"Zalążek Zaufania?„

Pov. Zephyr

-Kto to?-zapytałam.
-Iskra, zostania na jakiś czas u nas-odpowiedział.
-Ale musimy pogadać, nie możesz jej o nic pytać-powiedział, siadając koło mnie.
-Dlaczego?-zapytałam.
-Ona doświadczyła za dużo złego w zbyt małym czasie. Boję się, że mogą jej się cofnąć stare nawyki, te siniaki zrobili jej ludzie. Którzy wcześniej ją porwali-streścił mi.
-Stare nawyki? Jak...-skończyłam.
-Ssanie smoczka albo moczenie nocne.
-Czyli u mnie też?-zapytałam.
-Tak, dlatego nie chcę, żeby ją też to spotkało-odpowiedział.
-Mogę cię o coś zapytać?
-Mów.
-Skąd się na tym wszystkim znasz? Przecież nie miałeś nigdy rodzeństwa-powiedziałam, a on się zamyślił. Tak jakby coś ukrywał.
-Mama Sophie mi o tym wszystkim powiedziała. Ona zajmuje się właśnie rozwojem dzieci, stąd wiedziała, że masz nawroty starych nawyków. I stąd wiem, że Iskra też je będzie mieć jeśli czegoś nie zrobię. A to dlaczego się zgadzałem na smoczek i inne. To część... Kiedyś ci powiem-ostatnie zdanie, dodał szeptem kiedy Iskra wracała, a ja mogłem zobaczyć okropne siniaki. Prawie na całym ciele, moje ręce mnie lekko zabolały, a większość wspomnień wróciło ja bumerang.
-Iskra, jesteś głodna?-zapytał, Czkawka.
-Nie muszę jeść-powiedziała, i odrazu całą się spieła. I wyglądała na przerażoną, ta mina do niej nie pasuje. Przynajmniej nie kiedy ma na sobie moje ubrania.
-Powiedz, jesteś głodna?-zapytałam, i chciałam chwycić jej rękę i pociągnąć na dół to kuchni. Niestety kiedy lekko chwyciłam jej dłoń, ona jak poparzona odsunęła ją i zasłoniła się rękoma jakbym chciała ją uderzyć. Jej oczy zamiast rubinowo czerwonego koloru przybrały kolor o wiele ciemniejszy. W jej oczach dosłownie mienił się strach.
-Przepraszam-powiedziałam, cicho. Czkawka wstał i podszedł do niej ukleknąłem na jednej nodzę, aby ich wzrok był na mniej więcej tym samym poziomie.
-Zephyr cię nie uderzy, nikt cię już nie uderzy. Zephyr też miała posiniaczone ręce, zrobiła to jej matka, od której ją zabrałem. Zephyr wie co przeszłaś i chce ci tylko pomóc-powiedział, miłym tonem głosu. Iskra spojrzała na niego i opuściła ręce, którymi wcześniej chciała się zasłaniać.
-Nie możesz mi tego zagwarantować-odpowiedziała.
-Mogę. Znajdę twoich rodziców i zabiorę cię do nich. Jestem smoczym jeźdźcem, smoki na mój rozkaz zatapiają wyspy-powiedział, i rozpalił piekielnik, który dziwnym trafem zawieszony był przy pasie.
-Myślałam, że to tylko plotka-powiedziała, jeszcze bardziej uspokojony Iskra.
-Nie ma dymu bez ognia-uśmiechnął się Czkawka, a ja podszedłem do niego i wyrwała mi piekielnik, który cały czas był zapalony i wytwarzał smród.
-Więc nie rozpalając ognia-powiedziałam, gasząc piekielnik i otwierając okno aby cały nieprzyjemny zapach wyleciał przez okno. Nienawidze tego smrodu, w przeciwieństwie do Czkawki.
-Niestety, ale moja córka nie lubi tego zapachu-zaśmiał się i lekko do mnie do siebie przytulił.
-Chodź Iskra powinnaś coś zjeść-powiedział, a ja podałam jej rękę z nadzieją, że za nią złapie. Złapała za nią i po chwili byliśmy przy stole, a Czkawka robił coś do jedzenia.
-Zephyr-powiedziała, Iskra wskazując na leżący na stole smoczek. Ja szybko chwyciłam go w obie dłonie i cała się zaczerwieniłam.
-Daj go-powiedział, Czkawka, a ja oddałam mu go i otworzyłam usta w celu powiedzenia czegoś. Ale on włożył mi go do ust, chyba zrobił to, żeby Iskra się uśmiechneła dlatego go nie wyciągnęłam...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top