Rozdział 56
- Nie zdąży - stwierdziła blondynka, uporczywie wpatrując się w Blake'a.
- Biegnij! - krzyknęłam do niego.
Bellamy jednak zamiast uciekać, chwycił pistolet i ruszył na jakiegoś Ziemianina. Chciał wystrzelić, ale magazynek okazał się pusty. Wróg walnął go z pięści w twarz, a potem w brzuch i znowu w twarz.
- On go zabije - szepnęłam przerażona. Chciałam strzelić ze swojej broni, ale wypstrykałam się ze wszystkich naboi.
- Daj to. - Usłyszałam Finna obok siebie i po chwili zobaczyłam jak podbiega kawałek i wystrzelił we wroga atakującego Blake'a po czym biegnie dalej na nich.
- Finn nie! - krzyknęła Clarke, ale na próżno.
- Wszystkich nie uratujecie! - powiedział Miller, próbując przykrzyczeć bitwę. Clarke poderwała się z miejsca i wbiegła do środka.
Patrzyłam jak Ziemianie mordują naszych ludzi. Nie ważne czy już zdychali czy jeszcze byli w stanie ustać na nogach. Oni bezlitośnie wbijali im noże, miecze, topory, sztylety i włócznie prosto w serca.
Wróciłam wzrokiem do Bellamiego. Leżał na Ziemi i po zepchnięciu z sobie Ziemianina, rozejrzał się wokół i napotkał mój wzrok.
Był cały zakrwawiony, brudny i na pewno cały obolały, ale mimo wszystko uśmiechnął się do mnie. Nie widziałam co jeszcze się stało, bo łzy całkiem zasłoniły mi widok. Nagle poczułam, że ktoś chwyta mnie za ramię i siłą zaciąga do lądownika.
- NIE! - wydarłam się, kiedy byliśmy już w środku, a Clarke przesunęła wajchę i drzwi zaczęły się zamykać. - NIE, BELLAMY! NIE! Clarke otwórz te drzwi! BELLAMY! - krzyczałam, a łzy ciurkiem spływały mi po policzkach.
Poczułam jak ktoś obejmuje mnie ramionami i odsuwa od zamykających się drzwi. Chwyciłam za nieśmiertelnik, który w tym momencie wydawał mi się ostatnią deską ratunku. Kolana mi zmiękły i z pomocą tej osoby opadłam na kolana.
- Bellamy - załkałam i bardziej wczepiłam się w ubranie Nate'a, który nie puścił mnie, tylko siedział ze mną na podłodze, głaszcząc moje włosy.
Nagle, przez prawie zamknięte drzwi, wpadła Anya, przywódczyni Ziemian. Jak tylko stanęła przed nami i wyciągnęła dwa miecze, została otoczona przez wszystkich strzelców. Słychać było jak Ziemianie z zewnątrz dobijają się do nas.
- Jasper, teraz! - krzyknęła Clarke na bruneta.
- Nie - szepnęłam słabo, ale Jordan już naciskał guzik. Nic się nie stało.
- Anya, nie wygrasz - powiedziała drżącym głosem blondynka, podczas gdy chłopak klikał w guzik ile wlezie.
Ziemianka nie przejęła się tym i wydała okrzyk wojenny, który został szybko uciszony przez jednego z setkowiczów, który walnął ją karabinem w głowę. Reszta też nie pozostała jej dłużna i od razu zaczęła ją kopać.
- Przestańcie! - krzyczała Griffin, próbując odciągnąć od Anyi obozowiczów. - Cofnąć się!
- Zabiję ją! Zasłużyła na śmierć! - krzyknął Miller i poderwał się z miejsca obok mnie po czym wymierzył w nią sztyletem. Jego ręką została jednak zatrzymana przez żelazny uścisk blondynki.
- Nie jesteśmy Ziemianami. - Popatrzyła po pozostałych.
Wstałam i na drżących nogach podeszłam do lampy, wiszącej na jednej z metalowych ścian. Zdjęłam ją i postawiłam obok Jaspera. Pokręciłam jej spód, przez co przestała świecić i oderwałam dwa kable od przełącznika.
- Prąd musi iść do elektromagnesu. - Wytłumaczyłam ochrypłym głosem po czym przyłożyłam przewody do zasilacza lampy.
Całym statkiem wstrząsnęło i słuchać było uruchamiane silniki, a osoby, które stały, upadły na ziemię. Wliczając w to Clarke, której w żadnym stopniu nie było mi szkoda. Opuściłam ręce i jedną z nich podparłam się, natomiast drugą ponownie chwyciłam naszyjnik. Podbródek mi zadrżał, więc wiedziałam, że zaraz się rozpłaczę.
Poczułam, jak ktoś mnie podnosi i mocno przytula do siebie. Tym razem bez trudu rozpoznałam, że to Nate. Przytuliłam się do niego i zaczęłam płakać w jego ramię.
Straciłam wszystkich.
×××
Nad ranem, a przynajmniej o tym się dowiedziałam później, Clarke otworzyła drzwi. Stałam obok niej w pierwszej linii, ale nie zaszczyciłam jej nawet spojrzeniem. Wyglądałam pewnie jak upiór. Potargane włosy, zaschnięte łzy na policzkach, zaczerwienione i podpuchnięte oczy. No i trzęsącę się ręce, mocno zaciskające nieśmiertelnik. Cóż się dziwić. Właśnie straciłam miłość mojego życia.
Ale kogo to może obchodzić?
No na pewno nie Clarke.
Kiedy drzwi całkowicie opadły, odsłoniono poły, a naszym oczom ukazał się okropny widok. Do głównej bramy obozowej, cała okolica była spalona. Po namiotach czy innych konstrukcjach nie zostało śladu, za to pod naszymi nogami było pełno nadpalonej broni. No i szkieletów.
Ludzie, a raczej ich szczątki, leżeli tutaj, pod naszymi nogami. Ziemianie, ale nie tylko. Ostrożnie podeszłam do miejsca, gdzie widziałam go po raz ostatni. Leżały tam dwa, w dużej części spopielone szkielety. I pomyśleć, że najprawdopodobniej Bellamy był jednym z nich.
- Terra... - zaczęła Clarke, która stanęła za mną.
Nie dałam jej dokończyć. Odwróciłam się na pięcie i walnęłam ją z liścia w twarz. Miałam ochotę przywalić jej pięścią, ale to zachowam na natrętnych facetów.
Obok nas zaraz zjawił się Miller, który nie odważył się mnie dotknąć, za to stał tylko w pogotowiu, jakbym znowu chciała ją uderzyć.
- Mam nadzieję, że jesteś z siebie zadowolona - powiedziałam głosem, pozbawionym jakichkolwiek emocji.
Nagle z głośnym sykiem, z różnych stron wyrzucone zostały puszki z różowawym dymem. Zdziwiona i zdezorientowana rozejrzałam się dokoła.
- Co u licha? - szepnął Jasper.
- Ludzie Gór - odpowiedziała mu Anya.
Wszyscy dookoła zaczęli kasłać. Ja też. Opadłam na ziemię, tuż obok Nate'a. Czułam, że moje nogi nie są w stanie unieść mojego ciężaru, a ręce zaraz też utracą tą możliwość.
Ostatnią rzeczą, jaką zobaczyłam, byli ludzie, wyłaniający się z dymu, w maskach przeciwgazowych i kombinezonach. Trzymali karabiny z namierzaniem laserowym, które bez skrupułów w nas kierowali.
Potem zrobiło się ciemno.
871 słów + notka.
I tak oto tym optymistycznym akcentem kończymy sezon 1.
Kochani, tą książkę zaczęłam pisać we wrześniu i dotrwaliśmy aż do dzisiaj: 22 lipca 2018 z wynikiem ponad 44 tysięcy wyświetleń.
Jest to pierwsza książka którą skończyłam i muszę przyznać, że jestem z tego dumna.
Bardzo chciałam wszystkim podziękować, za miłe wiadomości, komentarze i gwiazdki. Również tym, którzy pisali do mnie swoje zażalenia i hejty, ponieważ mimo wszytko mogłam zobaczyć, czego brakuje w mojej książce.
Ale nie będę się z wami tak do końca żegnać, bo lada moment rozpoczniemy 2 część przygód Terry.
Tak właściwie to już za kilka godzin opublikuje bohaterów.
Do następnego!
~fanka13
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top