Rozdział 3
Oliver z zachwytem patrzył na Błyskawicę, którą Harry Potter położył na stole gryfonów. Dzięki niej ich szansę na wygranie z krukonami znacznie wzrosły.
Wiele osób podchodziło do Pottera, aby z bliska przyjrzeć się miotle na co Wood patrzył z małym uśmiechem.
Nawet Regan Creswell i Percy Weasley, którzy od dłuższego czasu siedzieli podczas posiłków obok siebie przyszli zobaczyć nowiusieńką Błyskawicę.
- Teraz to już nie masz szans. - powiedział do dziewczyny. - Regan i ja założyliśmy się o dziesięć galeonów - wyjaśnił. - Ja jestem za tym, że Harry złapie znicza i wygrają gryfoni, a ona, że Cho złapie znicza, ale i tak wygramy my.
- To jest nie fair, bo mówiłam to zanim Harry dostał Błyskawicę. - stwierdziła dziewczyna, wracając na swoje miejsce.
Oliver zaśmiał się w myślach na widok miny Regan. Szybko jednak spoważniał, przypominając sobie o meczu.
- Chodźcie. - zarządził, wstając z miejsca.
Już za kwadrans jedenasta gryfońska drużyna powędrowała do szatni. Był pochmurny, zimny dzień, wiał lekki wietrzyk, a widoczność była znakomita. Z trybun dochodził już gwar gromadzących się widzów.
- Wiecie, co musimy zrobić - powiedział Wood, kiedy byli gotowi do wyjścia. - Jeśli przegramy ten mecz, możemy się pożegnać z pucharem. Po prostu. . . po prostu latajcie tak jak na treningach, a wszystko będzie dobrze.
Wyszli na stadion, witani gromkimi brawami i okrzykami. Drużyna krukonów, ubrana w niebieskie stroje, stała już na środku boiska. Oczywiście Oliver od razu wypatrzył jedną czekoladowowłosą dziewczynę, na której widok poczuł dziwną sensację w okolicach żołądka.
- Wood, Foster, podajcie sobie ręce - powiedziała dziarsko pani Hooch.
Gryfon wymienił z Omorfią krótkie spojrzenie i delikatnie uścisnął jej dłoń.
- Dosiąść mioteł. . . i na mój gwizdek. . . trzy. . . dwa. . . jeden. . .
- Wystartowali! - zawołał komentator - Lee Jordan. - Wielkie podniecenie budzi we wszystkich Błyskawica, której w tym meczu dosiada Harry Potter z Gryffindou. Według poradnika "Jak wybrać miotłę" to właśnie Błyskawica będzie modelem, na którym wystartują drużyny narodowe w tegorocznych mistrzostwach świata. . .
- Jordan, czy mógłbyś zająć się tym, co dzieje się na boisku? - przerwał mu głos profesor McGonagall.
Oliver zaśmiał się, bardzo szanował opiekunkę Gryffindoru - i za to, że rozumiała jego zamiłowanie do Quidditcha i za jej styl życia.
- Tak jest, pani profesor. . . ja tylko podaję kilka dodatkowych informacji. Nawiasem mówiąc, Błyskawica ma wbudowany samoczynny hamulec i . . .
- Jordan!
- Okej, okej. Gryfoni przy piłce, Katie Bell leci zająć pozycję do strzału.
Wtedy Wood mimo tego, że Omorfia nie grała w jego drużynie był pod wrażeniem jej umiejętności. Krzyknęła coś do Rogera Daviesa, z którym otoczyli Katie. Kafel wypadł z rąk gryfonki, trafiając do trzeciego ścigającego krukonów, znajdującego się pod nimi.
W tym samym czasie Harry Potter zauważył znicz, co głośno komentował Lee Jordan.
- Osiemdziesiąt do pięćdziesięciu dla gryfonów! Ach, popatrzcie na lot Błyskawicy! Teraz Potter pokazuje, co potrafi ta miotła! Jakie zwroty. . . Chang nie ma żadnych szans na swojej Komecie. Niesamowita równowaga Błyskawicy, ta precyzja lotu. . .
- JORDAN! PRODUCENT BŁYSKAWIC ZAPŁACIŁ CI ZA REKLAMĘ? KOMENTUJ MECZ!
Wszyscy siedzący na trybunach roześmiali się, słysząc słowa McGonagall.
Oliver szybko przeanalizował sytuację. Jeśli Cho uda się złapać znicza przed Harrym, wygrają mecz.
Wzrokiem odszukał Pottera, który przyspieszył, nie spuszczając złotej plamki z oczu, ale w następnej sekundzie Cho pojawiła się przed nim jak duch, blokując mu drogę.
- HARRY, NIE JESTEŚ W SALONIE! - ryknął Oliver, gdy Harry zboczył gwałtownie, by uniknąć zderzenia. - ZWAL JĄ Z MIOTŁY, JAK MUSISZ!
- Wood, mógłbyś nie nastawiać swojej drużyny przeciwko mojej! - krzyknęła do niego Omorfia.
Wtedy wiele rzeczy wydarzyło się naraz. Cho pisnęła, cztery czarne postacie zamajaczyły u dołu, a Harry krzyknął coś, po czym z jego różdżki wystrzeliła wielki, srebrny jeleń.
W całym tym zamieszaniu Potter złapał znicz.
Oliver z ogromnym entuzjazmem podleciał do niego, machając zwycięsko ręką, przez co niemal nie spadł z miotły. Z dołu dochodził ryk kibiców Gryffindoru.
- To mój chłopak! - wrzeszczał Wood.
Alicja, Angelina i Katie obcałowały Harry'ego, a Fred uścisnął mocno. Opadli na ziemię w chaotycznym kłębowisku.
- Hurra! - ryczał George, łapiąc za rękę Olivera i podnosząc ją w górę. - Hurra! Hurra!
Kiedy szli w kierunku wyjścia ze stadionu słyszeli radosne krzyki i pochwały innych. Tak, zdecydowanie Wood uwielbiał tę część meczu. Wygraną.
Będąc na skraju boiska dostrzegli dziwną scenę. Malfoy, Crabbe, Goyle i Marcus Flint, kapitan drużyny ślizgonów tak bardzo znienawidzony przez Olivera - wszyscy miotali się rozpaczliwie, żeby uwolnić się z długich, czarnych szat z kapturami.
Jak się okazało udawali dementorów, aby zdezorientować Pottera.
Wood zacisnął pięści. Jeśli przez nich by przegrali, to nigdy by im tego nie darował. Rozluźnił się jednak, gdy zobaczył wściekłą jak nigdy McGonagall - ufał, że da ślizgonom taką karę, że odechce im się żartów.
Jeśli cokolwiek mogło przypieczętować zwycięstwo gryfonów, to tylko to.
- Idziemy! - zawołał George, przepychając się przez zbiegowisko. - Balanga! W naszym pokoju wspólnym! Zaraz!
- Słusznie - rzekł Oliver, czując się tak szczęśliwy, jak nie czuł się od dawna.
I cała drużyna, nie zdejmując szkarłatnych szat, opuściła stadion.
Wood szedł za nimi, z uśmiechem patrząc na szczęśliwą drużynę. Czuł wzruszenie, widząc ich zadowolone miny. Mimo tego, że byli w podobnym wieku, to czuł się jak ich mentor i cieszył się, że nie zawiódł.
- Dobra gra, Woody. - usłyszał za sobą damski głos, który od razu rozpoznał.
- Omorfia? A ty nie powinnaś przypadkiem być na mnie wściekła, że "nastawiam swoją drużynę przeciwko twojej"? - roześmiał się szczerze. Jego humor był fantastyczny.
- Przyszłam tylko ci pogratulować. - uśmiechnęła się delikatnie. - Nie wściekam się po każdej przegranej tak jak wy, gryfoni. - dodała.
- Bo my, gryfoni nie przegrywamy nigdy. - wyszczerzył się dumnie, za co dostał kuksańca w bok od Omorfii.
- Masz zbyt dobry humor, Wood.
- Miałbym jeszcze lepszy, gdybyś przyszła na imprezę do pokoju wspólnego gryfonów. - powiedział, oferując jej swoje ramię. - Zgoda?
- Jako kapitan przegranej drużyny? - zapytała kpiąco, jednak przyjęła jego ramie.
- Nie. Jako moja towarzyszka. - poprawił z uśmiechem.
- Przyjdę za dwadzieścia minut. - powiedziała, kierując się do wejścia do zamku.
- A dlaczego nie teraz? - zawołał za nią Oliver.
Krukonka roześmiała się, kiwając niedowierzająco głową.
- Muszę się przebrać, nie sądzisz? - zapytała, wskazując na swoją krukońską szatę do Quidditcha.
- Oh, racja. . . - zmieszał się. - No to ten. . . Ja też się przebiorę. - oznajmił, po czym sam również ruszył do zamku, podekscytowany na myśl o spotkaniu z Omorfią.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top