Get Insane LX

Nie mogłam się doczekać sposobu, w jaki Pan J wykończy tego zdradzieckiego gnoja. Jechaliśmy lamborghini przez Gotham, a związany Frost tłukł się w bagażniku. Miał niemal identyczny przewóz jak ja. Mnie też wieźli jak tanie bydło, a to jest w dużej mierze jego zasługa. Nie chciało mu się mnie uratować? Wolał patrzeć, jak mnie rażą prądem i zakuwają w kajdanki, wykręcając boleśnie ręce? To teraz będzie miał za swoje! Nadszedł czas odkupienia... Pora na słodką zemstę...

- Wiesz, że uwielbiam niespodzianki, ale naprawdę chciałabym wiedzieć, gdzie jedziemy – spojrzałam na klauna prosząco. On tylko zaśmiał się, nawet na mnie nie patrząc i wykonał gwałtowny manewr kierownicą. W efekcie przechyliłam się mocno w stronę zielonowłosego, lądując głową na jego kolanach.

- Nie, kochanie. W tym momencie to niebezpieczne – zaśmiał się głośno. Podniosłam się, ledwo utrzymując równowagę i spojrzałam na niego morderczym wzrokiem.

- Co ty insynuujesz, zwyrolu – odsunęłam się od niego maksymalnie i chwyciłam się mocno, żeby znowu nie upaść. Joker zareagował na to głośnym śmiechem. Popatrzyłam na niego z politowaniem i odwróciłam głowę w stronę szyby, podziwiając widoki mijane za oknem. Jechaliśmy tak przez dłuższy czas, aż w końcu klaun zatrzymał samochód. Poznałam od razu. Zakład chemiczny Ace. To znaczy, że Książę Zbrodni ma dość toksyczne poczucie humoru, hehe. Wysiedliśmy z auta i od razu przystąpiliśmy do otwierania bagażnika. Przerażony Frost leżał zwinięty w pozycję embrionalną i trząsł się jak w febrze. Te gwałtowne turbulencje musiały odcisnąć niezłe piętno na jego zdrowiu psychicznym. Nie dość, że chwilę temu był świadkiem brutalnej śmierci swojej ukochanej, to jeszcze sam podzieli jej los, w miejmy nadzieję równie okrutny sposób. Ale o to nie musiałam się martwić. Joker był prawdziwym wirtuozem, jeśli chodziło o sadystyczne tortury. Wiele razy mi powtarzał, że psychopata nie musi się kwalifikować jako opętany szaleńczym śmiechem człowiek z nożem czy piłą łańcuchową. Psychopata może być inteligentny i zabijać ludzi w taki sposób, żeby nie pobrudzić sobie rąk. Ale jak każdy szanujący się szaleniec, nie może sobie czasami odmówić tej przyjemności, robienia wszystkiego ręcznie. Podzielałam jego sposób myślenia. Ja też raz wolałam kogoś zadźgać, a innym razem zastrzelić. Były momenty, kiedy zwyczajnie swoją ofiarę okaleczałam, a były takie, gdy robiłam prawdziwą krwawą rzeź i pozbawiałam je kończyn i innych narządów. Psychopaci są zmienni. Nie możesz ich dokładnie zweryfikować. Potrafimy świetnie ukrywać nasze uczucia, jesteśmy ich właściwie pozbawieni. Raduje nas ludzki ból, jesteśmy głusi na ich prośby o litość. Możemy z nadzwyczajną wręcz obojętnością, opowiadać o krwawych morderstwach, których dokonujemy. Popijając drogie wino w ekskluzywnej restauracji, wywołując tym samym trwogę i niepokój na twarzach innych ludzi. Zachwyca nas widok ludzkiej krwi, uwielbiamy naszym ofiarom nęcić umysły. Najczęściej mamy skłonności narcystyczne. Uważamy, że nikt nie jest w stanie nas pokonać, a ludzie mają drżeć na dźwięk naszych imion i zlęknieni padać do stóp. Cechuje nas też nadmierna radość. Śmiejemy się o wiele częściej niż normalni ludzie. W konfrontacji z ofiarą możemy tryskać euforią lub zachowywać chłodny, obojętny dystans, co wcale nie znaczy, że kąciki ust nie pójdą nam w górę, gdy poderżniemy ofierze gardło...

Najbardziej śmieszą mnie głupie stereotypy, że w obłęd można popaść. To nie jest tak. Trzeba się urodzić ze skłonnościami do szaleństwa. Wielu ludzi uważa się za wariatów, ale udają ich bardziej niż by nimi byli. To świetny sposób na rekrutację psychopatów w swoje szeregi. Porywasz potencjalnego sadystę, stawiasz przed nim niewinną ofiarę i podajesz aplikantowi pistolet. Jeśli zastrzeli człowieka, przechodzi do kolejnego etapu, gdzie musi się wykazać sadystycznymi umiejętnościami. Jeśli odmówi, powołując się na klauzulę sumienia, zabija się śmiecia, który niepotrzebnie marnował nasz czas. Psychopaci to egoiści. Interesują ich tylko własne sprawy...

Jak grom z jasnego nieba uderzyły mnie wspomnienia z tamtej pamiętnej zimowej nocy. Zima od dawna przestała już zaskakiwać ludzi śniegiem i chociaż był to jeszcze zimowy, przedwiosenny miesiąc, było wyjątkowo ciepło. Jak inaczej wyjaśnić to, że miałam na sobie tylko lekką ramoneskę?

Osiemnaste urodziny Juliet - Pierwsze porwanie przez Jokera

- No dobrze, Juliet – klaun okrążał mnie dookoła, uważnie mnie obserwując. Jego usta szczerzyły się w nienaturalnie szerokim uśmiechu. Musiał wyczuwać mój strach... - Jak już wcześniej wspomniałem, nie zabiję cię, jeśli zrobisz wszystko, co każę – nagle znalazł się za moimi plecami. Jego chłodne dłonie muskały moje ramiona, a warkliwy szept panoszył się wokół mojej głowy, zaciskając mocną pętlę. Jego dotyk okropnie mnie paraliżował. Wydawało mi się, że z każdym muśnięciem, przechodzi przeze mnie elektryzująca fala, która upośledza moje ruchy, moją mowę i moje myślenie. Bliskość z Księciem Zbrodni nie tyle mnie przerażała, ile ekscytowała. Ten szaleniec miał w sobie coś intrygującego, a ja zawsze miałam słabość do tych złych. Wielokrotnie myślałam o tym, jakby to było znaleźć się z nim sam na sam, ale kiedy przyszło co do czego, instynktownie czułam niepokój. Nie wiem tylko, czy klaun zdawał sobie sprawę z tego, jak mocno na mnie działa. To, że się mną bawił, dotykając mnie i szepcząc jadowicie do ucha, było upiorne, ale ja zawsze uwielbiałam zastrzyk adrenaliny. Nie chciałam się przed nim zdradzić, co czuję w tym momencie. Co prawda nienawidziłam go za to, że mnie porwał i siłą tu przetrzymuje, oraz czułam lęk z powodu, że to niebezpieczny psychopata, ale jego obecność działała na mnie odurzająco. W powietrzu unosił się zapach drogich, męskich perfum, zmieszany z jakże pociągającą wonią jego ciała. Zarys mięśni pod jego ciemną koszulą wystarczył, żeby pobudzić moją wyobraźnię... Fakt, że to poszukiwany na całym świecie szaleniec, przestał mieć znaczenie... Fakt, że zabił mojego ''przyjaciela'' również. Spodziewałam się tortur, ale Książę Zbrodni był skupiony na tym, żeby paraliżować mnie intensywnym spojrzeniem, czysto zielonych oczu i raz na jakiś czas ogłupiać dotykiem jego silnych, zdobionych w złote akcesoria dłoni. Wstydziłam się za szeroką bujność mojej wyobraźni...

- Dlatego też, cukiereczku – z rozmyślań wyrwał mnie jego obojętny głos – Zapewniłem ci rozrywkę – zbliżył się do mnie i klasnął dłońmi tuż przed moją twarzą. Aż wstrzymałam oddech – A to, jak poważnie ją potraktujesz, zależy od tego, czy przeżyjesz – zaśmiał się w ten upiorny, charakterystyczny sposób – Ale czuję, że masz potencjał – warknął, uśmiechając się szeroko. Mogłam dostrzec wszystkie srebrne implanty na jego zębach – I mnie nie zawiedziesz – chwycił mnie za podbródek, a ja momentalnie poczułam, jak żołądek wędruje ku górze. Zrobiło mi się gorąco i czułam jak pokraśniały mi policzki. Klaun chyba też to zauważył, bo jego usta rozszerzyły się w uśmiechu – Widzę, że nie możesz się doczekać – odparł zadowolony – Zaczynasz mi się coraz bardziej podobać, Juliet – popatrzył na mnie przenikliwie, wręczając mi do ręki pistolet. Zamarłam, spoglądając na broń. Nigdy nie trzymałam jej w dłoni, nie miałam pojęcia, jak się jej używa. Nie chciałam jednak wyjść na idiotkę i w głowie przywołałam obrazy filmów akcji i gier typu strzelanki. Odbezpieczam, zwalniam spust i po kłopocie. Uśmiałam się wesoło w duszy, co bardzo mnie zaskoczyło – Za mną, cukiereczku – odparł klaun, przechodząc do innego pomieszczenia. Ostrożnie poszłam za nim. Trzymałam w dłoni naładowany pistolet. Mogłam przecież zastrzelić Jokera i stamtąd uciec, ale bardzo chciałam zabić człowieka. Zobaczyć jakie to uczucie. Sprawdzić się i przekonać czy mam wystarczająco niepoukładane w głowie, żeby to zrobić. Czy rzeczywiście jestem tak, szalona, jak myślę, czy tylko się na taką kreuję...

Weszliśmy do nieco lepiej oświetlonej części magazynu, gdzie na podłodze leżało białe prześcieradło, ukrywając pod sobą dość jednoznaczny kształt. Joker zdjął je szybko, a moim oczom ukazał się klęczący, związany młody mężczyzna. Miał łzy w oczach, zmięte i brudne ubranie, a jego usta wyginały się w podkówkę. Patrzyłam na niego obojętnym wzrokiem. Nie potrafiłam mu współczuć. Domyślałam się, że przeżywa tu piekło, ale nie mogłam wykrzesać z siebie, choć odrobiny empatii, która przystoi zdrowemu, normalnemu człowiekowi. Miałam jeden, konkretny cel. Zabić go...

- Jeśli go zastrzelisz, jesteś wolna, cukiereczku – zaśmiał się klaun, obserwując mnie spod ściany. Stanęłam naprzeciwko przerażonego mężczyzny. Może powinnam czuć wyrzuty sumienia, ale zamiast tego odczuwałam ekscytację. Nowe doświadczenie. Zabójstwo...

- Błagam – mężczyzna patrzył na mnie ze łzami w oczach – Ja mam żonę i dwójkę dzieci – rozpłakał się.

- Co z tego – szepnęłam bezgłośnie – Moje życie jest warte więcej – mierzę go pustym, obojętnym wzrokiem, unoszę dłoń z pistoletem, odbezpieczam spust i strzelam. Po chwili obserwuję, jak kula przebija jego klatkę piersiową, a on upada bokiem na ziemię. Spod jego ciała dość szybko zaczyna wypływać krew. Gęsta, ciemna. Ma ładny szkarłatny odcień... Bez słowa opuszczam dłoń z bronią i mierzę trupa pozbawionym emocji wzrokiem. Widok martwego ciała jest dla mnie dziwnie satysfakcjonujący... Uspokaja mnie. Nie wzbudza u mnie lęku czy obrzydzenia. Zwyczajnie mnie uspokaja. Krew wypływa tak swobodnie, tak delikatnie, tak wolno... Spodobało mi się. To straszne, ale spodobało mi się. Zabijanie jest bardzo proste, jak się okazuje. Organizm pobudzony silną dawką adrenaliny wywołuje silne skurcze, co sprawia, że moje nogi są jak z galarety. Udało się. Jestem wolna. Więc cena wolności to śmierć drugiego człowieka? Nie brzmi to jakoś strasznie, a może ja zwyczajnie nie jestem normalna? Z lufy pistoletu wciąż dymi, a kałuża krwi zaczyna mnie powoli dosięgać. Zaraz będę stąpać butami w tej karmazynowej cieczy, ale nie mogę się przestać wpatrywać urzeczona w zwłoki mężczyzny. Zabiłam go. To ja sprawiłam, że teraz leży na ziemi martwy, topiąc się we własnej krwi. Jestem z siebie dumna. Cel został osiągnięty...

I wtedy właśnie zrozumiałam, że mam szaleństwo we krwi. Lubię zabijać i czerpię z tego dziwną satysfakcję. Wcześniej nie miałam okazji tego robić, więc nie wiedziałam jaki demon się wewnątrz mnie kryje. Od tamtego momentu w mojej głowie wytworzył się głos podświadomości, który bezskutecznie próbował mnie nakierować na właściwą drogę. Był to wiecznie niezadowolony głos sumienia, który niemiłosiernie mnie irytował. To był moment przełomowy. Pod przykrywką niewinnie wyglądającej osiemnastolatki z Gotham kryła się żądna krwi bestia. Najbardziej mnie interesował jeden fakt. Juliet ukrywała swoje wewnętrzne oblicze, nie wiedząc o tym, czy zła strona mojej podświadomości celowo wykreowała pozytywnie zakręconą wariatkę, by nie wzbudzać podejrzeń? Tego nie wiem, ale wiem na pewno, że zawsze byłam inna. Nie oryginalna czy wyjątkowa. Inna. Żyjąca we własnym świecie. Wyłamująca się ze schematu. Gardząca dobrymi superbohaterami, dziewczyna, która prędzej dałaby się uderzyć, niż przytuliła dziecko. Istotka, która wylewała łzy, widząc jakąkolwiek krzywdę wobec zwierząt, jednocześnie reagując obojętnie na krzywdę ludzi. Oczywiście musiałam udawać w towarzystwie, że śmierć kogoś tam mocno mną wstrząsnęła, ale w duszy nic mnie to nie obchodziło. Ludzie nazywali mnie wariatką, ale z przymrużeniem oka. Nikt tak naprawdę nie wiedział, co tliło się w mojej głowie. Moi rówieśnicy często mówili, że mój wzrok ich przeraża, a ja czułam wtedy ogromną radość. Jestem dziwna. Bez wątpienia nie dorosłam do swojego wieku. Powinnam spoważnieć, powinnam przystopować, ale nie chcę. Normalność jest dla mnie zbyt nudna...

Pora na trochę refleksji przed kolejną akcją, hahahaha...

♦♥♦

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top