Rozdział 4

W końcu dotarłem w okolice mojego domu. Znalazłem ustronne miejsce, gdzie się odmieniłem. Plagg nie był zachwycony.

- Dłużej nie mogła trwać ta przemiana, co – zapytał sarkastycznie kwami.

- Wybacz, Plagg – odpowiedziałem – obiecuje, że jak wrócimy do domu, to dostaniesz swój camembert.

- No i to ja rozumiem – przyznał Plagg, a ja przewróciłem oczami.

- Ale najpierw muszę zebrać baty – powiedziałem, podchodząc do bramy.

- Za co? – zdziwił się Plagg.

- No nie wiem – zacząłem sarkastycznie – może za ucieczkę z domu oraz zniknięcie na cały dzień i całą noc – na moje słowa, uszy mu oklapły – a teraz się schowaj – kiedy to zrobił, zadzwoniłem do środka.

Nie musiałem długo czekać.

Kamera wyszła z ukrycia i skierowała się na mnie. Pomachałem do niej. Brama momentalnie się odtworzyła.

Niepewnym krokiem ruszyłem do drzwi wejściowych.

Gdy wkroczyłem do środka, od razu wpadłem w czyjeś objęcia.

- Wiesz, jak się o Ciebie martwiliśmy, nie było Cię tyle czasu – powiedziała Nathalie, która pierwszy raz nie była opanowana.

- Ja...ja...właśnie... -jąkałem się, nie wiedząc co powiedzieć.

- Adrien...- usłyszałem głos ojca. Nathalie momentalnie się ode mnie odsunęła – Uciekłeś z domu – zaczął, powoli schodząc po schodach – jestem pewny, że nie posłuchałeś mojego zakazu i dopiero teraz wracasz – stanął tuż przede mną – Po dobie nieobecności.

- Tato, ja... - nie dokończyłem, bo stało się coś, czego się w ogóle nie spodziewałem. Przytulił mnie.

- Nigdy więcej czegoś takiego nie rób, dobrze – powiedzą, trochę łamiącym się głosem – nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak się o Ciebie bałem, a głupia policja nie chciała ruszyć palcem w poszukiwaniu Ciebie – popatrzył na mnie z odległości wyciągniętych rąk.

Zatkało mnie.

- Powinienem też Cię przeprosić – ciągną dalej – nie powinienem był Ci zabraniać odwiedzin mamy. To było głupie i przepraszam – zakończył.

- Ja też muszę przeprosić, nie powinienem uciekać – jeszcze raz mnie przytulił – to jaka kara mnie czeka?

Przez chwilę się zastanawiał.

- Tym razem dam Ci tylko ostrzeżenie – powiedział. Jeszcze raz na mnie spojrzał i udał się do swojego gabinetu razem z Nathalie.

Ja nadal stałem w holu jak słup soli, nie wierząc w swoje szczęście. Plagg wyszedł z ukrycia.

- I to się nazywa zmiana nastawienia – zażartował.

- Upiekło mi się – mówiłem, jakbym go nie słuchał.

- No...ojcem roku pewnie nie zostanie, ale chyba mogło być gorzej.

- Przytulił mnie.

- Dwukrotnie – odrzekł kwami – a będę musiał Ci przypomnieć, że obiecałeś mi ser.

Spojrzałem na niego wybudzony z szoku.

- Nie, nie będziesz musiał. Zresztą ja też jestem głodny – powiedziałem i ruszyłem do kuchni.

Na szczęście była pusta więc zawinąłem parę krążków camembertu dla Plagga i coś na śniadanie dla siebie. Po czym wróciłem do swojego pokoju.

Zajadając się podkradzionymi tostami, byłem pogrążony w myślach.

Wczoraj byłem wściekły na wszystko, co się ruszało, a dziś byłem od pobudki otoczony czułością. Marinette rozumiem, ona taka jest, ale ojciec. Poważnie się zastanawiam czy mi go nie podmienili.

Nagle na moim nosie wylądował camembert.

- Plagg, czemu rzucasz we mnie serem? – zapytałem zdziwiony.

- To był test, który zdałeś swoją drogą – zaśmiał się kwami – poza tym sam śmierdzisz jak ser.

- To nie prawda – powierzałem, po czym powąchałem rękę – może masz rację, ale nie rozumień nadal jednego. Jaki test?

- No normalnie byś na mnie krzyknął oburzony, a teraz nie – wyjaśniał Plagg – to znaczy, że już się nie muszę martwić. I to zasługa spędzania nocy w objęciach dziewczyny – zaśmiał się złośliwie.

Przyznaję się, zarumieniłam się trochę, kiedy o tym wspomniał.

- Przestań to nie tak – ta na pewno mi uwierzy, z moim zarumienionym wyrazem twarzy – zresztą chyba liczy się to, że już mi lepiej. Panuje nad sobą.

- Masz szczęście, bo nie wyczuwam także żadnych zmian, czyli nie masz się czym na razie martwić – powiedział Plagg.

Trochę mi ulżyło.

- Ale następnym razem może być inaczej – ostrzegł dodatkowo.

- Tego jestem świadomy — przyznałem.

- To, co teraz zamierzasz?

- Wziąć prysznic, bo pachnę jak ty – zaśmiałem się – a potem będę musiał pogadać z Biedronką.

- Postępy widzę – powiedział Plagg, parodiując Jodę – i nie pachniesz jak ja – udał, że się obraża.

- Ta jasne, śmierdzielu – powiedziałem i poszedłem się umyć.

Po piętnastu minutach byłem już wykąpany i starłem się przygotować do szkoły. Usłyszałem pukanie do drzwi i powoli wszedł mój ojciec do środka.

Nie odzywałem się, czekałem aż on pierwszy przemówi.

- Wiem, że nasze relacje się trudne. Wczoraj sobie to uświadomiłem – zaczął – na razie nie mogę Ci wszystkiego wyjaśnić, nie czas na to – przezwał na chwilę, zastanawiając się ile jeszcze powiedzieć – przez następny tydzień będziesz pod opieką Nathalie – wiedziałem, wyjeżdżał – mam ważne sprawy do załatwienia. Dasz sobie radę?

- Tak jak zawsze – odpowiedziałem z wymuszonym uśmiechem.

- To dobrze – odrzekł i powoli wyszedł z pokoju.

Plagg znalazł się obok mnie.

- Mówiłem, ojcem roku to on nie zostanie – powiedział pewny siebie kwami.

- Ojj... nieee...- zgodziłem się z nim.

Nagle zadzwonił mój telefon. Dzwonił Nino.

Odebrałem, od razu przełączając na głośnomówiący.

- Cześć Nino – przywitałem się.

- No nareszcie, gdzieś się podziewał – zaczął swoje wyrzuty – masz pojęcie, że miałem nieprzyjemność rozmawiać z twoim ojcem. Nie był zbyt miły. Dodzwonić też się do Ciebie nie można było.

- Wybacz Nino – musiałem szybko wymyśleć jakąś wymówkę, a niemy teatrzyk Plagga nie pomagał – wyłączyłem telefon, by mnie nie znalazł, ale teraz jestem już w domu.

- Do dobrze, zaczynałem się martwić...zaraz teraz wróciłeś do domu?! To gdzie byłeś przez całą noc? – Ooo...ooo

– Ja...yyy... szwendałem się po mieście – wiem, niezbyt przekonywające.

- Yhym...powiedzmy, że wierzę w to, a nie że spędziłeś noc u boku jakieś dziewczyny – Aaaaaa...

- Cooo... skąd – powierzałem i od razu tego pożałowałem.

- Stary, wiesz, że podniesiony ton głosu to oznaka kłamstwa – zaśmiał się Nino chytrze – powiesz, jak ma na imię?

- Wiesz... to... ten... nie ważne, możemy zmienić temat – błagałem go, będąc zawstydzony.

- Niech Ci będzie – uległ mi – To, co idziesz jutro na bankiet?

- Jaki bankiet? – zdziwiłem się.

- No bankiet na cześć zwycięstwa 8 maja, przez to, że jesteśmy z Chloé w klasie mamy zaproszenia na niego.

Bankiet ten wyprawia Burmistrz Bourgeois, ku pamięci zwycięstwa II wojny światowej. Na śmierć zapomniałem o nim.

- Może tam twoja „przyjaciółka" też będzie – zaśmiał się Nino, a ja widziałem jak Plagg ledwo się powstrzymuje od parsknięcia śmiechem.

- Wiesz Nino, raczej mnie tam nie będzie, byłoby to nie na miejscu po wczorajszym – powiedziałem.

Mam nadzieję, że się na to złapał.

- Może masz rację – przyznał mi rację, a ze mnie od razu zeszło napięcie – No to widzimy się we wtorek w szkole, bo wątpię, by dziś ojciec Cię wypuścił z domu.

- Taaa...a i mogę mieć prośbę...- zacząłem

- ...bym nikomu nie mówił, jak spędziłeś noc. Nie ma sprawy – Nino chyba dobrze mnie zna.

- Dzięki. Do zobaczenia.

- Na razie – powiedział i się rozłączył.

Uderzyłem głową o biurko.

- Wiesz jak na kogoś, kto musi ukrywać swoją tożsamość, fatalnie kłamiesz – ze śmiechu trzymał się za brzuch.

- Bardzo zabawne.

Chyba jednak gorzej być już nie może.

Po czym usłyszałem huk na zewnątrz.

Jednak może być.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top