Część 19
Otulam się puchatym kocem, siadając na kuchennym narożniku. Podciągam pod siebie jedną nogę i opieram brodę na drugim kolanie. Sheeva kładzie się obok mnie, kładąc pysk na moim udzie. Upijam łyk parującej kawy i sięgam po laptop. Ręka wciąż mi drży od zimna. Zdradliwe ciało.
John McBride.
- Zobaczmy, co ukrywasz, skarbie - mruczę pod nosem, wyszukując jego nazwisko. Na zdjęciu widnieje wizerunek mężczyzny z krótko ostrzyżonymi, czarnymi włosami, piwnymi oczami i delikatnym zarostem. Okrągła twarz z wysokimi kośćmi policzkowymi. Nieco haczykowaty nos, pełne usta. Bostoński wydział policji, młodszy inspektor. Kartoteka dokonań plasuje się na zupełnie przeciętnym poziomie.
Jak Rayan mógł mnie tak ukarać? Wywracam oczami i udaje mi się przedostać do głównego serwera, gdzie przeglądam akta prowadzonych przez niego spraw. Nic nadzwyczajnego. Utonięcie, podejrzenie o morderstwo, w efekcie okazało się, że mężczyzna był zalany w trupa.
Porwanie dwójki dzieci przez ojca. Prycham pod nosem, przesuwając suwak niżej.
O! Marszczę brwi, przeglądając zdjęcia. Jasnowłosa kobieta, nienaganny makijaż, poważna twarz. Cały wizerunek psuje jedynie numer identyfikacyjny więźnia.
Matka wymyślała dolegliwości swojej córki, aby móc się nią ciągle opiekować. Podawała jej leki, które gromadziła w mieszkaniu.
Dziecko wykazuje gwałtowne pogorszenie stanu po wizytach matki - czytam w jednej z notatek opiekunów.
Dziewczynka skarżyła się na zawroty głowy, majaczyła, mówiła, że potrafi latać - czytam dalej, a zmarszczka na moim czole znacznie się pogłębia. Czyżby?
Pośmiertne badania toksykologiczne wykazały obecność rośliny Atropa belladonna. W tak krótkim czasie po raz drugi trafiam na moją ulubioną roślinę, nieźle.
- Wspaniała matka. Do złudzenia mi kogoś przypominasz - zagryzam dolną wargę i zagłębiam się w dość chaotycznym przebiegu śledztwa. W efekcie matce zostały postawione zarzuty, lecz co z tego, jeśli dziewczynka zginęła.
Kończę z całą biografią mojego przyszłego współpracownika. Uśmiecham się krzywo, mając przed sobą kilka kompromitujących faktów z jego życia.
Ponownie skupiam wzrok na monitorze, kiedy widzę migającą diodę komunikatora.
[Host, wszystkie załączniki wysłałem zapakowane w jeden folder. Trident.]
[Świetnie. Ile mam czasu?]
[Mało.]
[Cholera. Zaraz wyślę dane do konta bankowego. Weź swoje wynagrodzenie. Wiesz jak?]
[Dyskretnie.]
Przeglądam materiał z szeroko otwartymi ustami. Spisałeś się. Kilka z wymienionych nazwisk parę razy obiło się mi o uszy. Z większości zdjęć zerkają na mnie pewne twarze rumuńskich mężczyzn. Czarne włosy, charakterystyczne ciemne oczy i śniada cera. Najpopularniejsza metoda zgarniania ludzi, to wykorzystywanie wabika. Którym są albo ładne dziewczyny, albo interesujący faceci. Działa zadziwiająco dobrze, zwłaszcza na młodych turystów.
[ Jeszcze coś. Lotnisko Arcata-Eureka. Lot od nas, lądowanie planowane na 15:23. Potrzebuję zapisu z monitoringu, taśma bagażowa, kafeteria i główne wyjścia. Host.]
Wysyłam wiadomość z nadzieją, że znajdę w tym jakiś punkt zaczepienia.
Z trzaskiem zamykam laptop i wykonuję okrężny ruch głową. Boleśnie zastały mi się mięśnie karku. Zerkam na zegarek. Jeszcze nie ma pierwszej. Po chwili zastanowienia ruszam do sypialni. Ubieram czarne rajstopy i długą tunikę w czarno-białe pasy. Spinam włosy z tyłu głowy i wciągam na stopy botki. Nie przejmując się makijażem, zarzucam na ramiona skórzaną kurtkę, chowam do kieszeni paralizator i wracam do kuchni.
Rzucam psu mrożony policzek wołowy, zgarniam portfel i klucze do samochodu.
Ledwo widoczne słowo zabawa, płonie mi z boku środkowego palca u prawej dłoni. Spoglądam na nie i widzę jedynie zakrzywioną linię. Wyblakniętą bliznę, która dla mnie wciąż jest słowem.
Zabawa.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top