Zawsze pod ręką (KuroKen)
Zmęczony?
Też coś, Kuroo nie był zmęczony.
On tylko padł na twarz, ledwo przekroczywszy próg swego pokoju. A tak poza tym powieki mu się kleiły niebotycznie.
No, może był trochę zmęczony i myśl, że wreszcie na horyzoncie majaczy trochę wolnego, można iść wcześnie spać i się wyspać, napawała go najprawdziwszą otuchą.
Tak troszeczkę.
Dlatego też w pierwszym odruchu syknął jak symbol swojej szkoły, gdy w proces zasypiania zaingerował dźwięk telefonu. Żadnego ostrzeżenia, żadnego uprzedzenia, zaczął dzwonić, cholera jasna.
Najchętniej naciągnąłby sobie poduszkę na głowę, skoro ruszenie się z posłania w stronę urządzenia było ostatnim, o czym marzył. Tak - gdyby tylko umysł nie pracował i nie zaszczyciłaby go myśl, że tylko jedna osoba mogłaby się zdecydować dzwonić o tej porze, znając jego godziny powrotów z pracy. I to tylko w jednej sprawie.
I Kozume go potrzebował. Pewnie było mu źle. Koszmary być może.
Dlatego Kuroo musiał wstać. Po prostu musiał. Bez względu na swoje chwilowe samopoczucie, musiał - i chciał - być pod ręką, gdy Kenma go potrzebował.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top