Diadem Roweny Ravenclaw
Hermiona natychmiast przypomniała sobie wszystkie przekleństwa, którymi sypał jej oglądający kiepski mecz ojciec, myśląc, że dziewczynka już śpi. Ignorując tak jasne jak wcześniejsze przybycie wsparcia, gorączkowe poszukiwania, bądź ciche rozmowy Yaxleya ze starym Malfoyem sygnały, dosłownie sami sprowadzili się do tego godnego pożałowania momentu. W oczach Dracona zalśniła najczystsza panika, gdy tylko zdał sobie sprawę z tego co właśnie się wydarzyło. Ona zresztą czuła się bardzo podobnie. Uświadamiając sobie to, jak bardzo zepsuli sprawę, gorączkowo szukała rozwiązań, mogących sprawić, że wyjdą z tej sytuacji cało. Bo przecież skoro byli na tyle głupi, by wystawić się czyhającym za ścianą śmierciożercom na talerzu, powinni mieć na tyle dużo szczęścia, by uniknąć bycia zjedzonym. Blondyn obok niej najwyraźniej również przeszukiwał każdą znaną mu informację na temat działań swoich byłych pobratymców, jednak podobnie jak w jej przypadku zaczynał rozumieć, jak dobrze ich przeciwnicy ukartowali ten moment.
Dokładnie od chwili w której uciekli, wiedząc, że młody Malfoy był ze Złotym Trio, Voldemort musiał wziąć poprawkę na to, iż chłopak prawdopodobnie jest na tyle sprytny, by próbować jakoś go przechytrzyć. A korzystając z faktu, że wiedział co jego długoletni Wąż może myśleć, zrobił coś, na co był pewien, że ten nie wpadnie.
Czyli odwrócił każde dotychczasowe działanie jego poddanych do góry nogami.
Zwykle to śmierciożercy atakowali, bądź skradali się, by zaskoczyć i zabić ofiary, przez niego wytypowane. Tym razem jednak pozwolili, by ktokolwiek z tej pełnej brawury czwórki, zakradł się na ich terytorium, by później, pod pretekstem poszukiwań, zamknąć ich w jednym miejscu.
Z reguły, kiedy toczyło się poszukiwanie ważnego dla Czarnego Pana przedmiotu, ściągał on mnóstwo swoich ludzi i otaczał teren tak, aby nikt się przez niego nie przecisnął. Tym razem jednak postanowił zachować jako takie pozory otoczenia, jednocześnie nie kładąc nacisku na swoich ludzi, co skutkowało znalezieniem przedmiotu przez jego przeciwników, a to z kolei dało mu wyraźny znak, że są na miejscu.
Normalnie śmierciożercy atakowali od razu i wprowadzali zamęt, który doprowadzał do wielkich zniszczeń i utraty ogromnej liczby niewinnych mugolskich istnień. Korzystając jednak z wiedzy na temat umiejętności strategicznych Malfoya, postanowił odegrać przed nim ten teatrzyk, który kazał mu przypuszczać, że nikt nie ma pojęcia o ich obecności. Następnie gdy jego poddani otrzymali znak, iż przedmiot dostał się w niepowołane ręce, zyskali pewność o tym, że nie są na miejscu sami, co skutkowało szybkim odcięciem drogi ucieczki ich ofiar.
I takim sposobem znaleźli się w miejscu, gdzie Malfoy boleśnie uświadomił sobie sposób rozumowania czarodzieja, który od tylu lat nim sterował. Zdał sobie też sprawę, iż śmierciożercy nie spoczną dopóki nie przeszukają całego terenu objętego blokadą aportacyjną, a kiedy już ich znajdą, nie będzie dla niego czasu na błaganie o litość.
Słysząc nagłe poruszenie po przeciwnej stronie budynku i widząc kilka rozbłysków wypuszczonych w powietrze zaklęć, skrzyżował spojrzenia z towarzyszką. Jego rozbiegany wzrok wystarczył by zyskała całkowitą pewność, że ten również nie ma pojęcia co robić. Ucieczka była nie najmądrzejszym pomysłem, ze względu na fakt iż nie mieli właściwie pojęcia jak daleko ciągnie się blokada, a w lesie nie daliby rady utrzymać całkowitej ciszy, co w końcu zwróciłoby uwagę któregoś z przeciwników. Korzystając z chwili wymuszonej bezczynności dziewczyna najciszej jak mogła, spróbowała oderwać kawałek swojego rękawa, by później owinąć nim horkruksa, który mieszał jej w głowie przez cały czas. Zdawała sobie sprawę, że Voldemort nie może wiedzieć, gdzie konkretnie są, jednak dzięki szmatce oddzielającej ją od przedmiotu tak bliskiemu jej wrogowi, poczuła się nieco lepiej.
Zostali brutalnie wyrwani z postoju, kiedy zza muru wypadł śmiejący się szaleńczo Yaxley i rzucił potężną Avadę w murek, który potencjalnie mógłby być dobrą kryjówką. Gdy przeszedł kawałek dalej, zgodnie stwierdzili, że najlepszym pomysłem będzie wzięcie nóg za pas. Malfoy pociągnął dziewczynę za ramię i oboje wpadli do niezawalonej części budynku, w której akurat nie było żadnego wroga. Chłopak nie zastanawiając się długo, rozpoczął cichy marsz w stronę schodów do jednej z małych wieżyczek budynku, która po odmalowaniu i wypełnieniu meblami, mogła służyć jako całkiem niezły punkt sypialny dla marzących o zostaniu księżniczkami dziewczynek. Wdrapali się na szczyt schodów w tym samym momencie w którym dwie pary ciężkich buciorów zaczęły rytmicznie uderzać o podłogę korytarza w którym przed chwilą się znajdowali. Delikatny posłuch zaklęć rozpadających się o stare mury towarzyszył im przez cały czas, podobnie jak krzyki śmierciożerców, którzy najwyraźniej dobrze się bawiąc, szukali ich po całym terenie. W pomieszczeniu na górze, do którego doprowadził ich Malfoy był tylko jeden pusty otwór okienny, więc dziewczyna w lot pochwyciła, co jej towarzysz chciał zrobić. Przycisnęła pelerynę niewidkę do okna, kiedy chłopak delikatnie trzęsąc różdżką wypowiedział wyciszające zaklęcie, które na moment rozbłysło żółtym światłem dookoła nich. Następnie chłopak szybkim krokiem zbliżył się do niej, by znów naciągnąć na siebie pelerynę.
Pewni już, że usłyszą i zobaczą każdego ewentualnego wroga, który by się do nich zbliżał, mogli wreszcie się odezwać.
-Co robimy?-blondyn próbował uspokoić oddech, nerwowo wyglądając na zewnątrz zza kawałków starego, pokruszonego szkła, wciąż tkwiącego we framudze.
-Nie mamy wielu opcji Malfoy. Jedyne co przychodzi mi do głowy to ucieczka.-Hermiona przetarła dłonią czoło w poszukiwaniu czegokolwiek innego, co mogło im pomóc.
-Nie wiemy, gdzie kończy się blokada. Może ciągnąć się kilometrami, a poza tym...
-Usłyszą nas w lesie. Tak, wiem.
Tym razem to kręconowłosa wyjrzała przez pusty otwór okienny, by sprawdzić sytuację na zewnątrz. Śmierciożercy biegali i ciskali zaklęcia w cokolwiek, co się ruszało. Ptaki spadały z drzew, a o mury starego ośrodka wypoczynkowego wciąż uderzały rozmaite zaklęcia. Naliczyła zdecydowanie więcej śmierciożerców niż widziała, gdy skradali diadem, co kazało jej przypuszczać, że w tak krótkim odstępie czasu jaki następował między tym wydarzeniem, a powstaniem blokady, wielu ze sług Voldemorta zdołało aportować się na miejsce. Biegali po zarośniętym podwórzu niczym dzieci na Halloween. Niestety oni bynajmniej nie szukali cukierków. Szukali ich, a konkretnie tego, co Gryfonka tak kurczowo ściskała w dłoni.
-Jest jeszcze Blaise.-mruknął Draco niepewnie, odwracając jej uwagę od widoku na zewnątrz.
-Popatrz ile ich jest. Wątpię, że zdołamy go znaleźć w takim tłumie.
W tym momencie zbłąkana Sectumsempra wpadła przez ich punkt widokowy i mało brakowało a trafiłaby Malfoya prosto w głowę. Na szczęście brunetka w porę dostrzegła zagrożenie i pociągnęła chłopaka w stronę ściany. Krew zabuzowała mu w głowie, gdy potężnie uderzył czołem o mur, jednak szybko się otrząsnął i pocierając dłonią o bolące miejsce, skinął głową w cichym podziękowaniu.
-Musimy zbierać manatki Granger. -stwierdził po kolejnym szybkim rekonesansie.- Jak wpadnie tu Bombardio, to nawet Weasley nie będzie w stanie cię zidentyfikować.
Dziewczyna zacisnęła wargi, jednak nie odpowiedziała blondynowi na tę zaczepkę, mając na głowie coś znacznie ważniejszego. Chłopak miał wrażenie, że za niedługo usłyszy trybiki pracujące pod jej czaszką, kiedy gorączkowo szukała rozwiązania. W końcu oboje doszli do tego samego wniosku, który mówił im, że za błąd który popełnili wracając w to miejsce, zapłacą życiem.
-Nie wydostaniemy się stąd inaczej niż uciekając. -sfrustrowana brunetka wyrzuciła ręce w powietrze.-Możemy co najwyżej liczyć na to, że wpadniemy na Blaise'a po drodze, a on podpowie nam gdzie kończy się blokada. Przez tą nogę powinno nam być łatwo go wypatrzeć.
-Znając nasze szczęście, możemy tylko o tym pomarzyć.-Draco z zaciętą miną poprawił pelerynę niewidkę na ich plecach i zbliżył się do Gryfonki znacznie bardziej, niżby oboje by sobie tego życzyli. -Jasny szlag by to trafił. Dobra, słuchaj. Biegniemy najbliżej siebie i najszybciej jak tylko możemy. Oni i tak biegają i krzyczą, więc kilka tupnięć więcej nie powinno być zauważalnych.
-Przez las musimy poruszać się najciszej jak tylko możemy, bo wystrzelają nas tak jak tamte ptaki. -poprawiła go, na co skinął głową, delikatnie przewracając oczami.
-Jak wszystko pójdzie dobrze, w co absolutnie nie wierzę to może, ale tylko może, jakimś cudem uda nam się dotrzeć na tyle daleko, by zostawić za sobą znaczną część śmierciożerców jeszcze przed świtem.-mruknął, nie dając Gryfonce większych nadziei na dojście do końca blokady.
-Grunt to optymizm.-odszczeknęła i nerwowym krokiem poprowadziła ich w kierunku schodów.
Chłopak podążył za nią i kątem oka zerknął na horkruksa, cały czas trzymanego przez Hermionę.
-Daj mi to cholerstwo. Nie potrzebujemy nagłego zaniku twoich chęci do życia Pudlu. Ja i tak nie sądzę, że wciąż żywi miniemy łąkę, a co dopiero las.
Dziewczyna nie zamierzała protestować. Szepty które wydzielane były z diademu, docierały tylko do najgłębszych zakamarków jej umysłu i mieszając w głowie, nie dawały jej spokoju od dłuższej chwili. Oddając przedmiot Malfoyowi wciąż czuła jego działanie, lecz było znacznie bardziej stłumione niż chwilę wcześniej, mimo faktu iż miała wrażenie, że z czasem odczuwa je coraz bardziej. Wreszcie mogła delikatnie wyprostować plecy, bez uczucia uciążliwej rozpaczy ciągnącej ją w stronę ziemi. Zerknęła na Ślizgona, jednak jego twarz nie uległa znacznej zmianie gdy przejął od niej horkruksa. Nie zdziwiło ją to zbytnio, gdyż podczas ich wspólnej nauki w Hogwarcie, miał zapewne wiele okazji by wyćwiczyć nieokazywanie uczuć do perfekcji.
-Raz się żyje Malfoy.-rzuciła, stojąc u szczytu schodów, na których kończyło się zaklęcie wyciszające.
-Raz to się umiera Granger.-odszepnął, po czym oboje zaczęli schodzić w dół schodów.
Gdy tylko zeszli z nich zeszli, zobaczyli czterech zakapturzonych śmierciożerców biegających po pomieszczeniach i rzucających zaklęcia na prawo i lewo. Blondyn w jednej ręce trzymał horkruksa, a w drugiej uniesioną różdżkę, aby jak sam próbował sobie wmówić, zginąć z honorem. Hermiona natomiast starała się utrzymywać pelerynę niewidkę na nich, a drugą ręką chwyciła się ramienia chłopaka, by mogli lepiej skoordynować tempo.
Przez korytarz na wpół przeszli na wpół przebiegli, starając się poruszać jak najbardziej przy ścianach. Draco prawie odetchnął gdy zdołali opuścić mury budynku, jednak ulga nie trwała długo. Na podwórzu i całej polanie ich wrogowie skrupulatnie przeczesywali każdy kawałek terenu, wiedząc, że zbiegowie mogą być w posiadaniu peleryny niewidki. Zaklęcia migotały we wszystkie stronu dosięgając zająców, ptaków, ruszających się na wietrze liści, bądź drzew, czy murów. Innymi słowy panował poszukiwawczy chaos, gdyż jak wiadomo każdy chciał odnaleźć przynajmniej jednego członka Złotego Trio, oraz co najważniejsze, tą rzecz, która dla Czarnego Pana była tak naglącym priorytetem. Dziewczyna wychwytując drogę na której przez chwilę nie było nikogo, pociągnęła Malfoya za ramię i puścili się biegiem. Oboje tak bardzo pochłonięci powstrzymywaniem się od dyszenia, czy stąpaniem bardzo cicho, prawie wpadli na promień zaklęcia lecącego w kupkę cegieł niedaleko. Na szczęście zdołali niezgrabnie uskoczyć z drogi i przy akompaniamencie huku rozpadającego się gruzu, dosłownie padli na trawę obok pozostałości muru otaczającego budynek. Śmierciożercy uwielbiali zaklęcie burzące prawie tak bardzo jak widok pogrążonych w chaosie miast, które tak często nawiedzali, dlatego też zaraz po tamtym kawałku muru, w powietrze wyleciały kolejne cegły, tym razem wyrzucone przez siłę zaklęcia skierowanego w ściany ośrodka.
Draco nieco ogłuszony hukiem uniósł głowę i zobaczył pędzący w ich kierunku kamień. Nieco spowolniona przez wybuch reakcja nie powstrzymała go jednak przed osłonięciem głowy Gryfonki swoim własnym ramieniem. Nie mogli sobie pozwolić na stratę przytomności, wobec czego chłopak również schował głowę pod rękę. Zacisnął zęby, gdy pocisk uderzył go prosto w jeden z nerwów w łokciu. Z powodu nagłego bólu aż wypuścił różdżkę i prawie dogryzł się do własnych dziąseł, podczas gdy Gryfonka obok, szybko sprawdzając, czy wciąż są w całości zakryci przez pelerynę, wcisnęła mu różdżkę w obolałą rękę, po czym bardzo szybko przetoczyła się w jego kierunku, bowiem w miejscu gdzie przed sekundą znajdowały się jej plecy, wylądował wielki, ciężki bucior śmierciożercy przebiegającego zaraz obok. Kiedy Malfoy zdołał powstrzymać chęć wykrzyczenia wszystkich przekleństw świata w przestrzeń, szybko pozbierali się na nogi, a dziewczyna znów upewniła się czy nie są widoczni. Następnie znów chwyciła go za rękę, unikając obolałego łokcia i rozbieganym wzrokiem przebiegła po latających wśród nich zaklęciach i śmierciożercach. Doszła do wniosku, że jej towarzysz w wątpliwościach co do przebycia łąki, miał sporo racji. Zupełnie nieświadomie stała i rozglądała się spanikowana wokół, dopóki chłopak nie szturchnął jej różdżką. Popatrzył na nią nagląco i pociągnął w przód, czym zmusił ją do jakiegokolwiek ruchu.
Znów zerwali się do gorączkowego biegu, podczas którego Hermiona czuła się jak we śnie. Wszystkiego było za dużo, na niczym nie mogła skupić wzroku, a nic co widziała nie wydawało jej się logiczne. Czysty chaos. Ten, który tak bardzo umiłował sobie największy wróg Zakonu Feniksa. Nie udawała nawet, że rozumie co dzieje się wokół, gdy Draco wyciągnął rękę przed nią, gwałtownie hamując jej bieg, a tym samym powstrzymując ją od wpadnięcia w przecinającego ich drogę śmierciożercę. Kilka lat starszy od nich chłopak, który również kiedyś uczęszczał do Hogwartu, wodził wzrokiem po otoczeniu i miotał Cruciatusem na wszystkie strony. Kawałek dalej dostrzegli starszego Malfoya, który jako jedyny wśród tłumu stał i uważnie obserwował teren w poszukiwaniu jakiegokolwiek ruchu, w stronę którego natychmiast wypuszczał coraz to wymyślniejsze zaklęcia.
Kiedy ten odwrócił się tylko w stronę murów, blondyn znów pociągnął ją do przodu do samej granicy lasu. Dysząc ciężko, dziewczyna delikatnie oparła się o pobliskie drzewo, próbując zebrać myśli. Patrząc na nią nie można było mieć wątpliwości w jak wielkim szoku się znajduje. Oboje nie potrzebowali nawet chwili by dojść do wniosku, że to trzymany przez chłopaka diadem wyzwala w niej tak wielkie rozkojarzenie i strach. Przytrzymując chłopaka na chwilę w miejscu, starała się jak tylko mogła, by odepchnąć od siebie ogarniające ją poczucie chaosu i rozgoryczenia.
On zresztą też cały czas zmagał się z problemami, wynikającymi z kontaktu z horkruksem, jednak w jego przypadku sprowadzało się to do ciągłego powiększania się rozmiarów jego wyrzutów sumienia. Miał ochotę dosłownie zrzucić z siebie pelerynę i dać się powystrzelać na miejscu jak kaczka. Jednak w tym przypadku zaczęło przemawiać jego doświadczenie w oddzielaniu emocji, którymi większość ludzi się kieruje, od faktycznych decyzji podejmowanych przy pomocy rozumu. Zaczął uczyć się jak powściągnąć myśli pełne rozpaczy i żalu od kiedy pierwszy raz ojciec kazał mu patrzeć na torturowane zwierzę. Do tej pory pamiętał, jak w wieku 4 lat przyciągnął do rezydencji Malfoyów małego, znalezionego obok ulicy kotka. Jako dziecko odkąd pamiętał zawsze chciał mieć zwierzątko, jednak to co zdarzyło się później sprawiło, że nigdy więcej nie przyszło mu na myśl, by nawet o nie poprosić. Następnego dnia Lucjusz pokazał mu dokładne użycie zaklęć zakazanych, a kotek do tej pory leżał zakopany gdzieś niedaleko ogrodu jego matki, gdzie kobieta, gdy mąż poszedł do pracy, zabrała Dracona i razem ułożyli drobne ciałko w niedużym dołku i zasadzili obok niego malutką sadzonkę niezapominajek. W późniejszych latach chłopiec wielokrotnie przychodził na to miejsce, za każdym razem, gdy coraz bardziej zagłębiał się w służbę wobec Czarnego Pana. Siadał wtedy na trawie obok kwiatów i wielokrotnie myślał co by było...
Natychmiast opanował nawiedzające go wspomnienia i tym razem to on złapał Hermionę pod ramię zmuszając do wyjścia z otępienia i delikatnie się schylając, patrzył gdzie stawiają stopy. Granger w końcu również zdołała opanować rozkojarzenie i również zaczęła zwracać większą uwagę na sytuację dookoła nich. Poruszali się wolno i w miarę możliwości bezszelestnie, jednak kilka razy to właśnie dziewczyna, brutalnie szarpiąc blondyna w dół, ratowała im skórę przed kolejnymi zaklęciami. Raz byli zmuszeni ukryć się we wnętrzu wydrążonego pnia, ponieważ dość duża grupa śmierciożerców zmierzała właśnie w ich kierunku, jednak na szczęście żadne z zaklęć nie poleciało ku nim.
Właśnie zaczęli opuszczać kryjówkę, kiedy ich oczom ukazała się bardzo oddalona, kulejąca mocno postać, rozglądająca się na wszystkie strony i trzymająca w ręku coś na kształt kija. Gdy tylko zbliżył się jeszcze bardziej, nie mieli już żadnych wątpliwości, że był to Zabini, a ów kij okazał się być miotłą. Chłopak zdawał się być mocno zdenerwowany i gorączkowo przeszukiwał wzrokiem teren. Kiedy upewnił się na pierwszy rzut oka, że nikogo nie ma w pobliżu, wiele ryzykując, odezwał się cicho.
-Jesteście tu?
Spojrzenia Hermiony i Dracona skrzyżowały się w ekscytacji. To było to! Blaise wytrzasnął skądś miotłę, na której mogli znacznie szybciej wylecieć poza barierę aportacyjną, przy odrobinie szczęścia unikając pędzących za nimi zaklęć. Wykaraskali się z pnia całkowicie i wciąż pod peleryną zaczęli zbliżać się do ciemnoskórego, kiedy dosłownie zza ich pleców rozległ się głos.
-Expelliarmus.
Różdżka chłopaka wyleciała w powietrze a praktycznie znikąd w polu ich widzenia pojawił się śmierciożerca, który wcześniej ubliżał chłopakowi. Miał głęboki głos i łysą czaszkę, która była tak blada, że na pierwszy rzut oka wyglądała jakby mężczyzna nie miał skóry. Dracon zdołał przypomnieć sobie, iż stojący tak niedaleko nich czarodziej nazywał się Berton Fidghigs i nie należał do Wewnętrznego Kręgu Voldemorta, o miejsce w którym walczył znacznie dłużej niż ktokolwiek ze śmierciożerców. Blondyn kojarzył go głównie z wielkiego lizusostwa i obrzydliwego fanatyzmu, który zagłębił go w czarną magię tak bardzo, iż praktycznie nie stosował innych zaklęć.
-Myślałeś Zabini, że zdołaliście oszukać wszystkich.... Czarnemu Panu mogło wydawać się, że śpiewacie z młodym Nottem prawdę, jednak nie oszukasz ani mnie ani jego, gdy wyda się dlaczego stoisz tu z tą miotłą. Jak tylko dowiedziałem się co młody Malfoy zrobił, wiedziałem, że macie z tym coś wspólnego.-splunął na ziemię i nawet się nie zastanawiając, rzucił na chłopaka nieznaną ukrytej pod peleryną dwójce, klątwę. Blondyn rozejrzał się gorączkowo wokół i utkwił wzrok w dużej grupie wcześniej mijających ich śmierciożerców, której ostatnich członków widział jeszcze między drzewami. Berton mówił dalej.-Dostanę się tam gdzie zasługuję, nawet jeśli będzie to po twoim trupie. Gdzie oni są?!
Wrzasnął na Blaise'a i przycisnął chorą nogę chłopaka butem, na co ten nie zdołał powstrzymać jęku. Dracon wciąż patrzył na oddalającą się grupę, ponuro zdając sobie sprawę z faktu iż nie może doprowadzić do tego, by Fidghigs powiedział cokolwiek komukolwiek.
-Dla kogo przyniosłeś miotłę?!-mężczyzna naciskał coraz mocniej, cały czas zataczając różdżką koła i utrzymując zaklęcie na cierpiącym. -Twoja matka skończy dokła...
-Avada Kedavra!-dokładnie w momencie, w którym grupa zniknęła mu z oczu, Malfoy cisnął śmiercionośną klątwę w Fidghigsa, która jak mógł się domyślić, w połączeniu z czarnomagicznym zaklęciem, które podtrzymywał tamten, rozbłysła wyjątkowo jasno. Po chwili, wysoka sylwetka mężczyzny z głuchym łoskotem zwaliła się na ziemię obok tarzającego się z bólu Zabiniego.
Hermiona z lekko roztrzęsionym blondynem u boku dobiegła do ciemnoskórego, wokół którego wciąż krążyły świetliste smugi działającego na niego zaklęcia, a on nie mógł przestać jęczeć z bólu. Starała się rzucić jakiekolwiek uśmierzające zaklęcie ból, gdy nagle jej dotychczasowy towarzysz wepchnął jej w dłoń diadem. Następnie szybko, podbudowany adrenaliną, wybiegł spod niewidki i odszukał upuszczoną przez Blaise'a miotłę. Wokół nich zaczęły rozbrzmiewać niesione wiatrem krzyki śmierciożerców.
-Wiejcie Granger, szybko.
-Zwariowałeś? -dziewczyna, wciąż znajdująca się pod niewidką pomogła ułożyć wciąż wijącego się delikatnie chłopaka na magicznym środku transportu i odwróciła się do Dracona.-Malfoy nie mamy czasu, a ktoś na pewno zdążył zobaczyć ten rozbłysk.
-Już tu idą. -potwierdził blondyn i poczekał, aż dziewczyna wsiądzie na Nimbusa. -Nie zmieścimy się razem z miotłą pod peleryną. Jesteś znacznie mniejsza ode mnie, a jak pochylisz się trochę nad Zabinim, może nie będzie was widać. Odwrócę ich uwagę, a wy może zdążycie uciec.
-Nie gadaj głupot. Wsiadaj na miotłę i wiejmy stąd razem.-kręconowłosa nalegała, skupiając wzrok na otoczeniu i zdając sobie ponurą sprawę z tego, że krzyki zdają się być coraz bliżej.
-Muszę dostać się do Notta. Oni dowiedzą się, że Blaise...
-Zabiją cię jak tylko zobaczą te twoje tlenione kudły Malfoy.-warknęła Gryfonka, gorączkowo go przekonując.- Nie zdążysz go nawet zobaczyć.
Dracon wciąż zdawał się nie przyjmować do wiadomości argumentów. Może dla niektórych jego działanie wydawało się być bohaterskie, jednak pod wpływem krążącej w żyłach adrenaliny Gryfonka w mig pojęła, że nie o to tu chodzi. Znała już trochę blondyna i pomimo faktu, że zaczynała wierzyć w jego szczerą chęć ratowania swoich przyjaciół, nie była głupia. Prawdziwy ślizgon nie podjąłby takiej decyzji sam. Zawsze wyrażał chęć ratowania ludzi, ale pod warunkiem własnego bezpieczeństwa. Dlatego przecież należał do domu Salazara Slytherina. Nigdy nie był skory do takich poświęceń, a już na pewno nie kiedy była nawet najmniejsza szansa, że da radę uratować siebie. Myśli w jej głowie wirowały od tych które wysyłał jej trzymany w dłoni horkruks, do tych które wyjaśniać mogły tą irracjonalną decyzję chłopaka. Właściwie jedyne na co według niej mógł podziałać diadem w jego przypadku, to wyrzuty sumienia. Nie mogła przecież udawać, że nie widziała jak łamał się przy zrobieniu krzywdy ojcu Luny. Słyszała również jak zadrżał mu głos, gdy wypowiadał zaklęcie wymierzone w śmierciożercę krzywdzącego jego przyjaciela i widziała jak telepie mu się ręka, gdy wykonywał charakterystyczny ruch, do którego wciąż po tylu latach nie zdołał nawyknąć. Brunetka wychylając się na miotle i jedną ręką przytrzymując Blaise'a i diadem, potrząsnęła jego ramieniem, zmuszając tym samym aby na nią spojrzał.
-To nie jesteś ty Malfoy i wcale nie zasługujesz, żeby zginąć w tym lesie jak nic nie warty zabójca.-przez zamglony obraz, blondyn widział jej uparte oczy, wwiercające mu się w czaszkę.-Wsiadaj na tą cholerną miotłę i nie zgrywaj upadłego bohatera.
Dokładnie w momencie kiedy odzyskał trochę większą kontrolę nad rozumem, ujrzał ruszające się całkiem niedaleko nich śmierciożercze płaszcze, a pierwsze zaklęcie trafiło w drzewo niecałe 5 metrów od nich, rozsadzając je na kawałki. Nie zastanawiając się długo, kiedy już pojął co właściwie się stało, usadowił się na miotle za dziewczyną i chwycił trzon przed nią, pozwalając aby ta trzymała jego konwulsyjnie trzęsącego się przyjaciela.
-Masz rację Granger, nigdy nie byłem bohaterem. -mruknął na sekundę przed tym jak miotła wystrzeliła w górę.
Peleryna niewidka obejmowała właściwie cały trzon miotły, Blaise'a, Hermionę i połowę ciała Dracona, wobec czego wyglądali jak sama szczota i opierające się na jej niewidocznym punkcie nogi. Z trzyosobowym obciążeniem miotła Zabiniego, choć jedna z lepszych, nie była w stanie rozwinąć pełnej prędkości, wobec czego Malfoy zmuszony był wykonywać gwałtowne uniki przed tłumem zaklęć wystrzeliwanych w ich stronę. W pewnym momencie Gryfonka, podejmując niemałe ryzyko, wystawiła rękę z różdżką ponad jego ramieniem i krzyknęła.
-Umbraculum!
Potężna, świecąca na biało tarcza ochronna zatrzymała na chwilę większość zaklęć, które na celu miały zniszczenie ich miotły, dzięki czemu mogli nadrobić trochę drogi lecąc prosto w górę.
Niestety nie trwało to zbyt długo, bo gdy tylko klątwy zaczęły na nowo przedzierać się przez obronę, Dracon znów musiał zacząć wykonywać szalone skręty i piruety, by nie dać się trafić. Wśród świstu wiatru i zaklęć, krzyków bólu Blaise'a i natłoku własnych myśli, Malfoy nie mógł nie zauważyć jak bardzo Gryfonka przed nim przyciska siebie i jego przyjaciela do miotły. Jej ramiona drżały z wysiłku, a knykcie pobielały wręcz od kurczowego trzymania trzonka oraz horkruksa tuż nad jego rękami. Co prawda jego doświadczenie w quidditchu przyzwyczaiło go do tego typu skrętów i piruetów, jednak kręconowłosa nigdy tak na prawdę nie parała się tym sportem, a już na pewno nie próbowała go z taką ilością akrobacji. Dlatego też była na prawdę przerażona, zwłaszcza, że Zabini szamotał się coraz bardziej utrudniając jej dobry chwyt i narażając ich oboje na spadnięcie. Draco w pewnym momencie, zauważając, że kurczowy chwyt Gryfonki staje się mimo jej wysiłku coraz luźniejszy, a zaklęć z każdą chwilą przybywa, zmusił miotłę do pędzenia w górę po prostej linii. W pewnym momencie, gdy był już całkowicie przekonany, że któreś z zaklęć ich trafi, jego przyjaciel wśród nieustannych krzyków bólu wrzasnął.
-Już!!!!
Gryfonka nie wahała się ani sekundy i czując przyciśnięte do swoich boków, ramiona Ślizgona, puściła Blaise'a jedną ręką i kurczowo ściskając diadem, aportowała ich z cichym trzaskiem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top