19 ; HISTORIA MOJEJ EX

  







rozdział 19 ; historia mojej ex

❝ była osobą z sercem. ❞














  Tik. Tok. Tik. Tok.

  Zegar bił nieubłaganie szybko, a stres dopadał każdego. Sebastian wciąż nie skontaktował się ani z Moriartym, ani z Sherlockiem i jego teraz chłopakiem.
Zezłoszczony postanowił, że może pomóc Sherlockowi i to na odległość. Gdzie trafił?
W swoim rodzinnym domu. Brat i matka przyjęli go z szerokimi ramionami, ciesząc się, że mają zaginionego członka rodziny w swoich szeregach. Wiele lat temu Sebastian porzucił swoją rodzinę dla Jima. Tym razem jednak zauważył, jaki błąd zrobił, więc postanowił go naprawić. Porzucił Jima dla swojej rodziny. Tak, jak zawsze miało być. Tak, jak wypadało.
  Jego rodzina okazała się taka, jaką pamiętał; jego młodszy brat wspierał go i często rozmawiali o dzieciństwie, a matka mówiła mu o ojcu oraz o tym, jak bardzo tęskniła przez te lata.
Nie zmieniało to jednak faktu, że tęsknił za Irlandczykiem. Może i był potworem, ale ostatnio... Coś się w nim zmieniało. Czuł się na dodatek źle z tym, co powiedział Moriarty'emu. Widział w ciemnych oczach bruneta, że to ugodziło go w serce.
  Starał się jednak o tym wszystkim zapomnieć, zajmując głowę obecną sprawą, którą starał się rozwiązać na swój sposób. Jako, że mijał Ushera codziennie, to właśnie on stał się źródłem jego obserwacji. Jutro miał nastąpić TEN dzień, a oni wszyscy pozostawali w tyle. I tą sprawę rozwiązywał ten genialny detektyw, o którym słyszał niestworzone historie? Wierzył jednak w jego umiejętności.

   Usher wydawał się być czymś bardzo zajęty. Blondyn obserwował go ze swojej starej sypialni, jak mężczyzna rąbał drewno na opał zerkając od czasu do czasu na godzinę, a na dodatek często wracał się do szopy i spędzał tam kilkanaście minut. Często także wykorzystywał najmniejszy problem (taki, jak brak mleka) tylko po to, żeby wyjechać na chwilę do centrum Bridgwater, gdzie miał odbyć się festiwal. To właśnie tam miało wszystko się zdarzyć.
  Po południu Sebastian wyszedł na dwór i skierował się do szopy Ushera, który właśnie naprawiał stary rower w środku. Gdy siwowłosy zobaczył blondyna, podniósł się z podłogi i popatrzył na niego krzywo. Sebastian wykorzystywał ten czas, żeby obejrzeć szopę, która zdawała się być zupełnie normalna.

  — Tak, Sebastian? — zapytał od niechcenia przez zęby, ocierając dłonie czarne od smaru jasnozieloną chustką. — Coś chciałeś?

  — Przyszedłem obejrzeć co robić. W końcu... Nie wiele osób naprawia rowery, gdy na zewnątrz jest śnieg — odparł Sebastian z zadziornym uśmiechem na twarzy.

  Usher skrzywił się i spojrzał najpierw na pojazd, a następnie na ogród, który przykryty był białym puchem.
Przez chwilę zastanawiał się co powiedzieć.

  — Naprawiam go na przyszłość — wymamrotał w końcu, sprawdzając jak sprawna jest zdolność obrotu kierownicy.

  Moran oparł się o jednej ze starych szafek, obserwując wnętrze szopy. Usher postanowił nie kwestionować natrętnego dzieciaka (tak wciąż go widział), gdyż młody Sebastian często przychodził do tego miejsca patrzeć, jak Usher coś robi. Z chęcią znowu by go zbiczował, gdyby tylko Sebastian nie był o większy od niego, a on nie byłby taki stary.
  Blondyn kątem oka zauważył telefon Ushera leżący tuż obok, który właśnie zamigotał na znak, że przyszedł SMS. Usher nie wiedział, jak założyć hasło na takich urządzeniach. Sebastian uznał to więc za idealną szansę dowiedzenia się tego, co prawdopodobnie działo się po stronie porywaczy Rosie. Na dodatek Usher nie usłyszał powiadomienia.
  Sebastian zaczął się przeciągać, gdy nagle "przypadkowo" zrzucił puszkę ze srebrną farbą, która upadła z hukiem na podłogę.
Pracujący nad rowerem mężczyzna prędko odwrócił się i zwrócił na to uwagę. Spojrzał na Morana z nienawiścią. Jeżeli było czegoś, co nauczył się od Jima to stosowanie aktorstwa do wielu rzeczy.

  — O, przepraszam! — cmoknął i pstryknął palcami. — Musiałem zahaczyć. Czy to było do roweru?

  — Tak — warknął Usher, podchodząc do szafki i podnosząc puszkę, w której niczego już nie było.

Zaczął przeklinać pod nosem, aż w końcu stwierdził, że nie ma co marnować na takie rzeczy swoich nerwów.
Wymamrotał Sebastianowi, że musi pójść po nową i odszedł, a wtedy blondyn skorzystał z nieobecności mężczyzny, chwytając telefon.
Na szczęście nie było na nim hasła, a na ekranie widniało powiadomienie mówiące o nowej wiadomości.
Prędko otworzył SMS-a:

"Idź po benzynę, Usher i zanieś wiesz gdzie. Wilk będzie na ciebie czekał. Cierpliwości, już jutro im się ujawnię i pozbędziemy się ich raz na zawsze."

To była wiadomość od organizatora tej całej sytuacji. Usher dla niego pracował i był z nim w stałym kontakcie. Sebastian przewidział to tak czy siak. Najważniejszym było to, że teraz miał jego numer telefonu. Wyciągnął swój i szybko przepisał go w swoim notatniku, a następnie odłożył telefon na swoje miejsce i prędko opuścił szopę.
Skierował się do domu, gdzie szybko pobiegł do swojej sypialni, minął zdziwionego Severina i zamknął drzwi. Skopiował numer zapisany w notatniku, a następnie wkleił do SMS-a skierowanego do Johna z podpiskiem:

"Oto numer telefonu tego gnoja w masce. PS Jakby co to jestem u siebie w domu rodzinnym. Nie mówcie Jimowi."

Obserwował przez okno szopę. Usher po przeczytaniu wiadomości rzucił wszystko, co robił, a następnie pobiegł do auta i odjechał z piskiem opon.

  — Gdzie się wybierasz, gnojku? — wymamrotał pod nosem Sebastian, patrząc przez żaluzje na obecną sytuację.

Ciszę przerwało mu pukanie do drzwi, które prawie sprawiło, że blondyn podskoczył w miejscu.

  — T-tak? — zapytał głośno.

  — To ja! — odezwał się znajomy głos za drzwiami. — Severin! Co ty tam świrujesz?

  — Nie świruję, ja tylko... No... Nie świruję!

Severin wszedł do środka pomimo, że Sebastian nie wyraził na to zgody. To przypominało starszemu bratu o ich wspólnym dzieciństwie, gdy mały Severin wchodził do jego pokoju, a Sebastian krzyczał do niego, a wtedy bił go, jak to starsi bracia. Stanął w wejściu i uśmiechnął się do blondyna.

  — Chodź do mojego pokoju, Sebastian — zachęcił, głową wskazując na drzwi naprzeciwko korytarza. — Powspominamy sobie stare czasy.

━─┉┈◈◉◈┈┉─━


  Sebastiana u siebie w mieszkaniu nie było.
Sherlock i John wraz z Moriarty'm u boku zajrzeli tam, żeby porozmawiać, ale spotkali się jedynie z pustym mieszkaniem. Jim z uczuciem przygnębienia patrzył na salon, w którym prawie pocałował się z Sebastianem na kanapie. Byli ze sobą tak blisko...
W kuchni jeśli śniadanie, w sypialni Jim spał... Moran zaproponował mu, żeby mieszkali razem, ale Irlandczyk nie chciał narażać swojego przyjaciela na niebezpieczeństwo. Zależało mu na Sebastianie i dopiero teraz miał odwagę, żeby samemu to przed sobą przyznać.
  Detektyw podszedł do niego i poklepał go po ramieniu. Jim popatrzył na niego ze zdziwieniem, ale jednocześnie ulgą, że nie był w tym sam. Sherlock wciąż zapewniał go, że Moriarty nie był już sam. I on w to wierzył. W ten sposób było mu w pewien sposób lżej na sercu. Miał świadomość, że miał po co i dla kogo żyć.
Tak czy inaczej... Wciąż brakowało mu osoby, którą znał od małego; silnego blondyna o spokojnym usposobieniu i tajemniczych oczach o kolorze tak niebieskim, że Jim mógł w nich tonąć. Brakowało mu go.

  — Chodźmy, nie ma go tutaj — powiedział spokojnie Sherlock, widząc, że Moriarty przypominał sobie o czymś bolesnym.

  — Co teraz? — zapytał Jim.

  — Teraz odwiedzimy jego byłą dziewczynę. Prawda, John?

  Detektyw spojrzał na niskiego blondyna, który od czasu ich pocałunku był blisko niego i wpatrywał się w niego z uczuciem. Oboje chcieli trzymać się w ramionach, posyłając pocałunki i słuchając bicia swoich serc, ale na to nie było czasu. Już jutro miał nastąpić dzień, w którym życie Rosie miało wisieć na włosku.

  — Prawda — przytaknął John.

  — Dobra — Irlandczyk wziął głęboki wdech. — Jestem gotowy.


  Cindy Sherman mieszkała nie tak daleko szpitala Bart's. Jej mieszkanie znajdowało się na ładnie urządzonej kamienicy z kwiatkami na parapetach oraz wypucowanych schodach, co w Londynie było czymś, czego nie spotykało się często.
   Mężczyźni przyjechali na miejsce w taksówce pomimo, że Jim narzekał, jak bardzo nie lubił taksówek i zdecydowanie wolał, gdy w różne miejsca wieźli go jego prywatni szoferzy. Sherlock stwierdził wtedy, że ma jeszcze wiele do nauczenia.

   Zadzwonili do drzwi, a dopiero po chwili otworzyły się, ukazując w wejściu delikatną kobietę o dużych, brązowych oczach i czarnych włosach, które wymodelowane były za ucho. Moriarty mógł przysiąść, że w drobnym stopniu przypominała jego w wersji damskiej. Sherlock oraz John także musieli to zauważyć, bo wpatrywali się w nią przez chwilę w czystym szoku.

  — Dzień dobry — przywitała się, trzymając drzwi w razie czego, gdyby tych trzech mężczyzn okazało się włamywaczami. — W czym mogę pomóc?

Irlandczyk uznał, że wydawała się być kimś w porządku. Jeszcze kilka lat temu pewnie byłby na nią wściekły za to, że była w związku z Sebastianem. Teraz jednak rozumiał dlaczego to właśnie ona była jego dotychczasową drugą połówką. Była wersją Moriarty'ego, którą chciał Moran — była osobą z sercem.

  — Dzień dobry — przywitał się John, uśmiechając przyjaźnie, aby nie wystraszyć kobiety. — Nazywam się John Watson, a ten obok mnie to Sherlock Holmes. Czy to pani jest Cindy Sherman?

Kobieta w zdumieniu wpatrywała się w nich chwilę, a następnie zainteresowana uchyliła szerzej drzwi.

  — Ten detektyw Sherlock Holmes? — wpatrywała się w niego. — I... Tak... To ja.

  Sherlock kiwnął głową.

  — A więc słyszała pani o nas, to świetnie — stwierdził. — Czy możemy na chwilę z panią porozmawiać? Rozwiązujemy pewną sprawę i pani pomoc może być bardzo przydatna.

  — Sprawę? Coś się stało z moim bliskim?

  — Chcieliśmy po prostu zadać kilka pytań na temat pani relacji z Sebastianem Moranem.

  Cindy zastanowiła się przez chwilę, a po chwili namysłu otworzyła drzwi. Miała coś na sumieniu i każdy obecny potrafił to wyczuć.

  — Zapraszam — odparła. Mężczyźni weszli do środka w milczeniu.

Jej mieszkanie utrzymane było w kolorach ciemnoczerwonych. Kobieta była schludna, dlatego wszystko było poukładane i na swoim miejscu. Na korytarzu zaś gości witały wywieszone zdjęcia słoni z trąbami do góry.
Przeszli w kierunku salonu, a Cindy wskazała im sofę, na której usiedli.

  — Herbaty? — zapytała.

  — Nie, dziękujemy — odparł prędko Moriarty, zanim John zdążył sam odpowiedzieć na to pytanie. — Bardzo nam się spieszy. Zostało nam mało czasu.

  — O, dobrze... — kobieta spojrzała na mężczyznę, którego nigdy nie widziała u boku sławnego detektywa. Wciąż jednak skądś kojarzyła jego twarz... — A pan to...?

— James Moriarty, hej skarbie.

Cindy zadrżała, gdy usłyszała to nazwisko. Jej oczy zdawały się przybrać wielkości wielocentówek. W tym szoku i przerażeniu wyszeptała:

  — To... To niemożliwe... Przecież on nie żyje...

  Trójka mężczyzn usłyszała to i zwróciła na nią uwagę. Niemożliwe było, żeby kobieta usłyszała to nazwisko z gazet lub z telewizji. Nawet wtedy nazywał się inaczej. Nawet po śmierci. Detektyw jednak postanowił nie zaczynać od tego.

  — No więc, pani Sherman — zaczął, a Jim wciąż wpatrywał się w nią z podejrzeniami. — Jaka była relacja pani oraz Sebastiana Morana?

  Kobieta dopiero po chwili ocknęła się z zamyślenia. Nie zorientowała się nawet, że pobladła lekko. Spojrzała na Sherlocka podenerwowana.

  — Byliśmy razem — odparła prędko. — Ale nie długo. Po pięciu miesięcy z nim zerwałam.

  — Pani zerwała z nim?

Moriarty podniósł lekko głowę z zainteresowaniem.

  — Tak.

  — Był jakiś specyficzny powód dlaczego?

John wyjął swój notatnik oraz długopis, którego używał do zapisywania szczegółów z opowieści klientów odwiedzających Baker Street.
Cindy milczała przez chwilę, jakby myśląc o tym, co było kiedyś.

  — Sebastian był dobrym mężczyzną, ale... Nie ważne jak się starałam, on wciąż wydawał się być nieusatysfakcjonowany. Nigdy nie byłam dla niego wystarczająco dobra. Pewnego dnia zapytałam dlaczego, to opowiedział mi, że miał kiedyś przyjaciela...

  Spojrzała na bruneta, który słuchał jej z uczuciem przygnębienia schowanego gdzieś na dnie.

  — ...Jima Moriarty'ego. Bardzo mu na nim zależało, ale... Zabił się. Sebastian stwierdził, że zawsze widział w nim coś, co pewnego dnia doprowadzi go do samodestrukcji. Sebastian nie mógł być szczęśliwy, bo nie byłam jego najlepszym przyjacielem. Wiedziałam, że nigdy go nie zastąpię, dlatego najlepszą opcją było rozstanie.

  A więc Sebastianowi naprawdę zależało. To sprawiło, że w Jimie pojawiła się iskierka nadziei. Pomimo, że był w związku, Moran o nim nie zapomniał.

  — No dobrze — kontynuował wypytywanie Sherlock. — A czy po zerwaniu z nim... Spotkała pani ktoś nietypowego? Może ktoś z bliskich osób zachowywał się podejrzanie.

  — Nie — odparła szybko. Zaczęła nerwowo skubać oparcie fotela, które zawierało w sobie wełnę.

Nie potrzeba było specjalisty żeby wiedzieć, iż była to nieprawda.

  — Kłamie pani — wtrącił Moriarty.

Przekrzywił głowę czując, jak zaczyna rosnąć w nim niekontrolowany gniew, który spowodowany był szaleństwem. Przekrzywił głowę i uśmiechnął się przerażająco do kobiety, tupiąc nerwowo nogą o podłogę. Cindy przełknęła ślinę, rozglądając się po bokach, jakby szukając ucieczki.

  — Musi pani nam to powiedzieć — nalegał John spokojnym głosem. — Nie wpadnie pani w kłopoty. Nasze spotkanie jest sekretne i nikt się o tym nie dowie.
 
  Cindy zdawała się być odrobinę pocieszona tym faktem. Myślała przez chwilę czy aby na pewno mogła to powiedzieć, aż po chwili postanowiła się odezwać:

  — Parę tygodni temu odwiedziła mnie trójka mężczyzn.

Sherlock, John i Moriarty z zaskoczeniem zaczęli słuchać historii kobiety.

  — Nie byli jednakże tacy, jak wy. Ubrani byli w czarne bluzy, a na twarzach mieli... Maski z... Jak on miał...

  — Guyem Fawkesem? — zapytał Moriarty, prawie wstając z fotela.

  — O tak, właśnie — kobieta prędko pokiwała głową. — Tak czy siak... Odwiedzili moje mieszkanie, będąc przy tym bardzo sekretni, ale dość życzliwi. Zapytali mnie o Sebastiana i to, czy wiedziałam coś o jego poprzednich relacjach.

  — Chyba nie zdradziła pani prywatnych informacji o nim, czyż nie? — Moriarty uniósł brwi.

  — No... — Cindy nerwowo podrapała się po głowie. — Problem w tym, że tuż po tym jak przeprosiłam i zaprzeczyłam, oni w milczeniu pokazali pistolety. Nie miałam innego wyjścia... Powiedziałam im imię i nazwisko osoby, o której Sebastian tak nieustannie myślał. Przecież co takiego mogło się stać? W końcu Jim Moriarty nie żył, a przynajmniej... Tak myślałam... Do dzisiaj.

Jim skrzyżował dłonie w niezadowoleniu, jednak tak do końca nie obwiniał Cindy. W końcu nie miała innego wyjścia. To jednak znaczyło, że osoba w masce starała się znaleźć czuły punkt Sebastiana. A przynajmniej na to wskazywało.

  — Czy powiedziała im pani coś jeszcze? — dopytał Sherlock.

  — Ni...

Cindy nie zdążyła odpowiedzieć, bo rozległ się dźwięk SMS-a, który rozległ się z komórki Johna.
Doktor przeprosił kobietę za przerwanie, a następnie spojrzał na telefon i dostrzegł coś ważnego. Przeczytał treść wiadomości, szybko wstając z sofy. Jim i Sherlock patrzyli na niego w zaciekawieniu.

   — Co się stało? Jakiś trop? — zapytał detektyw, podnosząc się tuż po nim.

   — To Sebastian.

Moriarty także wstał z sofy, a Cindy w nerwach obserwowała zajście.

  — Co napisał? — zza pleców Sherlocka wychylił się Moriarty.

   — Podał numer telefonu i twierdzi, że należy do... Sami wiecie kogo.

  — Kogo? — wtrąciła zaciekawiona Cindy.

  — Voldemorta, cicho tam — Moriarty spłoszył ją ironiczną odpowiedzią.

Sherlock odwrócił się prędko do bruneta.

  — Moriarty, byłbyś w stanie namierzyć numer IP telefonu, do którego należy ten numer? — zapytał go z powagą.

Irlandczyk kiwnął ochoczo głową.


   Po otrzymaniu wiadomości, trójka mężczyzn wybrała się w pośpiechu na Baker Street. Dzień powoli się kończył, a piąty listopada miał nastąpić już jutro. Mieli wrażenie, że byli już bardzo blisko do odkrycia tego, kto za tym wszystkim stał i powstrzymać go, zanim będzie za późno. 
   Moriarty pożyczył laptop Sherlocka i mężczyźni spoczęli w salonie, krążąc nerwowo w miejscu w oczekiwaniu na to, jak daleko znajdował się właściciel numeru — co, jak się okazało, był organizatorem tego wszystkiego.

  — Szybciej, Moriarty, proszę — ponaglał go Sherlock.

  — Spokojnie, Sher. Daj mi chwilę... — wymamrotał w skupieniu Jim, pisząc specjalne linijki kodu w których był mistrzem. Właśnie w ten sposób pewnego dnia włamał się do trzech najbardziej strzeżonych miejsc w Wielkiej Brytanii. Namierzenie telefonu było więc bułeczką z masłem.

  Po chwili babrania się z kodem, wygenerowała się tabliczka cyfr i znaków. Moriarty zaczął kodować kolejny raz, aż przeniósł ją na cyfrową mapę i przeistoczył w adres IP.
Wkrótce pinezka automatycznie przypięła się tam, gdzie wskazał jej kod. I to, co pokazywała nie wskazywała niczego dobrego.

Wskazywała bowiem ona adres należący do rodziny Moran.

Ktokolwiek był wtedy w domu, był on tym, kogo tożsamość od dawna Sherlock, John, Sebastian i Jim próbowali poznać.
Oznaczało to też, że Sebastian był w niebezpieczeństwie.

 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top