Wystarczy porozmawiać

Ranek był zwyczajny, jak to ranek w czasie roku szkolnego. Znienawidzony budzik wyrwał mnie ze snu o 6.30, więc z cichym jękiem zwlekłam się z łóżka i zaspana, prawie potykając się o własne nogi, doczłapałam do łazienki. Ogarnęłam łazienkowe sprawy i spędziłam kilka sekund na medytacjach przed lustrem. Zobaczyłam to, co zawsze – podkrążone szare oczy, okrągłą twarz o lekko oliwkowej karnacji i mysioblond włosy. Nic specjalnego, zawsze byłam przeciętną dziewczyną, z permanentnymi worami pod oczami od niewyspania.

Ubrana i uczesana zeszłam na dół, do kuchni. Na autopilocie nasypałam do miski płatków i dolałam zimnego mleka prosto z lodówki – ciepłego nigdy nie tolerowałam, doprowadzało mnie wręcz do mdłości. Jedząc królicze bobki, rozmyślałam nad czekającym mnie dniem. Takim zwyczajnym i nudnym. Niemiecki – nic, geografia – pewnie będzie pytać z mapy, chemia – sprawdzian, wychowawcza – pierdolenie o Szopenie, matma – zadania z kolejki i jeszcze najnudniejszy przedmiot świata, czyli polski i wykład polonistki. Blech, odechciewa się żyć...

Odstawiłam miskę do zlewu i poszłam na górę spakować torbę do szkoły. Już wiązałam glany, by wyjść i iść otworzyć tacie bramę, kiedy dopadła mnie Nadia i dała mi dwie śniadaniówki. Spojrzałam na nią jak na idiotkę.

– Nadia, nie dam rady zjeść dwóch śniadań – powiedziałam, biorąc od brunetki tylko jedno pudełko. Westchnęła cierpiętniczo i przewróciła oczami.

– Drugie jest dla Adama – wyjaśniła, a ja się skrzywiłam.

– Nadia, to mój nauczyciel. Nie będę mu nosić śniadania, to chore!

– Nat, daj spokój... – mruknęła dziewczyna. Wiedziałam, że w liceum podkochiwała się w moim obecnym nauczycielu chemii, a teraz, kiedy on nagle wrócił do rodzinnego miasta, jej uczucia zaczęły odżywać. Czego ofiarą byłam ja.

– Zdajesz sobie sprawę, że on jest żonaty? – zapytałam, a moja siostra jedynie zacisnęła usta. Myślałam, że już mi nie odpowie.

– Ale się rozwodzi... – szepnęła brunetka i położyła pudełko na moim plecaku. Westchnęłam, ale schowałam śniadaniówkę, by w szkole przekazać ją nauczycielowi. Czego nie robi się dla starszej i beznadziejnie zakochanej siostry?

W drodze do szkoły nie musiałam się martwić, że tata zauważy mój beznadziejny nastrój; był zajęty wykonywaniem setek telefonów przez zestaw głośnomówiący w samochodzie. Uśmiechnęłam się do siebie, kiedy przypomniałam sobie, jak na początku gimnazjum nie pamiętał, żeby wysadzić mnie pod szkołą, i byłam zmuszona jechać z nim aż do jego biura – nie miał jeszcze wyrobionej dostatecznej podzielności uwagi, by bezpiecznie prowadzić, rozmawiać i jeszcze zwracać uwagę na to, co do niego mówiłam. Teraz już nie ma z tym problemu, ale czasami jeździ na pamięć i prawie zawsze chce skręcać pod gimnazjum, więc muszę mu przypominać, że moje liceum jest tuż obok jego biura. Pewnie za jakiś czas przywyknie.

Pożegnałam się mruknięciem, zarzuciłam plecak na ramię i ruszyłam spacerkiem w kierunku całkiem zwyczajnej szkoły, która wyglądała jak tysiąc innych. Odłożyłam kurtkę do mikroskopijnej szafki, którą dzieliłam z Paulą i powlekłam się na niemiecki. Przywitałam się z koleżankami, kolegom pomachałam i usiadłam pod klasą, czekając na przyjaciółkę, która jak zawsze przybiegła zziajana na minutę przed dzwonkiem.

Tak jak przewidywałam przy śniadaniu – na niemieckim nic się nie działo, na geografii babka pytała z mapy, a na chemii był sprawdzian. Wchodząc do sali, położyłam pudełko ze śniadaniem na biurku nauczyciela, uprzednio doczepiwszy notatkę, że to od Nadii. Usłyszałam chichot za swoimi plecami i już wiedziałam, że ktoś zauważył. Zgarbiłam się, szybko usiadłam w swojej ławce i schowałam się za zeszytem, by ukryć rumieniec zażenowania całą sytuacją. Głupia Nadia, przez nią będę mieć kłopoty!

Sprawdzian oczywiście skończyłam jako pierwsza i wcale nie przeszkodziły mi w tym trudniejsze pytania. Zawsze tak było – Łęcki dawał mi trudniejszy zestaw niż reszcie klasy, a ja radziłam sobie z nim śpiewająco. Taki talent. Oddałam mu kartkę i wróciłam na miejsce. Przyjrzałam się mu i zastanowiłam się, co moja siostra w nim widzi. Adam Łęcki, nauczyciel chemii w liceum i wredna menda. Tak poza tym to uzdolniony malarz, pięć lat starszy od Nadii, dziesięć ode mnie. Rozwodzi się i mieszka z moim bratem Dawidem, z którym chodził do jednej klasy przez całą swoją edukację. Z wyglądu nawet dosyć przystojny szatyn średniego wzrostu o szczupłej, sportowej sylwetce. Ma zielone oczy i ładnie wykrojone usta. Prywatnie jest przeważnie nie do zniesienia, ale ponoć to głównie przez (już prawie) byłą żonę.

Złapał moje spojrzenie, a ja wzruszyłam ramionami. W tym samym czasie Paula trąciła mnie w bok i pokazała na najłatwiejsze zadanie na swojej kartce. Łęcki ledwie zauważalnie skinął głową, że mam to za nią rozwiązać. Potrafił być nawet spoko, oczywiście jeśli chciał. Szybko przejęłam kartkę przyjaciółki i rozwiązałam ołówkiem całe zadanie. Później Paulina je poprawi długopisem i wygumuje ołówek, a Łęcki będzie jak zawsze udawał, że o niczym nie wie. Miałam z nim niepisaną umowę – daje mi trudniejsze sprawdziany, ale pozwala mi pomagać Pauli.

Zadzwonił dzwonek, więc szybko zebrałam swoje rzeczy i wyszłam z klasy. Kilka osób zaczepiło mnie, żeby zapytać, jaki wyszedł mi wynik w zadaniu. Mieli szczęście, że akurat pytali o zadanie, które mieliśmy takie samo – dla nich najtrudniejsze, a dla mnie takie średnie. Obojętnym tonem podałam rozwiązanie, jakie uzyskałam. Kuba, Janek i Kamila ucieszyli się, bo wyszło im to samo. Kasia posmutniała, ale nie nic nie powiedziała.

Funkcjonowałam w społeczności klasowej w bardzo specyficzny sposób. Byłam najmłodsza z rodzeństwa prymusów, więc dla wszystkich logicznym było, że i ja jestem prymuską i kujonką. A jako kujon nie mam czasu na życie towarzyskie, więc nie opłaca mnie się nigdzie zapraszać. I tak sobie żyłam – rozmawiałam z ludźmi na przerwach, czasami uczyłam ich po lekcjach, ale nie wychodziłam do kina, czy na koncerty. Paula była moją jedyną przyjaciółką od początku liceum, może dlatego, że już na pierwszym sprawdzianie rozwiązałam go za nią. Co zauważył Łęcki i zaczął mi dawać osobne, trudniejsze zestawy...

Mój niezbyt wesoły strumień myśli przerwał dzwonek na lekcję. Godzinę wychowawczą, którą jak zapowiadała tydzień wcześniej wychowawczyni, miała prowadzić szkolna pedagog. Nudy do kwadratu. Razem z całą klasą weszłam do pomieszczenia i zajęłam miejsce. Wyciągnęłam książkę i zatopiłam się w lekturze, z odmętów której wyrwało mnie dźgnięcie w bok.

– Nat, obudź się. Peda skończyła, może Talarska powie coś o wycieczce – szepnęła do mnie i szturchnęła jeszcze raz. Z ociąganiem odłożyłam książkę i zaczęłam słuchać.

– Za trzy tygodnie odbędzie się szkolny bal charytatywny. W tym roku dyrekcja i rada pedagogiczna podjęły decyzję, że będzie to bal maskowy, a każdy uczestnik zdobędzie tak zwaną niepytajkę na dowolny przedmiot... – po klasie rozniósł się szum poekscytowanych głosów. Nawet mnie, prymuskę, kusiła niepytajka. Byłaby w sam raz na polski. – Ale to jeszcze nie koniec! Wejściówki dla par szkolnych będą tańsze i będą gwarantowały po dwie niepytajki dla obydwu osób z pary!

– PAULA, CHODŹ ZE MNĄ NA BAL! – z podniecenia spowodowanego podwójną niepytajką na polskim zaczęłam krzyczeć szeptem do dziewczyny obok. Blondynka zmierzyła mnie spojrzeniem i parsknęła głośnym śmiechem.

– Paulina, Natalia! Co was tak śmieszy? Może powiecie reszcie klasy, to się razem pośmiejemy – nauczycielka wypaliła z klasycznym nauczycielskim tekstem i cała klasa zaczęła rechotać. Ja spaliłam cegłę, a Paula uśmiechnęła się i powiedziała to!

– Nat pytała mnie, czy pójdę z nią na bal, bo jest zbyt nieśmiała by zaprosić chłopaka, który jej się podoba – wypaliła, a ja miałam ochotę ją zamordować. Złapałam szybko swoje rzeczy i uciekłam z klasy. Zignorowałam, że wychowawczyni mnie wołała i pobiegłam do toalety. No i stało się – jest drama.

Po pięciu minutach płakania w samotności doszłam do wniosku, że nienawidzę Pauliny i że nie jest już moją przyjaciółką i muszę sobie poszukać nowej. Ale już po dwóch minutach rozważania szalonego pomysłu szukania nowej przyjaciółki doszłam do wniosku, że to jednak głupa myśl i wybaczę Pauli, bo ona chciała mi tylko dać motywację, żebym zagadała do mojego krasza... Nie chciała mnie ośmieszyć, a klasa pewnie i tak nie wzięła tego zbyt serio, a nawet jeśli, to... Paula sprawi, że będą mnie dopingować, a nie dołować.

Wzięłam głęboki wdech i wyszłam z kabiny. W umywalni natknęłam się na wszystkie dziewczyny z mojej klasy. Z kosmetyczkami w gotowości. Zanim się obejrzałam, a ślady niedawnego płaczu zniknęły z mojej twarzy w magiczny sposób zwany potocznie makijażem.

– Nat, my cię wszystkie bardzo lubimy, serio. Ale wiemy też, że jesteś introwertyczką i w sumie to lubisz swoją łatkę kujonki, która pozwala ci spokojnie siedzieć w domu, więc zawsze najpierw pytamy Pauli, czy już nastał ten dzień.

– Jaki dzień? – wybełkotałam całkowicie przygnieciona tym, co się właśnie stało. Szczęka mi opadła, a mózg odmówił poprawnego przetworzenia zasłyszanych informacji.

– Dzień, w którym będziesz w stanie wyjść do ludzi – wyjaśniła Ania jakby to był całkowicie logiczne i jasne. Może dla niej, ale dla mnie ni huhu.

– Masz w nas wsparcie, wszystkie jesteśmy twoimi skrzydłowymi – dodała Jagoda, a ja spojrzałam na nią jak na idiotkę.

– Kiedy macie zamiar zacząć mi docinać? Możemy od razu przejść do etapu, w którym dacie mi spokój? – zapytałam na skraju załamania nerwowego. Dziewczyny chyba wszystko zrozumiały, bo pokiwały głowami i się wycofały, została tylko Paula.

– Kocham cię Nat i dlatego właśnie to zrobiłam – powiedziała smutno i również wyszła. Zadzwonił dzwonek na przerwę, do łazienki wpadły dziewczyny z równoległej klasy i zaczęły się śmiać na widok mojej miny. Zrobiłam się czerwona ze złości i wyszłam z łazienki, trzaskając drzwiami. Poddenerwowana przeszłam pod salę z matematyki.

Na matmie i polskim siedziałam z Tomkiem, który zamienił się miejscami z Pauliną.

– Paula powiedziała, że chciałaby dać ci czas, żebyś ochłonęła – powiedział, a ja tylko skinęłam głową. Tomek był spoko – obudził mnie, kiedy miałam iść do tablicy, a tak to dał mi spokój i mogłam spokojnie rozmyślać nad moją sytuacją.

Po przeanalizowaniu wszystkich informacji doszłam do wniosku, że będę kilka dni obrażona na Paulinę i w tym czasie dam szansę sobie na zaprzyjaźnienie się z innymi osobami z klasy. I że zagadam do Floriana dzisiaj na przystanku.

Czas do ostatniego dzwonka minął mi szybko, a kiedy dochodziłam do przystanku, zstąpił na mnie głęboki spokój. Nie trzęsły mi się nogi, a głos nie drżał, dłonie się nie pociły, kiedy poprosiłam Floriana, najprzystojniejszego faceta w szkole, żeby odszedł ze mną kilka kroków w bok.

– Tak, Nat? – zapytał i posłał mi oszałamiający uśmiech. Miał ciemne, wręcz czarne włosy, orzechowe oczy i ogólnie wyglądał jak mega ciacho. Łęcki, do którego wzdychała moja siostra, mógł się schować przy Florianie. – Nat? Chciałaś ze mną porozmawiać, tak? – spaliłam cegłę, bo już tak dobrze mi szło, ale musiałam złapać zawias. Głupia ja...

– Eee... tak! Zapytać właściwie – sprostowałam i znowu zamilkałam.

– To pytaj, nie gryzę – powiedział łagodnie, ale moje serce fiknęło fikołka. Postawiłam wszystko na jedną kartę i wyłożyłam kawę na ławę.

– Pójdziesz ze mną na bal charytatywny za trzy tygodnie?

– Och... – widocznie się zmieszał i podrapał się ręką po karku. – Wiesz Nat, jeszcze nie myślałem, z kim pójdę. I to chyba zazwyczaj chłopak zaprasza dziewczynę... Ja...

– Przepraszam, że zapytałam! - nie dałam mu dokończyć, bo właśnie zobaczyłam mój autobus. Odwróciłam się i uciekłam cała czerwona na twarzy i z uczuciem upokorzenia. Włożyłam słuchawki do uszu i starałam się nie rozmyślać o sytuacji sprzed chwili. Muzyka jak zawsze koiła moją duszę i nawet się nie obejrzałam, a już wysiadałam z autobusu i szłam z przystanku do domu.

Odczekałam chwilę pod drzwiami i razem z ostatnimi taktami utworu wyciągnęłam słuchawki z uszu, zwinęłam je elegancko i schowałam do plecaka, wydobywając równocześnie z czeluści kieszeni kurtki klucze. Łaciaty potwór śmignął mi między nogami i okazywał swoją nadmierną radość, brudząc moje spodnie już w wiatrołapie. Westchnęłam zrezygnowana, rozwiązując glany.

– Głupol – mruknęłam i odepchnęłam go po raz kolejny od mojej twarzy. Miał dosyć suchy nos, ale język nadal mokry od śliny i obrzydliwy. Uch! Nienawidzę psiej śliny. Chciałam już wywalić go z powrotem na dwór, ale tata otworzył nagle drzwi do domu, a ja nie zdążyłam zareagować.

– O, Natalia! – wyraził swoje tradycyjne teatralne zdziwienie. – Dlaczego nie...

– Nosz kurwa! Bestio! – usłyszałam zbyt dobrze znany głos i radosne szczekanie psa mojej siostry. Reszta przekleństw utonęła w psim hałasie.

– Cześć tato – przywitałam się, wchodząc do środka i odstawiając plecak koło kominka. – Widzę, że Adaś w domu. Adoptowaliście go z mamą?

– Chyba sam się adoptował, Nat – odpowiedziała Nadia, łapiąc psa, który aktualnie lizał Łęckiego po twarzy i brudził kartki, po których łaził. Ten pies chyba potrafi się teleportować na stół, jeśli siedzi przy nim Łęcki...

– Obiad macie w kuchni. Dawid ma odłożoną porcję, niech sobie odgrzeje, jak wróci od mechanika. Adam, nie wyjadaj Nat z talerza – mama jak zawsze flegmatyczna nie skomentowała tradycyjnego już zamieszania w domu. – Musimy jechać na zakupy.

– Znowu? – zdziwiłam się, siadając do stołu razem z moim nauczycielem chemii. – Mamo, może wywal go z domu i po kłopocie – zaproponowałam, wskazując widelcem na mężczyznę naprzeciwko mnie, który z niewinną miną kopnął mnie pod stołem. – Mamo! On mnie kopie!

– Nat! A Adam znowu ci dał inny sprawdzian niż miała reszta klasy! – zawołała z pokoju moja siostra.

– Wiem – mruknęłam, grzebiąc w talerzu. Na widok Łęckiego przeszła mi ochota na kotleta. Odkroiłam sobie kawałek, a resztę zrzuciłam na jego talerz. – Wyglądasz jak niedożywione dziecko. Dawid aż tak źle gotuje?

– Ty za to wyglądasz jak kluska – odciął się. Zabolało. – Pies Nadii zadeptał wasze sprawdziany. Jeśli chcesz dostać szóstkę, to teraz musisz wziąć kredkę i każdą łapę zaznaczyć i odpowiednio opisać.

– Szantaż? – nie miałam siły się z nim kłócić, no ale trzeba było spróbować.

– Aha! – zawołał, ale po chwili spojrzał na mnie, a nie jak zwykle obok mnie. – Coś się stało, Nat? – zapytał miękko, jak nie on. I do tego zwrócił się do mnie nie tylko moim imieniem, ale nawet jego zdrobnieniem. Szok w laciach.

– Nie twój interes – burknęłam i wstałam od stołu. Usłyszałam trzask drzwi samochodu mamy. – Nie odstąpię ci mojego pokoju – oznajmiłam i uciekłam na górę zawinąć się kocyk. Z dołu doszły mnie tylko ciche mruknięcia i stukot psich pazurów na płytkach. Po chwili poczułam delikatny dotyk na włosach. Nic nie powiedziałam. Cicho chlipałam w poduszkę po tym, jak dostałam kosza na oczach wszystkich ludzi na przystanku.

– Natalia? – zapytał łagodnie. Pociągnęłam nosem, a on podał mi chusteczkę. – Powiedz mi. Dokuczają ci, bo daję ci inne sprawdziany? Bo mieszkam z twoim bratem?

– Nie, nie o to chodzi...

– A o co?

– Co jest między tobą a Nadią? – ja wcale nie zmieniłam tematu, ok?

– Nic, a co miałoby być? – odpowiedział szczerze zdumiony.

– Robi dla ciebie kanapki i ja muszę ci je zanosić do szkoły...

– Och... to cię tak zdołowało? Powiem jej, żeby przestała.

– Lepiej z nią szczerze porozmawiaj. I to natychmiast – mruknęłam. Spojrzał na mnie, nic nie rozumiejąc. – Won z mojego pokoju! I porozmawiaj z Nadią! – wydarłam się. Nerwy mi puściły, no pięknie...

– Okej, okej... już idę – powiedział i wyszedł z pomieszczenia, zamykając za sobą drzwi. Zostałam sama i w spokoju rozpamiętywałam moją porażkę; płakałam dopóki nie zasnęłam.

Obudziło mnie głaskanie po włosach. Nie otwierając oczu, burknęłam:

– Łęcki, i tak nie wierzę, że masz sumienie. Możesz sobie dać spokój z udawaniem i tak nic ci nie powiem.

– A bratu powiesz? – zapytał melodyjny głos. Otworzyłam oczy i zobaczyłam, że leżę nos w nos z moim bratem. Przytuliłam się do niego, a on odwzajemnił gest. Z naszej trójki zawsze miałam największą blokadę przed kontaktem fizycznym – Nadia i Dawid bardzo lubili się przytulać, momentami ludzie brali ich nawet za parę. – Łęcki rozmawia z Nadią już drugą godzinę, jakimś cudem przespałaś ich awanturę.

– Awanturę? O co? – zapytałam zaciekawiona. Podniosłam się i wydmuchałam zatkany nos.

– Powiem ci, ale najpierw ty musisz mi opowiedzieć, co cię doprowadziło do takiego stanu.

– To jest szantaż! – skrzywiłam się, ale zrelacjonowałam mu całą sytuację. Dawid słuchał uważnie, tylko przy końcu zadał kilka pytań. Zamyślił się na chwilę.

– Nat, moim zdaniem, on ci nie dał kosza. Zaskoczyłaś go i nie wiedział kompletnie, co powiedzieć. Prawdopodobnie chciał się zgodzić, ale ty, geniuszu, uciekłaś do autobusu...

– Głupio zrobiłam?

– Bardzo głupio. Ale jeśli mu zależy chociaż minimalnie na tobie, nawet tylko jako koleżance, to wyjaśni jak najszybciej całą sytuację – odpowiedział, a ja poczułam ulgę. Dawid był ekspertem w tej kwestii.

– Teraz mów o awanturze, którą przespałam – popędziłam go, bo chciałam oderwać myśli od własnej tragicznej sytuacji.

– Adam poszedł porozmawiać z Nadią o śniadankach, które ona mu przekazuje przez ciebie. Powiedział, że nie powinna tego robić i chociaż jest jej bardzo wdzięczny za to, to więcej nie przyjmie jedzenia. Od słowa do słowa Nadia mu wyznała, że go kocha, on ją zwymyślał, że co ona sobie myśli, że jest żonaty i chociaż żona go zdradziła, to on nie ma zamiaru. Nadia mu na to, że przecież się rozwodzi, na co on, że owszem. I chciał wyjść. W tym momencie zaczęło się piekło. Nadia się wściekła i wytłukła połowę kubków...

– CO?! – nie wierzyłam własnym uszom. Owszem, Nadia zawsze była porywcza, ale nigdy nie aż tak. – Żartujesz sobie ze mnie! – Dawid pokręcił głową i kontynuował.

– Wtedy rozpętało się piekło ze strony Adama, bo nasza genialna siostra pokiereszowała sobie dłonie i stopy. Adam stwierdził, że jest idiotką, ale jest jego idiotką i...

– Od słowa do słowa przyznał, że czuje to samo? – dokończyłam za brata.

– Dokładnie.

– Chore – mruknęłam. – Posprzątali chociaż kuchnię?

– Tak. Teraz siedzą u niej w pokoju i rozmawiają.

– Ale drama... Adam jeszcze z jedną się nie rozwiódł, a już ma drugą. I to jeszcze Nadię – westchnęłam i wyplątałam się z kocyka. – Mam nadzieję, że moja drama skończy się równie dobrze.

Ledwo skończyłam mówić, a na mój telefon przyszedł sms. Od Floriana. Chciał ze mną porozmawiać i wszystko wyjaśnić.

~*~

Witam serdecznie wszystkich zgromadzonych!

Żeby nie być gołosłowną i nie pisać tylko komentarzy, wrzucam to oto opowiadanie, które należy do zbioru "nowych". Myślę, że dopóki mam zapas starych opowiadań i dostatecznie dużo pomysłów na nowe, to będę je wrzucać naprzemiennie. Odpowiada Wam taki system?

Pierwotnie to opowiadanie powstało z jednego małego fragmentu. Jestem ciekawa, czy go odróżnicie od reszty. Poza tym wszelaki uwagi będą dla mnie cennymi wskazówkami ^.^

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top