Get Insane LVI

Całowaliśmy się przez dobre kilka minut, lekceważąc wszystko wokół siebie. Byliśmy tak spragnieni swoich ust i ciał, że nie mogliśmy się od siebie oderwać. Niestety nie mogliśmy sobie teraz pozwolić na więcej namiętności. Obowiązki wzywają. W zasadzie nie musieliśmy tego robić, ale chcieliśmy. Z trudem odkleiłam się od Jokera, na co Książę Zbrodni zareagował niezadowolonym mruknięciem. Zeszłam z jego kolan i zaczęłam przeszukiwać kieszenie Frosta. Po kilku minutach udało mi się znaleźć jego telefon.

- Na dziewięćdziesiąt procent zapisałeś sobie numer tej szmaty w komórce – spojrzałam na Frosta złośliwie i zaczęłam stukać paznokciami w ekran jego telefonu w poszukiwaniu numeru tej wywłoki. Mężczyzna patrzył na mnie ze wstrętem i wściekłością. Jak przyjemnie mi się robiło na duszy, gdy mierzył mnie nienawistnym wzrokiem... Moja wredna natura triumfowała – Bingo! - pisnęłam uradowana – Przypuszczam, że ta twoja dziewczyna musi mieć na imię Amber, bo to jedyne żeńskie imię w twojej liście kontaktów, przegrywie – zaśmiałam się szyderczo i zaczęłam pisać wiadomość – Moja droga Amber – zaczęłam – Bardzo miło spędzało mi się z Tobą czas, czy jest możliwość, żebyśmy spotkali się dzisiaj około 16.00 w parku Silverstone? John z klubu Bulletproof City – zakończyłam, patrząc z szerokim uśmiechem na Frosta – Ciekawe czy twoja dziewczyna odpisze, Frosty – zaśmiałam się szyderczo – A nawet jeśli nie, to żadna filozofia zlokalizować ją po numerze telefonu – prychnęłam i poszłam w kierunku kuchni. Od tego ciągłego gadania zaschło mi w gardle. Wracając do salonu z dwoma szklankami soku pomarańczowego, usiadłam na sofie, posyłając Frostowi obojętne spojrzenie. Jedną szklankę dałam Jokerowi, a drugą wychyliłam do połowy. Byłam mocno spragniona.

- Co to jest? - klaun spojrzał krytycznie na picie.

- Sok pomarańczowy? - popatrzyłam na niego jak na idiotę.

- Zabierz to i przynieś mi whiskey z lodem – warknął.

- Po pierwsze, sam sobie przynieś, nóg nie masz? - warknęłam – Po drugie, mógłbyś czasem wypić coś innego niż whiskey – przewróciłam oczami – Znalazłam w lodówce trzy butelki!

- Denerwujesz mnie, kobieto – warknął, wstając i kierując się w stronę kuchni.

- No proszę! - zadrwiłam – Więc jednak masz nogi! Cudowne ozdrowienie – kpiłam.

- Zamilcz – warknął i wycelował we mnie pistoletem.

- I to jest właśnie twój problem, Joker – westchnęłam – Kiedy coś idzie nie po twojej myśli, od razu wyciągasz broń – pokręciłam głową.

- A już prawie zapomniałem, jaka potrafisz być irytująca – warknął, chowając pistolet z powrotem do kabury i nalewając sobie whiskey.

- No to już sobie przypomniałeś – wyszczerzyłam się, gdy nagle rozległ się dźwięk wiadomości – No proszę! - pisnęłam euforycznie – Frosty, twoja lasencja odpisała, że bardzo chętnie się z Tobą spotka! Podsunęłam mu telefon pod nos – Musiała cię nieźle polubić – skwitowałam – Chociaż nie wiem jak to możliwe – zaśmiałam się złośliwie – Grunt, że będzie niezła zabawa – wybuchnęłam maniakalnym śmiechem. Frost patrzył na mnie z odrazą – Co się stało, Frosty? - podważyłam jego brodę czubkiem swojego buta – Patrzysz na mnie, jakbyś mnie nienawidził – zaśmiałam się słodko, wydymając usta. Zielonowłosy chyba się obraził, bo nie odzywał się ani słowem. Nie lubiłam, kiedy się na mnie złości. Postanowiłam go przeprosić. Frost wciąż mierzył mnie nienawistnym spojrzeniem, zaciskając z nerwów pięści, spętane sznurem – Przepraszam na chwilę – dygnęłam przed nim i poszłam w kierunku kuchni. Książę Zbrodni stał odwrócony tyłem i nie wykazywał najmniejszej chęci do rozmowy. Podeszłam ostrożnie i objęłam go od tyłu. Jego ciało napięło się tak mocno, że czułam naprężone mięśnie pod bordową koszulą i złotą marynarką.

- Nie dotykaj mnie – warknął.

- Chciałabym, ale uwielbiam Cię dotykać – wtuliłam się w jego plecy.

- Zostaw mnie w spokoju – warknął ponownie, chwytając mnie boleśnie za nadgarstki i obracając się gwałtownie twarzą do mnie.

- Przepraszam, nie gniewaj się – zrobiłam oczy kota ze Shreka – Czasami nie mogę się powstrzymać od złośliwości – pogładziłam go po twarzy, wpatrując się głęboko w jego oczy.

- Odpowiedz mi na jedno pytanie – rzekł obojętnie, zdejmując moją dłoń ze swojej twarzy. Znowu to intensywne, paraliżujące spojrzenie...

- Tak? - słowa wypływają z moich ust. Nie mogę oderwać wzroku od jego szmaragdowych tęczówek.

- Dlaczego Twoim zdaniem się gniewam, hm? - teraz to jego dłonie lądują na mojej twarzy. Jego wzrok jest tak przenikliwy...

- A nie gniewasz się? - zastanawiam się, dlaczego przy nim mój ton głosu zawsze łagodnieje? Są chwile, kiedy nie omieszkam na niego wrzeszczeć i rzucać półsłówkami, ale są i takie momenty, że układam wypowiedzi w ten sposób, żeby go nie zdenerwować. Jestem nieprzewidywalna. Moje uczucia zresztą też.

- Juliet, Juliet, Juliet – uśmiecha się szeroko, odsłaniając implanty na zębach, kiedy wymawia moje imię – Potrzeba czegoś więcej, żebym się gniewał – uśmiech znika z jego twarzy – Musisz się bardziej starać, jeśli chcesz mnie zdenerwować – warknął – Fascynujące – mówi, puszczając moją twarz i nalewając sobie kolejną szklankę whiskey – Zacząłem się już przyzwyczajać do Twojego upartego usposobienia – westchnął – Chociaż to nie jest łatwe – upił łyk alkoholu – Powoli godzę się z myślą, że ciężko będzie Tobą manipulować – warknął, jakby niezadowolony z tego, co mówi – Ale ostatnio zaobserwowałem, że stajesz się pokorniejsza sama z siebie – zaśmiał się głośno – Być może staniesz się wierną suką, taką, jaką zawsze chciałem mieć? - wydął usta w okrąg – Jeśli nasz związek ma mieć jakąś przyszłość, musisz znać swoje miejsce, kochanie – zaśmiał się szyderczo i odszedł w kierunku swojego gabinetu. Zamurowało mnie. Co on właśnie powiedział? Czy klaun chce, żebym przeszła metamorfozę w posłuszną kukiełkę? No to się zdziwi... Nasz związek pełen był napięć, wzlotów i upadków. Nasze uczucie nie było oparte na miłości i wzajemnym szacunku. Zostało zbudowane na fundamencie szaleństwa, pożądania i potrzeby zabawy. Joker nigdy nie bawił się w jakieś przenośnie. Zawsze otwarcie mówił, co by we mnie zmienił. Głównie chodziło o mój charakter. Marzeniem Księcia Zbrodni było, żebym przeistoczyła się w potulną marionetkę, która nie ośmieli się podważyć jego słowa, będzie ślepo podążać za jego pomysłami i ideałami, stanie się żywym, namacalnym przedmiotem. Zawsze wiernie u boku swojego Właściciela niczym jego ozdoba, zdobycz. Jednym słowem: Ubezwłasnowolnienie. Chciał, żebym wyzbyła się własnych myśli i potrzeb. Mój umysł miał zaprzątać tylko On. Joker trzymałby mnie przy sobie i nie wypuszczał z rąk. Czasami zastanawiałam się, czy on rzeczywiście mnie kocha, czy raczej kocha mnie mieć. Ale wielokrotnie przekonałam się, że naprawdę wiele dla Niego znaczę. Jego potrzeba posiadania mnie jak rzeczy, była sprawą drugorzędną i mniej istotną. Po prostu był typem dominanta. Chciał mnie kontrolować na każdym kroku i wydawało się to podszyte toksycznością, ale także troską. Wiążąc się z Nim, doskonale wiedziałam, jaki jest i że czeka nas wiele prób w tym wspólnym, szalonym życiu. Z jednej strony wkurzałam się, że Joker chce mnie trzymać w złotej klatce, a z drugiej podświadomie czułam, że On już nie wyobraża sobie chwili beze mnie, co oznaczało, że naprawdę mnie kocha. Poza tym, przy klaunie nie narzekałam na nudę. Nie było dnia bez emocji, adrenaliny. Tyle wspólnych przeżyć złożyło się na obszerną historię naszego życia, począwszy od poznania się a do obecnej chwili. Byłam z Nim mocno zżyta i, prawdę mówiąc, nie lubiłam spędzać czasu samotnie tak jak kiedyś. Byłam wewnętrznie rozdarta. Chciałam towarzyszyć mojemu Jokerowi zawsze i wszędzie, ale obawiałam się, że moja dzika natura zacznie się buntować i poczuję potrzebę kolejnej ucieczki... To była właśnie moja największa wada. Niezależnie od tego, jak bardzo kochałam zielonowłosego, zawsze odczuwałam pragnienie wolności i swobody. Byłam rozchwiana emocjonalnie i często miałam refleksje na temat tego, żeby wrócić do normalności. Podświadomie tęskniłam za zwyczajnym życiem, chociaż bezprawie było tym, czego najbardziej potrzebowałam. Ale wiedziałam, że nawet jeśli chciałabym spróbować normalności, nie byłaby już ona taka jak kiedyś. Nie boję się nazwać siebie złą dziewczyną. Właściwie to jestem dumna z tego, że mogę tak o sobie mówić. Jestem psychopatką. Tak. Czuję potrzebę zabijania, mordowania i torturowania i wynoszę z tego wszystkiego ogromną radość i spełnienie. Mam na sumieniu wiele ludzkich żyć. Zabijam, jak popadnie, nie oszczędzam nawet przyjaciół. Zwyczajnie popadłam w obłęd i już z niego nie wyjdę. Uzależniłam się od szaleństwa jak od narkotyku. W dodatku uzależniłam się od Jokera...

Jestem poszukiwana listem gończym, moja zła sława powoli rośnie. Przestępczy świat Gotham jak się okazuje, dobrze mnie zna, a moja buźka też nie jest już obca stróżom prawa.

To wszystko bardzo mi się podoba. Świetnie się w tym odnajduję. Czasami tylko mam nostalgiczne myśli względem normalności. Długo skrywana bestia wreszcie się obudziła i nie zamierza na tym poprzestać. Mogę śmiało przyznać. Jestem coraz lepsza, a moje umiejętności sadystyczne doskonale się rozwijają. Pytanie tylko, jak długo to wszystko będzie mnie rajcować? Całe życie? A może kiedyś nastąpi moment, kiedy to całe wariactwo przestanie mnie cieszyć i stracę swoją szaleńczą radość? Zdecyduję się skończyć z przestępczym życiem i wyjadę gdzieś, zacząć wszystko od nowa? Tak bardzo się tego boję... Cholernie boję się, że może coś takiego nastąpić...

Nie podobają mi się te myśli. Ostatnio snuję za dużo refleksji... Chciałabym chociaż jeden dzień się tak nie zastanawiać. Jeden dzień... Ten jeden dzień. Być wolna od tych nieprzyjemnych myśli...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top