trzynaste równanie
[ a więc większość z was wybrała 3... No cóż, nie wiem czy spodoba wam się taki obrót wydarzeń, ale będzie się działo xd
Zapomniała bym na dole serio ważna notka ]
Rudowłosa siedziała skulona na łóżku i tępo patrzyła przed siebie. Sama nie była pewna powodu dla którego obudziła się tak wcześnie, ale głośne burczenie w jej brzuchu uświadomiło jej, że przecież od wczorajszego poranka nic nie jadła.
Wstała i chwiejnym krokiem ruszyła do kuchni. Była bardzo zmęczona i przybita całą tą sytuacją i nie miała zamiaru tego ukrywać za sztucznym, wymuszonym uśmiechem. Sięgnęła ręką po mleko i nalała go do pierwszej lepszej miseczki. Z szafki wyjęła płatki i wsypała ich odrobinę do mleka. No i potem jeszcze odrobinę, i jeszcze trochę... Skończyło się na tym że wsypała tam całe pudełko i energicznie wyrzuciła je za siebie. Uśmiechnęła się do siebie i złapała za łyżkę leżącą na stole. Tak, słodkie, czekoladowe płatki z pewnością ukoją jej wszystkie zmartwienia. Już miała zacząć jeść kiedy usłyszała głos z drugiej części kuchni
- Aj, Rosie wiem że strasznie to wszystko przeżywasz ale to nie jest powód żeby na dzień dobry rzucać we mnie pudełkami po płatkach - wyrzuciła Yubin z żalem. - I to w dodatku pustymi.
- Sorka - zaśmiała się niezręcznie i zaczęła jeść swoje śniadanie. Jej była tylko pokręciła głową z dezaprobaty i usiadła na przeciwko niej.
- Jak się trzymasz po wczoraj?
- Wiesz... Na początku czułam się jakby coś wewnątrz mnie umarło ale teraz, sama nie wiem. Może za bardzo się w to wszystko zaangażowałam? Przecież jakbym ja dla Lisy również była tak ważna, to nie zapomniałaby mnie. A nawet jeśli to nie znienawidziła by mnie tylko dlatego że jakiś napakowany koleś jej tak kazał. Mówię ci, on dosłownie wyprał jej mózg!
- A mimo wszystko dalej ją kochasz – stwierdziła i podeszłą do niej.
Pociągnęła ją w górę żeby stały na równi. Rose popatrzyła na nią zdezorientowana. Yubin westchnęła i delikatnie złączyła ich usta. Pocałunek był delikatny i krótki ale za to przepełniony wszystkimi uczuciami starszej. Żalem, tęsknotą, smutkiem i miłością. Australijka była w takim szoku, że nawet nie odepchnęła swojej byłej i dopiero po chwili, kiedy zaczynało brakować im powietrza, oderwały się od siebie.
- Yu-yubin? – zapytała z zaszklonymi oczami.
- Przepraszam Rosie – sapnęła i spuściła głowę.
- Hej, spokojnie nie masz przecież za co. Ale powiedz mi... Dlaczego to zrobiłaś?
- Czy to nie oczywiste? Wciąż cię kocham, Chae – zaśmiała się smutno.
- nie rozumiem – zmarszczyła brwi – przecież to ty pierwsza zaproponowałaś rozstanie.
- Tak, ale zrobiłam to tylko dlatego że widziałam jak męczysz się w związku na odległość. Nie chciałam żebyś się marnowała przy kimś takim jak ja.
- Yu... Przepraszam, tak bardzo cię przepraszam – po jej policzkach na nowo zaczęły spływać łzy. – Przepraszam ale ja nic już do ciebie nie czuję. Teraz kocham tylko i wyłącznie Lisę.
Czarnowłosa otarła jej łzy i położyła palec na ustach.
- Nie płacz skarbie. Wiem że kochasz Lisę a ja chcę twojego szczęścia, niczego więcej. Ale mogę pomóc ci o niej zapomnieć, sprawić że będzie mniej bolało.
- Co masz na myśli? Jak możesz mi pomóc?
- Mogę znowu zostać twoją dziewczyną.
- Nie są-
- Byłoby jak dawniej. Tuliłabym cię do snu, gotowała najsmaczniejsze obiadki... Nie musiałybyśmy ukrywać naszego związku. Nie musisz mnie na nowo pokochać – dodała szybko widząc nie pewną minę Rose. – Chcę ci tylko pomóc.
- J-ja...
Chae nachyliła się nad Yubin i połączyła ich usta w pocałunku.
- Pomóż mi zapomnieć – wyszeptała w jej usta.
Całowały się zachłannie, jakby zaraz miał nastąpić koniec świata a one były dwójką zakochanych chcących ten ostatni raz przypieczętować swoją miłość. Rose jednak nie mogła całkowicie oddać się w wir przyjemności przez dręczące ją wyrzuty sumienia. Uważała że to nie fair w stosunku do Yubin, która jest w niej cholernie zakochana a tymczasem ona czując na sobie błądzące po całym jej ciele ręce dziewczyny przed oczami miała Lisę w stosunku do której ta sytuacja zresztą również była niesprawiedliwa. W końcu to nie jej wina że straciła pamięć.
Yubin sięgnęła ręką do zamka na sukience młodszej i rozpięła go pozwalając materiałowi spaść na ziemię.
- Na pewno tego chcesz?
- Tak.
Koreanka uśmiechnęła się i zaczęła ją prowadzić w stronę wspólnej sypialni.
- W porządku – mruknęła i zamknęła drzwi.
*
Pani Manoban przekroczyła próg szpitala i skierowała się do recepcji. Szybko zgłosiła swoją wizytę u córki a niezbyt zadowolona tym faktem recepcjonistka oznajmiła że ma godzinę.
- Przepraszam, Pani jest mamą Lisy?
Usłyszała kiedy była już przy odpowiedniej sali. Zaskoczona odwróciła się w stronę z której dobiegał głos. Ujrzała wysokiego. Przystojnego chłopaka opierającego się o framugę na korytarzu obok.
- Tak, O co chodzi?
- Jestem jej chłopakiem i –
- Przepraszam ale z tego co mi wiadomo to Lisa umawiała się z tą rudowłosą dziewczyną, Rose czy jak jej tam było ale na pewno nie z tobą.
- Eh, czyli pani wie... - zamyślił się. – Dobra, postawię sprawę jasno. Pani zapewne podobnie jak ja nie cieszyła się z faktu iż Rose i Lisa ze sobą chodziły. Mam rację?
Kobieta przytaknęła niepewnie i spojrzała na niego wyczekująco.
- Mam więc pewną propozycję – kontynuował – Przez ten wypadek pani córka straciła pamięć, w wyniku czego nie pamięta ani chwili spędzonej z tą rudą wiedźmą. Możemy to wykorzystać i wmówić Lisie że to ja jestem jej ukochanym.
- Nie, nie, nie.
- Ale czy nie tego właśnie pani chce? Pochodzę z bardzo bogatej i wpływowej rodziny, nie to co ona, no i najważniejszy fakt – jestem mężczyzną.
- Sama nie wiem. Lisa wyglądała z nią na taką szczęśliwą...
- Ale pani dobrze wie że taka „miłość" przyniesie jej tylko zgubę i cierpienie. A tak? Wystarczy że szepnie pani słówko a Lisa nie będzie już miała wątpliwości kogo naprawdę kocha.
Ruszył do wyjścia i tylko raz posłał jeszcze pani Manoban intensywne spojrzenie. Kobieta westchnęła ciężko i otworzyła drzwi do sali, w której umieścili Lisę . To co tam zobaczyła naprawdę zakuło ja w serce. Jej córka leżała z zamkniętymi oczami a jej klatka piersiowa unosiła się i opadała równomiernie, co świadczyło o tym że była ona pogrążona w głębokim śnie. Całe jej ciało było dokładnie zabandażowane i z każdego możliwego miejsca wychodziły jakieś kroplówki czy inne kabelki. Dziewczyna poruszyła się niespokojnie i wyszeptała przez sen jedno imię. To wystarczyło żeby Victoria podjęła dobrą decyzję odnośnie tego co zrobić z ta sprawą.
- Rose... Dlaczego mnie zostawiasz? Nie puszczaj mojej ręki. Nie!
Blondynka gwałtownie otworzyła oczy i zalała się łzami. Schowała twarz w dłonie i zaczęła cicho szlochać. Kiedy poczuła dotyk na swoim odkrytym ramieniu wzdrygnęła się i podniosła głowę.
- Ma-mama? – zapytała pociągając nosem. Nie pamiętała co prawda ani chwili spędzonej z kobietą, ale panie pielęgniarki już wcześniej wytłumaczyły jej że na pewno to właśnie ona jest jej matką.
- Tak skarbie. Powiedz mi, jak się trzymasz?
- Szczerze? Chujowo.
Pokręciła głową z rozbawienia ale po chwili zreflektowała się i posłała jej karcące spojrzenie.
- Język, młoda damo – zaśmiała się. – A powiedz... Co takiego ci się śniło?
Mimika twarzy młodszej Manoban momentalnie się zmieniła. Z jej twarzy zszedł uśmiech a oczy wyraźnie pociemniały. Spuściła głowę i zaczęła miętolić rąbek szpitalnej pościeli.
- Właściwie to... - zawahała się i niepewnie nawiązała kontakt wzrokowy z matką. – Śniła mi się ta wariatka przez którą tu jestem.
Szatynka zmarszczyła brwi i dała córce znak żeby ta kontynuowała.
- Wiesz mamo, ona śni mi się każdej nocy tylko, że... w moich snach zawsze jest tą dobrą i czujemy się wspaniale w swoim towarzystwie. Sama nie wiem, ale kiedy tylko o niej myślę to czuję takie przyjemne ciepło o tutaj – wskazała drżącą dłonią na serce. – Wciąż nie mogę uwierzyć że dziewczyna która wygląda na taką miłą próbowała mnie zabić.
Kobieta była już pewna. Powie córce całą prawdę o tej rudej studentce, przecież żadna z nich nie zasłużyła na to żeby tak cierpieć. Kto w ogóle nagadał jej takich głupot o tym, że to niby Rose stoi za jej wypadkiem?
- Lisa... Wiesz, myślę że jest coś o czym powinnaś wiedzieć –
Zaczęła ale przerwał jej w tym dźwięk przychodzącego sms-a. Zdziwiona kliknęła w powiadomienie a po przeczytaniu treści wiadomości jej oczy powiększyła się do granic możliwości.
„Jeżeli cokolwiek jej powiesz, obiecuję że skończy dużo gorzej niż teraz"
- Mamo, stało się coś?
- N-nie, po prostu muszę już iść. Ja... zapomniałam o ważnym spotkaniu w pracy i muszę już lecieć.
- Ale miałaś mi coś powie-
Usłyszała już tylko trzaśnięcie drzwi i znowu została całkiem sama z milionem pytań i brakiem odpowiedzi na chociaż jedno znich.
Kim tak naprawdę jesteś, Rose?
*
W pokoju panował półmrok. Kim Namjoon stał przed ogromnym obrazem przez który przewieszona była czarna harfa. Zacisnął szczękę i pozwolił samotnej łzie spłynąć po policzku wzdłuż jego brody. Ostatni raz spojrzał na obraz przedstawiający roześmianą dziewczynę o najcudowniejszym i najdelikatniejszym spojrzeniu na świecie, po czym zasłonił go kotarą.
- Już niedługo Park Roseano. Już niedługo odbiorę ci twoje wszystko tak samo jak ty odebrałaś mi moje... Naprawdę myślałaś że zapomnę? Zniszczę cię, rozumiesz?! Zniszczę!
Przepraszam że tak długo nie było rozdziału ale mam bardzo dużo nauki :c
PS. Nie nienawidźcie tutaj Yubin bo to takie kochane słoneczko, które chce pomóc Rosie
I chciałam was poinformować że czytając pierwsze rozdziały uznałam że są one napisane wręcz fatalnie i postanowiłam że w wolnym czasie trochę je odświeżę więc jak ktoś będzie chciał sobie przeczytać te rozdziały w trochę lepszej wersji to zapraszam. fabuła się nie zmieni, ale za to dodam więcej opisów i rozmów^^
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top