Rozdział 28. Powoli chyba zaczynałam go lubić.

Siedzieliśmy w małej, przydrożnej knajpce utrzymanej w stylu typowego, męskiego pubu, w którym podawało się hektolitrami piwo oraz whisky. Drewniana podłoga trzeszczała przy każdym kroku. Na ścianach wyłożonych ciemną boazerią wisiało wiele zdjęć, plakatów i ozdób, które zupełnie do siebie nie pasowały. Czarny, świecący blat, przy którym barman nalewał alkoholowe trunki, był otoczony mężczyznami w różnym wieku, którzy pili piwo z kufli i rechotali na cały głos. Kelnerki krzątały się między nimi i podawały głodnym gościom typowe, regionalne dania. Razem z Douglasem rozsiedliśmy się naprzeciwko siebie na krzesłach, które wyściełane były czerwonym materiałem w szkocką kratę i czekaliśmy, aż blondyna zbliżającą się do trzydziestki przyniesie nam nasze drop scones. Prychaliśmy pod nosami z durnych historyjek mężczyzny, który siedział niedaleko nas ze swoim kolegą.

– Ciszej się śmiej, bo zaraz możemy mieć kłopoty – szepnęłam, nachylając się w jego stronę. – Gość wypił już tyle piwska, że zaraz mu brzuch pęknie albo przypierdoli się do kogoś o byle gówno. Obstawiam to drugie i tym kimś będziesz ty, bo siedzisz blisko niego.

– Obronisz mnie przed nim – puścił mi oczko i zaczął siorbać swoją herbatę.

– Oczywiście, jak tylko będzie miał jakiś problem, to wyzwę go na bitkę na gołe klaty na parkingu – parsknęłam śmiechem i zakryłam usta dłonią, którą blondyn szybko odciągnął.

Jasnowłosa przyniosła do stolika nasze pulchne placuszki obsypane cukrem pudrem oraz przyozdobione lekko przybrązowionym już bananem. Czując zapach jedzenia, głośno zaburczało mi w brzuchu, na co tylko chłopak zareagował krótkim śmiechem.

– Gdybyś również tyle czasu latał z nami po sklepach, też by ci tak burczało w brzuchu, nie śmiej się.

– Uwierz mi, że doskonale znam szał zakupowy z Veronicą. Smacznego, rudzielcu.

– Nawzajem, blondasku.

Ukroiłam spory kawałek placka i włożyłam sobie go do ust, który momentalnie zaczął się rozpływać.

– O mój Boże, jakie to jest smaczne – wymamrotałam z pełnymi ustami, na co Graham zareagował szerokim uśmiechem. – Serio, nigdy nie jadłam niczego równie puszystego i smacznego.

– Mówiłem. Ja się nigdy nie mylę.

– No czy ja wiem? – Zmarszczyłam nos, biorąc kolejnego gryza. – Na bank znalazłoby się coś. Mam ci przypomnieć?

– Obędzie się – machnął widelcem w moją stronę.

Przez to, że byliśmy niesamowicie głodni (w szczególności ja), to nasze placuszki zniknęły z talerzy w ciągu nieco ponad pięciu minut. Po wypiciu swojej herbaty z imbirem i miodem osunęłam się z krzesła, poklepałam się po brzuchu i patrzyłam na ciemnookiego, który dopijał swój ciepły napój z miodem.

– Czegoś potrzebujesz? – Zapytał, unosząc brew.

– Nie, dlaczego pytasz?

– Bo się gapisz – prychnął.

– Gapię się, bo mam oczy – odpowiedziałam. – Już ty wydajesz się ciekawszy niż banda brodatych gości w skórach z piwnymi brzuszyskami.

– Uroczo. Pogadajmy o czymś ciekawym – powiedział, odstawiając czerwony kubek z logiem pubu na stół.

– O czym dokładnie?

– Kontynuujmy naszą grę – zaproponował. – Spędzamy ze sobą ostatnio strasznie dużo czasu, a gówno o sobie wiemy.

– Ja wiem dużo o twojej osobie – mruknęłam, skubiąc serwetkę.

– Co na przykład?

– Na przykład, że masz brata dupka i sam nim przy okazji jesteś.

– To akurat zabolało – złapał się teatralnie za serce. – Ja zaczynam. Twój ulubiony kolor?

– Brązowy.

– Dlaczego?

– Bo moje życie to gówno – prychnęłam.

– Okej, można i tak. Mój to granatowy.

– Moja kolej – zaczęłam. – Twój ulubiony zespół. Jeden.

– Hm... Guns N' Rosses. Twój?

The Neighbourhood.

– Gdybyś mogła odwiedzić jakiekolwiek miejsce na świecie, gdzie by to było?

– Nigdy się nad tym nie zastanawiałam, ale zawsze byłam ciekawa, jak wygląda w środku ten ogromny dom koło SS'ów.

– Jest tyle pięknych miejsc na świecie, a ty wybrałabyś właśnie stary dom na jakimś zadupiu za Glasgow? Serio? – Zdziwił się, opierając głowę na dłoni.

– No tak – wzruszyłam ramionami. – Ty zapewne wybrałbyś jakieś Malediwy czy Madagaskar, ale...

– Słyszałaś legendę o Sennej Kotlinie? – Spytał Douglas, jednak posłałam mu pytające spojrzenie. – Oglądałaś kiedyś "Sleppy Hollow" z Johnny'm Depp'em? Jeździec bez głowy i te sprawy?

– Ooooo – klepnęłam się w czoło – tak!

– Podobno w czasie jesieni, a szczególnie w Halloween można poczuć porządny klimat upiornego miasteczka z legendy. Serio, to mogłoby być fajne.

– Nie przeczę – pokręciłam głową.

– Wciąż grasz na skrzypcach?

– Mhm.

– Co ostatnio grasz?

"Everybody Wants To Rule The World"*.

– Boże przypomniało mi się, jak jeszcze chodziłem do twojego ojca na zajęcia. To chyba było jakieś cztery lata temu, a ty uczyłaś się wtedy grać Vivaldiego. To była najbardziej wyrzępolona "Wiosna" jaką kiedykolwiek słyszałem – nabijał się chłopak, mając z czternastoletniej mnie niesamowity ubaw.

– A przypomnieć ci, jak ty nieudolnie grałeś... Chopina o ile się nie mylę.

– Tak, to był on – pokiwał głową z rozbawieniem. – Nocturne opus 9 numer 2. Miałem przez niego koszmary, bo cały czas śniły mi się błędy, jakie popełniałem.

– Myślałam, że ojciec wyjdzie z siebie i stanie obok, kiedy po raz kolejny popełniłeś ten sam błąd.

– A pamiętasz, jak miał pomysł, żebyśmy razem coś zagrali? – Przypomniało mu się w pewnej chwili.

– Powiedziałam, że prędzej roztrzaskam swoje ukochane skrzypce na twoim łbie, niż coś z tobą dobrowolnie zagram.

– Jak to los potrafi płatać nam figle. Chyba nie uwierzyłabyś jeszcze kilka miesięcy wcześniej, gdyby ktoś powiedział ci, że będzie grać ze mną w LIW, a mnie, że w ogóle będę miał ochotę na reaktywację.

– Chyba nikt by...

– Jak ty, kurwa, śmiesz tak bezczelnie podrywać moją kobietę?! – Huknął w pewnym momencie mężczyzna przy barze i z łoskotem odstawił kufel na stół, który przewrócił się i zaczęły wylewać się z niego resztki piwa. – Myślisz, że ja jestem ślepy i głuchy?! Odpierdol się!

– O co ci chodzi człowieku?! Jaka twoja? Cały czas zajmujesz się chlaniem i bajerowaniem kelnerek! Nie pieprz głupot! – Odkrzyknął drugi z nich. – Ona na ciebie nie zasługuje!

– Panowie, proszę się uspokoić, ponieważ inaczej będę musiał was wyprosić z lokalu – oznajmił spokojnie młody chłopak, który był barmanem.

– Nie wtrącaj się gówniarzu!

Mężczyźni zaczęli się przepychać, aż w końcu jeden, który był bardziej pijany, wpadł na stół, przewracając go i zrzucając z niego wszystkie rzeczy.

– Ubieraj się – rzucił szybko Douglas, wciągając na siebie sztruksową kurtkę, a ja zaczęłam szamotać się ze swoim ubraniem.

Potem kolejni faceci zaczęli przyłączać się do bójki, ponieważ jeden drugiego przez przypadek tracił albo pomylił z kimś innym. Pub zamienił się w ring bokserski.

Blondyn gwizdnął w stronę jednej z kelnerek, by na chwilę zwrócić jej uwagę. Rzucił jej banknot na stół i złapał mnie za łokieć, ciągnąc w stronę wyjścia. Kiedy wreszcie wyszliśmy na powietrze, moją twarz zaczął smagać zimny wiatr. Wzięłam głęboki wdech, by wieczorne, chłodne powietrze znalazło się w moich płucach i zastąpiło to suche, nieprzyjemnie ciepłe, przesiąknięte alkoholem i zapachem tłuszczu.

– Chyba zapomniałem ci wspomnieć, że często dochodzi tu do bójek – powiedział brązowooki, odblokowując swój samochód.

– No coś ty. Bójki? Jakie bójki? Przecież tutaj była bardzo rodzinna atmosfera – prychnęłam, wsiadając do środka. Kiedy chłopak również znalazł się w Jeepie, kontynuowałam swój wywód. – Mogłeś co nieco wspomnieć o lekko napiętej atmosferze.

– Myślałem, że to dzieje się tylko w weekendy – odpalił silnik i zaczął wyjeżdżać z parkingu, kiedy ja włączyłam radio.

– Jesteś niemożliwy, Graham! Następnym razem pojedziemy na stację benzynową i tam coś zjemy.

– Zgoda – pokiwał głową, pogłaśniając "Black Betty".

She really gets me high (Bam-ba-lam)
You know that's no lie (Bam-ba-lam)
She's so rock steady (Bam-ba-lam)
And she's always ready (Bam-ba-lam)

– Cholera, zagrałbym ten numer, na którymś etapie konkursu. Albo, chociażby na balu burmistrza.

– Mówisz, masz – oznajmiłam i wyjęłam z kieszeni komórkę. Odblokowałam ją i kliknęłam na ikonkę notatnika, by wpisać tam tytuły utworów.

Ram Jam - Black Betty

– Polećmy z klasykami... Killer Queen?

– Pasuje.

Queen - Killer Queen

"Can't Stop", "Last Resort", "Stitches", "Your Touch", "Spoonman", "Everlong" i "Seven Nation Army".

Red Hot Chili Peppers - Can't Stop

Papa Roach - Last Resort

Shawn Mendes - Stitches

The Black Keys - Your Touch

Soundgarden - Spoonman

Foo Fighters - Everlong

The White Stripes - Seven Nation Army

Dziewięć.

– Znasz je wszystkie? Nie chcę, żebyś uczyła się od nowa tekstów piosenek. Mamy przecież jeszcze konkurs na głowie. Jak coś to niektóre tytuły możemy zmienić.

– Nie, jest w porządku. Wszystkie piosenki w większości znam. Muszę tylko przypomnieć sobie teksty. Przećwiczymy to w piątek?

– Napiszę później do Morona, czy mu pasuje. Spotkalibyśmy się wieczorem, więc nie kolidowałoby mu z pracą.

– W porządku – przytaknęłam i zaczęłam nucić tekst kolejnej piosenki, która zaczęła grać w radiu.

– Zaczęłaś ogarniać już tekst na ćwierćfinały? – Rzucił na moją osobę okiem i wrócił do prowadzenia samochodu.

Cholera.

Odchrząknęłam, odwracając wzrok i zaczęłam przyglądać się ciemności za oknem.

– W pewnym sensie – powiedziałam cicho.

– To znaczy?

Westchnęłam głośno i oparłam głowę o zagłówek.

– Nie umiem się jej nauczyć. Absolutnie nie wchodzi mi ona głowy, nie wiem dlaczego. Bardzo, bardzo chcę się jej nauczyć, ale nie potrafię. Nie wiem, co się ze mną dzieje – za wszelką cenę starałam się unikać jego wzroku. Nie chciałam widzieć w jego oczach zawodu, spowodowanego tym, że nie podołałam. – Wiem, że to strasznie głupio brzmi, bo ty chciałeś zagrać z opuchniętymi palcami, a ja...

– To nie ma znaczenia. Ja często wpadam na głupie pomysły. Możemy razem pouczyć się tekstu, a jeśli się to nam nie uda, to mamy jeszcze trochę czasu, by w razie czego zmienić utwór – powiedział śmiertelnie poważnie.

– Serio?

– Serio, serio – pokiwał głową. – Weź mój telefon i wyszukaj piosenkę. Byleby była z tekstem. Umilimy sobie te trzydzieści minut drogi.

***

Pod siedzibę LiLi podjechaliśmy w momencie, kiedy zaczynaliśmy już chrypnąć od nauki tekstu "Middle Of The Night". Różniła się ona diametralnie od tej należącej do LIW. Nasza znajdowała się w środku lasu i była to stara, rozpadająca się chatka. Little Life było naszym zupełnym przeciwieństwem. Odnowiony budynek stał na obrzeżach miasta, w jednej z dzielnic mieszkalnych. Widać było, że remont skończył się stosunkowo niedawno.

– Czemu zatrzymaliśmy się przy domu jakiejś cool babci? – Zapytałam, wskazując na krasnale ogrodowe poustawiane na lekko żółknącym trawniku.

– Bo tutaj kiedyś mieszkała babcia. Może nie tak cool, jak sobie myślisz, ale Peter zrobili ze starej chałupy fajne studio do nagrywek.

– To jest dom babci Peta? – Poszłam w ślady blondyna, który przeskoczył przez niską, sięgającą nam do kolan furtkę.

– Był. Kobitka przekręciła się ponad rok temu, a chłopaki dopiero teraz zrobili z jej domu pożytek. Teraz wygląda o wiele lepiej – przykucnął obok najbrzydszego i najbardziej zniszczonego skrzata, zdjął mu czapkę z głowy i z dziury wyjął klucz.

– Under wie, że znasz jego skrytkę na klucze? – Zaciekawiłam się, podążając za nim.

– Sam mi dał jedną z zapasowych par kluczy, a to jest mój schowek. Peter o nim nie wie – zaśmiał się i włożył metalowy przedmiot w drzwi. Przekręcił kluczyk, po czym usłyszeliśmy kliknięcie. Graham popchnął drzwi i przepuścił mnie w nich.

Wchodząc do środka, od razu znaleźliśmy się w dużym pokoju, który zachowany był w czarno-białych barwach. Wydawało mi się, że rozkład pomieszczeń jest podobny do tych, jakie znajdują się w domku na SS'ach.

– To wygląda jak profesjonalne studio nagrań. Siedziba LIW prezentuje się przy tym, jak Fiat Punto przy Mercedesie – prychnęłam, rzucając kurtkę na czarną, skórzaną kanapę.

– U nas jest zachowany klimacik – udał oburzenie chłopak, po czym również zrzucił z siebie odzież wierzchnią. – Poza tym, gdybyśmy my też byli takim burżujstwem jak oni, to nasza chałupa na SS'ach wyglądałaby jak willa z basenem.

– Odezwał się biedak – prychnęłam, rozsiadając się na kanapie. – Matka jest ordynatorem w jednym z najlepszych szpitali w mieście, ojciec to prawnik, który praktycznie w ogóle nie przegrywa żadnych spraw, które prowadzi. Twoja rodzina kumpluje się z najważniejszymi ludźmi w mieście i sama nimi jest. Chłopie, ty praktycznie jesteś na "ty" z burmistrzem! Mieszkasz w jednej z najładniejszych i najbogatszych dzielnic w całym Glasgow. Jesteś jednym z przedstawicieli burżuazji, także racz się już zamknąć.

– E tam – machnął ręką. – Członkowie LiLi to dopiero pochodzą z wypasionych rodzin. Dzieci dyrektorów, właścicieli znanych firm, sama śmietanka towarzyska. Gdyby tylko chcieli zyskać sławę taką, o jaką my walczymy, to nie musieliby nawet kiwnąć palcem, a co dopiero brać udział w tym głupim konkursie. Wystarczyłoby im zagadać z ojcem bliźniaków, a cały świat leżałby u ich stóp.

***

Douglas usiadł w reżyserce przed laptopem. Obstawiony był różnymi rejestratorami, konwertorami, kompresorami i monitorami odsłuchowymi. Grzebał zawzięcie przy laptopie, zapewne w jakimś programie. Ja rozsiadłam się na wysokim krzesełku barowym przed mikrofonem, z założonymi na uszy słuchawkami i telefonem z tekstem jednej z piosenek w liveroomie. Ściany w pokoju powykładane były slot resonatorami, pułapkami basowymi, dyfuzorami binarnymi i pochłaniaczami akustycznymi.

Po kilku minutach, podczas których chłopak co chwila wpinał i przepinał różne kable, usadowił się z powrotem na krzesełku przy biurku, włączył swój telefon i przyłożył go do przeszklonej ścianki.

– Mogę? – Spytał, przytykając usta do małego mikrofonu, który znajdował się obok MacBooka.

Wystawiłam w jego stronę kciuka w górę, na co chłopak pokiwał głową, lekko się uśmiechając.

Ready?

Ready.

A potem zaczęło się nagrywanie przeróżnych fragmentów piosenek. Niektóre zajmowały nam mniej czasu, inne więcej. Śpiewałam, potem szliśmy do małej kuchni napić się herbaty z miodem i cytryną. Potem wracaliśmy i znowu coś dogrywaliśmy albo poprawialiśmy. Momentami części poszczególnych piosenek znałam już na pamięć.

Who will fix me now?
Dive in when I'm down?
Save me from myself
Don't let me drown
Who will make me fight?
Drag me out alive?
Save me from myself
Don't let me drown**

Secrets I have held in my heart
Are harder to hide than I thought
Maybe I just wanna be yours
I wanna be yours
I wanna be yours***

If you got a moment to spare I got something to say
(I'm waitin', I'm waitin')
I'm usually impatient, but boy➹, I'd be happy to wait
(I'm waitin', I'm waitin')
I'm losing sleep over dreamin' of you
'Cause if ain't me, then who?
If you feel the same (I'm waitin')
Hope you feel the same (I'm waitin')
If you feel the same 
Hope you feel the same****

If you feel the same / I'm happy to wait for you, boy➹, yes, I am oh, oh, oh**** – przez całą piosenkę gapiłam się w ekran telefonu, ani na chwilę nie spoglądając w stronę Douglasa. Nie widziałam jego miny czy to, co robiłam, wychodziło dobrze, czy wręcz przeciwnie. Kiedy skończyłam ostatnią linijkę tekstu spojrzałam w stronę szyby, za którą w reżyserce siedział blondyn. Siedział, opierając głowę na ręce. Włosy które często wręcz maniakalnie zaczesywał palcami do tyłu tym razem wpadały mu w oczy. A jego skupiony, aczkolwiek łagodny, czekoladowy wzrok wgapiał się w jeden punkt. We mnie.

– Bo mi zaraz dziurę wypalisz w czole tym spojrzeniem – zaśmiałam się, chociaż w ogóle ta sytuacja mnie nie bawiła.

Graham odchrząknął głośno, po czym przetarł twarz i zbliżył się do mikrofonika.

– Przepraszam, zamyśliłem się – wychrypiał.

Właśnie widzę – pomyślałam.

***

Mieliśmy już zakończyć naszą pracę. Oboje leżeliśmy rozciągnięci na kanapie i nie mieliśmy siły, by podnieść się i wrócić do domu. Razem wykonaliśmy kawał dobrej roboty. Opierałam się głową o jego plecy i próbowałam złapać oddech. Czułam się, jakbym przebiegła jakiś morderczy maraton. A nagraliśmy tylko trzy piosenki... po jakieś pięć razy każdą tak średnio licząc. Idiotyzm.

– Wpadłem na kurewsko głupi pomysł – zaczął, a jego głos wydawał się jeszcze bardziej niski i zachrypnięty przez to, że leżałam tak blisko niego. – W sumie to nie za bardzo uśmiechałoby mi się to robić, ale zrobię wszystko, żeby wbić nam więcej wyświetleń i subskrybentów na YouTube'ie.

– Co to za pomysł? – Z wielkim trudem odsunęłam się od jego pleców. – Oświeć mnie, Graham.

– Od jakiegoś czasu chodziła mi po głowie jedna piosenka i chciałem nagrać jej cover.

– Będą potrzebni nam do tego Vera i Basil?

– Nie. Tylko ty, ja, gitara i kapodaster.

– Co to jest za piosenka? – Westchnęłam. – I jakim cudem wzięło cię raptem na balladę graną na gitarze? Zawsze wydawało mi się, że jesteś gościem, który słucha tylko rockowych klasyków, a nowsze piosenki uznaje za nieśmieszny żart.

"Let's Fall in Love for the Night"*****. I mylisz się co do mnie. Owszem, z reguły słucham klasycznego rocka, szczególnie z lat osiemdziesiątych, ale nie zamykam się na inne gatunki. Nie jestem aż takim oszołomem.

– No to powiedz mi, kogo jeszcze słuchasz, a mogłabym się tego nie spodziewać?

Taylor Swift, Selena Gomez...

– Pierdolisz! Nie ma mowy! – Zerwałam się na równe nogi i stanęłam przed chłopakiem. Nagle moje ciało w trybie ekspresowym odzyskało energię w dodatkowo ogromnych ilościach. – Kłamiesz! Wymyśliłeś je na poczekaniu!

– Nie prawda – brązowooki usiadł na łóżku i zmierzył mnie wzrokiem. – Serio, słucham ich. Czasami.

– Ta, powiedz jeszcze, że jesteś fanem Katy Perry i jak słyszysz "Last Friday Night" to urządzasz w pokoju dziką potańcówkę wyjętą z babskiego piżama party!

– A żebyś wiedziała. Dodatkowo wtedy skaczę po łóżku jak pierdolnięty – prychnął, zakładając ręce na piersi.

– Twoje dwie ulubione piosenki Taylor i Seleny. Już.

"Exile", "Better Than Revenge", "Fetish", "Good For You" – po wymienieniu czterech tytułów, uśmiechnął się cwanie i opadł plecami na skórzane oparcie.

– Pieprzony – warknęłam pod nosem. – Zbieraj sprzęt, nagrywamy piosenkę i spadamy do domu, bo robi się już późno.

***

Oboje usiedliśmy w liveroomie obok siebie na niskich, drewnianych taboretach, które stały w rogu. Dou przełożył sobie przez ramię pasek od jasnobrązowej gitary i zacisnął kapodaster między czwartym a piątym progiem. Kilka minut przed samym nagrywaniem pouruchamialiśmy odpowiedni sprzęt, przesłuchaliśmy kilka razy piosenkę, aż w końcu włączyliśmy telefon, by zacząć nagrywać.

Let's fall in love for the night / And forget in the mornin' / Play me a song that you like / You can bet I'll know every line / I'm the boy that your boy hoped that you would avoid / Don't waste your eyes on jealous guys, fuck that noise / I know better than to call you mine – cholernie podziwiałam jego skupienie, jakie wkładał w grę na instrumencie. Wtedy jego wyraz twarzy zupełnie się zmieniał, był łagodniejszy. Douglas Graham w tamtym momencie nie był tym chłopakiem, którego zwykłam znać. Chciałam częściej widzieć tego wyciszonego i całym sobą skupionego na grze blondyna. I've been living in the future / Hoping I might see you sooner / I want you riding shotgun / I knew when I got one right.

Let's fall in love for the night and forget in the morning / Play me a song that you like you can bet I'll know every line / I'm the boy that your boy hoped that you would avoid / Don't waste your eyes on jealous guys fuck that noise / I know better than to call you mine – w refrenie dołączyłam do ciemnookiego, co jakiś czas spoglądając do telefonu. Okazało się, że kiedyś ta piosenka obiła mi się o uszy.

I love it when you talk that nerdy shit / We're in our twenties talking thirties shit / We're making money but we're saving it / 'Cause talking shit is cheap and we talk a lot of it / You won't stay with me I know / But you can have your way with me / Till you go / If all your kisses turn into bruises / I'm a warning – śpiewanie z chłopakiem w studiu różniło się diametralnie od naszej pierwszej wspólnej próby. Nie czułam już niepewności i strachu. Douglas był tam, by ze mną współpracować, tworzyć świetny duet i ratować mnie. Nas.

Granie z nim od pewnego czasu, sama już nie wiem, od kiedy stało się dla mnie czystą przyjemnością. Spędzanie z nim czasu też nie było najgorsze. Powoli chyba zaczynałam go lubić. Owszem, pamiętała o tych wszystkich nieprzyjemnościach i wyzwiskach, jakimi rzucaliśmy w swoją stronę. Ale nie był złym człowiekiem. Popełnił sporo głupich błędów tak samo, jak ja. Swoimi uczynkami, naprawiał to, co zepsuliśmy. Powoli ja też starałam się stawać się dla niego bardziej przyjazna, lepsza.

I know better than to ever call you mine – wymieniając się szerokimi uśmiechami, wyśpiewaliśmy ostatnią linijkę tekstu, obdarzając siebie nawzajem przyjaznymi spojrzeniami. 

Odczekaliśmy kilka chwil, a potem chłopak ruszył w stronę swojej komórki, by wyłączyć nagrywanie. Wstałam ze swojego miejsca, przecisnęłam się między statywem z mikrofonem a opartą o taboret gitarą, którą chłopak zdążył odłożyć w tamto miejsce. Ustałam koło Douglasa, byśmy wspólnie obejrzeli to, co udało nam się stworzyć. Filmik był całkiem niezły, jak na nagrywanie telefonem oraz brak dobrej znajomości tekstu. Kiedy przycięliśmy w odpowiednich miejscach video, trwało ono dwie minuty i pięćdziesiąt jeden sekund.

– Czy ja w momencie śpiewania swojej zwrotki zrobiłam głupią minę? – Zmarszczyłam brwi i próbowałam wyrwać mu telefon, by uważniej się temu przyjrzeć. Ten jednak uniósł rękę na taką wysokość, że nie mogłam do niego doskoczyć. – Daj mi zobaczyć to! Nagrajmy to jeszcze raz, wyszłam okropnie!

– Zobaczysz go sobie za kilka minut, bo wrzucam go właśnie na nasz kanał – oznajmił chłopak, który stukał palcami w ekranik, wciąż o wiele za wysoko, bym mogła mu jakoś wytrącić urządzenie.

– Graham! Wyszłam tam źle, nie wrzucaj go!

– Nie wyszłaś źle. Wyglądasz na nim... bardzo ładnie. Uspokój się, Ferguson.

– Graham! Zrobiłam tam głupią minę!

– Ferguson! – Przedrzeźniał mnie. – Ja podczas grania zrobiłem ich o wiele więcej niż ty i są o wiele głupsze. Nagraliśmy fajny numer, po co mielibyśmy przejmować się tym, jak wyglądała nasza twarz przez ułamek sekundy? Daj spokój, dziewczyno.

– Jeśli będą się ze mnie naśmiewać, to będzie to tylko i wyłącznie twoja wina. Mam nadzieję, że dopadną cię wyrzuty sumienia. I to takie, że nie będziesz mógł przez nie spać nocami – oburzyłam się i wyszłam z liveroomu.

Za sobą usłyszałam cierpiętnicze westchnięcie, a potem w ostatniej chwili blondyn złapał mnie za nadgarstek i pociągnął do tyłu. Uderzyłam plecami w jego klatkę piersiową. Puścił moją rękę, by chwile później ułożyć je na moich ramionach i odwrócić mnie w swoją stronę.

Wyszłaś. Tam. Bardzo. Ładnie. Rozumiesz? Mówię ci to ja, Douglas Graham.

Nie miałam pojęcia, dlaczego spojrzałam mu w oczy. Mój wzrost przy nim pozwalał mi, bym co najwyżej popatrzyła mu na szyję. Musiałam specjalnie zadrzeć głowę, by popatrzeć w jego pierdolone, czekoladowe ślepia. Dlaczego?

Zupełnie olałam jego wcześniejsze słowa i wyszłam z pokoju. Skierowałam się w stronę kuchni, rzucając jeszcze przez ramię:

– Posprzątajmy i zbierajmy się do domu. Jestem zmęczona.

* Everybody Wants To Rule The World - Tears For Fears
** Drown - Bring Me The Horizon
*** I Wanna Be Yours - Arctic Monkeys
**** Waiting - KIAN
***** Let's Fall In Love For The Night- FINNEAS

➹ - na potrzeby książki, tekst piosenki uległ drobnej zmianie

No i mamy przedostatni rozdział świątecznego maratonu, do którego spojler pojawił się wcześniej na moim TikToku. O dziwo jest narazie bardzo przyjemnie i milusio. Ale wiadomo, nic nie może trwać wiecznie. Z góry przepraszam za rozdziały, które wkrótce się pojawią. Do zobaczenia wieczorem!

Twitter: @/viniacze #GAWOS
Tik Tok: @/doopasheya #GAWOS #goawaywithoursong
~ 3,6k słów























Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top