• podwładny
Patrzcie, kto znowu robi powrót XDDD Jezu, przepraszam, naprawdę, ale pisanie ictusa idzie mi słabo ;-; przynajmniej mam już połowę kolejnego rozdziału. Ale mam radochę od tygodnia, bo dostałam się na UJ, więc cieszcie się ze mną :v
Poranne słońce swoim delikatnym światłem rozjaśniało biegnącą między drzewami alejkę. Lekki wiatr poruszał drobnymi, wilgotnymi liśćmi, przemykał przez luki między gałęziami. Nieduży park był prawie pusty.
Żwir cicho chrzęścił pod parą sportowych butów. Silne nogi pokonywały kolejne metry, przeskakując nad przeszkodami, wybiegając coraz wyżej. Perlisty pot spływał po skroniach i zaczerwienionych policzkach. Serce w klatce piersiowej dudniło, pompując krew.
— Iii... stop! — Krzyk zatrzymał biegającego Yuuriego. Chłopak oparł dłonie na kolanach i łapał oddech.
— I jak?
— Dobrze, lepszy wynik. — Viktor kliknął jeden z przycisków i schował stoper do kieszeni. — Czas na rozciąganie.
Yuuri kiwnął głową i bez protestów ruszył za nim do pustego miejsca, gdzie znajdowały się ławki. Tam bez pośpiechu zaczął rozciągać po kolei każdą część ciała, a Viktor robił sobie zdjęcia. Japończyk przewrócił oczami, widząc dzikie zabiegi Rosjanina; Nikiforov stawał na oparciu ławki na palcach i uśmiechał się do telefonu na tle dużego drzewa. Ach, ci próżni i uzależnieni od globalnej społeczności ludzie. Prawie ludzie.
— Myślisz, że ten filtr będzie lepszy? — Viktor w którymś momencie podetknął Yuuriemu telefon pod nos. — Jaśniejszy czy ciemniejszy? A może dorzucić temperaturę?
— I tak będziesz zimny — prychnął Katsuki i przesunął palcem po ekranie, wybierając jasny filtr.
— Jesteś taki serdeczny — skomentował Nikiforov, łapiąc Japończyka za rękę. — Dalej, do tyłu... — Ignorował syki chłopaka. Rozciągał go do granic możliwości. — I jeszcze raz...
— Jesteś okropnym trenerem.
— No co, dopiero zaczynam.
— WIDAĆ.
Viktor prychnął, słysząc wyraźną ironię w głosie Japończyka i wrócił na ławkę, uprzednio szczypiąc Yuuriego w tyłek. Z wygodnego siedziska wydawał mu polecenia. Telefon schował do kieszeni. W końcu taki Yakov nie bawił się telefonem na jego treningach. Chyba że Viktor pytał o możliwość obijania się. Wtedy ostentacyjnie wyciągał komórkę w grubym etui (zdarzyło mu się rzucać biednym sprzętem w podopiecznych) i udawał, że sprawdza maile.
— Yuuri, można tam w końcu robić zdjęcia, czy nie? — zawołał w którymś momencie Rosjanin, pokazując na zamek nad nimi.
— Przed nim. — Yuuri z łatwością dotknął kolana czołem. — W środku tak średnio.
— Potem pójdziemy na spacer z Makką, chcę tam piękne zdjęcie, dobra?
— Jak chcesz.
Viktor westchnął, czując obojętność Yuuriego. To nie tak, że ciągle go podkopywał i dołował (czyli działał tak, jak musiał), ale bardzo, bardzo chciał zobaczyć, jak spokojny Japończyk wpada w szał czy też pokazuje więcej emocji niż zwykle. Od kiedy podjęli „współpracę", stał się dla niego właśnie taki. I Viktor wiedział dlaczego.
Wystarczyło przypomnieć sobie momenty ich bliskości rok wcześniej. Yuuri nie chciał znowu do tego dopuścić. Trzymał go na dystans, aby tylko nie zostać postawionym w niezręcznej dla niego sytuacji. I to irytowało Viktora. Dlaczego nie chciał żadnej bliskości fizycznej? Co mu szkodziła? Pomogłaby rozładować różne emocje. Ale nieeeee, pan Katsuki będzie się bronić zębami i pazurami. Pazury raz poczuł, jak żartobliwie złapał Japończyka za okrągły tyłek, a ten wbił mu paznokcie w nadgarstek...
— Wracamy — przerwał ciszę Viktor, wstając z ławki. — Przebiegniemy się do domu.
Yuuri kiwnął głową i poprawił okulary, które ześlizgiwały się z mokrego nosa. Bez wahania wystartował, a Rosjanin, klnąc pod nosem, musiał go szybko dogonić.
— Jutro rano idziemy na lodowisko — odezwał się po kilku minutach Viktor. Kątem oka zerknął na Yuuriego. Katsuki rozpromienił się i nawet nie próbował tego ukrywać. Uśmiechał się szeroko, jego brązowe oczy lśniły. Miał kilka maleńkich piegów na nosie, widocznych na tle zaczerwienionej od biegu skóry.
Viktor odwrócił wzrok, przeklinając w myślach swoją bardziej ludzką część, która zwracała uwagę na takie szczegóły. Ta pochodząca z dołu szukała jedynie słabości Yuuriego. Ludzka wyszukiwała kilku innych szczegółów. Gdyby Viktor Nikiforov był w stu procentach człowiekiem, z pewnością byłby uroczy, dobry...
Rosjanin prędko otrząsnął się z tych myśli. Nie podobało mu się to, że coraz częściej przyłapywał się na zastanawianiu się nad swoją ludzką częścią. To dowodziło, że tracił nad nią kontrolę. Ciekawiło go to, czy Yuuri ma ten sam problem. Nie, z pewnością nie. Obie części Katsukiego trwały w idealnej harmonii. Może przez pewien czas ludzka połowa przejęła kontrolę, pogrążając go w rozpaczy i niemocy, ale Yuuri teraz rozkwitał. Odnalazł nową siłę i nadzieję. Rozwijał się.
Viktor Nikiforov, jak skończony kretyn, wzmacniał swojego nemezis.
***
Rano, jak obiecał Viktor, poszli na lodowisko. Biegli obok siebie chodnikiem, oddychając równomiernie. Kiedy dotarli do budynku, w środku czekała na nich niespodzianka.
— Nareszcie — odezwał się Jurij Plisetsky, pijąc gorącą czekoladę z kubka. Yuuko siedziała obok niego na blacie razem z trojaczkami. — Nie chciało wam się ruszyć leniwych zadów z łóżek?
— Co ty tu robisz? — zapytał zaskoczony Yuuri.
— Viktor ostatnio do mnie napisał, żebym przyjechał, to zwiałem Yakovowi. A co? — Jadeitowe oczy spojrzały uważnie na Japończyka, po czym skierowały się z powrotem na kubek.
„Co ty wymyśliłeś?", zapytał telepatycznie Yuuri.
„Chcesz sprawiedliwości i ją masz. Przyjechał Jura, obaj mamy go na wyciągnięcie ręki, możesz sobie nad nim pracować. Ja przez ostatni rok coś porobiłem, żeby go do nas przekonać, teraz twoja kolej", odparł Viktor. Niebieskie oczy delikatnie migotały. Rosjanin bardzo uważał, aby tego blasku nie zauważył Jurij.
— Prosiaku, wchodzisz na lód czy się boisz? — zapytał zaczepnie blondyn.
— Wchodzę, a ty?
— Po to mam już łyżwy na nogach. — Pomachał chudą kończyną; rzeczywiście miał na stopach ciemne łyżwy, starannie zawiązane.
— To zapraszam — powiedziała radośnie Yuuko, łapiąc klucze do sali. Podała przy okazji Yuuriemu i Viktorowi ich łyżwy, schowane pod ladą. Łyżwiarze ubrali je w szatni i skierowali się na lodowisko.
Yuuko zapaliła lampy i cała hala była doskonale oświetlona. Jak zawsze witała ludzi zapachem zielonej herbaty (rodzina Nishigorich uwielbiała ten odświeżacz). Cała trójka łyżwiarzy wskoczyła na lód, zostawiając osłony na płozy trojaczkom. Te, kiedy odłożyły je na ławkę, sięgnęły po telefony i kamery. Brązowe oczy lśniły, kiedy obiektywy nadążały za pędzącymi sportowcami.
Yuuri był szczęśliwy, kiedy znowu czuł łyżwy na nogach i lód pod sobą. Z łatwością robił kółka na tafli. Już nie mógł się doczekać tworzenia choreografii. I... szukania muzyki. Potrzebował czegoś, co mogłoby pasować do niego. Zatrzymał się na środku lodowiska, kiedy zobaczył, że stanęli tam już Viktor i Jurij. Nastolatek niedbale związał włosy w kitkę i założył ręce na biodra. Nikiforov lekko podrygiwał nogą.
— Jest taka sprawa — zaczął, kiedy Yuuri zatrzymał się przy nim. — Z reguły strasznie nie lubię rozwlekania niektórych rzeczy, wiecie, moim zdaniem takie długie wstępy, rozgadywania się, jak to dzieje się na zawodach, imprezach, jest strasznie nudne. Ludzie tylko czekają na koniec, żeby działać, a takie mowy nie przynoszą niczego wartościowego, wiecie, o czym mówię? Zrobimy to szybko i będzie fajnie, co wy na to?
Wymowne spojrzenia obu Yurich sprawiły, że zamilkł. Na chwilę. Zaraz potem odkaszlnął i wyciągnął z kieszeni małego pilota.
— Yuuri, z tobą muszę stworzyć choreografię, skoro jestem twoim trenerem... — Jurij psyknął cicho, słysząc to — a ty, Jurij, przypomniałeś mi, że obiecałem ci program.
— Dobrze wiedzieć, jak o mnie pamiętasz — fuknął nastolatek.
— Tak wyszło, że planowałem na ten rok coś dla siebie, ale skoro nie startuję... to ogarnę to dla was. Ale nie wiem, co. Mam dwie koncepcje i muszę je do was dopasować. Chodźcie ze mną.
Podjechali do bandy, gdzie znajdowało się małe radio, przyniesione przez Yuuko. Kobieta zniknęła, wyganiając kilku gapiów, którzy przeszkadzali łyżwiarzom. Trojaczki siedziały na jednej z ławek, obserwując ich i trajkocząc do siebie.
— Te programy mają opowiadać o miłości — mówił natchnionym tonem Viktor. — Miłości w dwóch aspektach. Fizycznym i psychicznym. Fizyczność jest zwana Erosem. Miłością zmysłową, dziką. Drugą jest Agape, czysta, piękna, pozbawiona błędów miłość. — Niebieskie oczy na moment spoczęły na Yuurim, którego postać niekiedy była uosobieniem tej miłości. — Muszę wybrać, komu je dać. Ale najpierw posłuchajcie każdego utworu. Najpierw Eros.
Za pomocą pilota włączył radio. Z głośników popłynęła żywiołowa muzyka. Yuuri zauważył żywą reakcję Jurija na ten utwór. Chłopak ewidentnie chciał do tego pojechać.
— Teraz Agape. — Skrzypce Erosa zostały zastąpione anielskim, delikatnym śpiewem. Jurij zmarszczył brwi, słysząc tekst w łacinie, ale Yuuri uśmiechnął się, rozumiejąc każde słowo. Ten utwór był piękny. Doskonale do niego pasował.
I wiedział, że Viktor nie zamierza go dać właśnie jemu.
— Chcę Erosa — odezwał się Jurij, kiedy Nikiforov wyłączył radio. — Nie będę tańczyć do jakiegoś świergotu. Prosiak może, bo do niego pasuje. Ja chcę Erosa.
— Już zdecyduję. — Viktor teatralnie splótł palce dłoni na piersi. Najpierw spojrzał w dół, później w górę. Zamknął oczy i... — YUURI, JEDZIESZ DO EROSA! — Pokazał palcem na Japończyka. — JURA DO AGAPE!
— NIE MA MOWY! — ryknął nastolatek. — Nie pojadę do tego!
Yuuri jedynie jęknął rozczarowany. Może i był pewny tego, że Viktor nie ułatwi mu życia, ale jednak miał maleńką iskierkę nadziei...
— Pojedziesz — potwierdził zadowolony Viktor.
— Nie.
— Tak.
— NIE!
— Yuuri, pojedziesz do Erosa? — zapytał Viktor.
— Tak.
— W takim razie, Jura, udowodnij, że Eros jest dla ciebie lepszy — powiedział poważnie Viktor. — Zatańcz do Agape i udowodnij, że równie dobrze wczujesz się w Erosa.
— Konkurs! — ryknęły trojaczki. — Konkurs dwóch Yurich!
— Tak! — Viktor klasnął w dłonie. — Kto zbierze większe oklaski, ma prawo wyboru. Może i obaj będziecie mieć wymarzoną choreografię, ale co to za radość, jeśli jeden będzie tym lepszym? — Nikiforov ewidentnie podjudzał obu łyżwiarzy. — I ten, kto wygra, zyska moją stałą pomoc.
— Przestań paplać — burknął Jurij. — Zatańczę to cholerne Agape i będę mógł z satysfakcją zatańczyć potem Erosa. — Zielone oczy błyszczały determinacją.
Trojaczki zaczęły wiwatować za bandą.
— VIKTOR, ZAJMIEMY SIĘ ORGANIZACJĄ! — ryczały głośno, a Viktor uniósł oba kciuki do góry z szerokim uśmiechem.
Yuuri przełknął ślinę. W co on się właśnie wpakował? A, tak. Zatańczy do muzyki, której kompletnie nie czuje. Jeśli wygra, będzie mógł wybrać inny utwór. Jeśli przegra, i tak jego program ulegnie zmianie, jednak stanie się tym gorszym w oczach Jurija. Chociaż już nim jest. A nie o to mu chodziło.
Ale o to chodziło Viktorowi, prawda? Chciał osłabić jego wizerunek w oczach arcyduszy.
I dlatego, postanowił Yuuri, wygram ten pojedynek i pokażę Jurijowi, że nie jestem słaby.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top