Rozdział 17 cz.2

Dom jej babci okazał się małym rajem, ostoją spokoju pośród nadgorliwych mieszkańców miasteczka. Odkąd Mina znieważyła, przynajmniej w jego mniemaniu, Moritza, chłopak najwyraźniej namówił ojca, by zlikwidował zakaz niepokojenia rodzeństwa. Dodatkowo wieść o przeprowadzce do Johanny Herschel, lokalnej dziwaczki, wzbudziła poruszenie wśród ludności. Dlatego też od dnia opuszczenia sierocińca, podczas każdego wyjścia na miasto, co rusz zostawali zatrzymywani przez nieznajomych, którzy wypytywali ich o najróżniejsze rzeczy. Poczynając od nowoczesnego świata, kończąc na plotkach, dotyczących staruszki. Mina i Theo zwykle grzecznie odpowiadali, lecz czasem już zbywali zaczepki, bezczelnie ignorując męczących delikwentów. Nieszczególnie przypadły im do gustu role celebrytów, więc unikali ciekawskich spojrzeń i wychodzili do centrum jedynie w razie konieczności.

Mimo to dostrzegli również pozytywne aspekty sławy. Niektórzy, jak na przykład przyjazny myśliwy, pan Wagner, którego spotkali tylko raz, codziennie dawał ich babci świeżo upolowane króliki oraz znalezione w lesie owoce. Poza tym pod domem staruszki często znajdowali koszyki z domowymi wyrobami oraz karteczkami ze słowami zagrzewającymi do walki z największym potworem na świecie — wiedźmą.

Szesnastolatka westchnęła i wstała z łóżka. Spędziła w nim już czwartą noc i musiała przyznać, że nigdy nie spała na wygodniejszym materacu.

Z zadowoleniem wybrała z szafki ubrania. Od babci dowiedzieli się, że tak naprawdę ich walizki nie uległy zniszczeniu w wypadku. Burmistrz zdecydował się je sobie przywłaszczyć i przeglądnąć, co ciekawego zawierały. Jako że bagaż ich matki posiadał najmniej interesujących przedmiotów, ten jeden postanowiono oddać rodzeństwu, lecz reszta została w ratuszu. Przed dwoma dniami Johanna Herschel przez przypadek usłyszała o tym zajściu od jednego ze starszych znajomych. Od razu odwiedziła burmistrza i po dwudziestu minutach żywej dyskusji, odzyskała torby wnuków. Dlatego nastolatkowie mogli wreszcie cieszyć się swoimi ubraniami.

Podczas drogi do łazienki, dziewczyna przypominała sobie urywki dziwnego snu, lecz nie potrafiła poskładać go w całość. Pamiętała twarz przypominającą jej brata, jakiegoś nieznajomego i scenerię miasteczka. Słyszała rozmowę, ale jej treść zgubiła się gdzieś w odmętach umysłu Miny.

Szybko zapomniała o nocnych wizjach i po kilkunastu minutach przeniosła swoje myśli na Gerharda. Przez całe zamieszanie, związane z przeprowadzką i odnalezieniem rodziny, nie widziała go od feralnego dnia nieudanego gwałtu. Chłopak również nie przysłał kolejnego nietoperza, co zaniepokoiło dziewczynę, lecz nie zamierzała składać mu wizyty w zamku. Nie chciała przypadkowo spotkać tam Herr Hagera bądź, co gorsza, babci młodzieńca.

Gdy Mina weszła do kuchni, Theo i babcia już jedli placki z owocami i powitali szesnastolatkę szerokimi uśmiechami.

— Idź do kuchni i nałóż sobie trochę, kochanie — zachęciła ją staruszka.

Dziewczyna skinęła i posłuchała kobiety, a następnie usiadła obok swojego brata. Jednym uchem wpuszczała, a drugą wypuszczała konwersację pomiędzy dwójką krewnych. Ciągle krążyła po swoich myślach, nie do końca wiedząc, czego szuka.

Aż w końcu ją olśniło.

Gdy zrozumiała, co dokładnie przedstawiał jej sen, niemalże upuściła widelec, na który nadziała wcześniej soczystą truskawkę.

— Theo, skończyłeś już książkę naszego ojca, prawda? — spytała, przerywając fascynującą rozmowę jej brata z babcią.

— Tak — stwierdził ze zmieszaniem czternastolatek. — Ale mówiłem ci, że nie znalazłem nic nowego w drugiej części, tylko jakieś opowieści o ludziach z miasteczka.

— Właśnie, z wielką chęcią, bym przeczytała dzieło mojego syna. Zawsze wiedziałam, że będzie z niego dobry pisarz — wtrąciła staruszka.

— Wiem, pamiętam, co mówiłeś, ale i tak chciałabym spojrzeć — uznała dziewczyna, nieświadomie ignorując wypowiedź babci, która wywróciła oczyma.

Jej brat westchnął i poszedł do swojego pokoju, by po chwili wrócić z rękopisem. Oddał go siostrze z podejrzliwym spojrzeniem, a ona zaczęła kartkować, aż doszła do końca pierwszej części. Tam znalazła scenę, która idealnie odpowiadała wydarzeniom z jej snu, chociaż odszyfrowanie nieschludnego pisma ojca zajęło jej kilka chwil.

— O Boże — szepnęła pod nosem.

— Co? — zapytał Theo podejrzliwie, lecz zanim Mina zdążyła odpowiedzieć, ktoś z impetem otworzył drzwi wejściowe i zawołał:

— Dzień dobry pani Herschel! Hej Theo, hej Mina!

Greta pełnym energii krokiem wparowała do jadalni, a babcia posłała rudej ciepły uśmiech.

— Chcesz trochę placków z owocami, kochanie?

Ona radośnie przytaknęła i ruszyła w kierunku kuchni, by sobie kilka nałożyć, a Theo jedynie mruknął z niezadowoleniem.

Myślał, że wraz z przeprowadzką raz na zawsze uwolnił się od rówieśniczki, lecz już po dwóch dniach ruda wbiegła do domu staruszki, ogłaszając, że jest gotowa rozpocząć swoje szkolenie na ogrodniczkę. Gdy Theo to usłyszał, omal nie zszedł na zawał. Nigdy nie przypuszczałby, że nowa mentorka Grety, o której kiedyś wspominała, to ich babcia.

— My będziemy dzisiaj siedzieć w ogrodzie do południa. — Babcia poinformowała rodzeństwo. — Jakie wy macie plany? Chcecie nam może potowarzyszyć?

— Spróbujemy odkryć nowe fakty — westchnął czternastolatek, unikając wzroku Grety. — Właściwie babciu, chciałem zapytać, wiesz może, dlaczego ojciec mógł tak często wspominać o zamku na wzgórzu?

Starsza kobieta skamieniała na ułamek sekundy, lecz po chwili odpowiedziała z niepewnym śmiechem.

— Często tam chodzili, w te okolice, z Hansem za młodu. Ale wam radzę nie zaglądać do tego miejsca. Nic dobrego by z tego nie wynikło.

— Znamy historie — westchnął Theo, ukradkiem spoglądając na rudą. — Ale w sumie... Mina, nie sprawdzaliśmy Hansa, a według zakończenia powieści wrócił on ostatecznie do miasteczka. Rozmawiałem z babcią i podobno nikt o nim nie słyszał, odkąd wyjechał z ojcem. Moglibyśmy w sumie odwiedzić jego rodzinę i wypytać ich o jakieś szczegóły.

— Brzmi jak plan — przyznała Mina, która jednak wciąż rozmyślała o dziwnym śnie i jego związku z powieścią.

— Nie, to nie jest dobry pomysł — stwierdziła niespodziewanie staruszka, przybierając zaskakująco ostry ton głosu. — Rodzina dalej rozpacza po tej stracie. Lepiej nie zakłócać ich spokoju.

Czternastolatek przytaknął, ale po chwili nachylił się do siostry i szepnął:

— Pójdziemy tam jutro. Nie możemy sobie odpuścić tego tropu. Dzisiaj najwyżej pobędziemy w domu, żeby babcia nic nie podejrzewała.

Mina wiedziała, że jej brat za wszelką cenę pragnął zdobyć aprobatę matki ich ojca, więc nie protestowała. Postanowiła za to skorzystać ze spokoju i kolejnego wolnego dnia, żeby zaczerpnąć trochę relaksu, a przy okazji dokładniej zbadać dziwny zbieg okoliczności, dotyczący jej marzenia sennego.

Wróciła do pokoju, niosąc pod pachą rękopis, a następnie położyła się na łóżku i zaczęła go przeglądać. Niestety, ku jej niezadowoleniu, miała duży problem, by rozszyfrować pismo swojego taty, więc pomimo przyjemnego języka, nie potrafiła czerpać przyjemności z czytania. Zrozumiała, dlaczego Theo poświęcił tak dużo czasu, by skończyć całość.

Ze zrezygnowaniem odłożyła powieść na szafkę nocną, a z szuflady wyciągnęła bladoniebieską książkę od Gerharda. Pochłonęła ją w jeden dzień. Historia nie zrobiła na dziewczynie większego wrażenia, główna bohaterka została przedstawiona jako bezradna, niezbyt mądra niewiasta w opałach, biernie czekająca na pomoc od księcia z bajki. Mimo to Minę zafascynowało, jak bardzo używane w dialogach słownictwo pokrywało się z wcześniejszym sposobem mówienia mieszkańca. Zdała sobie również sprawę, że podczas ich ostatniego spotkania jego wypowiedzi uległy zmianie, jakby specjalnie ćwiczył, by ją zadowolić.

Przez ostatnie kilka dni dość często powracała do niego myślami, lecz nie wiedziała, co powinna zrobić. Ponownie patrząc na pożyczoną powieść, poczuła, że musi mu ją w końcu oddać. Nie wiedziała też co zrobić z piękną sukienką, spoczywającą na dnie walizki, którą z powodzeniem ukrywała przez ostatnie kilka dni.

Po chwili intensywnego zastanowienia ostatecznie postanowiła zostawić je w altance, podejrzewając, że nikt oprócz Gerharda nie znał tego magicznego miejsca. Szybko wcisnęła obie rzeczy do skórzanej, pojemnej torebki swojej matki i ruszyła w kierunku wyjścia, ale pod drzwiami wejściowymi złapał ją Theo.

— Nie ma szans, nie wytrzymam z nimi — sapnął ze zirytowaniem. — Chodźmy odwiedzić mamę, może mają jakieś nowe wieści. Przy okazji zrobimy małe rozeznanie, dotyczące rodziny Hansa, żeby wiedzieć, gdzie w ogóle mamy jutro iść.

Mina jęknęła w duchu, lecz nie zaprotestowała, by nie wzbudzać podejrzeń. Zdecydowała, że w takim razie zaniesie książkę po południu.

Niestety jej brat opóźnił również ten plan, gdyż na początku dokładnie wypytał lekarza, co sądzi o obecnym stanie Barbary Vogel i czy są jakiekolwiek szanse na wybudzenie, na co medyk odpowiadał jedynie wzruszeniami ramion. Następnie zaczepiał przypadkowych ludzi w szpitalu, lecz strategicznie, zamiast wprost pytać o Hansa, wdawał się w niezobowiązujące konwersacje i dopiero po jakimś czasie napominał o ich obiekcie zainteresowań, zbierając różne informacje od różnych osób.

Gdy w pewnym momencie jej brat wyszedł z sali szpitalnej, Mina z westchnieniem usiadła na łóżku matki. Widząc nieprzytomną kobietę, z policzka popłynęła jej łza. Choć często bywali zajęci i inne myśli przysłaniały jej stan kobiety, w głębi serca bardzo się o nią martwiła. Codziennie zasypiała, marząc, by usłyszeć jej głos za ścianą.

- Wróć do nas. Proszę – szepnęła.

***

Kiedy wracali, zbliżał się już wieczór. Mina z ulgą wróciła do domu babci. Za to Theo zdecydował, że jeszcze pochodzi i podpyta mieszkańców. Mimo to, gdy tylko sylwetka jego siostry zniknęła za jednym z zakrętów, odetchnął i ruszył w stronę przeciwną do centrum.

Po drodze mijali go rolnicy, wracający z pól i rzucający do niego hasła jak ,,do boju bohaterze!" czy ,,pokaż tej wiedźmie!". On tylko kiwał z fałszywym uśmiechem na twarzy. Stresowała go odpowiedzialność, którą ludzie nałożyli na niego i jego siostrę. Szczególnie że chociaż rzeczywiście robili postępy w sprawie książki ich ojca, Theo wciąż nie wiedział nic o barierze. Miał jedynie swoje teorie.

Słońce już prawie zaszło, kiedy dotarł do celu. Usiadł na jednym z kamieni przy spokojnej rzece i westchnął. Skierował swój wzrok na brzozę oddaloną o około dziesięć metrów. Choć obiektywnie nie nazwałoby się tego dużym dystansem, dla chłopaka był nie do przebycia.

Wstał z kamienia. Wyciągnął ręce przed siebie i szedł, czekając, aż natrafią na niewidzialną ścianę. Po pięciu krokach nie był w stanie już iść dalej.

Gdy poczuł opuszkami palców twardą i gładką przeszkodę, z irytacją pokręcił głową. Następnie uderzył pięścią w barierę, wiedząc, że jedynym rezultatem będzie ból ręki. Nie mylił się.

Odkąd przeprowadzili się do domu babci, przychodził do tego miejsca i próbował wymyślić, jak wydostać ich poza obręb miasteczka. Liczył, że być może samotność i widok wody, swobodnie przepływającej przez przeźroczystą ścianę, podsuną mu jakiś pomysł. Jednakże, po raz kolejny ogarnęła go złość, gdy po trzydziestu minutach nic nie wymyślił. Nie pamiętał, kiedy czuł się równie bezsilnie. Nigdy nie przyznałby tego siostrze, jednak w takich momentach tracił wiarę, że rzeczywiście dadzą radę uciec, a przynajmniej zdążą to zrobić, nim stan ich matki się pogorszy. Miał wrażenie, że stoją w miejscu.

Podczas gdy czternastolatek bił się z kasandrycznymi myślami, Mina spakowała piękną sukienkę matki Gerharda oraz jego książkę. Potem, korzystając z okna swojego pokoju, szybko wymknęła się z domu. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top