Fourty four
Will.
Wzdycham. Naprawdę nie mam ochoty z nim rozmawiać. Jednak on nie jest niczemu winien.
-Witaj, piękna- mówi uwodzicielsko.
-Cześć.
-Przyjeżdżam dzisiaj do Nowego Jorku. Może gdzieś wyskoczymy razem?
Zastanawiam się chwilę.
To nie jest głupi pomysł, lecz nie chcę się mieszać ponownie w Malików.
-No nie wiem. Jutro wracam do pracy.
-Proszę. Zgódź się. Będzie fajnie.
W sumie to tylko przyjacielski wypad.
-Dobrze.
-Co powiesz na jutro? Przyjechałbym po ciebie po pracy.
-To tak o szesnastej kończę.
-Świetnie. To widzimy się jutro, ślicznotko. Do zobaczenia.
Rozłącza się, a na moją twarz wypływa uśmiech.
Nie pozwolę, aby Zayn mieszał mi w głowie.
...
Następnego dnia po przebudzeniu, szykuję się do pracy. Postawiłam na obcisłą, beżową sukienkę do kolan oraz czarne szpilki. Włosy pokręciłam w delikatne fale, a usta podkreśliłam czerwoną szminką.
Po spożyciu płatków z mlekiem i umyciu zębów, udałam się samochodem do pracy.
Pewnym krokiem wkroczyłam do firmy. Na moje szczęście nie spotkałam Tiffany. Od razu skierowałam się do biura szefa. Jednak zanim zapukałam, odliczyłam w myślach do dziesięciu, aby się uspokoić i wzięłam głęboki oddech.
Następnie weszłam za pozwoleniem do pomieszczenia.
-Dzień dobry. Przyszłam tylko po listę zadań na dziś- odpowiedziałam chłodno.
Wewnątrz byłam cała rozdygotana i najchętniej uciekałabym gdzie pieprz rośnie.
Zayn oderwał wzrok od laptopa i skupił go na mnie. Przyglądał mi się przez chwilę w ciszy.
-Może mi pan w końcu dać tę listę?
-Czemu mówisz mi na pan, Lauren? Przecież przeszliśmy na "ty".
-Jestem pana asystentką, a pan moim szefem, więc to by było nieprofesjonalne.
-Rozumiem- podaje mi, a ja wychodzę.
Czuję jego palący wzrok na sobie, ale się nie odwracam.
Wracam do biura i ze świstem wypuszczam powietrze. Przecieram twarz i decyduję się na kawę, zanim zacznę pracę.
...
Po ośmiu godzinach kończę pracę i odnoszę wszystkie dokumenty do Zayna.
Zastaję go rozmawiającego z kimś przez telefon, co mnie akurat cieszy, bo nie muszę gadać z tym dupkiem.
Biorę torebkę z mojego gabinetu i udaję się w stronę windy. Następnie wychodzę na zewnątrz i od razu dostrzegam Willa.
Uśmiecham się szeroko na jego widok. Stoi oparty o samochód z założonymi rękami. Na nosie ma okulary przeciwsłoneczne i gdy mnie zauważa, rusza w moim kierunku.
-Witaj, piękna- całuje mnie w policzek na powitanie.
-Hey.
Przygryzam wargę, a w jego oczach pojawił się dziwny błysk.
Niektórzy pracownicy spoglądają w naszą stronę, ale postanawiam to zignorować. Pewnie kolejnego dnia będą chodziły plotki na mój i bruneta temat.
-Chodźmy.
Otwiera mi drzwi, zanim sam zasiada za kierownicą.
-To gdzie mnie dziś zabierasz?
-Może pokażesz mi miasto?
-Chyba już na to za późno. Nie sądzisz?
-W takim razie coś zjemy.
W tej chwili zaburczało mi w brzuchu na co wybuchamy śmiechem.
-Obowiązkowo coś zjemy. A jak tam w pracy. Twój chłopak dał ci popalić?- pyta nonszalancko.
Przełykam ślinę i odwracam wzrok na szybę.
-Nie jesteśmy już razem- odpowiadam oschle.
-Och. Nie wiedziałem. Tak mi przykro.
Wiem, że mnie okłamuje, ale ignoruję to.
-W takim razie wieczorem jedziemy na imprezę.
Spoglądam na niego.
-Will, mam jutro pracę i nie mogę sobie na to pozwolić.
-Musisz się rozerwać, mała i zapomnieć o tym dupku. Trochę szaleństwa ci nie zaszkodzi.
-No nie wiem.
-Koniec dyskusji. Po jedzeniu odwiozę cię do mieszkania i o ósmej ponownie po ciebie przyjadę.
Kręcę głową z bezradności, lecz przystaję na jego plan.
_______________________________________
Do środy kochani ♡
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top