieczna i przewidywalna. Ale tego nie zrobiłam. Mimo że wiedziałam, jak bardzo było to ryzykowne, jak cienka była granica, którą właśnie przekraczałam, nie mogłam się powstrzymać.
Było coś w tym wszystkim, coś nieuchwytnego, co sprawiało, że każda próba zignorowania go kończyła się porażką. W mojej głowie wciąż odtwarzałam nasze pierwsze spotkanie, analizowałam jego spojrzenie, dźwięk jego głosu, sposób, w jaki napisał te kilka słów na moim bilecie. To nie miało sensu, a jednak każda cząstka mnie czuła, że to coś więcej niż zwykła chwila, która powinna minąć bez śladu.
Każdego dnia powtarzałam sobie, że jeszcze mogę się wycofać. Że mogę nie przyjść, nie napisać więcej, nie dać temu żadnej przyszłości.
A jednak dzisiaj tu byłam.
Ulice były zatłoczone, ale ja czułam się, jakbym była zupełnie sama. Szłam powoli, każdy krok wydawał się cięższy, jakby moje ciało walczyło ze mną samą. Noc była chłodna, a powietrze gęste, przesycone wilgocią, jakby niedawno padał deszcz, choć na chodnikach nie było żadnych śladów kropel.
Gdy dotarłam do kawiarni, świat wokół mnie zaczął tracić ostrość. Neonowy napis świecił delikatnym, złotym blaskiem, a przez duże okna widać było ciepłe światło lamp, które rzucały miękkie refleksy na regały pełne książek. Ciche rozmowy klientów mieszały się z dźwiękiem mielonej kawy, tworząc atmosferę, która powinna mnie uspokajać, ale nie potrafiłam się na niej skupić.
Przez chwilę stałam przed wejściem, niezdolna do ruchu.
Czy on naprawdę tam był?
Czy to była dobra decyzja?
Co, jeśli to wszystko było tylko chwilowym impulsem, którego teraz żałował?
Czułam, jak moje serce bije coraz szybciej, a dłonie stają się wilgotne. Nie byłam pewna, czy to nerwy, czy adrenalina. W mojej głowie kłębiły się pytania, których nie potrafiłam uciszyć. Może powinnam po prostu odejść. Może to był moment, w którym mogłam jeszcze zawrócić, zanim będzie za późno.
Ale nie zrobiłam tego.
Przełknęłam ślinę i powoli nacisnęłam klamkę.
Wszystko zwolniło.
Kiedy przekroczyłam próg kawiarni, zapach świeżo parzonej kawy uderzył mnie w twarz, otulając mnie ciepłym aromatem wanilii i cynamonu. Powietrze było gęste, przesycone zapachem drewna i lekką nutą czekolady, jakby w tym miejscu czas płynął inaczej.
Światło lamp rzucało delikatne cienie na drewniane stoły i regały, na których ułożone były książki, jakby ktoś celowo chciał stworzyć atmosferę cichego, przytulnego azylu, odciętego od hałasu miasta. Wszyscy wokół zdawali się zajęci sobą – niektórzy pochłonięci rozmowami, inni wpatrzeni w ekrany laptopów, zanurzeni w swoich myślach.
Ale ja nie widziałam ich.
Szukałam jego.
I wtedy go zobaczyłam.
Siedział w rogu, blisko okna, jakby chciał ukryć się przed światem, a jednocześnie mieć widok na wszystko, co działo się wokół. Kaptur jego bluzy był naciągnięty na głowę, częściowo zasłaniając jego twarz, ale nie na tyle, bym nie mogła dostrzec jego rysów.
Jego palce leniwie przesuwały się po krawędzi filiżanki, jakby nie do końca wiedział, co zrobić ze swoimi dłońmi.
Nie wyglądał na kogoś, kto przyszedł tu przez przypadek.
Nie wyglądał też na kogoś, kto chciałby być gdzieś indziej.
Mimo że próbował sprawiać wrażenie zrelaksowanego, jego ciało zdradzało lekkie napięcie – subtelny ruch ramion, sposób, w jaki jego dłoń na chwilę zamarła w połowie gestu.
A potem podniósł wzrok.
Nasze spojrzenia spotkały się w jednej chwili.
Świat wokół nas przestał istnieć.
Czułam, jak wszystko wokół mnie zwalnia, jakby ta chwila rozciągała się w nieskończoność. Moje palce zacisnęły się na pasku torebki, ale to nie pomogło mi się uspokoić. W jego oczach dostrzegłam coś, co sprawiło, że w moim wnętrzu pojawił się dreszcz – coś pomiędzy pewnością a czymś znacznie bardziej skomplikowanym.
Nie było w nim dystansu.
Nie było w nim wahania.
Nie było też ani cienia żalu.
Patrzył na mnie tak, jakby to spotkanie było czymś, co miało się wydarzyć.
To ja musiałam podjąć decyzję.
To ja musiałam zrobić pierwszy krok.
Przez chwilę wstrzymywałam oddech, niezdolna do ruchu. Miałam jeszcze szansę odejść.
Ale nie zrobiłam tego.
Ruszyłam w jego stronę, choć każdy krok wydawał się jednocześnie zbyt lekki i zbyt ciężki. Moje ciało zdawało się działać samo, jakby jakaś niewidzialna siła pchała mnie naprzód, ale serce biło mi tak mocno, że czułam je w gardle. Dłonie lekko drżały, choć próbowałam je uspokoić, zaciskając palce na pasku torebki. Nie wiedziałam, czy to strach, czy ekscytacja. Może jedno i drugie.
Podłoga kawiarni wydawała się dłuższa, niż powinna. Każdy krok rozciągał się w nieskończoność, a mimo to miałam wrażenie, że dotarłam do niego zbyt szybko. Chciałam odwlekać ten moment, dać sobie jeszcze chwilę na zebranie myśli, ale kiedy znalazłam się wystarczająco blisko, wiedziałam już, że nie było odwrotu.
Jay podniósł filiżankę do ust. Ruch był powolny, niemal leniwy, ale zauważyłam, że jego palce ściskają porcelanę mocniej, niż powinny. Upijając łyk kawy, odwrócił wzrok na sekundę, ale tylko po to, by po chwili znów spojrzeć na mnie.
Patrzył uważnie.
Nie w sposób, w jaki patrzy się na kogoś przypadkowego, ale jakby analizował każdy mój gest, jakby próbował wyczytać z mojej twarzy emocje, które sama ledwo rozpoznawałam.
Kiedy odstawił filiżankę na spodek, dźwięk delikatnego stuknięcia porcelany o drewno wydał mi się nienaturalnie głośny w porównaniu do szumu kawiarni.
Nie było między nami niezręczności.
Nie było tej niepewnej ciszy, jaką zwykle czuje się przy kimś, kogo nie zna się wystarczająco dobrze.
Było tylko napięcie.
Nieuchwytna, niewidzialna nić, która rozciągnęła się między nami tamtego dnia i której teraz nic nie mogło już przerwać.
— Przyszłaś — powiedział cicho.
Jego głos brzmiał inaczej, niż się spodziewałam. Głębszy, cieplejszy, mniej oficjalny. Brakowało w nim tej scenicznej pewności siebie, którą znałam z wywiadów i nagrań.
Miał w sobie coś bardziej osobistego.
Nie odpowiedziałam od razu. Nie dlatego, że nie chciałam, ale dlatego, że w tamtej chwili nie mogłam znaleźć słów, które oddałyby to, co czułam.
Nie wiedziałam, co powiedzieć.
Nie wiedziałam nawet, czy powinnam tu być.
Ale byłam.
Nie zapytałam, dlaczego mnie zaprosił. Nie zapytałam, co to wszystko znaczy.
Nie zrobiłam nic, co mogłoby zepsuć ten moment.
Zamiast tego powoli usiadłam naprzeciwko niego, czując, jak drewniane krzesło wydaje się nagle zbyt twarde, jakby rzeczywistość próbowała przypomnieć mi, że to wszystko naprawdę się dzieje.
A on przez cały ten czas nawet na chwilę nie spuścił ze mnie wzroku.
Jego spojrzenie było intensywne, ale nie przytłaczające. Było w nim coś więcej niż zwykłe zainteresowanie.
Coś, czego nie rozumiałam.
Wtedy już wiedziałam.
Nie było odwrotu.
Powietrze w kawiarni było gęste od zapachu świeżo parzonej kawy, a mimo to ja nie czułam nic poza niepokojem, który wypełniał każdą komórkę mojego ciała. Siedziałam naprzeciwko niego, ale czułam się, jakbym znajdowała się w próżni, w miejscu zawieszonym między rzeczywistością a czymś, co nie miało prawa się wydarzyć.
Jego spojrzenie nadal na mnie spoczywało – intensywne, badawcze, nieodgadnione. Nie spuszczał ze mnie wzroku, ale nie było w tym nachalności. To nie była ta sama uwaga, którą poświęcał fankom, kiedy patrzył na nie z uprzejmością, jakby spełniał swój obowiązek.
To było coś więcej.
— Spodziewałem się, że nie przyjdziesz — odezwał się w końcu, a jego głos był niski, spokojny, ale w jakiś sposób zbyt miękki, jakby mówił do kogoś, kogo nie chciał spłoszyć.
Nie byłam pewna, co powinnam odpowiedzieć. Czy powiedzieć mu prawdę? Że przez cały dzień biłam się z myślami, czy nie wycofać się w ostatniej chwili? Że stałam przed wejściem przez dobre kilka minut, niepewna, czy powinnam nacisnąć klamkę?
— Nie wiem, dlaczego przyszłam — powiedziałam w końcu cicho, zaskakując samą siebie swoją szczerością.
Jego usta lekko drgnęły w czymś, co przypominało cień uśmiechu, ale nie był to prawdziwy uśmiech.
— Ja wiem — odpowiedział po chwili.
Zmarszczyłam brwi.
— Skąd?
Nie odpowiedział od razu. Wziął łyk kawy, jakby potrzebował chwili, by zebrać myśli.
— Bo nie jesteś osobą, która odchodzi, gdy czuje, że coś jest inne.
Nie byłam pewna, czy miałam to odebrać jako komplement, czy raczej jako coś, co powinno mnie zaniepokoić.
— Nawet mnie nie znasz — powiedziałam, czując, jak moje dłonie zaciskają się na kolanach pod stolikiem.
— Wiem. — Spojrzał na mnie z lekkim rozbawieniem, ale zaraz potem spoważniał. — A mimo to jesteś tu.
Byłam.
To była jedyna rzecz, której nie mogłam podważyć.
Nie wiedziałam, jak to się stało, że rozmowa potoczyła się w taki sposób, ale czułam, że każde kolejne słowo sprawiało, że ten moment stawał się coraz bardziej realny.
Przestałam być fanką, a on przestał być idolem.
Zostaliśmy tylko my.
Cisza, która zapadła między nami, nie była niezręczna, ale wciąż czułam, jak napięcie powoli rośnie. Jay wydawał się spokojny, ale jednocześnie uważny, jakby każde moje słowo, każdy najmniejszy gest miały dla niego znaczenie.
Nie mogłam dłużej tego ignorować.
— Dlaczego do mnie napisałeś? — zapytałam w końcu, a mój głos był bardziej pewny, niż się spodziewałam.
Przez chwilę nie odpowiedział. Opuszkami palców przejechał po krawędzi filiżanki, jakby zastanawiał się, czy powinien powiedzieć mi prawdę.
A potem spojrzał na mnie w sposób, który sprawił, że moje serce na chwilę przestało bić.
— Bo od momentu, w którym usiadłaś naprzeciwko mnie tamtego dnia, nie mogłem przestać o tobie myśleć.
Nie spodziewałam się tego.
Nie spodziewałam się, że powie to tak prosto, bez wahania, bez ukrywania się za wymówkami.
Moje serce uderzyło mocniej, a ciepło rozlało się po mojej klatce piersiowej.
— To... — Zaczęłam, ale nie wiedziałam, co powiedzieć.
To było niemożliwe.
To było absurdalne.
To było... prawdziwe?
Nie miałam pojęcia, jak długo patrzyłam na niego w milczeniu, ale czułam, że każda sekunda ciągnie się w nieskończoność. Mój umysł wciąż próbował znaleźć jakieś racjonalne wytłumaczenie, coś, co mogłoby sprawić, że ta sytuacja miałaby sens.
Ale w tej chwili nic nie miało sensu.
Był tu.
Siedział przede mną.
I patrzył na mnie tak, jakby naprawdę mówił prawdę.
Czy to było realne?
Nigdy wcześniej nie czułam czegoś podobnego.
Byłam przyzwyczajona do świata, w którym wszystko miało jasne zasady, gdzie rzeczy działy się według określonego schematu. Ale teraz ten schemat został złamany, a ja czułam, że stąpam po cienkiej linii między rzeczywistością a czymś, co w każdej chwili mogło się rozpaść.
Nie powinnam mu wierzyć.
Nie powinnam siedzieć tutaj z nim, pozwalając, by ta chwila trwała dłużej, niż powinna.
Ale nie mogłam odejść.
Bo część mnie – ta, którą starałam się uciszyć przez cały tydzień – chciała się dowiedzieć, co będzie dalej.
— To nie ma sensu — powiedziałam w końcu, choć nie byłam pewna, czy bardziej próbowałam przekonać jego czy siebie.
— Wiem — odpowiedział z lekkim uśmiechem. — Ale czy wszystko musi mieć sens?
Zacisnęłam usta, czując, jak moje myśli wirują w chaosie, ale w głębi duszy wiedziałam jedno.
Nie zamierzałam odejść.
Nie dzisiaj.
Od Autorki: Witajcie kochani. To kolejny One shot, który wykonałam na zamówienie. Jayia mam nadzieję, że przygotowana przeze mnie historia ci się spodobała i sprostała wymaganiom.
Czytelniku! Proszę, zostaw po sobie ślad- komentarz i/lub gwiazdkę. To dla mnie znak, że to, co tworzę, Ci się podoba. Do zobaczenia w kolejnym rozdziale.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top