Rozdział 23 (III)
- Panie profesorze, proszę jej pomóc! - Neal wbiegł do gabinetu nauczyciela eliksirów razem z przerażoną Clarissą.
- Puka się! - wrzasnął Snape, ale jego twarz natychmiast złagodniała gdy zobaczył dłoń Clary. Zmarszczył brwi i spojrzał na Ślizgona. - Co to jest?
- Klątwa - odpowiedział niebieskooki po chwili namysłu.
- Jaka? Skąd ją złapała? - Severus przeszukiwał szafki w poszukiwaniu odczynników potrzebnych na odtrutkę.
- Te eliksiry nic nie dają... - zawahał się chłopak. Clary spojrzała na niego z wyrzutem.
- Neal powiedz mi co tu się dzieje!? Mam prawo wiedzieć. - mówiła z bólem w głosie. Johnson spojrzał w jej czekoladowe oczy z twarzą pełną żalu. Snape podszedł do Gryfonki i uważnie obejrzał jej rękę.
- Przeklęta miłość. Johnson, kto cię przeklnął? - zapytał prosto z mostu profesor. Clary nic nie rozumiała.
- Jaka przeklęta miłość? Neal o co tu chodzi!? - dziewczyna o mało się nie rozpłakała, gdy zaczernienie ręki zaczęło się powiększać i dosięgało już do połowy przedramienia. Snape wyciągnął z szafki czarną fiolkę. Odmierzył z niej trzy krople i podał Clarissie.
- Wypij to. Spowalnia rozprzestrzenianie się zakażeń i klątw. Trzeba wezwać najlepszych medyków ze św. Munga, bo czary pani Pomfrey na nic się tu nie zdają. Poczekaj tu chwilę, a ja muszę zamienić kilka słów z Johnsonem.
Snape i Johnson weszli do dodatkowego pomieszczenia w gabinecie mistrza eliksirów. Clary połknęła szybko eliksir, ale nie poczuła żadnej zmiany. W końcu postanowiła podsłuchać o czym profesor rozmawia z Neal'em. Wstała trzymając jedną ręką chorą rękę i podeszła cichutko do zamkniętych drzwi. Musiała bardzo dobrze wytężyć słuch by usłyszeć.
- A panna Johnson? - Clary usłyszała Snape'a.
- Też - odpowiedział mu załamanym głosem Neal. - Możemy kochać i wiązać się tylko z takimi samymi jak my. Czyli wychodzi na to, że mógłbym być tylko z własną siostrą.
- Chyba wiem kto jeszcze jest taki jak wy... - zawahał się przez chwilę Severus. - Alexis Black.
Clary zmarszczyła czoło. Co Alex ma do tej klątwy? Nic nie rozumiała z rozmowy mężczyzn.
- Alexis? Jakim cudem? Przecież ona jest jeszcze młodsza niż my. - Neal pokręcił głową na znak, że się nie zgadza. - Jakim cudem ona jest...
- Nie jest - przerwał mu szybko profesor. - Ale też rodzina.
Clary cofnęła się o krok natrafiając na szafkę i porządnie uderzyła się w nią głową. Zleciała z niej jedna pusta fiolka i rozbiła się na ziemi. Rozmowa umilkła, a Snape wpadł do pokoju jak burza.
- Podsłuchiwałaś? - wycedził groźnie. Weasley popatrzyła się na niego i przemogła chęć zaprzeczenia i uciekania. Neal wystawił głowę z pomieszczenia.
- Tak - powiedziała prosto z mostu i odgarnęła włosy z twarzy. Spojrzała mu prosto w oczy. Profesor musiał zamrugać kilka razy, bo coś w spojrzeniu Clarissy go zaniepokoiło. -Chcę wiedzieć co się dzieje.
- Idę wezwać medyków ze św. Munga. Johnson, zaprowadź ją do Skrzydła Szpitalnego. Zakryjcie tylko tą rękę, nie chcemy za dużo plotek. - wydał polecenie Severus i wyszedł ze swojego gabinetu. Normalnie nigdy nie zostawił by uczniów samych w swoim prywatnym miejscu, ale czuł potrzebę znalezienia się jak najdalej od Weasleyówny. Elizabeth opowiadała mu, że została podrzucona pod drzwi i nikt nie zna jej pochodzenia i statutu krwi. Czy aby na pewno jest ona tylko czarodziejką?
***
- Neal dlaczego nie chcesz mi nic wytłumaczyć? - Clarissa cały czas rozpaczliwie nalegała chłopaka, aby jej odpowiedział. On jednak milczał całą drogę. W końca zdenerwowała się już na dobre. - Wiesz co, pieprz się. Myślałam, że jesteś inny i odpowiedzialny.
Wyrwała mu się i sama pobiegła w stronę Skrzydła Szpitalnego. Po chwili dopiero Neal ruszył za nią.
***
Alexis weszła w pustej sali lekcyjnej. Zamknęła ostrożnie drzwi i zablokowała zaklęciem. Musiała użyć proszku Fiuu i kominka aby skontaktować się w pewnym skrzatem. Upewniła się, że nikt jej w tym nie przeszkodzi, sypnęła proszkiem do kominka i wetknęła do niego głowę.
- Stworek! - dziewczyna zobaczyła swojego skrzata na Grimmlaud Place 12. Siedział sam w jednym z pomieszczeń na górze. Alex dobrze podejrzewała, że właśnie tu go znajdzie. Odwrócił się w jej stronę i zdziwił się lekko na widok głowy dziewczyny w kominku.
- Panna Black, w czym mogę pomóc? - zapytał ochrypniętym głosem i skłonił się lekko.
- Potrzebuję informacji. Czy widziałeś może kiedyś miecz Salazara Slytherina?- dziewczyna starała się mówić jak najciszej, aby rodzice jej nie usłyszeli.
- O taak. Stworek widział. Srebrny z zielonymi brylantami. Podobał się Stworkowi. - zadumał się skrzat.
- Jest u nas w domu? - ponaglała go Ślizgonka. - Mów szybciej.
- Był - westchnął Stworek. - Potem przenieśli go do Malfoy Manor.
- Kto go przeniósł? A z resztą, nieważne. Nadal tam jest?
- Ktoś go zabrał - pokręcił głową. - Stworek nie wie kto, ale wie gdzie.
- Gdzie jest? - oczy Alexis błyszczały żądne wiedzy.
- Jest w...
- Stworku! Z kim rozmawiasz!? - Alex usłyszała głos swojego ojca i kroki na schodach. Syriusz Black zmierzał ku nim.
- Szybciej! Gdzie on jest? - syknęła Blackówna. Stworek ociągał się z odpowiedzią. Łapa był już na górnym korytarzu i za kilka sekund otworzy drzwi.
- W Hogwarcie. Ktoś go tam trzyma. - wydukał.
- Dziękuję! Jak coś to mnie tu nie było! - pożegnała się Ślizgonka i zniknęła dokładnie w tym momencie, kiedy pan Black otworzył drzwi.
***
Cassie siedziała nad jeziorem. Zastanawiała się czy to możliwe, aby to ona była jednym ze Złotych Dzieci. Przecież Rose jest od niej mądrzejsza i to ona powinna być przedstawicielką w Ravenclawie. Wyciągnęła przed siebie rękę i postanowiła spróbować czy potrafi kontrolować wodą bez różdżki. Już dawno chciała to sprawdzić, ale nie miała czasu, albo towarzyszył jej Jace. Teraz była sama.
Skupiła się na fragmencie wody i zapragnęła, aby uniósł się. Wyprostowała rękę i trzymała sztywno palce. Nic się nie działo. Skupiła się jeszcze bardziej i zaczęła powoli zginać dłoń w pięść. Woda zaczęła się poruszać. Uśmiechnęła się dumna z siebie. Ostrożnie podnosiła rękę i woda też zaczęła się unosić.
Teraz postanowiła wykorzystać obie ręce i dwie strużki wody zaczęły tańczyć zgodnie z ruchem jej rąk. Powiększała słupy wody, potem kazała im opadać, a czasem formowała z nich różne figurki. Tak ją to pochłonęło, że nie zauważyła, że pewna para brązowych oczu ją obserwuje.
- Ale to jest super! - Cassie usłyszała za swoimi plecami i odwróciła się przerażona, a woda którą uniosła poleciała w kierunku potencjalnego zagrożenia mocząc go od stóp do głów.
- Hugo? - zdziwiła się Weasleyówna. - Czemu się podkradłeś? Przestraszyłeś mnie.
- Nie podkradłem się. Po prostu byłaś na tym za bardzo skupiona. - wzruszył ramionami mokry chłopiec.
- Przepraszam, teraz będziesz przeze mnie chory. Wróćmy lepiej do szkoły. - dziewczynka zaczęła panikować, bo nie wiedziała ile jeszcze osób widziało jej pokaz. Krukonka miała już ciągnąć za sobą kuzyna, kiedy nagle spojrzała na niego podejrzliwie. - Dlaczego nie zdziwiło cię to, że nie używałam do tego różdżki?
- Ale nie powiesz nikomu? - upewnił się chłopiec. Cassie pokręciła głową. Puchon rozejrzał się czy nikt nie patrzy i uniósł rękę. Liście z ziemi poderwały i zaczęły tańczyć w górze. Potem po kolei Cassandra czuła napływający zimny i ciepły wiatr. - Umiem kontrolować powietrze.
Cassie stała przez chwilę z otwartą buzią, po czym zaczęła śmiać się radośnie i przytuliła mocno kuzyna.
- Hugo! To świetna wiadomość! Chodź, musimy powiedzieć Clary! - zielonooka złapała przyjaciela za rękę i zaczęła iść w stronę Hogwartu. On ją jednak zatrzymał.
- Obiecałaś, że nikomu nie powiesz - przypomniał jej. Cassie jednak nie straciła tego płomyka w oku.
- Hugo jesteś wyjątkowy! Jesteś Złotym Dzieckiem, masz władzę nad jednym z żywiołów! - mówiła z zapałem. - Musisz nam pomóc uratować Hogwart!
- Nie rozumiem - chłopiec pokręcił głową i speszył się, gdy kuzynka zaczęła tak się cieszyć.
- Chodź, Clary i Rose wszystko ci wytłumaczą.
***
Isabell i Lacey stał na wieży astronomicznej i wpatrywały się w horyzont. Miały tu czekać na Lexi, która wyruszyła gdzieś z bardzo ważną sprawą. Czekały już prawie trzy godziny. W końcu Johnson stanęła w drzwiach. Była otulona białą peleryną. Ściągnęła kaptur pozwalając pokazać się swoim brązowym włosom.
- Trochę mi się zeszło, ale było warto - powiedziała zadowolona z siebie.
- Udało ci się? Masz TO? - zdziwiła się Weasleyówna. Lexi łypnęła na nią spode łba.
- Trochę wiary we mnie Weasley - syknęła. - Oczywiście nie obyło się bez negocjacji. Powiem wam, że te demony to twarde sztuki.
- Co musiałaś zrobić, aby ci go przyniosły? - zapytała Isabell.
- Obiecałam, że nie będę ich kontrolować. I musiałam uwolnić dziesięć kreatur.
- Sprowadziłaś demony do naszego świata? - pisnęła Lacey. Po chwili zrozumiała, że popełniła błąd.
- Nie wiem co cię tak dziwi! Trzeba czasem poświęcić trochę nędznych istot dla dobra sprawy! -krzyknęła groźnie. Lacey aż się skuliła. - Twoja mamusia i tak je pewnie pozabija. Ale nie wszystkie.
- To znaczy? - zaryzykowała Malfoy. Lexi uśmiechnęła się wrednie. Sięgnęła do kieszeni i wyjęła z niej fiolkę kolbę. W środku było widać tylko kłębiący się czarny dym.
- Myślicie, że jeden da radę odwrócić wszystkich uwagę? - zapytała z wrednym uśmieszkiem.
- A jak zrobi coś nam? - Isabell zmarszczyła czoło patrząc nieufnie na demona w fiolce.
- Dopóki trzymacie się ze mną jesteście nietykalne. I jeszcze Neal. Reszta może już uciekać. - Lexi zaczęła się śmiać jak opętana. podeszła do stolika. Schowała wcześniej fiolkę do płaszcza. Następnie wyciągnęła z kieszeni dwa przedmioty i ułożyła na stoliku.
- Czarna Różdżka i Kamień Wskrzeszenia - wydukała Lacey jak w transie. Nie mogła uwierzyć, że to się dzieje naprawdę.
- O tak. Mamy już dwa insygnia. Czego nam w takim razie jeszcze brakuje, abym mogła zastać Panią Śmierci? - zapytała się z wyższością zwracając do rudowłosej.
- Peleryny - odpowiedziała cicho.
- Dokładnie. A wiesz kto ją mi dostarczy? - Lexi mierzyła wzrokiem Weasleównę, która pokręciła przecząco głową. - Ty.
**************
Kolejny rozdział :) Jak się podoba? Jak myślicie, kto jest Złotym Dzieckiem ze Slytherinu i kto ma miecz Salazara? I co knuje Lexi :D ? Piszcie swoje przypuszczenia :)
Pozdrowionka!
TheQueenOfMagic ♥♥♥
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top