12
Wróciliśmy z plaży kiedy zaczęło robić się ciemno i chłodno. A, że oboje byliśmy tylko w strojach kąpielowych, więc udaliśmy się do domu. Nie chciałem tam iść, ponieważ wiedziałem, że Cameron znowu przyczepi się do Chan. Robiłem się o nią cholernie zazdrosny!
- Już miałam dzwonić na policje, żeby was szukali. - zaśmiała się Grace kiedy weszliśmy do kuchni po coś do jedzenia.
- Jesteśmy cali i zdrowi, ciociu. - oznajmiła Chanel puszczając moją dłoń i zaglądając do lodówki. Usiadłem na krześle przy blacie i skupiłem się na Chan, która nalewała sobie sok do szklanki. Od razu kiedy tylko jej ciocia wyszła z pomieszczenia stanąłem za nią i przytuliłem się do jej pleców. Nawet nie wiem dlaczego to zrobiłem. Po prostu chciałem. - Jesteś dzisiaj strasznie przytulaśny.
- Chodźmy do pokoju. - odwróciłem ją do siebie przodem.
- Jeszcze jest za wcześnie...
- Nie mogę już wytrzymać. - westchnąłem. Cały dzień na nią patrzyłem jak zasuwa w bikini, kontrolowałem się jak tylko mogę i należy mi się nagroda.
- Jesteś głodny? - spytała ignorując to co właśnie jej powiedziałem.
- Nie, nie jestem głodny. Teraz możemy iść?
- Idziecie z nami do klubu? - do kuchni weszła Beth ubrana w obcisłą czarną sukienkę, a za nią wszedł Tim, który wpatrywał się w jej tyłek. Typowo. Tylko on robił to legalnie, bo była jego dziewczyną. - Wszyscy idą, więc jak?
- Raczej dzisiaj sobie odpuścimy. Mamy już plany. - powiedziała i pociągnęła mnie do wyjścia z kuchni. Patrzyłem na nią zaskoczony, bo przed chwilą jeszcze miała gdzieś to co jej proponowałem.
- Jakie plany? - krzyknęła za nami ruda.
- Nie interesuj się, Elizabeth!
*****
- Więc panno Black... jakież to mamy plany? - stanąłem przed łóżkiem i związałem swoje dosyć długie włosy w kitkę z tyłu głowy. Podniosła wzrok znad telefonu i ignorując mnie położyła się na brzuchu. - Obraziłaś się? - spytałem. Wzruszyła ramionami i dalej mając mnie gdzieś przeglądała telefon. - Jesteś zła za to, że zabrałem ostatnie ciastko? - znowu wzruszyła ramionami. - Jutro kupię ci całe pudełko.
- Ale ja chciałam dzisiaj. - burknęła. - I chcę jutro dwa pudełka ciastek.
- Masz jak w banku. - powiedziałem. Bezwiednie oblizałem wargi i skupiłem się na jej pupie, która była okryta tylko... niczym. - Nie masz majtek co nie?
- Nie mam. - wybuchnęła śmiechem i naciągnęła bluzkę w dół. Chwilę potem jęknęła w poduszkę, bo przygniotłem ją swoim ciężarem.
- Nie pozwolę, żebyś tak bezkarnie leżała prawie naga przede mną. Albo raczej pode mną. - pocałowałem ją w kark.
- I co mi zrobisz?
- Zaraz zobaczysz. - usiadłem na jej nogach, a ona podłożyła swoje ręce pod głowę. Czułem się jak dziecko, które zaraz dostanie coś na co długo czeka.
- O nie, Harry! - pisnęła i od razu się spięła. - Już wiem co chcesz zrobić. - próbowała odgonić moje dłonie od jej ciała, ale niestety byłem silniejszy. - No weź, nie będę mogła siedzieć! - krzyknęła, kręcąc się.
- Jeszcze nic nie zrobiłem.
- Jeszcze?! - zaczęła mówić coś co siebie, że jej nie rozumiałem i nie ułatwiała też tego poduszka. W sypialni zapadła kompletna cisza, kiedy uderzyłem Chanel w pośladek. Jej skóra zrobiła się momentalnie czerwona.
- O nie... nie ujdzie ci to dzisiaj na sucho. - jakoś przekręciła się na plecy, a ja śmiejąc się z jej zaciętej miny pozwoliłem, żeby przejęła nade mną kontrolę i teraz ona była na górze.
_________________________
Zaczynamy nasz maraton!! >>>>
Louis potwierdził, że wczoraj urodził mu się syn... Jeszcze to do mnie nie dociera, ale jest ok, chyba :) Jak u was?? Przyznam się wam, że wczoraj olałam te informacje, bo myślałam że to znowu jakaś drama, a tu proszę... do ostatniej chwili uważałam, że to jednak nie jego dziecko, ale cieszę się, że on jest szczęśliwy.
Wracając do maratonu nie wiem ile dodam dzisiaj rozdziałów, zależy od was, jak będziecie komentować i się udzielać :)
Do później :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top