Get Insane XLV
Cały klub tętnił życiem! U góry wirowała kula dyskotekowa, na przemian oświetlając salę razem z kolorowymi światłami. Wszyscy tańczyli i świetnie się bawili. Ten klub był zajebisty! Odnosiłam wrażenie, że wszystko jest tutaj fluorescencyjne! Sam barek był kolorowy, a drinki trzymane przez ludzi wyglądały, jakby świeciły w ciemności! Jednakże i tak największe wrażenie sprawiał ogromny parkiet! Musiałam się tam dostać!
Zaczęłam szukać wzrokiem Frosty'ego. Biedaczek wyglądał na przerażonego. Niektórzy już tak mają. Muszą trochę wypić, żeby się rozluźnić i wyluzować. I Frost właśnie taki był. Nie czekając na jego reakcje, pociągnęłam go w kierunku barku.
- Co podać, skarbie? - barman nie omieszkał ze mną flirtować, chociaż ledwo usiadłam na stołku.
- Innego barmana – strzeliłam balonem z gumy prosto przed jego twarzą.
- Ostra jesteś – typek uśmiechnął się zawadiacko – Lubię takie. A nawet wolę – mrugnął do mnie – To, co podać?
- A co polecasz? - spytałam, gapiąc się w kartę z drinkami.
- Siebie z bitą śmietaną, maleńka – barman był wyjątkowo chamskim dupkiem. Wyglądał jak skrzyżowanie Johnny'ego Bravo i niedoszłej gwiazdy popu. To nie było ciekawe połączenie. A może odrzucała mnie jego opalenizna i fakt, że nosił okulary w ciemnym pomieszczeniu?
- Nie pozwalaj sobie – do akcji wkroczył Frosty, który ewidentnie nie poczuł sympatii do barmana.
- Ona jest z tobą? - barman aż ściągnął swoje okulary casanovy, żeby lepiej się przyjrzeć Frosty'emu.
- Tak, jestem z nim – warknęłam – Oszczędzisz nam słuchania twoich beznadziejnych tekstów i zrobisz nam jakieś drinki? W końcu to twoja praca, czyż nie? - rzuciłam mu kpiące spojrzenie.
- Ale bym cię rżnął, kociaku – barman oblizał się, jakbym była kawałkiem mięsa.
- Zaraz ci tak... - Frost był już nieźle wkurzony. Podwijał rękawy i wyglądało na to, że dojdzie do bójki. Imponowało mi, że staje w mojej obronie, ale postanowiłam to rozegrać inaczej.
- Naprawdę? - zrobiłam kokieteryjną minkę w stronę podrywacza. Frosty rzucił mi spojrzenie w stylu: Co ty wyprawiasz, ale ja mrugnęłam do niego uspokajająco. Postanowiliśmy odegrać mały teatrzyk...
- Odbiło ci?! - Frost udawał, że jest oburzony.
- Dlaczego? - wydęłam usteczka jak tępa lolitka – Może to jest mężczyzna, który wie jak zadowolić kobietę? - rzuciłam, uśmiechając się złośliwie.
- Możesz się o tym przekonać, kochanie – facet był bardzo zadowolony z siebie.
- Chyba nie pójdziesz się puścić z tym dupkiem! - Frost zaczął wrzeszczeć, ale na tyle cicho, że tylko my to słyszeliśmy.
- Jestem wolnym człowiekiem – pokazałam Frosty'emu środkowy palec, żeby było wiarygodnie.
- Chodź, kociaku – ofiara solarium wyszła zza barku i przygarnęła mnie pod ramię – Przegrałeś stary – zaśmiał się i pociągnął mnie w kierunku toalety. Spojrzałam na Frosta, a on rzucił mi spojrzenie w stylu: Mam nadzieję, że wiesz, co robisz. Pewnie, że wiedziałam. Miałam zamiar porządnie się zabawić z wypacykowanym barmanem. Poważnie, jak można zrobić sobie taką krzywdę i do pomarańczowej od solarium skóry, zrobić sobie blond włosy? Ledwo się powstrzymywałam, żeby nie rzygnąć na jego białe Air Forcy. Wytrzymaj Juliet. Dasz radę. Frosty ma dużo gorzej. Introwertycy jak on boją się tłumu, a ty zostawiłaś go tam samego. Tia, ale tylko coś załatwię i spadamy stąd. Powiedzmy, że za jakiś czas, moja obecność w tym klubie nie będzie wskazana.
- To co? - zamknęłam za sobą drzwi od kabiny – Będzie ostra jazda? - przygryzłam namiętnie wargę.
- Po wszystkim nie będziesz mogła chodzić – typek położył ręce po obu stronach mojej głowy. Ty też baranie...
- Jednak bezpieczeństwo przede wszystkim – uśmiechnęłam się znacząco i sięgnęłam do wewnętrznej kieszeni kurtki.
- O tak, mała – ten patafian zbliżył swoje usta do moich, ale w porę pochyliłam głowę. Rzygnę, rzygnę... Wytrzymaj, Caro! Jeszcze chwilę!
- Gwarantuję, że nie będzie nudno – oblizałam się.
- Ściągaj majteczki, kotku – zaśmiał się chamsko.
- No pewnie – zamruczałam ponętnie i wyciągnęłam nóż.
- Co jest kurwa?! - zawołał zaskoczony facet, ale już było za późno. Dźgnęłam go prosto w tętnicę. Jednak te lekcje biologi się przydały! Chociaż i tak większość przesypiałam, to słowa nauczycielki, że cios w tętnicę to cios ostateczny, zapamiętałam bardzo dobrze. Sprawę ułatwił też fakt, że typek był już lekko wstawiony. Nawet nie mógł zareagować, bo z tego wszystkiego się przewrócił. Szybko wyskoczyłam z kabiny. Brunatna krew sikała ogromnym strumieniem, a ja nie chciałam zabrudzić swoich ciuchów. Koleś wykrwawił się w ciągu kilku minut. Wyciągnęłam z kieszeni miniaturową wersję swoich ulubionych perfum i solidnie się popsikałam. Zapach tego dupka okropnie mnie obrzydzał...
Nagle do pomieszczenia weszła jakaś obściskująca się parka. Jak na zawołanie stanęli jak wryci i zaczęli z niepokojem patrzeć na kałużę krwi, wylewającą się spod kabiny. Błyskawicznie wyciągnęłam pistolet i wymierzyłam w nich.
- Nic nie widzieliście – warknęłam, zbliżając się z wyciągniętym gnatem – Nic, a nic – powtórzyłam, uśmiechając się złowieszczo.
- Nic, a nic – nieco nierozgarnięta rudowłosa laska, śledziła każdy mój ruch z coraz większym niepokojem. Jakże mogłam nie wykorzystać takiej okazji.
- Na kolana – podniosłam broń na wysokość głowy zielonookiego blondyna i spojrzałam na niego opętanym wzrokiem.
- Boże, Ricky – ruda przytuliła się do swojego chłoptasia – Co teraz? - pisnęła przerażona. Nie będę udawać, że to zastraszanie mi się nie podobało.
- Na ziemię, idiotko - ''Ricky'' zgromił rudzielca wzrokiem i posłusznie upał na kolana.
- Nie zabijesz nas, prawda? - dziewczyna podniosła wzrok. Albo miałam wrażenie, albo była nieźle naćpana. Zresztą jej kochaś też na trzeźwego nie wyglądał.
- Ja? - strzeliłam balona – Okaże się – rozciągnęłam gumę na palcu, patrząc na nią jak na ścierwo. Uwielbiałam się bawić w złą do szpiku kości sukę. A zaraz! Bawić? Bawić to ja się mogłam w miłą i przyjazną lalunię – W sumie to mi się to nie opłaca – przewróciłam oczami i podeszłam do przerażonej parki – Ale – odwróciłam głowę w stronę lustra i poprawiłam fryzurę, nie spuszczając z nich oczywiście lufy gnata – Nie no – roześmiałam się – Tylko was upokorzę, a potem sobie pójdę – wyszczerzyłam się – Padnijcie do moich stóp – uśmiechnęłam się z wyższością. Zawsze chciałam tak kimś pomiatać, jak tanim ścierwem.
- Chyba cię pojebało! - pisnęła ruda.
- Rób, co mówi, kretynko – warknął blondyn i jako pierwszy zniżył głowę do podłogi. Ruda, choć niechętnie, po chwili zrobiła to samo.
- Pięknie – zaśmiałam się szyderczo i podniosłam głowę jasnowłosego, podważając jego brodę czubkiem buta. Tak. Chciałam go upokorzyć – Lubisz to suko – strzeliłam balona i po chwili rozwaliłam mu gębę jednym strzałem. Kulka prosto między oczy. Zanim ruda zdążyła krzyknąć, ją też zastrzeliłam. Przez ułamek sekundy przyglądałam się leżącym trupom i kałuży krwi, która zaczęła się pod nimi pojawiać. Oj, Juliet. Nieładnie. Tylko 3 trupy? Musimy jakoś zwiększyć ten progres. Ostatni raz przejrzałam się w lustrze, schowałam pistolet do kabury i jak gdyby nigdy nic stamtąd wyszłam, uważając, żeby nie wejść w szkarłatną kałużę i nie zostawiać za sobą śladów.
Weszłam z powrotem do sali klubowej. Frosty stał dokładnie w tym samym miejscu, co go zostawiłam. Pomachałam do niego i gestem ręki wskazałam na drzwi, dając mu do zrozumienia, że musimy się zmywać. Na szczęście zinterpretował to bezbłędnie. Szybko ulotniliśmy się z tego klubu.
- Juliet? - Frosty spojrzał na mnie pytająco. – Czy zrobiłaś, to co myślę? - mierzył mnie dziwnym wzrokiem.
- Zależy, co masz na myśli – uśmiechnęłam się.
- Zabiłaś go? - bardziej stwierdził, niż zapytał.
- A jak – roześmiałam się maniakalnie – I jakąś przypadkową parkę też. I nie pytaj dlaczego, bo doskonale wiesz – odparłam, nie dając mu dojść do słowa.
- To gdzie teraz? - spytał – Mam nadzieję, że do domu? - rzucił z nadzieją.
- Chyba cię powaliło, Frosty – spojrzałam na niego jak na wariata – Mówiłam, że jedziemy zaliczyć najgorętsze kluby w mieście – dodałam oczywistym tonem.
- Mogłaś nie zabijać barmana, to byśmy tam posiedzieli dłużej – skwitował, zerkając ukradkiem na klub z którego przed chwilą wyszliśmy.
- Pewnie, że mogłam – odparłam obojętnie, otwierając drzwi jego ferrari – Ale jak tylko zobaczyłam tego faceta, to miałam ochotę go dźgnąć nożem – zaśmiałam się, siadając na miejscu pasażera.
- Tak po prostu, czy dlatego, że cię zirytowały jego teksty? - mruknął odpalając silnik.
- Odpowiedź masz na początku swojego pytania – wyszczerzyłam się.
- Ok. Załapałem – westchnął – To dokąd teraz? - rzucił mi pytające spojrzenie.
- Głupie pytanie – zaczęłam – Ale wiesz, jak dojechać do klubu Pingwina? - uśmiechnęłam się głupio. Frosty w mgnieniu oka zrobił taki wytrzeszcz, że obawiałam się czy mu gałki z orbit nie wypadną.
- Juliet – Frost zmroził mnie spojrzeniem – Czy tobie odbiło? - dodał półszeptem – Skąd w ogóle wiesz o Pingwinie, skąd wiesz, że on ma klub? - zarzucał mnie pytaniami z prędkością karabinu maszynowego.
Jeśli chodzi o to pierwsze, Frosty, to już dawno. Prawdopodobnie już w łonie matki.
- Eee – właśnie zdałam sobie sprawę, że nie powinnam tego mówić głośno.
- Niee – Frost obrócił głowę w stronę szyby, by ponownie skierować ją w moją stronę i rzucić mi zirytowane spojrzenie – Tylko mi nie mów, że tam byłaś...
- A nawet jeśli, to co w tym złego? - spojrzałam na niego pytająco – Pingwin jest bardzo miły. Doskonale wie, kim jestem i nie robi z tego powodu problemów – powiedziałam łagodnie – Deadshot też jest w porządku.
- CO?! - wykrzyknął. Dobrze, że siedzieliśmy w zamkniętym aucie...
- Zrobiłeś się czerwony jak indyk, Johnie Frost – parsknęłam śmiechem. Wściekły Frosty nie wzbudza strachu. Prędzej śmiech lub zażenowanie.
- Juliet, do diabła – Frost popatrzył na mnie karcącym wzrokiem – Nie zadawaj się ani z Pingwinem, ani z Deadshotem – warknął.
- Dlaczego, do cholery?! - wkurzyłam się. Nikt nie będzie mi mówił co mam robić!
- Bo to ścierwa – warknął głośniej i w tym momencie odjechaliśmy spod klubu z piskiem opon.
- Rzucisz teraz jakieś tajemnicze hasło? - prychnęłam pogardliwie – Jeśli chciałeś mnie zaskoczyć nowinką, że Deadshot jest zabójcą na zlecenie, a Pingwin gorszy niż niejeden szef mafii, to cię właśnie ubiegłam – uśmiechnęłam się ni to triumfalnie, ni to złośliwie - Frosty milczał i w skupieniu prowadził samochód – Wobec tego jedziemy do Bulletproof City – odparłam.
- Co tam jest takiego niezwykłego? - sarknął.
- Nawet sztywniacy twojego pokroju muszą się tam wyluzować – rzuciłam złośliwie.
- Widzę, że jesteś obeznana – warknął.
- Miałam życie towarzyskie, Frosty – wyciągnęłam się wygodnie na fotelu – Właśnie to nas różni – uśmiechnęłam się cynicznie.
- Juliet, jesteś najgorszą suką, jaką miałem okazję spotkać. Wyglądałaś na miłą dziewczynę, nie spodziewałem się, że jesteś taka wredna – mruknął obojętnie, a mnie trochę zatkało. Nie powiem, fakt, że Frosty tak po mnie pojechał, nieco mnie zdziwił. Jednakże nie powiedziałam, że poczułam się oburzona.
- Frosty – zaśmiałam się szyderczo – Wiesz jak sprawić mi przyjemność – prychnęłam kpiąco – Powiedz coś jeszcze! Powiedz, że jestem tak podła, że czasami masz ochotę mi przywalić i patrzeć jak krew ścieka po mojej twarzy. Przyznaj to – podpuszczałam go.
- Żebyś wiedziała Caro – warknął – Są chwilę, kiedy chcę cię rozszarpać, wytargać za kudły i nauczyć trochę szacunku, ale...
- Ale i tak zawsze mi wybaczysz – dopowiedziałam z satysfakcjonującym uśmieszkiem – Poza tym – mruknęłam – Tylko Joker może mnie zabić, przecież wiesz – zaśmiałam się.
- To też, ale głównie chodzi o to, że Szef by mnie zamordował, gdybym ośmielił się ciebie dotknąć – westchnął ciężko.
- No tak – strzeliłam obojętnie balona – Zresztą – odchyliłam włosy – Mam wyryty akt własności – odparłam, obracając głowę, żeby lepiej się zaprezentować.
- Własność Jokera – przeczytał – To jest tak starannie wytatuowane – odparł, wracając do patrzenia na drogę. Popatrzyłam na niego jak na idiotę.
- Frosty – mruknęłam z wyrzutem – To nie jest tatuaż – zakryłam lekko zabliźnioną ranę kosmykami włosów – On mi to wyrył nożem – odparłam.
- Żartujesz – w tym momencie John Frost spojrzał na mnie z niedowierzaniem.
- Nie, Frosty – uśmiechnęłam się do niego słabo. Akurat staliśmy na czerwonym świetle, więc mogłam spokojnie odwrócić jego uwagę od jazdy – Zrobił mi to dzień przed, zanim wylądowałam w szpitalu Holda – mruknęłam obojętnie. Frost patrzył na mnie zszokowany – Jak ja chciałam wtedy umrzeć, Frosty, to ty sobie tego nie wyobrażasz – wlepiłam wzrok w przednią szybę. Nastąpiła niezręczna cisza. Oboje wpatrywaliśmy się w licznik, oznajmiający ile sekund zostało do zmiany światła.
- Juliet – odezwał się nagle – Przepraszam, że nazwałem cię wredną suką – odparł ze skruchą.
- Nie przepraszaj, Frosty – uśmiechnęłam się i położyłam mu rękę na ramieniu – Ja wiem, że nią jestem – zrobiłam minę w stylu: Jestem z tego dumna - I jeszcze wiele razy dam ci powody, żeby mi przyłożyć lub wytargać za kudły – zaśmiałam się – Ale pomimo tego, że jestem podłą egoistką, nie znaczy, że nie potrafię docenić naszej przyjaźni – wyszczerzyłam się. Frost spojrzał na mnie zszokowany, ale właśnie w tym momencie błysnęło zielone światło.
- Juliet – mruknął w stronę przedniej szyby – Ja też cię bardzo lubię, ale Szef nie może się dowiedzieć o naszych zażyłych relacjach – powiedział z lekkim niepokojem – Już dawno złamałem słowo, że będę pełnić funkcję tylko twojego ochroniarza – dodał cicho, jakby wstydził się tego co mówi.
- Frosty – zaczęłam zmieszana – Wybacz mi za to co powiem, ale – zamilkłam na sekundę – Nosz kurwa, robi się zbyt smętnie i poważnie, a przypominam, że jedziemy na imprezę! - zawołałam euforycznie – Nasza przyjaźń nie ujrzy światła dziennego. Joker jest zazdrosny i bez tego – przewróciłam oczami – Ale teraz przestań się spinać, jedziemy się zabawić.
- Jak chcesz Julietta – mruknął zrezygnowany, ale rozbawiony – Ale ja nie będę pił – dodał szybko.
- Możesz zaliczyć wszystkie rodzaje napojów gazowanych – wyszczerzyłam się – A alkoholem ja się zajmę – mrugnęłam do niego – Ja też potrzebuję się wyluzować, więc od razu mówię – zaśmiałam się – Musisz być trzeźwy, żeby mnie wnieść do samochodu – roześmiałam się głośno i maniakalnie. W zasadzie to mój śmiech od dawna nie przypominał normalnego, szczerego rechotu. Zawsze, po prostu zawsze było w nim słychać obłęd. Zawsze.
- Ej no – zgromił mnie wzrokiem. Co prawda tylko na mnie zerknął, nie odwracając oczu od drogi, ale i tak wyczułam chłód jego spojrzenia – Chyba nie zamierzasz się urżnąć? - warknął groźnie.
- Powiem tak – zaśmiałam się, strzelając przy okazji balona – Ogółem mam mocną głowę, ale nie potrzebuję dużo, żeby zacząć się potykać o własne nogi – zachichotałam jak chochlik.
- Aha – mruknął z obojętnością.
- Pod wpływem procentów dużo się śmieję, a jak się śmieję, to nie mogę prosto iść, kapujesz? - parsknęłam.
- Ech – westchnął – I tak jestem twoim ochroniarzem i opiekunem pod nieobecność Szefa i to mój obowiązek – mruknął, skręcając w główną ulicę.
- No i sztos – zaśmiałam się – A potem pójdziemy sobie kogoś zabić – zachichotałam złowieszczo.
- Juliet – warknął – Po pierwsze, nie masz dosyć? - spytał - A po drugie, już mówiłem – westchnął – Nie będę brał udziału w twoich ''zabawach'' – zaakcentował końcówkę zdania.
- Primo: - wyszczerzyłam się – Nigdy nie mam dość zabijania – zaśmiałam się szaleńczo – Secundo: Ty mi tylko pomożesz znaleźć ofiarę – mruknęłam złowieszczo, wyciągając nóż i pieszcząc go dłonią – Tak, skarbie – zaśmiałam się – Jeszcze się dzisiaj zabawimy, hehehe...
- Powinienem jakoś reagować na twój monolog? - spytał.
- Wskazane jest, żeby tego nie komentować – schowałam nóż z powrotem do kieszeni – Możesz coś dla mnie zrobić, Frost? - spytałam.
- Zależy co – mruknął.
- Po prostu się wyluzuj, nic więcej – zaśmiałam się, strzelając jednocześnie wielkiego balona.
Co to za zabawa bez zabijania? (schemat myślenia Juliet Caro) ( A Joker se siedzi w klubie i wali shota za shotem ( ͡° ʖ̯ ͡°) )
W ogóle to u góry macie przykład, jak mniej więcej wygląda Frosty. Szczególnie po metamorfozie w przystojnego faceta. Bo Frost brzydki nie był, ale nie umiał wyeksponować swoich atutów ;)
Może zrozumiecie czemu Juliet nazwała go niezłym ciasteczkiem
( ͡° ͜ʖ ͡°)
CDN
♦♦♦♛♥
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top