[Katharsis]
Krew z wolna skapywała z ostrza na ziemię, wydając przy tym ciche, charakterystyczne odgłosy. Spoglądała z góry na chłopaka babrającego się we flakach jednej z jej ofiar. Dlaczego wyglądał tak fascynująco? Nie miała pojęcia, ale wręcz kochała patrzeć jak je. Uwielbiała oglądać jak pod wpływem zapachu ludzkiej krwi, oczy chłopaka stają się czarne, usiane czerwonymi żyłkami, rozchodzącymi się nawet wokół owego narządu, a same tęczówki przybierają kolor życiodajnej cieczy, w której kałuży akurat klęczał. Ze spokojem, a raczej z zafascynowaniem przyglądała się temu, jak wgryza się w kolejny kawałek ciała. Jego ciemne włosy opadały na twarz, nieco przysłaniając ten jakże cudowny obraz.
- Ka-ta-shi - powiedziała, a ten odruchowo podniósł głowę. Jego czerwone tęczówki zalśniły złowrogo w świetle nocy. Chciała zwrócić na siebie jego uwagę, chciała zobaczyć oblicze bruneta, chciała, aby spojrzał na nią tymi pięknymi oczyma.
- Czego? - Starł ciemnoczerwoną ciecz z twarzy rękawem koszulki. - Nie widzisz, że jem? - Warknął. Mierzył ją chłodnym spojrzeniem, takim, jakim bezwzględni mordercy obdarzają swoje ofiary. Spowodowane to było tylko tym, że przerwała mu posiłek. Hanae nie znajdowała się na jego liście osób "do pożarcia".
- Widzę - oznajmiła z ledwo zauważalnym uśmiechem na ustach, po czym odwróciła się na pięcie i ruszyła przed siebie w głąb ciemnej uliczki. Pajęcze Lilie wyszyte na jej płaszczu falowały niczym czerwone morze, gdy powoli się oddalała. Katashiemu przez myśl przemknęło pytanie ile osób już uśmierciła w swoim życiu? Podążał za nią wzrokiem dopóki nie zniknęła w ciemnościach, a następnie znów nachylił się nad zwłokami. Już miał ponownie zatopić zęby w ciele mężczyzny, ale ostatecznie odsunął się od niego z niesmakiem. Wsadził ubabrane, zaschniętą już krwią, ręce do kieszeni spodni i ruszył za dziewczyną.
Nie musiał jej szukać, bo doskonale wiedział gdzie jest. Czuł jej zapach; przyjemną woń śmierci, mieszającą się z czymś, czego nie był w stanie określić, ale był prawie pewien, że są to jakieś kwiaty. Prawdopodobnie te, które miała na swoim płaszczu. Stała, podpierając jedną ze ścian opuszczonego budynku. Zadziwiające, że w Tokio jest ich aż tak wiele.
- Skończyłeś? - Zapytała po chwili, nawet na niego nie patrząc. Czasami zastanawiał się co chodzi jej po głowie i czy na pewno wszystko z tą częścią ciała dziewczyny jest w porządku. Była dla niego zagadką chyba pod każdym względem. Nie mógł przewidzieć tego jak się zachowa, ani co powie. Dlatego tak się bał. Bał się tego, że go zostawi, że zniknie bez słowa, że coś jej się stanie. Wmawiał sobie, że to z przyzwyczajenia, ale tak naprawdę to nie chciał przyznać się przed sobą, że zakochał się w człowieku.
- Straciłem przez ciebie apetyt - odparł, nadal trzymając ręce w kieszeniach. Z ust czarnowłosej wydobyło się ciche prychnięcie. - Ne, Hanae - patrzył na nią ze swego rodzaju pożądaniem w oczach. Ile dałby, aby usłyszeć od niej te dwa głupie słowa? Albo chociaż obietnicę, że zawsze będzie obok, że nigdy go nie opuści.
- Hm? - Spojrzała na niego swoimi jasnymi oczami. Miały odcień lodowego błękitu; idealnie pasowały do kogoś tak bezdusznego jak ona. Choć może to słowo jest niewłaściwe. Katashi nigdy nie miał jej za pozbawioną serca, czy duszy. Twierdził nawet, że jest bardziej ludzka od niego. On zabija, aby przeżyć, zupełnie jak jakieś zwierzę, a ona - bo ma taki kaprys. Jego zdaniem to on był tym gorszym, ale to prawdopodobnie wynikało z uczyć, które do niej żywił. Wcześniej nie przypuszczał, że człowiek mógłby zabić człowieka. W obecneij rzeczywistości dla Ghoula było to wręcz niepojęte.
- Jak długo jeszcze masz zamiar się w to bawić? - To pytanie powinno brzmieć inaczej: jak długo jeszcze zamierzasz przy mnie być? Ale nie miał odwagi, aby zadać je tak wprost.
- Eh, ile razy będziesz mnie jeszcze o to pytał? - Westchnęła. Męczyło ją to, zwłaszcza, że brunet zachowywał się tak już od dłuższego czasu.
- Dopóki nie uzyskam satysfakcjonującej mnie odpowiedzi. - Założył ręce na piersi. To znaczyło mniej więcej tyle, ile: dopóki nie powiesz, że będziesz zawsze obok mnie.
- Nie wiem - odparła.
- To nie jest odpowiedź. - Ich spojrzenia się spotkały. Dlaczego tak ciężko było jej powiedzieć prawdę?
- Być może nadejdzie dzień, gdy się obudzisz, a mnie nie będzie - przyznała, czując nieprzyjemny ból w środku. - Ale nie wiem kiedy to nastąpi. Może wcale, a może już niedługo - wzruszyła ramionami. Starała się powiedzieć to w taki sposób, aby miał wrażenie, że dla niej to nic nie znaczy, choć to było kłamstwo. Już od dawna wiedziała, że znaczy dla niej coś więcej i dlatego też się bała, i nie chciała wplątywać w miłosne gierki, bo jak uważała "to nie jest coś dla niej". Choć tak naprawdę chodziło o coś więcej; nie chciała, aby podzielił los jej rodziny. Ale mimo wszystko pragnęła być przy Katashim, dalej zabijać wraz z nim, patrzeć jak chłopak rozszarpuje ofiary, jak je pożera, jak używa swojego kagune.
Jak możesz mówić to z takim spokojem? - Myślał, przyglądając się jej z bólem w oczach. Musiał coś wymyślić, zatrzymać ją. Nie mógł jej od tak puścić.
- Zabiję cię jeśli to zrobisz. - Oznajmił. Nie zrobiłby tego, ale nie chciał, żeby odeszła. Groźba śmierci była jego ostatnią deską ratunku, choć doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że tak naprawdę ona w ogóle się tym nie przejmie. Prawdopodobnie nawet przystałaby na jego propozycję i pozwoliłaby mu odebrać sobie życie.
- Powinieneś był mnie zabić już na samym początku - stwierdziła. - Więc dlaczego...? - Pytała go o to już wiele razy w przeciągu tych ostatnich kilku lat. Jego odpowiedź nigdy nie była taka sama, bo on sam nie znał przyczyny, albo zwyczajnie nie był jej pewien.
- Nie wiem - westchnął.
- To nie jest odpowiedź - uśmiechnęła się delikatnie. Bardzo lubił jej uśmiech. Dodawał jej uroku, który odbierała bezwzględność.
- Tch. Chwila słabości. - Warknął odwracając wzrok. Dziewczyna jakby pod wpływem impulsu złapała go za poplamioną koszulkę, a następnie złączyła ich usta w namiętnym pocałunku. Czuła wyraźny smak krwi na języku, ale nie przeszkadzało jej to; lubiła to.
- Oczywiście - szepnęła. Nie pamiętała ich pierwszego pocałunku, wymazała go w pewien sposób z pamięci. Może to nawet lepiej, bo teraz miała wrażenie, że za każdym razem robią to po raz pierwszy. Zastanawiała się, czy te "całusy" mają jakiekolwiek znaczenie; po co to robiła, skoro nie była pewna swoich uczuć? A raczej swojej przyszłości z Ghoulem.
- Bakayarou. Nie rób tak. - Syknął. Tak naprawdę chciał, aby powtórzyła gest. Kładąc ręce na biodrach czarnowłosej, przyciągnął ją jeszcze bliżej siebie.
- Dlaczego? - Spojrzała na niego z zaciekawieniem. Jej zachowanie zmieniało się w przeciągu jednej sekundy. Potrafiła być oschła i nieprzyjemna, a chwilę później tulić się do niego i obdarowywać pocałunkami. Nie miał pojęcia od czego to zależy. - Przecież to lubisz.
- Ciężej będzie mi się z tobą rozstać, jeśli ciągle będziesz to robić - wyjaśnił, zakładając kosmyk jej włosów za ucho. Hanae doskonale wiedziała co do niej czuje, że ją kocha, ale nie sprawiało to, że się cieszyła. Wręcz przeciwnie, nienawidziła siebie za to, że jakimś sposobem rozkochała go w sobie i nienawidziła jego za to, że zaczął czuć coś do niej. Był to kolejny powód, dla którego nie chciała go zostawać, bo nie darowałaby sobie tego. Tylko on coś dla niej znaczył.
- Tak? A to ciekawe - stwierdziła, odsuwając się od niego. - Katashi - stała już w oknie - złap mnie - powiedziała, lecąc w tył. Ghoul bez zastanowienia wyskoczył za nią, a następnie przechwycił w locie i za pomocą swojego kagune bezpiecznie wylądował na ziemi.
- Następnym razem pozwolę ci zginąć - powiedział, niosąc ją na rękach w stylu panny młodej.
- Oczywiście - uśmiechnęła się, wtulając w niego. Jej ucho znajdowało się na idealnej wysokości, dzięki czemu mogła słuchać bicia jego serca. Wybijało ono spokojny, kojący rytm, który powoli ją usypiał. Lubił, gdy zasypiała w jego ramionach, a ona tym bardziej. Nie chodziło o to, że czuła się wtedy bezpieczna. Chodziło o to, że czuła się chciana.
- Oi, Hanae, co ja ci mówiłam? - Odciągnęła dziewczynkę od kwiatów. - Nie wolno ich dotykać. Poparzysz się.
- Przepraszam - mruknęła.
- Nic się nie stało, tylko więcej tak nie rób - uśmiechnęła się i wyszła z pokoju, zostawiając czarnowłosą samą. Ponownie. Mogłoby się wydawać, że kuzynka jedenastolatki się o nią troszczy, ale prawda była kompletnie inna. Kobieta miała nadzieję, że dziewczynka rzeczywiście się poparzy i jakimś magicznym sposobem podzieli los swoich rodziców. Trzydziestotrzylatka nienawidziła niebieskookiej, bo przypominała jej o własnych dzieciach, które nigdy się nie narodziły, bowiem żadna ciąża Mayumi nie trwała dłużej niż trzy miesiące. A teraz musiała się opiekować dzieckiem kogoś innego, komu los dał ciut więcej szczęścia, choć to była kwestia sporna, bowiem rodzice Hanae niezbyt długo nacieszyli się rodzinnym życiem.
Matka czarnowłosej zginęła tragicznie w wypadku samochodowym, gdy ta miała zaledwie osiem lat. Najgorsze było to, że kobiety nie dało się uratować, bo została praktycznie cała zmiażdżona przez ciężarówkę, z którą się zderzyła. Tak więc dziewczynka została sama z ojcem, który starał się jak mógł, aby jego córka nie odczuwała tej straty zbyt mocno. Właśnie dzięki jego staraniom nie miała aż tak wielkiej traumy, choć wciąż nie mogła się wyzbyć widoku brudno złotej urny z pamięci. Pamiętała również mężczyznę, który co jakiś czas przychodził, aby im pomagać w różnych sprawach. Dawał im też dość spore sumy pieniędzy, ale one nie były w stanie wskrzesić kobiety. Nie mogły też wypełnić dziur w sercach jej najbliższych. I chociaż ojciec dziewczynki był mu bardzo wdzięczny, to i tak obwiniał go o śmierć ukochanej. Dwa i pół roku później straciła drugiego rodzica, który niespodziewanie zachorował jakiś rok od śmierci żony. To była choroba autoagresywna, co oznacza, że jego ogranizm wyniszczył sam siebie, ponieważ układ immunologiczny zaczął atakować zdrowe komórki. Oczywiście lekarze starali się go uratować, mimo iż doskonale wiedzieli, że mężczyzna i tak umrze, bo nie ma lekarstwa na schorzenia tego typu. Tak więc Hanae trafiła pod opiekę swojej kuzynki i jej męża, ponieważ byli oni jedynymi krewnymi w okolicy. Partner Mayumi nawet się z tego cieszył, bo jakby nie patrzeć, to wreszcie mieli dziecko. Jednak jego żona nie patrzyła na to w ten sam sposób.
Czerwonowłosa pracowała w kwiaciarni. Stąd zamiłowanie do kwiatów i spora ich ilość w mieszkaniu. Szczególnie upodobała sobie Czerwone Pajęcze Lilie. Dlatego prowadziła własną uprawę tych morderczych roślin. Jej hobby udzieliło się też jedenastolatce, która wręcz kochała przebywać w pokoju, pełniącym funkcję szklarni. Twierdziła, że mają przepiękną barwę; to była chyba jedyna rzecz, która łączyła ją z kuzynką.
- O, tutaj jesteś - mężczyzna przykucnął tuż obok dziewczynki. - Nie nudzi ci się to? - Spytał, spoglądając na nią.
- Nie - odparła, lekko kiwając głową.
- Jesteś jak Mayumi - zaśmiał się. Niebieskookiej jednak to nie rozbawiło. Wiedziała, że kobieta jej nie lubi, choć nie miała pojęcia dlaczego. - Chodź na kolację - dodał, wstając.
- Yhym - leniwie podniosła się z podłogi. Gdyby tylko mogła, to zamknęłaby się w tym pokoju i już nigdy go nie opuszczała. Tutaj wszystkie jej smutki, cały żal po stracie rodziców, wszystkie zmartwienia znikały jakby za sprawą magii. To był jej azyl.
∞
Było już ciemno. Kobieta była wyraźnie zdenerwowana faktem, że zakupy i odebranie Hanae ze szkoły zajęło jej tak długo. Dlatego co chwila popędzała trzynastolatkę i mruczała pod nosem jak to ją denerwuje.
- Pójdziemy skrótem. - Oznajmiła stanowczo, skręcając w jedną z bocznych ulic. Nie była ona ani zbyt zatłoczona, ani też zbyt pusta. - Hanae, no pośpiesz się, nie mam całego dnia - pociągnęła dziewczynkę za rękę. Szła tak szybko, że czarnowłosa musiała za nią niemalże biec. Nagle Mayumi zatrzymała się i gwałtownie poleciała na ziemię, cały czas kurczowo trzymając dłoń kuzynki.
- Ma-yumi...? - Z przerażeniem w oczach spojrzała na trzydziestotrzylatkę, w którą powbijane były jakby kryształy, mieniące się bordowym blaskiem, a z ust spływała stróżka krwi. Nie zarejestrowała momentu, w którym do tego doszło; to stało się tak szybko.
- Wa-tashi wa... Anata... ga ki-rai [Nienawidzę cię] - wyszeptała ostatkiem sił, plując krwią. To był ostatni raz, gdy ich oczy się spotkały. Trzynastolatka poczuła nieprzyjemny ból i łzy spływające po policzkach. Mimo iż wiedziała o tym od dawna, to bardzo ją zabolało, gdy usłyszała te słowa. Być może to wina sytuacji, w której się znalazły. W końcu nikt nie chciałby usłyszeć takiego wyznania będąc świadkiem czyjejś śmierci.
Gdy ona klęczała przy martwej już kuzynce, sparaliżowana strachem i zalana łzami, z cienia wyłonił się sprawca całego zdarzenia. Powoli zbliżał się do nich, oblizując usta; miał dziwne oczy, takie... Nieludzkie.
- Ghoul - wymamrotała czarnowłosa, niepewnie się podnosząc i spoglądając na niego. To był błąd, bowiem potwór rzucił się w jej stronę, rozpościerając cudaczne skrzydła. Jak tylko je zobaczyła, to cały strach jakby zniknął i urzeczona ich przedziwnym pięknem stała, czekając na śmierć. Dopiero kiedy jeden z kryształów przeleciał tuż obok niej, prawie raniąc jej twarz, ocknęła się i zaczęła uciekać. Pobiegła prosto do domu, nie przejmując się tym, czy ją goni czy nie. Wpadła do środka jak burza i natychmiast wyciągła Ryō z mieszkania.
- Hanae - powtarzał, ale ta go nie słuchała. - Hanae, zatrzymaj się - przystanął, tym samym zmuszając do tego też ją. - Gdzie ty mnie ciągniesz? Co się stało? - Do oczu znów napłynęły jej łzy; przytuliła się do mężczyzny, jednocześnie zanosząc płaczem. Jego akurat lubiła, bo był dla niej miły i traktował ją prawie jak własne dziecko, a co więcej, on również nie rozumiał dlaczego jego żona tak nie lubi własnej kuzynki.
- Mayumi - wydukała - ona - ścisnęła mocno materiał jego koszuli - Ghoul - nie była w stanie wypowiedzieć całego zdania, ale te informacje wystarczyły, aby dotarło do niego co się wydarzyło.
- Pokaż mi gdzie ona jest. - Powiedział stanowczo, delikatnie odsuwając ją od siebie. Czarnowłosa znów chwyciła go za rękę i zaczęła ciągnąć w stronę tamtej uliczki. Niestety jedyne co tam zastali, to do połowy zjedzone ciało czerwonowłosej i grupkę ludzi. Ktoś już dzwonił po karetkę, ale było już za późno.
∞
- To wszystko twoja wina! - To był kolejny raz, gdy na nią krzyczał. - Wszędzie gdzie się pojawisz ktoś umiera! Jesteś przeklęta. - Wysyczał, patrząc na nią z pogardą i nienawiścią. Słuchała tego już co najmniej od roku, więc przestało to robić na niej jakiekolwiek wrażenie. - Wynoś się. - Dodał. To ją zaskoczyło; wcześniej tylko ją wyzywał, czasem uderzył z liścia, ale nie kazał się wynosić. - Wypierdalaj! - Ryknął, przez co dziewczynę przeszedł dreszcz. Szybko uciekła do swojego pokoju, w którym się zamknęła ze strachu przed wściekłym mężczyzną.
Siedziała pod drzwiami, zastanawiając się co ma teraz zrobić. Nie ma dokąd iść, a na ulicy najprawdopodobniej sobie nie poradzi i w najgorszym wypadku zostanie obiadem. Z drugiej strony nie chciała tu dłużej być. Od krzyków Ryō bolała ją już głowa, a poza tym to zaczynała się go powoli bać. Mam się wynosić tak? Dobra. - Stwierdziła, wstając. Chwyciła plecak, wysypała z niego wszystkie rzeczy, a następnie zaczęła pakować te, które mogłyby jej się przydać. To było zaledwie kilka ubrań, jakieś inne pierdółki i wszystkie oszczędności, które miała. Postanowiła zaczekać aż mąż jej zmarłej kuzynki zaśnie, a potem jeszcze zabrać pieniądze jemu.
Późno w nocy weszła do sypialni i zaczęła ją przeszukiwać. Ciemnowłosy spał, a przynajmniej ona tak myślała, więc cicho i szybko przeszukała pokój, nawet nie zwracając uwagi na puste opakowania po lekach stojące na szafce nocnej. Zabrała wszystko, co znalazła i opuściła mieszkanie.
Nie miała pomysłu dokąd mogłaby pójść. Przez myśl jej przeszło, że w sumie mogłaby iść do starego mieszkania, w którym mieszkała dawniej z rodzicami, ale ostatecznie stwierdziła, że pewnie mieszka tam już ktoś inny. Czyli została mi ulica - westchnęła, zatrzymując się. Choć było już późno, to miasto nadal wręcz kipiało życiem; ludzie mijali stojącą na środku Hanae co jakiś czas niechcący trącając dziewczynę ramieniem. W pewnym momencie coś ją oświeciło - mogła iść do sierocińca. Nie najlepsza opcja, ale będzie miała dach nad głową i zapewnione bezpieczeństwo. Zresztą, jeśli jej się nie spodoba, to ucieknie. Tak więc udała się do najbliższego - i przy okazji jedynego znanego jej - przytułku dla niechcianych dzieci.
Zapukała do drewnianych, bogato zdobionych drzwi. Otworzyła jej jakaś kobieta bynajmniej nie w habicie lecz w piżamie.
- Coś się stało? - Spytała. Była dość młoda jak na kogoś pracującego w takim miejscu. - Mogę ci jakoś pomóc?
- Tak - odparła. - Czy mogłabym tu zostać? - To pytanie zaskoczyło blondynkę.
- A-ale dlaczego chciałabyś tu zostać? - Dzieci raczej nie chciały mieszkać tutaj z własnej woli.
- Moi rodzice nie żyją - powiedziała najpierw. Z wiekiem ból minął i teraz mogła mówić o nich praktycznie bez problemu. - Kuzynkę, która się mną potem opiekowała zjadły Ghoule, a jej mąż się nade mną znęcał więc uciekłam - opiekunkę trochę przeraził fakt, z jakim spokojem czternastolatka to powiedziała. - Nie mam gdzie mieszkać, więc pomyślałam, że przyjdę tutaj.
- Dobrze, wejdź - powiedziała, ustępując jej drogę. - Chciałabyś się może czegoś napić? Zrobię ci herbaty - była zaskoczona i zdezorientowana zachowaniem czarnowłosej.
- Arigatou - odparła, siadając na krześle. Było tu ponuro, trochę zbyt ponuro. Ściany były w ciemnych odcieniach, podobnie jak meble, dywany i inne dekoracje. Jednak było tu niesamowicie ciepło i przytulnie, podczas gdy na zewnątrz panował chłód.
- Mogę cię o coś spytać? - Wręczyła jej kubek gorącego napoju. - Kiedy zginęli twoi rodzice? Jeśli nie chcesz to-
- Mama jak miałam osiem lat, a tata, gdy miałam jakieś dziesięć - oznajmiła, upijając łyk i parząc sobie język. - Mniej więcej rok temu zginęła moja kuzynka i od tamtego czasu mieszkałam z jej mężem, ale on zaczął mnie bić i wyzywać, i krzyczeć na mnie - mówiła, dmuchając co jakiś czas.
- Rozumiem - odrzekła. - A jak się nazywasz?
- Kurihara Hanae.
- Kuroda Suzume. Jestem tutaj opiekunką - posłała jej ciepły uśmiech. Blondynce żal było nastolatki, więc postanowiła, że jej pomoże. Nawet jeśli ta zwyczajnie ją okłamała, bo pokłóciła się z rodzicami i uciekła z domu. Jeśli zaczną jej szukać, to po prostu da im znać. - Zaprowadzę cię do pokoju, w którym będziesz spać, dobrze? - Przytaknęła.
Ściany w tym pomieszczeniu były białe, pozbawione jakiegokolwiek koloru. Tylko niebieskawe zasłony i kolorowa pościel sprawiały, że to miejsce nie było tak nudne. Usiadła na łóżku; było zaskakująco miękkie. Kobieta dodała coś o jakiejś łazience na korytarzu i dobranoc na odchodne. Ona natomiast jej podziękowała, po czym przebrała się w inne ciuchy, które ze sobą wzięła i wskoczyła pod kołdrę. Może nie będzie tu tak źle - pomyślała.
Tymczasem opiekunka sierocińca zadzwoniła na policję w sprawie dziwnego dziecka, które prawdopodobnie uciekło z domu. Niestety oni powiedzieli, że nikt nie zgłosił jej zaginięcia, a co bardziej niepokojące - potwierdzili wersję z kuzynką zabitą przez Ghoule,oraz oznajmili, że matka dziewczynki zginęła w wypadku samochodowym. Wszystko się zgadzało, przez co kobietę przeszedł zimny dreszcz.
∞
- Powiedz mi, co lubisz? - Spytała kobieta, gdy szli do samochodu. Była ona niska i szczupła; włosy miała spięte w koka, a jej ubiór był bardzo elegancki. Chyba chciała zrobić dobre wrażenie na opiekunce z sierocińca.
- Hm... Lubię kwiaty - odparła. - I czekoladę.
- A które są twoimi ulubionymi? - Dopytał również niewysoki, acz dobrze zbudowany mężczyzna w garniturze. Mieli być oni nową rodziną Hanae.
- Czerwone Pajęcze Lilie - odparła. Była ciekawa czy to ich w jakiś sposób przerazi. W końcu te kwiaty symbolizowały śmierć, były niczym zły omen. Podobnie jak ona. A mimo to nieświadoma znaczenia roślin, przynosiła je ojcu, gdy ten leżał w szpitalu. Teraz miała nadzieję, że się o to nie gniewa. - Mayumi je hodowała. Miała ich pełno w mieszkaniu - dodała. - Mają bardzo ładny kolor.
- Kim jest Mayumi? - Otworzył jej drzwi do srebrnego auta.
- To moja kuzynka - odparła, wsiadając.
- Rozumiem - znali jej historię; Suzume im ją opowiedziała. Bardzo jej współczuli, więc postanowili zaadoptować czarnowłosą. Kuroda natomiast cieszyła się, że jedna z jej podopiecznych znajdzie nowy dom. A poza tym trochę się bała Kurihary; wielokrotnie słyszała od niej, że jest przeklęta i dlatego nie spędza czasu z innymi dziećmi. Jednak o tym nie wspomniała przy adopcji. Zależało jej na tym, aby dziewczyna znalazła normalny dom. Tylko piętnastolatce się to odrobinę nie podobało.
- Proszę pani - zaczęła.
- Mów mi Yuu - odparła z uśmiechem.
- Dlaczego ja? - Jej zdaniem macocha była bardzo ładna, a wręcz piękna, choć tak naprawdę nie miała w sobie nic wyjątkowego.
- Widzisz Hanae - przykucnęła obok niej. - Zawsze chciałam mieć dziecko, ale bardzo boję się zajścia w ciążę - spuściła głowę. - Dlatego postanowiliśmy zaadoptować jedno. A ponieważ mamy mało czasu, to stwierdziliśmy, że adoptujemy trochę starsze - spojrzała w jasne oczy dziewczyny. - A teraz choć, pomożesz mi z obiadem.
- Mhm - mruknęła. Ciemnowłosa kobieta wydawała jej się być nieco dziwna, ale miła. Być może mogła jednak wieść normalne życie, choć strach przed tym, że historia może się powtórzyć na pewno nie zniknie tak szybko. Dlatego w momencie, gdy pan Munehiro zachorował, ona uciekła nie chcąc żeby doszło do kolejnej tragedii, choć to była jedynie ostra grypa.
∞
Uciekała przed wkurzonym facetem, któremu ukradła portfel. Minęło już prawie dwa i pół roku odkąd odeszła od rodziny zastępczej, i jak narazie doskonale sobie radziła. Utrzymywała się z kradzieży, bo innej opcji nie miała.
- Kisama. [Ty (w sensie takim obraźliwym)] - Złapał ją za koszulkę i uniósł do góry. - I co teraz mała cholero? - Miotała się na wszystkie strony, próbując się wyrwać. - Oddawaj. - Wyrwał swoją własność z jej ręki. - Chyba trzeba cię nauczyć pewnych zasad - stwierdził, uśmiechając się w bardzo zły sposób. Hanae wiedząc, że ma kłopoty, wyślizgnęła się z koszulki i zaczęła uciekać. Mężczyzna jednak nie dał za wygraną i szybko ją dogonił, łapiąc za włosy. - Nie wkurwiaj mnie gówniaro. - Warknął, przystawiając jej nożyk do gardła. Przerażona czarnowłosa mocno nadepnęła na stopę swojego oprawcy; ten syknął z bólu, puszczając siedemnastolatkę. Ta szybko kopnęła go w krocze najmocniej jak mogła, przy okazji wyrywając ostrze, po czym niezdarnie wbiła je w szyję mężczyzny. Napastnik spojrzał na nią z zaskoczeniem, a następnie krztusząc się własną krwią padł na nastolatkę, przygniatając ją. Dosłownie opluł całą twarz czarnowłosej ciemnoczerwoną cieczą; czuła metaliczny smak w ustach, gdy spychała go z siebie, przy okazji wyciągając nożyk, co spowodowało silny krwotok, przez co Hanae była już cała we krwi ofiary.
Z walącym sercem przyglądała się zwłokom, wokół których rozkwitała ciemna plama. O kurwa - przemknęło jej przez myśl. - Co ja narobiłam? - Spojrzała na narzędzie zbrodni, które trzymała w dłoni. Ostrze mieniło się takim samym cudownym blaskiem jakim błyszczały skrzydła i kryształy tamtego Ghoula. To był widok, który na długo zapamięta i, który na pewno będzie chciała zobaczyć raz jeszcze.
∞
Jeszcze raz spojrzał na bukiet kwiatów, który przyniósł ze sobą, a następnie zapukał do drzwi. Otworzyła mu je niższa od niego kobieta, witając go przy okazji ciepłym, matczynym uśmiechem. Gestem ręki zaprosiła go do środka, oznajmiając, że ojciec wróci za chwilę, podobnie jak jego młodsze rodzeństwo.
- Jadłeś już coś? - Zapytała, wsadzając ścięte roślinki do wazonu.
- Nie - odparł, zajmując miejsce przy stole. Specjalnie zwlekał z kolacją, aby móc ją zjeść wraz z rodziną.
- To dobrze - uśmiechnęła się, stawiając bukiet na środku stołu. Jej najstrasze dziecko rzadko bywało w domu z powodu swojej pracy, dlatego też cieszyła się, gdy znajdował chwilę choćby na krótki, wspólny posiłek. - Mogłeś uprzedzić, że przyjdziesz.
- Chciałem wam zrobić niespodziankę - stwierdził, patrząc jak jego mama cały czas krząta się po kuchni. - Pomogę ci - podszedł do niej i zabrał miseczki, aby następnie rozłożyć je na blacie.
- W ogóle się nie zmieniasz Shin - poczochrała jego jasne włosy. Nie wyglądali na spokrewnionych, a to z powodu choroby chłopaka, czyli albinizmu. Jego cera była dużo jaśniejsza niż cera rodziców, czy nawet rodzeństwa, a włosy zamiast być ciemne, były blond. Nawet oczy miał w jasnych barwach. Oczywiście nie był to jakiś skrajny przypadek, ale mimo wszystko budził zainteresowanie innych. W końcu to dość rzadka przypadłość. - Może to nawet lepiej - stwierdziła, podając mu kolejne naczynia. - Siadaj już - poleciła, sięgając bo czajnik z gotującą się wodą.
- Dobrze - skinął głową, posłusznie wykonując polecenie rodzicielki. Kiedyś było inaczej; dawniej rodzina Matsuo nie mogła sobie pozwolić na takie luksusy z powodu biedy, która ich dotknęła. Nie była to niczyja wina. Ojciec dwudziestosiedmiolatka nie mógł nic poradzić na to, że firma w której pracował upadła, a ponieważ jego żona była wtedy w bliźniaczej ciąży to nie była w stanie pracować, przez co powoli popadali w długi. Po utracie pracy, mężczyzna nie mógł znaleźć kolejnej, za każdym razem go odrzucano. Ostatecznie stracili mieszkanie i musieli zamieszkać w starym budynku bez ogrzewania i wody, w którym to rezydowali właśnie tacy jak oni. Były to naprawdę ciężkie lata ich życia i dopiero, gdy Shin zaczął pracować jako Inspektor w CCG udało im się wyjść na prostą. Kto by pomyślał, że to już przeszło siedem lat - pomyślał, wracając do czasów, gdy był jeszcze małym dzieciakiem.
Z delikatnie wystawionym językiem rysował siedzącą przed nim parę. To był dla dwunastolatka sposób na zarobek, a poza tym to lubił to robić i miał ogromny talent. Zapewne gdyby mógł, to poszedłby się kształcić w tym kierunku; rodzice sami mu powtarzali, że jeśli nadarzy się okazja, aby mógł się pod tym względem rozwijać, to ma się nawet nie zastanawiać. Zarzekali się, że mu pomogą jeśli będzie trzeba, choć sami ledwo wiązali koniec z końcem. Dlatego on, jako ich najstarsze dziecko, starał się pomagać jak tylko mógł. Już w wieku dziesięciu lat łapał się każdej możliwej pracy. To było roznoszenie ulotek, gazet i sprzedawanie własnych obrazów na ulicy. I choć często słyszał od mamy i taty, że nie musi tego robić, to ani przez chwilę nie myślał nad tym, żeby spocząć na laurach. Co więcej, dzięki tym małym sumom, które przynosił do domu każdego dnia bez wątpienia żyło im się lepiej.
- Douzo! [Proszę!] - Podał parze swoje dzieło.
- Sugoi [wspaniały] - powiedziała kobieta, wpatrując się z zachwytem w obrazek. Narysowany był co prawda ołówkiem na zwykłej kartce, ale i tak prezentował się dużo lepiej niż niektóre dzieła tworzone na płótnach za pomocą profesjonalnych przyborów. - Ile ty masz lat? - Spytała, patrząc w jego oczy mieniące się szarwym błękitem z nutką fioletu.
- Dwanaście - odparł, posyłając jej przeuroczy uśmiech. Ciemnowłosa ze zdziwieniem najpierw popatrzyła na młodego artystę, a następnie na swojego męża. - Spokojnie, po prostu lubię to robić - sprostował. Już kilka razy zdarzyło mu się spotkać ludzi, którzy chcieli zadzwonić po policję lub zwyczajnie go zabrać ze sobą.
- W takim razie dziękujemy - powiedział mężczyzna, wręczając mu calutkie sto jenów. Domyślił się, że dzieciak prawdopodobnie potrzebuje pomocy finansowej. Oczy Shina aż zalśniły łzami ze szczęścia; jeszcze nigdy tyle nie zarobił.
- Arigatou! - Krzyknął za nimi, machając ręką. Dziś był chyba jego szczęśliwy dzień.
- Przepraszam - powiedział mężczyzna, który niechcący trącił chłopca. Miał na sobie długi, biały płaszcz, a w ręku trzymał srebrną walizkę, mieniącą się delikatnie w promieniach słońca. - Nic ci się nie stało?
- Mhm - pokręcił przecząco głową.
- To dobrze - posłał mu delikatny uśmiech, po czym znów ruszył przed siebie.
- Ano - krzyknął za nim. - Kim pan jest? - Zapytał zaciekawiony. Wysoki jegomość jedynie głośno się roześmiał.
- Jestem Inspektorem - oznajmił, kucając naprzeciw niego. - Zajmuję się łapaniem Ghouli.
- Hontou ni? [Naprawdę?] - Wpatrywał się w bruneta z lekko otwartymi ustami. - Super! - Podskoczył. Zawsze zastanawiał się kim są tajemniczy ludzie z walizkami, jednak nie przypuszczałby nigdy, że walczą z tymi potworami. Znaczy, niezbyt wiedział czym właściwie są te całe Ghoule. Powiedziano mu tylko, że zjadają ludzi i, że musi na nie uważać. W rzeczywistości nigdy żadnego nie widział, choć niewykluczone, że mógł kiedyś jakiegoś spotkać i zamienić z nim parę zdań.
- Zabawny jesteś młody - ponownie się zaśmiał, czochrając blond czuprynę Shina. - Muszę iść - powiedział, słysząc w słuchawce głos dowódcy. - Trzymaj się - na pożegnanie przybił z nim żółwika.
Młody Matsuo podążał wzrokiem za barczystym brunetem, dopóki ten nie zniknął w tłumie. Potem jeszcze przez chwilę stał wpatrując się w stronę, w którą poszedł Inspektor, dopóki nie przypomniał sobie o stu jenach, które otrzymał od pewnej pary i natychmiast pognał do domu, ignorując pomysł na rysunek, który właśnie zrodził się w jego małej główce.
- Okaasan! Otousan! [Mamo! Tato!] - Wpadł do środka jak burza.
- Co się stało synku? - Spytała z uśmiechem kobieta, tuląc chłopca, który uprzednio rzucił jej się na szyję. Była wyraźnie zmęczona, bo przed chwilą wróciła z pracy.
- Miro! [Spójrz!] - wyciągnął z kieszeni spodni banknot i pomachał jej nim przed twarzą. Jego matce natomiast oczy zaszły łzami; przykucnęła a następnie mocno przytuliła go do siebie. Z jednej strony cieszyła się, że jej najstarsze dziecko jest tak samodzielne, a z drugiej miała wyrzuty sumienia, że on też musi pracować, bo ona nie jest w stanie sobie poradzić.
- Gomenasai - wydukała przez łzy. - Gomenasai Shin - jeszcze kilka razy powtórzyła tą frazę, praktycznie zanosząc się płaczem.
- Nakanaide. Subete umaku ikudeshou [Nie płacz. Wszystko będzie dobrze] - wyszeptał, obejmując ją delikatnie. Ona jednak tylko mocniej ścisnęła materiał koszulki dwunastolatka. Nie miała pojęcia, że chłopiec nie ma jej niczego za złe. - Widziałem dzisiaj Inspektorów - oznajmił, chcąc rozweselić matkę.
- Tak? - Odsunęła się od niego, ocierając łzy i uśmiechając się delikatnie.
- Kiedyś też nim zostanę! - Powiedział, posłając jej ten swój niewinny, ciepły uśmiech.
- Yhym - mruknęła, czochrając jego jasną czuprynę. - Jesteś głodny? - Energicznie pokiwał głową. Wskoczył na stare krzesło, które głośno zaskrzypiało pod ciężarem dziecka i zaczął pałaszować danie przygotowane przez rodzicielkę.
Sam nie wiedział czemu, ale nawet przyjemnie wspominał tamte czasy. Może dlatego, że pomimo biedy i faktu, iż musiał dość szybko dorosnąć, to wciąż miał poniekąd beztroskie dzieciństwo.
- No, co tam w pracy? - Zapytał jego ojciec, zanim w ogóle porządnie usiadł przy stole.
- Trochę luzu - zaśmiał się. - Ostatnio dość mało się dzieje, Ghoule jakby się pochowały i coraz rzadziej polują. A przynajmniej tak mówią dane. To dlatego tu jestem - przyznał.
- Każdy musi czasem trochę odpocząć - stwierdził mężczyzna; na jego twarzy było więcej zmarszczek niż miesiąc temu. A przynajmniej chłopak odnosił takie wrażenie. - Zwłaszcza, gdy pracuje się w tak niebezpiecznym i stresującym zawodzie - dodał. Ani on, ani jego żona nie pochwalali wyboru syna. Ich zdaniem on się do tego nie nadawał, był zbyt delikatny. Może i było w tym ziarno prawdy, a może nie. W każdym razie blondyn lubił to, co robił, choć faktycznie nie był to jego wymarzony sposób na życie.
- Też racja - zgodził się. Ten brak czasu dość mocno mu doskwierał. - Dlatego cieszę się, że sytuacja choć na moment się uspokoiła - wiedział, że to nie może trwać wiecznie. W tym świecie nie istnieje coś takiego jak spokój - powtarzał sobie w myślach. - Ani dla ludzi, ani dla Ghouli.
∞
Płaszcz powoli zsunął się z jej ramion, spadając na podłogę, tuż obok starego futonu [od autorki: to ten materac, na którym śpią Japończycy], który sobie tu przynieśli. Katashi stał za nią bacznie śledząc jej wolne ruchy. Robiła to specjalnie, wiedział to; często "zdarzało" jej się wykonywać proste czynności w taki sposób, aby on czerpał satysfakcję z oglądania tego. Jednak im dłużej z nią żył, im więcej takich scen oglądał, tym rzadziej ta satysfakcja mu wystarczała. Chciał więcej, ale bojąc się skrzywdzić dziewczynę zaciskał zęby, starając się okiełznać swoje żądze. Hanae była pierwszą osobą, którą pokochał i pierwszą, która pokochała jego w całości. Tak bardzo nie chciał tego zniszczyć.
- Katashi? - Spojrzała na niego. - Dobrze się czujesz? - Zdjęła tylko płaszcz, ogarnij się - powtarzał w myślach. Głupio było mu się przyznać, ale w swojej wyobraźni widział ją nago już wiele razy. Choćby teraz. - Katashi? - Zamrugała z niedowierzaniem, gdy brunet opuścił ich schronienie bez słowa.
- Bakayarou. - Powtarzał przez zaciśnięte zęby, przyśpieszając kroku. Miał nadzieję, że za nim nie idzie; musiał pobyć chwilę sam.
Obudziła się sama. Mężczyzny, z którym spędziła minioną noc nie było obok. Przez myśl przeszło jej, że może robi im śniadanie. Z uśmiechem wygramoliła się z pościeli, a następnie owinęła się szlafrokiem i wyszła z sypialni. Przeszukała cały apartament, ale nigdzie go nie było, a co gorsza: nie znalazła pieniędzy, które jej obiecał. Panikując i wyzywając pod nosem wszystko i wszystkich wokół jeszcze raz, dokładniej, przewertowała wszystkie zakamarki w pokoju, który wynajęli. Ostatecznie padła na kolana z bezsilności. Czuła się jak ostatnia dziwka; sprzedała swoje ciało, aby mieć pieniądze na swój dalszy rozwój, na opłacenie szkoły, a nawet na wynajęcie jakiegoś małego mieszkania. Ale została podstępnie wykorzystana i oszukana.
- Nie daruję mu tego. - Zacisnęła pięści. Wcześniej jasne oczy stały się czarno-czerwone, a z pleców wyrosły ogromne, lśniące macki, które zdemolowały sypialnię, wywracając ogromne łóżko, rozbijając lustro stojące w rogu i rozwalając nocną szafkę. Jeszcze przez dłuższy czas nie była w stanie opanować ogarniającej ją wściekłości, a kiedy już udało jej się w jakimś stopniu ukoić nerwy - opuściła apartament i zeszła na dół do recepcji. - Dzień dobry - posłała kobiecie sztuczny uśmiech. - Pamięta może pani mężczyznę, z którym tu wczoraj przyszłam? Wysoki szatyn, przystojny, szczupły - wymieniała.
- Przykro mi, ale nie było mnie tu wczoraj - odparła.
- Oh - zacisnęła palce na drewnianym blacie. - No nic, trudno się mówi, dziękuję bardzo i do widzenia - powiedziała, opuszczając hotel. Zastanawiała się jak ma go teraz znaleźć.
Okazało się to być łatwiejsze niż myślała, bo minęło zaledwie kilka dni od tamtego zdarzenia, a ona już pukała do drzwi mieszkania mężczyzny. Ten ewidentnie nie był zadowolony z faktu, że ją widzi, bo niemal od razu zamknął jej drzwi przed nosem. Ta jednak zablokowała je ręką, mówiąc:
- Tym razem nie dam się wykiwać. - Siłą wdarła się do środka. - Gdzie moje pieniądze? - Wysyczała, posyłając mu mordercze spojrzenie. On jedynie parsknął śmiechem w odpowiedzi.
- Nie wiem o czym ty mówisz dziewczynko - usiadł w fotelu, kompletnie ją ignorując. - I wyjdź proszę z mojego mieszkania jeśli łaska.
- Ty podstępny sukinsynie! - Ryknęła, rzucając się na niego. To było coś, czego nie mógł się spodziewać, dlatego też nie zdążył zareagować odpowiednio szybko. Odepchnął od siebie dwudziestolatkę, a ta przeleciała nad stołem i uderzyła w ścianę, z której aż pospadały obrazy. - Zabiję cię! Zapierdolę jak psa! - Nie powinien był jej lekceważyć. Była młoda, szybka i silna, a w dodatku wściekła. Ona miała marzenia, które on zniszczył. Chciała się kształcić, znaleźć dobrą pracę, może nawet założyć rodzinę, żyć jak normalny człowiek, choć nigdy takowym nie była i nie mogła zostać. Nie chciała skończyć jak jej matka - zabita przez Gołębie. Ona miała szansę, na lepszą, w miarę normalną przyszłość. Ale przez niego ją straciła. Choć może to jednak była tylko jej wina? W końcu to ona postanowiła zarabiać prostytuując się. Nie została do tego zmuszona.
Krew powoli rozpływała się po podłodze. Jego krew. Ciężko dyszała, pochylona nad martwym Ghoulem. Uważała, że sobie na to zasłużył. Włosy spadały jej na twarz oblaną potem; namęczyła się odrobinę. Przyglądała się podziurawionemu ciału z otwartymi ustami, z których następnie wydobył się donośny śmiech. Zatopiła zęby w jego ciele, odrywając spory kawał mięsa. Rzeczywiście smakują inaczej - stwierdziła.
∞
Maleńki chłopiec leżał na ziemi, gdzieś w ciemnej uliczce, zanosząc się płaczem. Jednak nikt go nie słyszał, a nawet jeśli, to nikt nie chciał się nim zainteresować. Był skazany na śmierć. Ale w pewnym momencie ktoś podniósł nowonarodzone dziecko z zimnego chodnika i przytulił do siebie, chcąc je nieco ogrzać. Dobroduszna kobieta zabrała go ze sobą, nie mając pojęcia, jak wielki błąd właśnie popełnia. Gdyby wiedziała, że jest jednym z tych potworów, to zapewne nigdy by się nim nie zajęła.
- Nazwiemy cię Katashi - powiedziała cicho, gdy przestał płakać. To się nazywa szczęście w nieszczęściu. A może po prostu ironia losu?
Zabrała go do domu, gdzie czekał na nią już mąż i dwójka innych - jej własnych - dzieci. Mężczyzna polecił żonie, aby udała się z nim do szpitala, więc tak też zrobiła, a gdy okazało się, że z malcem wszystko w porządku - postanowiła go zaadoptować, nie zważając na jakiekolwiek słowa partnera. Tak więc udało mu się znaleźć normalną, kochającą rodzinę. Oczywiście kobieta powiedziała mu, że nie jest jej biologicznym synem, że znalazła go porzuconego na ulicy. Wiedziała, że w końcu i tak będzie musiała mu powiedzieć, więc uznała, że trzeba będzie to zrobić jak najszybciej. Ale mimo wszystko, zawsze mu powtarzała, że go kocha i, że jest jego mamą. W tej błogiej nieświadomości żyli przez długi czas, odgrywając rolę szczęśliwej rodziny. Do czasu, gdy z Katashim nie zaczęły dziać się dziwne rzeczy.
Chłopiec od początku miał problemy z jedzeniem. Zazwyczaj od razu po posiłku wymiotował. Mimo to wciąż pozostawał w pełni sił i nie wydawał się być chory. Dlatego też kobieta zbagatelizowała to i nie poszła z nim do lekarza. Ba, nawet nie zastanawiała się, z czego to wynika. Ale on wiedział co było z nim nie tak. Odpowiedź była bardzo prosta i okrutna zarazem - był Ghoulem. Odkrył to, gdy ugryzł koleżankę ze szkoły, bo ta się wywróciła i rozwaliła kolano tak mocno, że aż lała się z niego krew. Na całe szczęście - albo i nie - nikt się tym za bardzo nie przejął, a dziewczynka szybko zapomniała o całym zajściu. Szkoda, że on nie był w stanie. Codziennie przed lustrem oglądał całe swoje ciało, szukając jakiegoś potwierdzenia, dowodu, że naprawdę jest jednym z tych potworów. Ucieszył się kiedy żadnych nie znalazł; dla niego oznaczało to tyle, że tamto wydarzenie było jedynie złym snem. Ile dałby, aby naprawdę nim było.
Straszliwie burczało mu w brzuchu. Nie był już w stanie tego znieść, dlatego zwlókł się z łóżka i wyszedł z pokoju, z zamiarem przeszukania kuchni. Plan jednak poszedł na marne, gdy jego "instynkt" wziął górę i zaprowadził do pokoju swojego rodzeństwa. Mały Katashi zachowywał się tak, jakby był co najmniej w jakimś transie; wdrapał się na swojego śpiącego brata, a kiedy ten powoli zaczął się budził - zatopił małe ząbki w jego ciele. Nie wydobył się z niego żaden krzyk, a jedynie świst powietrza, bowiem chłopiec wciąż jeszcze spał. Za to odgłosy mlaskania obudziły jego współlokatora. Dzieciak wstał i zapalił światło w pokoju, po czym zaczął głośno wrzeszczeć, gdy zobaczył tą makabryczną scenę; jego brat właśnie był pożerany przez przyszywanego brata. Jakiż to musiał być koszmar dla kogoś tak młodego. Jego krzyk wystarczył, aby obudzić rodziców, a ich przerażenie wystarczyło, aby brunet zrozumiał co się stało. Tamtej nocy jego maleńkie serduszko pękło. Nie mógł znieść widoku przybranej matki, patrzącej na niego z tak ogromną nienawiścią, że nie da się tego opisać słowami. Czuł, że w oczach zaczynają mu się zbierać łzy; dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, co zrobił.
- Okaasan...? - Wydukał; słone kropelki rzeźbiły kręte dróżki na policzkach ubrudzonych krwią. Chciał do niej podejść, przytulić się, tak jak zawsze, gdy miał zły sen. Chciał, aby pocałowała go w czoło, mówiąc, że już wszystko dobrze i, że nie ma się czego bać. Niestety, ta zamiast tego rzuciła w niego krzesłem, krzycząc. Po chwili w pokoju zjawił się też mężczyzna z nożem w ręce. Wrzeszczeli, że jest potworem, że ma się nie zbliżać, że zapłaci za to, co zrobił. Tymczasem dziewięciolatek stał przerażony pod ścianą, oddychając szybko i płytko. Kątem oka widział, jak jego była już matka tuli do siebie martwego synka. Musiał uciekać, miał tego świadomość, ale ciało odmawiało mu posłuszeństwa. Obudził się dopiero w momencie, gdy usłyszał jak mąż kobiety mówi coś do telefonu o tym, aby przysłasli karetkę i Inspektorów. Wtedy zanosząc się płaczem uciekł, wyślizgując się spod ostrza noża, które tak naprawdę nic nie mogłoby mu zrobić. W tamtej chwili zaczął nienawidzić siebie za to, kim był.
∞
- Ano, anatahadaredesu ka? [Kim jesteś?] - Usłyszał nad sobą czyjś głos. Należał on do jakiegoś chłopca, który aktualnie pochylał się nad nim z zaciekawieniem.
- Iki nasai [idź sobie] - odparł brunet, mocniej podkulając pod siebie nogi i chowając twarz między kolana.
- Hm? Jak masz na imię? - Zapytał, kucając.
- Zostaw mnie - powiedział. Nie chciał z nim rozmawiać, bał się.
- Jesteś głodny? - Delikatnie przechylił głowę w bok. Nie odpowiedział mu. - Chyba tak - mruknął. - Chodź - chwycił go za rękę, a następnie pociągnął, zmuszając do tego, aby wstał. Chłopiec zaczął biec przed siebie, ani na chwilę nie puszczając swojego nowego znajomego. Dwunastolatek początkowo nawet nie zareagował, bo był w zbyt dużym szoku.
- Oi, itte miyou! [Puszczaj!] - Wyrwał rękę z jego uścisku, mierząc czarnowłosego złowrogim spojrzeniem.
- Coś się stało? - Spytał ze zdziwieniem.
- Tch. Bakayarou. - Powiedział, odwracając się plecami do niego.
- Oi, co ty robisz? - Złapał go za wyświechtaną i brudną koszulkę. - Idziesz w złą stronę.
- Odczep się ode mnie! - Szarpnął się. - Czego ty chcesz, co? - Jego oczy były aż przepełnione nienawiścią.
- Chciałem pomóc - oznajmił. Ani trochę się go nie bał. W końcu byli tacy sami.
- P-pomóc? - To go zaskoczyło. - Mi?
- Baka, a komu innemu? - Zaśmiał się. - Saa [chodź], będzie na mnie krzyczeć jeśli wrócę zbyt późno - znów pociągnął go za sobą.
- Kto? - Szedł posłusznie za nim.
- Siostrzyczka - odparł wesoło. - Powiesz mi wreszcie jak się nazywasz?
- A... - Urwał, nim wypowiedział swoje nazwisko. - Mam na imię Katashi - oznajmił po chwili.
- Hirotoshi - odpowiedział. - Ale możesz mówić do mnie Hiro - uśmiechnął się do niego przez ramię. Przez krótką chwilę chłopiec znów poczuł się tak, jak kiedyś, gdy jeszcze miał rodzinę.
∞
- Abunai! [Uważaj!] - Krzyknął czarnowłosy, ratując tym samym przyjacielowi życie.
- Dzięki - mruknął do niego. - Zmywajmy się, nie damy rady - dodał, spoglądając na Gołębia, który jak widać świetnie się bawił.
- Wybił połowę naszych ludzi, a ty chcesz uciekać? - Syknął; w jego oczach jawiła się istna żądza mordu.
- Hiro - złapał go mocno za ramiona - to na nic. Nie przywrócisz im życia w ten sposób, a jedynie stracisz swoje - mówił, ignorując śmiech Inspektora.
- Lepiej posłuchaj przyjaciela - zaszydził. - A może lepiej nie - stwierdził. - Będzie z ciebie wspaniałe quinqe - zaśmiał się, co tylko bardziej wkurzyło chłopaka.
- Hiro! - Krzyknął za nim, gdy ten rzucił się na mężczyznę. Katashi niewiele myśląc, również ruszył do walki. Widział jak jego przyjaciel zadaje cios za ciosem, coraz bardziej osłabiając obronę ich wroga. Byli silni, ale wciąż nie aż tak, aby można było ich określić jako klasa S. Dlatego zabawa z nimi (z punktu widzenia agenta CCG) była bezsensowna i męcząca na dłuższą metę.
- Miło było - stwierdził. - Ale już czas na mnie - jego broń nagle przybrała kompletnie inny kształt. Jakby się przeobraziła. Na dobrą sprawę nic w tym dziwnego, w końcu jest zrobiona z kagune jakiegoś Ghoula. W jednej chwili kilkadziesiąt maleńkich ostrzy przebiło ciało czarnowłosego. Katashi bezmyślnie rzucił mu się na ratunek, ignorując fakt, że on również oberwie. - Oh? - Takiej reakcji się nie spodziewał. Mierzył się już z kilkoma potworami na raz, ale rzadko się zdarzało, aby ratowali siebie wzajemnie.
- Oi, shikkarishiro [weź się w garść/trzymaj się] - mówił do niego. Niósł go na rękach, choć jeden z nożyków boleśnie wbijał mu się w ramię.
- Ka... - zakaszlał krwią, wypluwając ją przy okazji na siebie i na bruneta - tashi - to nie były zwykłe rany. On miał dziury w całym ciele.
- Cicho siedź. - Warknął. - Mówiłem, żeby stamtąd uciekać. - Syknął z bólu, gdy przeskakiwał z jednego dachu na drugi.
- Arigatou - na jego ustach zamajaczył uśmiech, a z oczu spłynęły łzy. Umierał, wiedział to. - Arigatou - powtórzył, opierając głowę o klatkę piersiową siedemnastolatka.
- Oi, Hiro, shinanai de [nie umieraj] - mówił, spoglądając na niego ukradkiem. - Oi, słyszysz mnie? - Poczuł nieprzyjemne kłucie w sercu. - Hiro - zatrzymał się. - Powiedz coś, onegai [błagam] - głos mu się łamał. - Hiro - przytulił do siebie martwego już przyjaciela. Tamtej nocy płakał prawie tak samo, jak wtedy, gdy musiał uciec z domu. Znów czuł się bezradnie.
∞
Wepchnęli go do zimnej celi, w której śmierdziało wilgocią. Kto by pomyślał, że za wandalizm i kilka kradzieży można dostać tak duży wyrok? Uważał, że to niesprawiedliwe, ale w sumie było mu też wszystko jedno co się z nim stanie. Miał gnić w więziennej celi? Nie ma problemu. Stracił wszystko już jakiś czas temu. Ostatnie, co mogli mu teraz odebrać, to jego życie, które on sam z chęcią by oddał.
Sam nie był do końca pewien jak to się stało, że tu trafił. Po śmierci swojego przyjaciela i utracie pozycji w "gangu", który założył wraz z Hirotoshim, błąkał się po całym Tokio, nie robiąc właściwie nic konkretnego, poza uciekaniem przed Gołębiami. Nie pamiętał już, jakim cudem załapał się do paczki durnych licealistów, którzy rozrabiali po nocach. Wielokrotnie zastanawiał się czemu to robi, żaden z nich nie był Ghoulem, więc po co się tam pchał? Z nudów? A może znów chciał poczcuć ten ból, gdy wszyscy go odrzucają? To wszystko stało się zbyt skomplikowane jak dla niego. Ale czas spędzony w więzieniu, z którego po prawdzie mógł uciec w każdej chwili, dał mu do myślenia. Obudziła się w nim swego rodzaju wola walki, a nawet i chęć zemsty na człowieku, który odebrał mu przyjaciół.
Dlaczego ja o tym myślę? - Spytał sam siebie, łapiąc się za głowę. Przed oczami miał ciepły, i życzliwy uśmiech kobiety, którą niegdyś nazywał matką, a w głowie rozbrzmiewał mu wesoły głos czarnowłosego. To wszystko jedynie pogarszało jego, kiepski już, humor.
- Kurwa - warknął głośno, chowając twarz w dłoniach. Czuł się okropnie, a co więcej tak bardzo nienawidził samego siebie, że miał ochotę umrzeć. Może to ja powinienem odejść, a nie ona? - Zaczął się zastanawiać. - A w sumie, jebać to - stwierdził ostatecznie, wstając z ławki, na której przysiadł na chwilę i ruszając przed siebie.
Do "domu" wrócił nad ranem następnego dnia. Był widocznie przybity i zmęczony. Mimo wszystko Hanae odetchnęła z ulgą, widząc go.
- Katashi - automatycznie podniosła się z materaca. O mały włos rzuciłaby mu się na szyję. Nie chciała tego robić, bo to mogłoby jednynie potwierdzić fakt, że jest dla niej ważny, a ona chciała, aby myślał przeciwnie. Jednak nie mogła ukryć faktu, że nie spała całą noc, czekając na niego aż wróci. Za to dwudziestosiedmiolatek nie zawahał się ani przez chwilę i przytulił ją do siebie, chowając głowę w zagłębieniu w jej szyi. Potrzebował jej bliskości, bo tylko ona mu pozostała, tylko ona jeszcze go nie odtrąciła. Jeszcze. Wcale by go nie zdziwiło, gdyby w końcu i ona odeszła. Przecież, wszyscy go zostawili, dlaczego z nią miałoby być inaczej?
∞
Siedział przy swoim biurku i wertował stosik papierów, który znalazł się tutaj niewiadomo skąd. Coś nie dawało mu spokoju, zupełnie tak, jakby o czymś zapomniał.
- Shin, wszystko w porządku? - Zapytał jego kolega z sąsiedniego biurka, uśmiechając się szeroko na widok krzywiącego się blondyna.
- Hm? Tak, tak - mruknął, odkładając dokumenty, a następnie odsuwając szufladę. - Po prostu mam wrażenie, że o czymś zapomniałem - Oznajmił, schylając się, aby móc zajrzeć do szafki.
Chłopak już mu nie odpowiedział i śmiejąc się cicho wrócił do wypisywania raportu. Lubił Matsuo, właściwie to każdy pałał do albinosa sympatią. On był jednym z tych niewielu ludzi, którzy wnosili odrobinę światła do tego jakże ponurego miejsca. Zazwyczaj nikt nie wróżył takim osobom długiej kariery; w tej branży optymiści zawsze szli na pierwszy ogień. W przenośni i dosłownie.
- Manjushage? - Zapytał z lekkim zdziwieniem. Już kiedyś słyszał o Ghoulu figurującym pod tą nazwą, jednak nigdy w życiu nie sądził, że dostanie zadanie schwytania jej. Nie uważał się za aż tak doświadczonego, aby móc wykonywać takie misje.
- Tak. Czasami nazywają ją też Lycoris - odparł mężczyzna, odchylając się na krześle i wypuszczając z ust kłębek dymu. Ten pomysł mu się nie podobał.
- Czy to nie przypadkiem... - zmarszczył lekko brwi.
- Tak. Czerwona Pajęcza Lilia - spojrzał na swojego podwładnego, chcąc zobaczyć jego reakcję.
Blondyn popatrzył na przełożonego z lekkim niepokojem w oczach. Te kwiaty nigdy nie wróżą niczego dobrego. Oznaczają nie tylko koniec lata i nadejście jesieni, reinkarnację, czy życie pozagrobowe, ale również piekło. W dodatku podarowanie ich komuś w prezencie jest równoznaczne z życzeniem danej osobie śmierci. I podobno są w stanie zabić. Idealnie pasują do takiego potwora - przyznał w myślach.
- Musisz na nią uważać Shin, lubi wyrywać serca - ostrzegł.
- Niech się pan nie martwi, załatwię ją - odpowiedział może zbyt pewny siebie. Nie był nowy w tej branży, ale też nie pracował tu zbyt długo. Schwytanie jej oznaczało szansę na dalszy rozwój jego kariery jako Inspektora.
- Wierzę w to - tak naprawdę to bał się, że właśnie wydał wyrok na swojego podwładnego. - Możesz iść.
- Hai - skinął głową i opuścił pokój, po czym z wyraźnym uśmiechem na ustach skierował się ku archiwum, aby poszukać informacji na temat swojego celu. Ktoś taki jak on nie powinien tu pracować.
- Dzień dobry, Matsuo-kun - mijający go mężczyzna delikatnie skinął głową.
- Dzień dobry - odpowiedział, odwzajemniając gest, a następnie zatrzymując się przed drzwiami z napisem "archiwum"; pchnął je mocno, wchodząc do środka. Szybko odnalazł akta dotyczące Lycoris; ku jego zaskoczeniu teczka okazała się być niesamowicie cienka.
Nie zostawia żadnych śladów, a jej sposób jest zbyt ludzki. Nosi złotą maskę i czarny płaszcz w Czerwone Pajęcze Lilie. Jej klasa to prawdopodobnie S, lub wyżej - czytał. Do wszystkiego załączona była jeszcze mapa z zaznaczonymi miejscami, w których się pojawiła. Zdarzało jej się być kilka razy w tym samym miejscu, mimo iż obszar, na którym polowała był dość spory; zajmował prawie całą siedemnastą dzielnicę i trochę sąsiedniej.
Jasnowłosy zeskanował mapkę za pomocą swojego telefonu, a następnie opuścił budynek CCG. Lilia co? - Spojrzał na niebo, które malowało się w przepięknych odcieniach pomarańczy, różu i błękitu. Poczuł nagłą ochotę narysowania tego cudownego krajobrazu, ale niestety nie miał na to czasu. Cicho wzdychając ruszył więc na poszukiwania. W duchu liczył, że mu się uda.
Racja - pomyślał. - Nadal jej nie złapałem - przypomniał sobie, wstając od biurka. Przez całą tą sytuację z Aogiri kompletnie zapomniał o tym zadaniu. Nic dziwnego, minęło już trochę czasu. Zastanawiał się, czy nadal jest to aktualne, czy ktoś inny się tym zajął. Poszedł więc dowiedzieć się tego u swojego przełożonego; z tego co pamiętał, to mówił coś o przekazaniu tej sprawy komuś innemu, gdy oni zajmowali się poważniejszym problemem. Jak się jednak okazało, Manjushage wciąż pałętała się po siedemnastej dzielnicy. Ta wiadomość nawet go ucieszyła.
∞
Dziewczyna siedziała na skraju dachu jednego z tych opustoszałych wieżowców, pławiąc się w blasku zachodzącego słońca, które przyjemnie ogrzewało jej twarz. Wcale nie była tym, za kogo ją mieli, była zwykłym człowiekiem, a to, że wybrała taką a nie inną drogę w życiu nie do końca było jej winą. Jednak udawanie Ghoula sprawiało jej niewyobrażalną radość, bo wiedziała, że Gołębie nie mogą jej nic zrobić i w najgorszym wypadku oddadzą ją w ręce policji, a im z łatwością ucieknie. Poza tym, gdyby tylko chciała, to mogłaby ich wszystkich pozabijać.
- Kim jesteś? - Usłyszała nieco zachrypnięty głos wyraźnie wkurzonego mężczyzny za swoimi plecami.
- Manjushage - odparła z uśmiechem, odchylając głowę do tyłu tak, aby móc na niego spojrzeć. Trzymał ręce w kieszeniach i mierzył ją wściekłym, i jednocześnie wygłodniałym wzrokiem. Wydawał się być niesamowicie wysoki oraz wychudzony; ubrania na nim wisiały, a jego kości policzkowe były widoczne z kilometra. Podobnie jak ciemne wory pod oczami i chorobliwie blada cera. - Lub Lycoris - dodała.
- Jesteś...? - Spojrzał na nią z jeszcze większym grymasem złości na twarzy. Nie miał sił aby z nią walczyć, ale był gotowy to zrobić, byleby tylko wreszcie coś zjeść.
- Nie - odparła. - Czujesz krew tak? Wybacz, jeszcze się dziś nie kąpałam - zaśmiała się, wstając. Na twarzy miała złotą maskę z wyrzeźbionymi kwiatami, a kosmyki jej czarnych włosów wystawały spod kaptura płaszcza, zdobionego ręcznie wyszywanymi Czerwonymi Pajęczymi Liliami. Była średniego wzrostu z ciałem, które nie było ani zbyt chude, ani zbyt grube. Idealnie nadawała się na posiłek dla umierającego z głodu Ghoula. W jego oczach pojawił się niebezpieczny błysk; wreszcie miał szansę coś upolować. - Hm? Nie patrz tak na mnie, nie mam zamiaru zostać twoją kolacją - oznajmiła, widząc jak jego oczy przybierają nienaturalne barwy. Nie przyznała tego na głos, ale bardzo jej się spodobały te czarne białka i czerwone tęczówki, w których widać było żądzę mordu. A poza tym, odczuwała dziwną satysfakcję z faktu, że ktoś patrzył na nią jak na potencjalny posiłek. Jednak nie chciała zostać zjedzona, to byłaby kiepska śmierć w jej mniemaniu, dlatego westchnęła ciężko i rzuciła się na bruneta, nim ten zdążył zaatakować pierwszy. Był Ghoulem, co oznaczało, że jest najmniej ze dwa razy silniejszy i szybszy niż ona. W dodatku posiada te swoje cudaczne moce, dlatego aby wygrać, musiała zaatakować jak najszybciej i najlepiej z zaskoczenia. Udało mu się jednak uniknąć sarży, ale nie było łatwo, bowiem był niesamowicie wyczerpany, przez co poruszał się strasznie wolno. Mimo to, nie zamierzał się poddać; umrze z głodu jeśli czegoś nie zje, a dla takich jak on, jest to najgorszy sposób na odejście z tego świata. - Oi, wszystko z tobą w porządku? Jesteś jakiś... Wolny - stwierdziła, zatrzymując się. Parę razy już mierzyła się z Ghoulami, więc poniekąd wiedziała do czego są zdolne, a fakt, że była uznawana za jedną z nich sprawiał, że się ich nie bała.
- Korosudeshou. [Zabiję.] - Warknął, ciężko dysząc. Z jego pleców w zaledwie ułamku sekundy wyrosły przedziwne macki, mieniące się ciemnymi odcieniami niebieskiego. Zaciskając mocno zęby ruszył na nią, starając się dosięgnąć ją swoim kagune, ale stawał się coraz słabszy, przez co nie był w stanie reagować odpowiednio szybko. Mimo to, nie zrezygnował dopóki nie padł z wycieńczenia. - Jeść... - wymamrotał wyciągając rękę ku dziewczynie, gdy ta podeszła do niego; cierpienie malowało się na jego twarzy. - Jeść... - Był tak słaby, że już nawet nie mógł się podnieść.
- Jeśli tu zaczekasz, to mogę ci coś przynieść - oznajmiła ze spokojem. Pierwszy raz widziała Ghoula w tak złym stanie. - Tylko nie ruszaj się stąd - poleciła.
- Jeść...
Dziewczyna szybkim krokiem ruszyła ku schodom, a następnie w mgnieniu oka znalazła się na dole. Co prawda, dla niej było jeszcze za wcześnie na "polowanie", ale żal jej było tego chłopaka umierającego z głodu. Mogła sobie jedynie wyobrażać jak bardzo cierpi w tym momencie. Miała tylko nadzieję, że zdąży i, że on wciąż tam będzie jak wróci.
To była szybka akcja; najzwyczajniej w świecie poderżnęła gardło kobiecie, która najwidoczniej nie miała szczęścia w życiu i skręciła w nie tą uliczkę co trzeba. Wzięła ją pod pachy i zaczęła ciągnąć do pustostanu, na dachu którego czekał na nią nieznajomy. Wnosząc ją po schodach, zastanawiała się dlaczego trupy są aż tak ciężkie. Gdy już dotarła na samą górę i podstawiła mu pod nos wciąż jeszcze ciepłe zwłoki - padła na ziemię naprzeciw niego. Niesamowicie się zmęczyła. On natomiast czując zapach ludzkiej krwi, natychmiastowo rzucił się na ofiarę czarnowłosej, łapczywie połykając kolejne kawałki ciała kobiety. To był pierwszy raz, gdy była świadkiem czegoś takiego.
- Smakuje? - Spytała, spoglądając na niego; ten jej jednak nie odpowiedział. - Czyli tak - stwierdziła, wpatrując się w chłopaka niczym zaczarowana. Wyglądał... Niesamowicie.
- O jak dobrze - wymruczał, oblizując usta. Z młodej Japonki nie zostało nic oprócz kilku niedojedzonych kawałków. Najwidoczniej musiał nie jeść od bardzo dawna - pomyślała.
- Czujesz się lepiej? - Uklęknęła naprzeciw Ghoula. Ten posłał jej jedynie mordercze spojrzenie, a następnie zapytał:
- Dlaczego to zrobiłaś? Wiesz kim jestem? - Już planował, aby ją też pożreć.
- Wiem - odparła. - Ale potrzebowałeś pomocy, umierałeś z głodu - wyjaśniła. - Nie mogłam cię tak zostawić.
- Postradałaś rozum? - Prychnął. Nie mógł zrozumieć, co nią kierowało. Żaden normalny człowiek nie wyciągnąłby pomocnej dłoni do kogoś takiego jak on. Przecież to szaleństwo.
- Już dawno - stwierdziła, uśmiechając się ciepło. - Za to ty chyba miałeś ostatnio ciężkie dni, co?
- Nie twój interes. - Warknął, podnosząc się. Teraz mógł już ustać na nogach; czuł jak wszystkie siły powracają. Właśnie tego potrzebował, szkoda tylko, że dostał to w tak żenujący - jego zdaniem - sposób.
- Nie ma za co i polecam się na przyszłość - puściła mu oczko, a ten popatrzył na nią jak na skończoną wariatkę. Ostatecznie zrezygnował z pomysłu zjedzenia jej na deser. W końcu go uratowała, a on ma jeszcze jakieś resztki godności.
- Tch. - Odwrócił się na pięcie i odszedł, zostawiając za sobą ślady krwi. To było uwłaczające jego zdaniem, żeby jakiś nędzny człowiek (w dodatku dziewczyna) musiał mu pomagać w zdobyciu posiłku. Przeskoczył na sąsiedni dach, tym razem bez trudu. Chciał coś rozwalić, tak bardzo był zdenerwowany całym zajściem. Powinienem rozwalić ją. - Myślał. Jakim cudem zdołała go doprowadzić do takiego stanu? Sam nie wiedział. Co z nią jest nie tak? - Obrócił się w stronę tamtego wieżowca. Był kilka poziomów niżej, więc nie mógł jej zobaczyć. - Skończona idiotka. - Prychnął, zeskakując na ziemię. Niedawno wyszedł z więzienia, stąd taki zły stan "zdrowia"; nie karmili go tam, tak jak powinni, ale przecież nie wiedzieli, że jest Ghoulem, bo skrzętnie to ukrywał. Zawsze lepsze jest zwykłe więzienie, niż to dla takich jak on. Chyba naprawdę by się zagłodził na śmierć, gdyby tam trafił.
Wciąż czuł głód, ale tym razem już był w stanie samodzielnie złapać sobie kolację. Ofiarą padła para, przechadzająca się alejką, w której się zaczaił. Najpierw zabił dziewczynę, przeszywając jej ciało swoim kagune. Krew licealistki prysnęła na przerażonego chłopaka, który cały się trząsł, widząc swoją ukochaną wiszącą kilkanaście metrów nad ziemią z wielką macką w brzuchu. Zaczął uciekać, gdy zobaczył błyszczące się czerwienią tęczówki. Kurwa - zaklnął w myślach, strącając martwą Japonkę i ruszając w pościg za jej partnerem. Wyszedł z wprawy. Kiedyś zamordowałby ich oboje za jednym zamachem.
Wciąż był za wolny, aby móc go dogonić tak szybko, jakby chciał, a to tylko bardziej działało mu na nerwy. Mógł zostać i zadowolić się dziewczyną, ale coś kazało mu nie odpuszczać i dorwać też jego. To znowu ten cholerny instynkt, którego tak bardzo nienawidził.
- On jest mój - postać w złotej masce znikąd właściwie zjawiła się przed uciekającym nastolatkiem.
- Znowu ty? - Syknął, zaciskając pięści.
- Mata aete ureshīdesu [Miło cię znów widzieć] - uśmiechnęła się, a z jej rękawa wysunął się zwykły nóż, połyskujący w świetle ostatnich promieni słońca. Chłopak był w pułapce.
- Nawet o tym nie myśl. - Warknął, atakując ją swoim kagune. Ta jednak zwinnie wymknęła się ciemnoniebieskim mackom, porywając przy okazji ofiarę.
- Podobają mi się te twoje macki - oznajmiła wesoło.
- Urusai! [Zamknij się!] - Tym razem rzucił się bezpośrednio na nią, czego już nie zdołała uniknąć. Padli razem na ziemię, przez co dziewczyna puściła kołnierz nastolatka i jeszcze niefortunnie uderzyła się w głowę, na skutek czego obraz przed jej oczami na chwilę stał się niewyraźny. Ghoul wisiał nad nią, poduszając ją jedną ręką. Jego kagune dodatkowo otaczało ich ze wszystkich stron, tworząc swoistą klatkę.
- Utsukushīdesu [Piękne] - mruknęła, wpatrując się w czarno-czerwone oczy swojego oprawcy. Ten syknął w odpowiedzi i mocniej zacisnął dłoń na szyi czarnowłosej. W jej oczach pojawiły się łzy. - Ucieka - wykrztusiła, spoglądając w stronę niedoszłej ofiary. Jedna z macek bruneta ze świstem przecięła powietrze, aby następnie zakończyć życie nastolatka w taki sam sposób, jak dziewczyny. Ten akt miał wyrażać tyle co: z tobą mogę zrobić to samo. Ale to nie wystraszyło niebieskookiej, która wolną ręką sięgnęła do policzka dwudziestolatka, dotykając go. Powoli traciła przytomność. - Utsukushīdesu - powtórzyła cicho. Tego się nie spodziewał; spojrzał na nieznajomą ze zdziwieniem w oczach. Nie miał pojęcia, dlaczego poczuł, że zbierają mu się w nich łzy. Kagune zniknęło, oczy bruneta na powrót stały się ciemnobrązowe, a ręka Manjushage z wolna opadła na brudny chodnik. Lekko przerażony zabrał dłoń z gardła dziewiętnastolatki, był pewien, że ją zabił, ale gdy przyłożył ucho do jej piersi - odetchnął z ulgą. Jej serce wciąż biło. Podniósł się, ale zamiast podejść do nastolatka, schylił się, a następnie zarzucił sobie dziewczynę na plecy. Co ja robię? - Zastanawiał się, niosąc ją w bezpieczniejsze miejsce. Udał się do swojego dawnego schronienia, licząc, że nikt się tam nie zadomowił podczas jego nieobecności, bo jeśli nie, to będziezmuszony pozbyć się niechcianych współlokatorów. Na całe szczęście opuszczony budynek wciąż pozostawał opuszczony. Delikatnie położył czarnowłosą na ziemi, a następnie zdjął złotą maskę, z uwagą przyglądając się jej twarzy. Wyglądała... Zwyczajnie. Ot zwykłe włosy w ciemnym kolorze, jak to zazwyczaj bywa u Japończyków i śniada cera. Nie przyglądając się jej ani chwili dłużej wstał i zwyczajnie wyszedł, nie interesując się, czy wciąż tu będzie jak wróci, czy też nie, choć podświadomie chciał, aby wciąż tu była.
Było późno w nocy, gdy wrócił i ku jego zaskoczeniu ona siedziała dokładnie w tym samym miejscu jakby na niego czekając.
- Jeszcze tu jesteś? - Syknął.
- Myślałam, że mnie zjesz - powiedziała otwarcie.
- Tch. Spłaciłem swój dług. Teraz jesteśmy kwita - oznajmił. - Poza tym, straciłem przez ciebie kolację.
- Mogłeś mnie zostawić - odparła. - Nikt ci nie kazał mi pomagać - mówiła to tak, jakby miała mu za złe to, że ją uratował.
- Życie za życie. - Wyjaśnił, gniewnym tonem głosu.
- W takim razie dziękuję - uśmiechnęła się, choć było to słabo widać przez panującą wokół nich ciemność. - Hanae - dodała. - Tak mam na imię.
- Katashi - odparł, odwracając głowę i wciąż trzymając ręce w kieszeniach.
- Ne, Katashi, może zostaniemy przyjaciółmi, co? - Zaproponowała; uśmiech nie schodził jej z twarzy.
- Tch. - Prychnął. Jego zdaniem zachowywała się jak małe dziecko. - Dlaczego miałbym się na to zgodzić? - Spojrzał na nią.
- Bo to mogłoby być fajne - wzruszyła ramionami. - Moglibyśmy sobie wzajemnie pomagać.
- Nie potrzebuję pomocy. - Stwierdził.
- Ah tak? Gdyby nie ja, to pewnie umarłbyś z głodu - przypomniała mu.
- A gdyby nie ja, to pewnie zeżarłby cię jakiś inny Ghoul - odgryzł się.
- Ale to byłaby twoja wina - założyła ręce na piersiach. - To ty mnie prawie udusiłeś.
- Dlaczego ja w ogóle z tobą rozmawiam? - Zapytał. - Jesteś tylko zwykłym człowiekiem - dodał z wyższością.
- Owszem - wstała. - A ty tylko Ghoulem - podeszła do niego. Patrzył na nią z góry, bowiem była od niego niższa.
- O co ci chodzi, co? - Syknął, zaciskając pięści. Wkurzała go.
- O nic - odpowiedziała. - Po prostu pomyślałam, że współpraca z kimś takim jak ty mogłaby być ciekawa.
- To głupie - oznajmił. - Lepiej wracaj tam, skąd przyszłaś i nie właź mi więcej w drogę. Dziewczyna jedynie prychnęła śmiechem, a następnie powiedziała:
- Ja ne, Shi [Do zobaczenia (od autorki: Shi to skrót od jego imienia tak gwoli ścisłości)] - machnęła ręką, wymijając go. Była pewna, że jeszcze kiedyś się spotkają, podczas gdy on miał nadzieję, że nigdy więcej do tego nie dojdzie.
Zaśmiała się cicho pod nosem, idąc za brunetem, który na dźwięk chichotu natychmiast odwrócił się do tyłu, mierząc dziewczynę groźnym spojrzeniem.
- A ciebie co tak bawi? - Warknął. Ostatnio był nie w sosie.
- Nandemonai [Nic takiego] - mruknęła, nie patrząc na niego. - Ne, Shi - zazwyczaj mówiła tak do niego tylko wtedy, gdy mieli kłopoty, albo w towarzystwie ofiary. - Watashi wa... Anata o nokoshitaku arimasen [Nie chcę cię zostawiać] - nerwowo bawiła się palcami, mówiąc to.
Ciemnooki stał jak zamurowany, nie mogąc uwierzyć w to, co właśnie usłyszał. To nie mogła być prawda, a jedynie piękny sen, z którego zaraz się obudzi. Ale to wszystko było zbyt prawdziwe, aby być wytworem wyobraźni dwudziestosiedmiolatka. Zrobił krok w stronę czarnowłosej, która stała przed nim ze spuszczoną głową i smutnym uśmiechem na ustach. Serce waliło mu w piersi tak, jakby zaraz miało z niej wyskoczyć albo eksplodować.
- Ha-nae - wydukał cicho, zatrzymując się. Zupełnie tak, jakby bał się do niej podejść. Ale kiedy zobaczył jak coś błyszczy się na jej policzkach, to od razu zamknął ją w szczelnym uścisku, modląc się o to, aby to rzeczywiście była prawda. Niebieskooka ścisnęła w dłoniach materiał jego koszulki, pociągając nosem. - Nie masz pojęcia jak bardzo chciałem to usłyszeć - szepnął, przymykając oczy.
- Nie chciałam ci tego mówić - oznajmiła. - Bo nie chciałam, abyś też odszedł - wiedział o tym, że dwudziestosześciolatka uważa się za przeklętą. Wyśmiał ją, gdy mu o tym powiedziała i stwierdził, że to idiotyczne, choć sam też prawdopodobnie był skażony jakąś klątwą, która odbierała mu szczęście.
- Baka - prychnął. - To tak nie działa - stwierdził. Oczywiście, że to tak właśnie działa - poprawił się w myślach. - A teraz powiedz to - zebrał się w sobie na odwagę. - Watashi wa anata o aishite iru, Hanae [Kocham cię, Hanae] - spojrzała na niego tak, jakby zupełnie nie spodziewała się tego, że to powie, choć doskonale wiedziała o uczuciach, które do niej żywił. Ten w odpowiedzi uśmiechnął się w taki sposób, którego jeszcze nie widziała, ba, nawet nie sądziła, że może zrobić to w tak ciepły sposób. Zazwyczaj, gdy się uśmiechał, to z pogardą, albo kiedy miał złe zamiary. A teraz... Teraz pokazał jej coś, co chciałaby oglądać już do końca swojego życia. Czuła jak dosłownie serce rośnie jej w piersi; jednak był ktoś, kto ją pokochał, ktoś, kto ją chciał.
Chwyciła go mocniej za koszulę i pociągnęła do siebie, zmuszając go do tego, aby się pochylił, dzięki czemu mogła złączyć ich usta w pocałunku, który chłopak oczywiście odwzajemnił, podnosząc ją przy okazji lekko do góry. Ten pocałunek różnił się od całej reszty, zawierał w sobie jakieś uczucia. Może jednak mieli prawo do szczęścia.
- Khym, khym - usłyszeli. - Nie przeszkadzam? - Jakiś ubrany na biało blondyn podszedł do nich, szczerząc się jak głupi. Łatwo było się domyślić kim jest. - Jestem Shin i szukam pewnego Ghoula - oznajmił. Brunet posłał mu mordercze spojrzenie, ręką zasłaniając czarnowłosą. - Zagaduję, że to ty jesteś słynną Lilią - wskazał na nią. - Wynajęłaś sobie ochroniarza? - Ta pewność siebie mogła go zabić.
- Odsuń się Nae [od autorki: tak, to również jest skrót, co by nikt nie pomyślał, że pomyliłam się pisząc imię głównej bohaterki]. - Powiedział, zasłaniając ją własnym ciałem. Był gotowy zginąć, jeśli to miało oznaczać, że ona będzie bezpieczna.
- Nie rób tego. - Powiedziała stanowczo, łapiąc go za koszulkę. Spojrzał na nią przez ramię; przypomniał mu się dzień, w którym on tak samo błagał Hiro o to, aby odpuścił. Historia lubi się powtarzać. Wtem ostrze przebiło bok Katashiego, wywołując głośny krzyk i ostry ból. Od tego nie umrze, ale będzie na straconej pozycji.
- Musisz bardziej uważać - Stwierdził, wzruszając ramionami i wyjmując miecz z ciała Ghoula.
- Nigeru. [Uciekaj.] - zwrócił się do niebieskookiej, aktywując swoje kagune.
- Iie. [Nie.] - Odparła, wyciągając swoje noże, którymi zwykła podrzynać gardła swoim ofiarom.
- Uciekaj mówię! - Ryknął, odrzucając ją gdzieś w tył za pomocą jednej ze swoich macek. Nie chciał, aby się w to mieszała.
- Souka [Rozumiem] - mruknął blondyn. - A więc ona jest człowiekiem? Omoshiroidesu [Interesujące] - Uśmiechnął się jeszcze szerzej, ruszając prosto na dwudziestosiedmiolatka. Ten z łatwością odparł atak dzięki kagune, a następnie wytrącił miecz z rąk agenta CCG. Nie miał zamiaru przegrać, nie tym razem. Shin jednak miał w zanadrzu wiele sztuczek, a co więcej, był przygotowany na taką ewentualność. Tymczasem ona patrzyła z daleka jak Inspektor turla się po ziemi, a następnie wstaje znów trzymając w ręku swoją broń.
- Ka... Ta... Shi... - Wyszeptała, wyciągając rękę ku niemu. Leżała kilka dobrych metrów dalej, z trudem łapiąc oddech. Uderzyła o ziemię zbyt mocno, aż dziwne, że niczego nie złamała. Chyba.
Brunet był zirytowany. Nie mógł trafić tego cholernego Gołębia, a w dodatku przez tą ranę w brzuchu osłabł. Jednak wciąż miał dość siły, aby zabić albinosa, więc rzucił się na niego, przewracając na ziemię. Ten w rewanżu wbił ostrze w ramię potwora, ale to wciąż było za mało, aby go zabić. Matsuo syknął niezadowolony, usiłując wyciągnąć broń. Ciemnooki nie zastanawiając się ani chwili ugryz go w ramię, wyrywając przy tym kawał mięsa; to była przemyślana strategia - musiał się pożywić, aby szybciej się zregenerować, a on teraz nie będzie w stanie utrzymać tej żałosnej zabaweczki. Jednak agent CCG, również nie miał zamiaru się poddawać i lewą ręką wyrwał miecz, rozcinając tym samym prawie całe ramię dwudziestosiedmiolatka. Katashi odskoczył od niego, na bezpieczniejszą odległość; prawie odciął mu rękę.
- Czas kończyć tą zabawę. - Oznajmił jego przeciwnik, wciskając maleńki guziczek na rękojeści. Chyba zrozumiał, że robi się niebezpiecznie. Zwykły miecz przekształcił się w ogromne ostrze, którym z łatwością możnaby było rozpłatać kogoś na pół. I najwidoczniej miał zamiar zrobić to z brunetem, bo rzucił się na niego, krzycząc głośno.
- Ka... Tashi... - Usłyszał za sobą. - Uciekaj - łzy zbierały jej się w oczach. Na chwiejnych nogach próbowała dojść do niego, ale była zbyt poobijana, przez co też zbyt wolna.
- Gomenasai, Hanae - mruknął, zasłaniając się swoim kagune i przyjmując całą moc uderzenia prosto na siebie. Zaledwie jednym ciosem przeciął macki, które następnie spadły na ziemię i wbił się głęboko w ciało chłopaka, rozcinając jego ciało od połowy szyi, przez klatkę piersiową, aż do boku gdzie wcześniej znajdowała się pierwsza z zadanych mu ran.
- Katashi! - Krzyknęła, przewracając się. Chciała do niego podbiec, ale ciało odmówiło jej posłuszeństwa. - Katashi! Błagam wstań! - Czuła jak łzy spływają jej po policzkach. - Proszę... - Wyszeptała, już całkowicie zanosząc się płaczem. Myślała, że ból, który czuła tamtego dnia, gdy Mayumi ostatkami sił wyznała, że jej nienawidzi był ogromny. Teraz jednak w nie dało się go w żaden sposób porównać do trgo, co czuła teraz. Zapewne wynikało to z faktu, że jego kochała naprawdę.
- To by było na tyle - stwierdził, po czym spojrzał na dziewczynę. - A z tobą co mam zrobić? - Zastanowił się. - Nie jesteś mi potrzebna, więc niech policja się tobą zajmie - stwierdził beznamiętnie. Tymczasem ona w ogóle go nie słuchała, świat przestał dla niej istnieć.
∞
Stała na skraju dachu, czekając na swoją ofiarę. Tym razem nie była ona pozbawiona sensu jak wszystkie inne. Tym razem chciała odzyskać to, co zostało po jej ukochanym. Wiedziała, że Shin zawsze tędy przechodzi, gdy robi rutynowe spacerki po siedemnastej dzielnicy, dlatego też czekała cierpliwie, aż przyjdzie. Odkąd uciekła policji nie myślała o niczym innym jak o zemście i - o ironio - ta właśnie myśli pozwalała jej na zachowanie resztek zdrowego rozsądku. Wiedziała, że Inspektorzy robią sobie specjalną broń z Ghouli, które zabiją. Katashi jej o tym kiedyś powiedział. Dlatego też chciała zdobyć tą broń, aby mieć przy sobie choć cząstkę bruneta. Wiatr rozwiewał jej płaszcz, ukazując lśniące noże przypięte do pasa dziewczyny. Swoim lodowym spojrzeniem dokładnie przeczesywała okolicę, patrząc, czy aby się nie zbliża. Na twarzy miała tą samą złotą maskę co zawsze, choć zastanawiała się, czy jej przypadkiem nie zdjąć, żeby widział przez kogo został zabity. A przynajmniej taki był plan: zabić i zabrać walizkę, jeśli się nie uda, to ona zginie. Na dobrą sprawę było jej to bez różnicy, jeśli się uda, to dobrze, a jeśli nie, to też się nie pogniewa. Przynajmniej będzie mogła znów zobaczyć się z ciemnookim, o ile istnieje jakieś życie po śmierci.
Jest. - Dostrzegła go w oddali, jak z uśmiechem na ustach właśnie kłaniał się jakiejś kobiecie. Odsunęła się od krawędzi, aby jej nie zauważył i gdy już skręcił w tą nieszczęsną alejkę, w której jak na złość było zbyt dużo ludzi, zeskoczyła na ziemię i stanęła tuż za nim. Matsuo zatrzymał się nieco sparaliżowany strachem i lekko obrócił głowę do tyłu. Ta widząc, że wykonuje jakikolwiek ruch, od razu przyłożyła ostrze do jego gardła.
- Zabiłeś go. - Wysyczała mu prosto do ucha. - Zostawię cię policji tak? - Zaśmiała się. Dotarło do niego, że grozi mu tamta dziewczyna, którą wtedy oszczędził. - Coś ci powiem Shin - wiedziała o nim praktycznie wszystko; przez ostatni rok skrzętnie przygotowywała się do wykonania wyroku za zamordowanie jej partnera, bo nie chciała popełnić żadnego błędu. - Nigdy nie pozwól, aby twoja ofiara uciekła. Nie miej litości i jeśli trzeba, to własnymi rękoma wyrwij jej serce. Bo może dojść do takiej właśnie nieprzyjemnej sytuacji - wyjaśniła. Dziwne było to, że nikt nie zwracał na nich uwagi. Blondyn syknął, chcąc wcisnąć guzik na rączce od walizki, co nie umknęło uwadze czarnowłosej, która natychmiastowo poderżnęła mu gardło. - Chciałeś go użyć przeciw mnie? - Zdziwiła się, pozwalając jego martwemu ciału paść na ziemię. - A to zabawne - stwierdziła. Dopiero teraz ludzie wokół jakby obudzili się z transu i zaczęli wskazywać palcem na Hanae, stojącą nad zwłokami Inspektora. Wyrwała mu z ręki walizkę, a następnie przytuliła do piersi; jej serce jakby się uspokoiło. Usłyszała jak ktoś gdzeiś w tłumie gapiów rozmawia prawdopodobnie z policją przez telefon. - Nie pozwól swojej ofierze uciec - powtórzyła pod nosem, aktywując broń ukrytą w walizce. - Utsukushīdesu - powiedziała, spoglądając na trzy, ciemnoniebieskie macki, kórymi w mgnieniu oka zabiła kilkanaście osób, aby następnie odejść w głąb alejki, patrząc przed siebie smutnym i zarazem bezwzględym wzrokiem.
OWARI
[KONIEC]
[Od autorki:
Posłowie. Więc tak, początkowo to miała być zwykła książka na plus/minus osiem rozdziałów. Jednak po przeczytaniu one-shota "Glassy Sky" Wveronikaa uznałam, że w sumie to nie głupi pomysł, aby to też przerobić na jednostrzałowca.
Dlaczego tak sobie wymyśliłam? Bo anime znacznie odbiega od mangi, a ja jej nie czytałam. Poza tym, chciałam napisać coś odnośnie TG, ale ponieważ mam zbyt dużo rzeczy do pisania, to też taka króciuteńka historia wydała mi się być w porządku.
Pisane to było głównie nocami, od dwudziestej zaczynając i (czasem) o drugiej kończąc. Cały czas towarzyszyły mi przy tym głównie "Katharsis", czyli piosenka z mediów i "Seijatachi" jak już przekroczyłam połowę.
https://youtu.be/mwWD-EJ85cA
Pod sam koniec to już nawet śpiewałam pod nosem fragment piosenki Linkin Park "In the end"
I tried so hard,
And got so far.
But in the end,
It doesn't even matter.
I had to fall,
To lose it all.
But in the end,
It doesn't even matter.
https://youtu.be/eVTXPUF4Oz4
Tak więc powiedzmy, że pomimo pisania dość smutnej historii, było mi wesoło.
Przy sprawdzaniu tego odkryłam masę nieścisłości, które mam nadzieję udało mi się poprawić. Był to między innymi wiek bohaterów. O mój boże to była istna katorga, chyba ze trzy razy robiłam rozpiskę, dopóki nie wyszło dobrze. A i tak nadal mi nie pasuje :')
Chciałam narysować Hanae, Katashiego i Shina, ale nie zrobiłam tego, choć nie wykluczone, że kiedyś w końcu to zrobię i zapewne pojawią się tu zdjęcia. A narazie mogę dać wam Takizawę, który w ogóle nie ma związku z fabułą tego opowiadania :') ale wyszedł bosko moim zdaniem:
Swoją drogą narysowałam to na kilka zdań przed zakończeniem tej historii, bo obudził się mój wewnętrzny artysta (ze spalonego teatru) i nie mogłam tego tak zostawić.
No, to by było chyba na tyle w kwestii posłowia. Oczywiście dziękuję przyszłym czytającym za gwiazdki i komentarze oraz życzę wam szczęśliwego nowego roku! Bo publikuję to na dzień przed nim. Swoją drogą, udało mi się to napisać przed końcem roku tak jak sobie założyłam i jestem z siebie kurewsko dumna 😎✨ Mam nadzieję, że się podobało ~ Elliott Raven Natalie Riddle]
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top