Kocham Cię
Castiel uśpił Deana na dobre kilka godzin. Ciągle przyglądał się idealnej twarzy tego człowieka, oprószonej setkami malutkich piegów. Nieznaczne zmarszczki, okalające oczy wyglądały jakby zastygły w czasie, jakby... W ogóle nie istniały. Przyglądanie się Deanowi, gdy spał, to było ulubione zajęcie anioła od bardzo dawna. Nie potrafił się od tego powstrzymać, któż mógłby? Łowca był chodzącym ideałem, z wyjątkiem tych swoich humorków. Castiel czuł, że jego wybranek niedługo się obudzi, więc postanowił w wdzięczności załatwić mu coś dobrego do jedzenia - i mówiąc tu "dobre" wcale nie znaczyło "zdrowe".
Położył na stoliczku wielkiego burgera z bekonem i porcją frytek. Do tego butelka piwa. Wiedział, że łowca może się obudzić w podłym humorze, więc w razie czego przytargał ze sobą również placek. Przy Deanie zawsze trzeba było rozważyć wszystkie dostępne opcje.
Zielonooki zamrugał kilka razy powiekami i zobaczył przed sobą najcudowniejsze co człowiek mógł kiedykolwiek wynaleźć.
Jedzenie.
Podniósł się zaraz i zobaczył obok jedzenia Casa, który gapił się na niego tak, jak Dean robił to w stosunku do jedzenia.
- Pokrzyczę na Ciebie gdy zjem - oświadczył i podniósł się, usiadł przy stoliku i zaczął się zajadać. Przy okazji cały się ubrudził.
- Nie musisz w ogóle na mnie krzyczeć, Dean. Zrobiłem to, co było konieczne. Mam za zadanie dbać o swojego wybranka, a zostanie tutaj było najodpowiedniejsze - wyjaśnił, na co łowca tylko wywrócił oczami.
- Przetrzymujesz mnie tu Cas.
- Wcale nie, teraz powinniśmy razem przechodzić przez okres zżywania się ze sobą. Staram się, by było Ci ze mną dobrze... - dodał i oblizał suche usta, tęsknił za uczuciem bliskości Deana. Po chwili zagryzł wargę i przechylił głowę. W życiu nie powiedziałby, że ktoś, kto je sprawi, że odczuje niesamowite poczucie podniecenia, zalewające całe jego ciało.
- Jak załatwisz mi Cycate Azjatki i telewizor będzie mi z Tobą niesamowicie - przyznał i puścił Casowi oczko, rozbawiła go mina jego przyjaciela.
- Oczywiście - szepnął i zniknął. Zielonooki wzruszył ramionami i postanowił w spokoju dokończyć burgera. Zdążył ukroić kawałek pysznego, jeszcze cieplutkiego placka, gdy w domku pojawiła się Azjatka w skromnym, seksownym stroju, z biustem tak ogromnym, że na pierwszy rzut oka było oczywiste, że nie był naturalny. Niestety ciasto wypadło mu z ręki, a on gapił się przez dłuższą chwilę na ciało kobiety, ale gdy spojrzał w jej niebieskie oczy...
- Cholera Cas, coś Ty sobie zrobił? - warknął i mocno się skrzywił. Spojrzał tęsknie na placek, leżący niedaleko jego stóp. Wzruszył ramionami, podniósł go i odgryzł porządny kawałek.
Anioł skrzywił się dość mocno i przechylił głowę.
- Chciałeś Azjatkę.
- Tak, ale... raczej chodziło mi o taki magazyn, Cas... - wywrócił ciężko oczami. Aniołek zawsze był taki dosłowny - Jeśli mam być szczery wolę jak jesteś w-w tym swoim męskim wcieleniu-przyznał szczerze.
Tymczasem niebieskooki zniknął na chwilę, by wrócić jako on. To znaczy tak on jak tylko mógł. Ze swoimi skrzydłami. Usiadł przy Deanie i starał się uśmiechnąć.
- Zeszłej nocy czułem jak Twoja Dusza łaknie mojej - powiedział cicho.
- Eee... To świetnie, Cas - oznajmił i zmarszczył dość mocno brwi. Spojrzał na niego - Wy wszyscy się tak... sztywno zachowujecie? Może byś się trochę rozluźnił, bo aż tutaj czuję, że Ci ciasno - parsknął.
Castiel nieco rozluźnił skrzydła, by gładko opadły na podłogę.
- Ty również jesteś spięty. Jestem cały Twój, Dean. Jeśli mnie o coś poprosisz to to wykonam.
- Mógłbyś się zachowywać normalnie? Czuję się, jakbyś był moim niewolnikiem seksualnym...
- Oh... więc czujesz frustrację? Czy to przez tamten sen pod prysznicem? -zapytał od razu.
Cholera, skąd on o tym...
- To przez Ciebie o tym śniłem? - parsknął, na co anioł nieznacznie się uśmiechnął - Cholera, Cas nie powinieneś...
- Podobało Ci się, więc było potrzebne - oznajmił i złapał lekko dłoń Deana - Chcę byś był ze mną szczęśliwy... Może pewnego dnia nawet poczujesz to, co ja do Ciebie.
Dean zamyślił się, po czym uścisnął szorstką dłoń stworzenia. Wiedział, że to na co się decyduje i tak zwiąże ich na wieki, lecz... nie mógł do końca w to uwierzyć. Jego ludzki umysł tego nie mógł sprawnie pojąć.
- Cas... Posłuchaj - zaczął, ale anioł pokręcił głową i zbliżył się bardzo gwałtownie do niego, łącząc ich usta.
- Nie potrzebuję wymówek - szepnął Cas, całując Deana czule i trochę zaborczo.
A co mógł zrobić Dean? Nie mógł się powstrzymać, zwłaszcza, że Castiel całował naprawdę dobrze. Odwzajemniał pocałunek, gładząc skrzydła, w końcu były jego. Polubił ich bliskość, polubił bliskość Casa. Anioł ucieszył się nieco bardziej i wlulił się na kolana łowcy, siadając okrakiem. Objął jego kark i całował coraz mocniej. Jego ludzkie ciało bardzo na to reagowało lecz było za szybko, przez co gwałtownie się odsunął.
- Co Ty wyczyniasz? - Dean zapytał nieco podirytowany.
- Dopiero, gdy będzie pełnia możemy sobie pozwolić na kontakt fizyczny - oświadczył - Dopiero wtedy - oddychał dość nierównomiernie, a łowca wywrócił oczami.
- Dobra, to załatw jakieś monopoly, żebym nie umarł z nudy - burknął.
* * *
Minęło kilka dni. Pełnia wreszcie nadeszła. Cas spełniał każdą, nawet najgłupszą prośbę Deana, by tylko go uszczęśliwić. Nawet zdobył dla niego pióro Pegaza, o zgrozo. Łowca zaczynał zauważać, że anioł jest naprawdę zdolny do wszystkiego, czego zapragnie. Uważał to za niezwykle kochane i... stał się wobec niego odrobinę czuły. Co noc przed snem dokładnie przeczesywał palcami całe skrzydła Castiela, wiedząc jakie to przyjemne dla niego. Sprawiało mu to radość. Kilka razy dzwonił Sam, a Dean nie potrafiąc mu wytłumaczyć co się dzieje, twierdził, że z Casem załatwiają jakieś sprawy. Oczywiście, młodszy i mądrzejszy Winchester w to nie wierzył.
Anioł dokładnie wytłumaczył Deanowi jak to wszystko ma wyglądać. Obaj wzięli porządne kąpiele i łowca nagi czekał przed Gniazdem. Nie stresował się, choć nigdy nie był specjalnie pewny swojego ciała, no ale to był Cas. Dołączył do niego również, tak, jak go pan Bóg stworzył... to znaczy nie do końca, bo jak wiadomo prawdziwe oblicze Casa było zbyt potężne dla Deana.
Cas powoli wychylił się zza drzwi.
- Cholera, możesz się pośpieszyć? - zapytał już zniecierpliwiony, wierzcie lub nie, ale zaczął naprawdę coś czuć do tego anioła i nawet nie mógł się doczekać tej całej Fuzji.
- Chyba się wstydzę - oznajmił i chrząknął nerwowo.
- Oh przestań, bo za skrzydła Cię tu zaciągnę!
Wtedy Cas wszedł do środka i cholera, tak jak Deana nigdy nie trzepało na widok nagiego faceta, teraz zagotowało się w nim wszystko. Przełknął ciężko, a gdy jego przyszły partner stanął przed nim, nie mógł powstrzymać uśmiechu.
- Kto by pomyślał, że będę miał własnego aniołka? - zapytał retorycznie.
- Ja - jak zawsze niepotrzebnie odpowiedział.
Dean wywrócił oczami i zaśmiał się. Tknął lekko policzek Casa i uśmiechnął się.
- Jestem gotowy - oświadczył.
Castiel przymknął oczy i chrząknął.
- Na moc mego Ojca, Pana i Stworzyciela Nieba, Ziemi, wszystkiego co dobre i wieczne, łączę się z Tobą, Deanie Winchesterze. Łączę się z Twą nieśmiertelną duszą, by spędzić z Tobą całe moje życie... - zaczął.
Łowca poczuł, jak stres ściska mu żołądek.
- N-na moc mego Pana, który tchnął we mnie duszę, odnalazłszy Twą, pragnę połączyć się z Tobą na wieki, w zdrowiu i chorobie, w innych wcieleniach, zawsze - powiedział, patrząc mu w oczy. Ze względu na to, że Dean był człowiekiem musieli zmienić nieco treść przysięgi Anielskich Godów.
Castiel łagodnie się uśmiechnął. Wtedy obaj złączyli swoje usta w pocałunku. Dean umieścił dłoń na jego klatce, co anioł zrobił ze swoją dłonią. Fuzja zaczęła się, nieco przerażając łowcę. Obaj unieśli się w powietrze, w światłości złotej duszy i srebrzystobiałej łaski. Łączyli się ze sobą na całą wieczność, całując lekko i z pożądaniem.
To co czuli, było nie do opisania. Dean czuł wszystko, co Cas czuł kiedykolwiek, za to Cas czuł wszystko co Dean. Czuł cały jego ból, który sponiewierał jego piękną duszę, cały ból, który zmusił go do bycia kim jest. Ale co najważniejsze, czuł miłość. Miłość, którą Dean go darzył, choć ciężko mu było to przyznać...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top