Rozdział 15 Słyszysz moje serce?

Wpatrywałam się twardo w drewnianą podłogę całkowicie ignorując obecność Huntera, tak było prościej. Czemu do jasnej cholery on tego nie rozumiał?! Usiadł obok mnie, drażniąc mnie samą swoją obecnością. Po chwili znów zrobił coś czego kompletnie nie chciałam, chwycił moją dłoń w swoją i przeniósł na swoje kolana. 

-Katherine.. 

-Nie mów tak do mnie- rzuciłam oschle. 

-To jak mam do ciebie mówić?- spytał, kciukiem zaczynając rysować kółka na mojej skórze. 

-Najlepiej by było w ogóle- widziałam w głowie jak zaciska zęby i próbuje się uspokoić. Wiedziałam że takie odzywki z mojej strony go denerwują, ale jeszcze nie zdawałam sobie sprawy czemu. 

-Szczerze? Nie mam bladego pojęcia co teraz czujesz- odwróciłam się do niego gwałtownie- tak Kath- pierwszy raz zdrobnił moje imię.. Grhhh czy to teraz ważne? Czy to w ogóle ważne?- nigdy nie byłem w takiej sytuacji, w jakiej obecnie się znajdujesz, nie wiem jak to jest być porwanym i osaczonym przez zupełnie obcą mi osobę- łzy stanęły mi w oczach- nie rozumiem tego, mogę się tylko domyślać, więc proszę cię o odrobinę zaufania. Daj mi trochę czasu, tylko trochę na poznanie ciebie, a wtedy obiecuję że odwiozę cię wprost do Vernon- jedna łza wypłynęła z mojego zaszklonego oka jednak nim spłynęła po mojej twarzy, została złapana przez ciepłą dłoń Huntera. 

-Ile?- spytałam łamiącym się głosem- ile czasu potrzebujesz?- pogładził mój policzek, a ja czułam że jeśli nie przestanie rozpłaczę się ponownie. 

-W gruncie rzeczy to zależy od ciebie, od momentu gdy będziesz gotowa żeby otworzyć się przede mną- nie miałam już sił, zamknęłam oczy głęboko oddychając. Nagle usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Otworzyłam szybko oczy, i niemal od razu wstrzymałam oddech, był tak blisko. Na tyle, że spokojnie mogłam policzyć wszystkie jego rzęsy i wypatrzeć każdy błysk w oku. 

-Przyniosłem wszystko, a teraz...- Ian się zaciął, a Hunter sam się odsunął nim ja to zrobiłam. Puścił moją dłoń i wstał. 

-Zajmij się nią, wrócę za parę minut- rzucił i wyszedł. Ian spojrzał na mnie niepewnie po czym podszedł i złapał za bolącą kostkę którą posmarował maścią. 

-Codziennie wieczorem musisz się tym smarować, następnie przyłożyć gazę i zabandażować- kiwnęłam głową, na znak że rozumiem. Następnie pokazał mi jak założyć stabilizator- powinnaś w nim chodzić do dwóch tygodni, a przez pierwsze kilka dni dobrze by było gdybyś także w nim spała, później możesz go zdejmować- wstał i zaczął pakować manatki- zostawiam Hunterowi leki przeciwbólowe, więc jakby coś się działo to zwróć się do niego- kiedy całkowicie zajął się swoimi czynnościami, odwróciłam wzrok i znów zaczęłam gapić się w podłogę- Katherine? 

-Mhm- mruknęłam na znak że słucham. 

-Powinnaś się położyć, to był długi dzień- powoli kiwnęłam głową i wstałam przy okazji wypróbowując nowe cacko, które dość dobrze spełniało swoją rolę. Jak otępiała podniosłam kołdrę i powoli uważając na stabilizator zakopałam się w ciepłym łóżku, patrząc jeszcze przelotnie za zegar 01:36. Nic dziwnego że byłam zmęczona, mój idealny grafik przesunął się o dobre 4 godziny. Zamknęłam oczy z nadzieją że sen sam przyjdzie, ku mojemu rozczarowaniu nic takiego się nie działo. Mimo zgaszonego światła, mój umysł nie miał zamiaru iść odpocząć. Już miałam się przewracać na drugi bok gdy usłyszałam jak ktoś wchodzi do pomieszczenia. 

-Dzięki stary, potrzebowałem tego- powiedział głos, niewątpliwie należący do Huntera. 

-Nie ma sprawy, właściwie kiedy ciebie nie ma w pobliżu jest całkiem grzeczna- powiedział, a ja mogłabym przysiąc że zrobił to z uśmiechem. 

-Taa, będę pamiętał- rzucił ironicznie brązowowłosy. 

-Trzymaj się i nie wykończ jej- zaśmiał się, po czym usłyszałam trzaśnięcie drzwiami. Zamknęłam oczy gdy chłopak kręcił się chwilę po pokoju i dopiero gdy poszedł się myć pozwoliłam sobie na ich otwarcie. Tego momentu bałam się najbardziej, co zrobi jak wróci. Nie musiałam długo czekać na odpowiedź. Ponownie zamknęłam oczy, gdy usłyszałam jak wychodzi z łazienki. Kiedy poczułam jak materac na przeciwko mnie się ugina, pożałowałam tego, że nie odwróciłam się plecami do drugiego miejsca, albo że nie położyłam się na środku, zajmując całe miejsce. Teraz i tak nie było co płakać nad rozlanym mlekiem. Hunter położył się obok mnie, a ja nawet nie wiedziałam w którą stronę był obrócony, a za bardzo się bałam żeby spojrzeć.  

-Wiem że nie śpisz, twoje serce bije jak oszalałe- wyszeptał, a ja myślałam że zejdę na zawał. 

-Śpię- rzuciłam, chcąc zachować resztki godności, niestety wywołało to tylko jego śmiech. 

-Właśnie widzę- nadal uparcie nie otwierałam oczu, myśląc że może jednak uda mi się zasnąć. Chwilę później już patrzyłam na Bloodywortha, w głowie jeszcze raz analizując jego słowa. 

-Słyszysz moje serce?- powoli otworzył swoje szare oczy lustrując moją zagubioną twarz. Znałam ten wzrok i czułam że to nie skończy się dobrze, a przynajmniej dla mnie. Tak też się stało, psychol złapał dłoń którą trzymałam na poduszce i przyłożył sobie do swojej klatki piersiowej. Chciałam ją wyrwać ale nie pozwolił mi, w rezultacie mało co nie spłonęłam ze wstydu, gdy moja ręka dotykała jak się okazało jego nagiego torsu, był tak ciepły że jego skóra niemal mnie parzyła. 

-A ty słyszysz moje?- wpatrywałam się w niego, jednak myślami byłam przy jego sercu, sercu które biło teraz dwa razy szybciej niż powinno. 

-Tak, ale to co.. 

-Nieprawda- przerwał mi- ty potrafisz wyczuć moje będąc bardzo blisko, ja mogę zrobić to samo z twoim, będą kilka metrów dalej, to wszystko dlatego że jesteś moim światem a twoje bicie serca utrzymuje mnie przy życiu.

-To niemożliwe. 

-Nie w twoim świecie, Kath. Życie można przeżyć na dwa sposoby, biorąc je cały czas dosłownie, lub widzieć rzeczy które wychodzą po za ramy- czułam że bliskość na jaką mu pozwoliłam jest zdecydowanie za duża, bo jak wytłumaczyć to, że w moim sercu nagle rozlało się wielkie ciepło. Cofnęłam rękę i szczelniej opatuliłam się kołdrą- Kath.. 

-Nie, Hunter.. po prostu nie. Nie mam już na to siły- zamknęłam zmęczone oczy- nawet sobie nie wyobrażasz jak bardzo chciałabym być teraz w domu, spać we własnym łóżku, iść jutro do szkoły- z każdym wypowiedzianym słowem moja żałość się pogłębiała, a ja nie potrafiłam powstrzymać łez, szlochając mówiłam dalej- potrenować razem z panią Lilian, przytulić Vivienne i o Boże tak bardzo tęsknię za mamą- nie protestowałam, gdy przyciągną mnie do siebie i przytulił, to przez niego cierpiałam, ale teraz nawet to przestało się liczyć. Byłam wypłukana emocjonalnie i nie panowałam już nas sobą. 

-Cii, wszystko będzie dobrze- sama nie wiedziałam dlaczego, ale jego ciepło sprawiło, że zaczęłam powoli odpływać- przepraszam. Nie chcę cię ranić, ale to jedyne wyjście... 

*** 

-Na pewno da się to jakoś załatwić.

-Przykro mi, ale wasz syn zdecydował za was.

-Elizabeth, przecież znasz Huntera, nie zrobi jej krzywdy. Szukał jej od 10 lat, to dlatego emocje wzięły nad nim górę- powiedziała łagodnie Marie Bloodyworth.

-Nieprawda- odezwał się Keith.

-Słucham?- warknęła Elizabeth.

-Keith, nie pomagasz- dopowiedziała Marie.

-To nie jest wina Huntera, tylko pani- kiwnął na Elizabeth. Ta zacisnęła mocno pięści powstrzymując się przed rzuceniem się na chłopaka- nie jest tak? Proszę powiedzieć co by pani zrobiła, gdyby tylko dowiedziała się pierwsza, że wpoił sobie Katherine. Hunter po prostu panią wyprzedził, nic więcej- Elizabeth tylko warknęła pod nosem.

-O niczym nie wiesz dzieciaku, nie macie bladego pojęcia co zrobiliście, na jakie niebezpieczeństwo wystawiliście moją córkę!- krzyknęła wzburzona- ona nie jest...- zacięła się, nie mogła im tego powiedzieć, a w zasadzie nikomu.

-Elizabeth, czy jest coś, o czym nie wiemy?- spytał do tej pory milczący Jonathan Bloodyworth.

-Mówię ostatni raz Jonathan, wezwiesz swojego syna teraz, wbrew jego woli*, i wymierzysz mu odpowiednią karę, albo sama się tym zajmę tylko wtedy możesz już więcej go nie zobaczyć- Jonathan tylko się zaśmiał.

-Przykro mi Elizabeth, ale nie mogę tego zrobić. Po pierwsze ufam swojemu synowi, i wiem że twoja córka jest z nim bezpieczna, po drugie nie mam takiej siły żeby to zrobić.

-Że co? Jak alfa może nie móc wezwać..

-On już dawno mnie prześcignął Elizabeth, jest młodym wilkiem, a już tak silnym. Właściwie przypomina mi trochę ciebie, byłaś tak samo nie pokorna w jego wieku. Nie pamiętasz jak sama z Lucasem..

-Nie pamiętam- warknęła- po za tym, przypominam ci że Katherine jest CZŁOWIEKIEM- podkreśliła ostatnie słowo- nie wychowała się razem z nami jak Luc..- nie dokończyła- w każdym razie, jeśli wy nie chcecie mi pomóc, sama to załatwię- powiedziała, po czym odwróciła się i wyszła nie mówiąc nic więcej. Kiedy zostali sami, Marie położyła rękę na ramieniu Keitha i spojrzała na niego błagalnie.

-Keith, proszę cię, powiedź mi gdzie jest Hunter, lub chociaż daj mi z nim porozmawiać.

-Przykro mi, ale sam nie wiem, wczoraj powiedziałem wam wszystko co kazał mi przekazać. Skontaktuje się ze mną, kiedy sam uzna to za bezpieczne- powiedział.

-Boże! Co jak ona go znajdzie?- Marie, zwykle spokojna i opanowana pozwoliła łzom wypłynąć- przecież oni go zabiją.

-Przestań!- krzyknął Jonathan- nie znasz naszego syna?! Elizabeth może być silna i niesamowicie doświadczona, ale Hunter jest piekielnie inteligentny i potężniejszy niż ona. Pamiętaj że Elizabeth obecnie jest Omegą, więc na pewno będzie się kimś wysługiwać, a na pewno nie da rady przekupić Alfy z innego terytorium, więc sama widzisz że nie ma przeciwnika z jakim Hunter by sobie nie poradził.

-Właśnie taki jesteś Jonathanie! Wszystko mierzysz na podstawie siły, czy ty naprawdę nie wiesz, że Elizabeth także jest mądrą kobietą i na pewno wykorzysta jego słabości, a co jest teraz największą słabością Huntera? Katherine, mate. Nie będzie walczył z Elizabeth wiedząc że to zrani Katherine, może ty tego nie widzisz, ale taki właśnie jest nasz syn. On dla niej, zrobi wszystko, nawet jeśli będzie musiał się poddać.

***

Słońce przebijało się przez zasłony oświetlając twarz Kath, w którą teraz tak intensywnie się wpatrywałem. Czułem że gdyby nagle zaginęła, potrafiłbym ją opisać z dokładnością jeden do jednego. Każdy pieprzyk, wszystkie rzęsy, kształt ust, ułożenie brwi. Z ociąganiem przesuwałem moment gdy będę musiał wstać i ją obudzić. Myślę że po przebudzeniu nie chciałaby znajdować się w moich ramionach więc delikatnie zdjąłem z niej jedną rękę a drugą ostrożnie wyjąłem spod jej pleców. Następnie wstałem i od razu poszedłem zmyć z siebie jej łzy i delikatny dotyk który towarzyszył mi przez całą noc, był też poniekąd sprawcą mojego braku snu, ale z szerszej perspektywy sądzę, że nie zamienił bym tego na nic innego. Co ciekawsze nie byłem zmęczony, raczej podekscytowany myślą że jest ze mną, że mam ją przy sobie i nikt tego nie zmieni. Patrzenie na to jak się budzi, jak marszczy śmiesznie czoło, jak zakrywa dłonią twarz chcąc się uchronić przed promieniami słońca było najcudowniejszym widokiem. Powoli otworzyła swoje szare, zupełnie jak moje oczy i rozejrzała się po pokoju w końcu natrafiając wzrokiem na mnie.  

-Głodna?-spytałem, dziewczyna pokiwała przecząco głową, co za ściemniara- mówiłem już że masz mnie karać, a nie siebie- rzuciłem i odwróciłem się w kierunku torby, którą wczoraj gdy byłem na małym spacerze z moim wilkiem przywiozłem. Zabrałem ciuchy, które wczoraj udało mi się zdobyć dzięki Ianowi, a w zasadzie jego watasze i położyłem na kolanach Kath- na razie ubierz to, później podjedziemy gdzieś i coś kupimy. Spojrzała na mnie z głośnym westchnięciem, po czym odrzuciła kołdrę i jej wzrok padł na czarny stabilizator. Przez chwilę mu się przyglądała, a następnie zaczęła odpinać rzepy, które trzymały jej nogę w stabilnej pozycji. Szybko znalazłem się przy niej i złapałem za dłoń- hej, co ty robisz? Będzie bolało jeśli to zrobisz- spojrzała na mnie z politowaniem. 

-Chcę zobaczyć jak to wygląda, po za tym doskonale wiem jak to boli, to nie pierwszy raz- posłałem jej zdziwioną minę, ta cicho westchnęła- czy ty w ogóle coś o mnie wiesz? Zdajesz sobie sprawę kogo porwałeś? Czy po prostu byłam pierwszą dziewczynką, która się nawinęła. To był czysty los prawda? I zwyczajnie miałam pecha, bo wygrałam w tej zasranej loterii- mocniej zacisnąłem rękę na jej dłoni. Czemu ona zawsze musi wszystko źle odbierać. 

-Nawet jeśli chciałbym, nie dał bym rady ci tego wytłumaczyć. 

-Więc na co liczysz? Że będąc totalnie nieświadomą, rzucę się tobie w ramiona? 

-Nie. Liczę na to, że pewnego dnia gdy o wszystkim się dowiesz, zrozumiesz mnie i wybaczysz- słyszałem jak jej serce przyśpieszyło, nie dała mi jednak zobaczyć tego na twarzy. Z niewzruszoną miną wyrwała rękę i z powrotem zapięła stabilizator, zabrała ciuchy wstała i zamknęła się w łazience. Westchnąłem ciężko, myślałem że po tym co stało się w nocy będzie choć trochę lepiej- kretyn- rzuciłem pod nosem. Kilka godzin temu była po prostu w rozsypce i potrzebowała czyjejś bliskości, nawet jeśli tym kimś okazałem się ja. 

*Alfy mogą wzywać swoje wilki i zmusić je żeby wróciły, nawet jeśli tego nie chcą, jeśli wilk chce być wolnym, musi zostać Omegą inaczej podlega Alfie swojego stada. Omegi nie posiadają stada.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top