6. I tak wiem, że tęskniłeś.

Naprawdę myślałam, że jestem już uodporniona na wszystkie głupie teksty Nathaniela Sheya, ale chyba go nie doceniłam. Jego wypowiedź była bardziej dwuznaczna, niż było to w ogóle możliwe, a do tego cholernie nie na miejscu, zważywszy na to, co się między nami działo. Korzystając z tego, że zostałam sama w salonie, ponieważ przeszedł do kuchni, mogłam w spokoju się ogarnąć z chwilowego szoku, spowodowanego jego słowami. Mruknęłam coś cicho pod nosem, zaciskając oczy, aby pozbyć się choć trochę tej niezręczności. Strzepnęłam głową, po czym szybko schyliłam się, podnosząc z ziemi siwy koc. Wytrzepałam go i złożyłam w kostkę, a następnie ułożyłam na kanapie w tym samym czasie, w którym do salonu wrócił brunet. Spojrzał na mnie, zjeżdżając mnie od góry do dołu przenikliwym wzrokiem, na co z najbardziej neutralną miną, na jaką było mnie w tamtym momencie stać, założyłam ręce na piersi i skrzyżowałam z nim spojrzenie.

– Dam ci coś do przebrania. – zaczął prosto, więc skinęłam głową. – No chyba, że chcesz spać nago. – dodał poważnym tonem, ale na jego wargi i tak wpłynął ten chamski uśmieszek. Uniosłam brew w niedowierzającym geście, posyłając mu pełne politowania spojrzenie.

– Ale ci się ostatnio humor wyostrzył. No pogratulować. – zironizowałam. Wzruszył ramionami, nic nie robiąc sobie z mojego oburzenia.

– To była tylko propozycja. Chodź już i się tak nie spinaj. – z tymi słowami ruszył do swojej sypialni, więc chcąc nie chcąc, poszłam za nim.

Otworzył drzwi, a następnie zapalił światło i wszedł do środka. Rozejrzałam się dookoła, zatrzymując dłużej wzrok na jego zasłanym, wielkim łóżku. I nagle wtedy mnie olśniło. Do cholery, skoro ja się mu tam tak chamsko wprosiłam, to jak mieliśmy spać. Ja na kanapie? On na kanapie? Razem na kanapie?

Ty debilko, w końcu od czegoś ma łóżko.

Zaczęłam się trochę denerwować, bo nie wiedziałam, jak mamy to rozwiązać, aby nie było dziwnie. W końcu spaliśmy razem w łóżku tylko raz i to w Vegas, a wtedy sytuacja między nami była... mniej popieprzona, niż teraz. Przełknęłam ślinę i przyglądałam się, jak podchodzi do dużej, brązowej szafy, po czym ją otwiera, wpatrując się w jej zawartość. Jego ramiona pracowały, kiedy uniósł rękę, zaczynając szukać czegoś w jednej z szafek, a moje oczy zatrzymały się trochę dłużej na jego barkach. Obserwowałam jego skupiony profil, ale kiedy rozchylił wargi i powolnie przejechał po swojej górnej językiem, zapewne nie zdając sobie nawet z tego sprawy, w ekspresowym tempie spuściłam wzrok na jasnobrązowe panele. To było nie na miejscu. Poczekałam chwilę, aż w końcu wybrał jakieś ubrania i zamknął drzwi, zahaczając w międzyczasie o szufladę w komodzie, z której również coś wyciągnął.

– Chyba ta będzie w porządku. – mruknął, podchodząc bliżej i wyciągając przed siebie rękę z poskładaną, kremową koszulką oraz czarnymi bokserkami. Kiwnęłam głową i cicho podziękowałam, zabierając rzeczy. Uniosłam zmęczone powieki, natrafiając na jego lekko rozbawione tą całą sytuacją oczy. – Chcesz coś do picia? Albo do jedzenia? W sumie nie wiem, co mam ci jeszcze zaproponować, bo nie jestem dobrym gospodarzem. – zaczął, po czym zmarszczył twarz. – Chociaż, co ja się będę tu wysilał. Jak chcesz, to idź i rób sobie co tam chcesz.

Zdusiłam cisnący się na twarz uśmiech i jedynie pokręciłam głową. Czarnooki jeszcze tylko w ciszy wskazał ręką na drzwi łazienki, która umiejscowiona była na końcu korytarza przy głównym wejściu. Powędrowałam w tamtą stronę, kiedy on znów pokierował się do kuchni. Zapaliłam światło i otworzyłam drewnianą płytę z jedną, prostokątną, mleczną szybką pośrodku. Szybko znalazłam się po drugiej stronie, niepewnie się rozglądając. Jego łazienka była zwyczajna. Beżowe płytki na ścianach, a białe na podłodze. Miejsce przy ścianie naprzeciw toalety zajmowała wanna, a obok niej stała umywalka z blatem. Nad nim zawieszone było prostokątne lustro, a obok pralki stał kosz na pranie. Westchnęłam, podchodząc do niego i kładąc na nim przygotowane do przebrania rzeczy. Ściągnęłam z nadgarstka czarną gumkę do włosów, która zawsze mi towarzyszyła i zwinnie spięłam nią włosy w koka. Następnie, wypuszczając serię wdechów, podeszłam do blatu i zacisnęłam na jego krawędziach skostniałe palce. Przez chwilę moja głowa była zwieszona, kiedy pusto wpatrywałam się w biały zlew. Po pewnym czasie uniosłam ją i zmęczonym wzrokiem spojrzałam w swoje odbicie.

– Nie panikuj. To tylko jedna noc. – szepnęłam, bo moje wnętrze zaczęło dziwnie reagować i nie za bardzo mi się do podobało. Byłam dziwnie blada, a na policzkach i nosie pojawiły mi się czerwone plamy, które świadczyły o mojej wędrówce w zimnie. Sińce pod oczami, które były skutkiem nieprzespanych nocy, wyszły nawet spod warstwy podkładu i korektora, a moje powieki sennie opadały, co jasno dawało do zrozumienia, że byłam po prostu zmęczona. Bo byłam.

Powolnie przeciągnęłam bluzę przez głowę, pozostając w samym, beżowym staniku. Złożyłam materiał w kostkę i położyłam go na pralce, a następnie to samo zrobiłam ze spodniami i skarpetkami, pozostając jedynie w samej bieliźnie, której chwilę później również się pozbyłam. Odkręciłam ciepły kurek z wodą i patrzyłam, jak strumień wypływa z kranu, uderzając o spód białej wanny. Weszłam do niej, uśmiechając się lekko, kiedy pod stopami poczułam ciepło. Nie zamierzałam brać żadnych kąpieli, ani nic w tym stylu, tylko szybki prysznic, którym ogrzałabym zmarznięte ciało. Wodą z mydłem zmyłam makijaż, który pozostał na mojej twarzy, a następnie dokładnie wyszorowałam całe ciało miętowym żelem do kąpieli, który znalazłam na półce obok. Chciałam zmyć z siebie tę nieprzyjemną kolację w domu. Niedługo później, w pełni umyta, zakręciłam kurek i podniosłam się do pozycji stojącej. Już chciałam chwycić ręcznik, aby się wytrzeć, gdy zrozumiałam jedną ważną rzecz.

Nie miałam go.

Shey mi go nie dał, a ja całkowicie o nim zapomniałam, pochłonięta swoimi myślami. Jak mogłam zapomnieć?! Ukryłam twarz w dłoniach, kiedy moje ciało zaczęło drżeć przez panującą w pomieszczeniu temperaturę. Musiałam go poprosić o jakieś okrycie, ponieważ nie mogłam wyjść tam cała mokra.

– No nie wierzę. – warczałam pod nosem, zła sama na siebie. Zacisnęłam zęby, wychodząc z wanny na zimną podłogę i w międzyczasie klnąc na swoją głupotę ze cztery razy. Ściekająca z mojego ciała woda tworzyła kałuże na białych płytkach, kiedy po prostu stałam, pocierając swoje ramiona, aby się ogrzać. Uporczywie myślałam nad inną opcją, kiedy doszłam do jednego wniosku. Innej opcji nie było.

Na palcach podreptałam do drzwi, po drodze przeglądając się w lustrze. Gęsia skórka pokryła całe moje ciało i było tak z dwóch powodów. Pierwszym, oczywiście, był nieprzyjemny chłód, a drugim wiedza, że zaraz będę musiała poprosić go o pomoc. Chociaż już i tak wpieprzyłam mu się do mieszkania, choć wcale nie musiałam. Bywałam czasem naprawdę wielką idiotką. Nie myśląc już o niczym więcej, z gulą w gardle przekręciłam zamek w drzwiach i delikatnie je uchyliłam. W małą szczelinkę wcisnęłam samą głowę, aby nie widać było reszty mojego ciała. Rozejrzałam się, patrząc wprost na ciemny korytarz, który prowadził do oświetlonego salonu. Pokręciłam głową, wywracając oczami na swój stosunek do tej całej, głupiej sytuacji.

– Kurwa, ja to jestem tępa od urodzenia. – wyszeptałam niemal niesłyszalnie i nabrałam powietrza w płuca. – Nate! – zawołałam głośniej z nadzieją, że nie będę musiała tego powtarzać. Nie minęła chwila, a jego zachrypnięty głos rozniósł się po wnętrzu pomieszczeń.

– Topisz się? – zapytał nieprzejęty, nawet lekko sobie przy tym kpiąc, na co prychnęłam, opierając głowę o futrynę. Było mi coraz zimniej.

– Już się utopiłam i mówię do ciebie z zaświatów. – sarknęłam, zaciskając mocniej dłoń na klamce. – Mógłbyś dać mi jakiś ręcznik? – zapytałam, wznosząc oczy ku górze.

Usłyszałam tylko, jak odstawia coś do zlewu, a następnie jego kroki. Chwilę tak postałam, zagryzając wnętrze policzka, ale gdy zobaczyłam go na horyzoncie, przycisnęłam mocniej drzwi do swojego ciała i przełknęłam ślinę. Niby już widział mnie nago, a ostatniej nocy, kiedy tu spałam, nawet mnie przebierał, no ale sytuacja była jaka była, więc i tak czułam się dziwnie i wolałam oszczędzić sobie tego. Wysoki chłopak z niebieskim ręcznikiem w dłoni, skierował kroki w moją stronę, a kiedy załapał ze mną kontakt wzrokowy, nie omieszkał się uśmiechnąć w ten swój Sheyowaty i bardzo cyniczny sposób, który powodował u mnie chęć mordu. Spojrzałam na niego sceptycznie, wyciągając wolną rękę, którą nie trzymałam klamki, przez małą szczelinkę. Kiedy znalazł się wystarczająco blisko, chciałam chwycić materiał, jednak łatwo mi to uniemożliwił, cofając się. I naprawdę ten człowiek należał do najbardziej irytujących istot, jakie chodziły po tej planecie. Zrobiłam swoją wrogą minę, patrząc na niego ze złością, gdy on jak gdyby nigdy nic, stanął tuż przede mną. Zignorowałam to, iż od mojego roznegliżowanego ciała oddzielały nas tylko drzwi i wystarczyło, aby mocniej pociągnął za klamkę, aby ta granica runęła. Odchrząknęłam, unosząc hardo głowę.

– Dasz mi ten ręcznik, czy chcesz mieć na sumieniu moje zdrowie, gdy zachoruję? – zapytałam oschłym tonem, kiedy on tylko wzruszył ramionami. – Wiesz, że jesteś irytujący? – zapytałam, a gdy znów chciałam złapać za ręcznik, ten z lepszym refleksem od mojego, znów cofnął dłoń, cicho się przy tym śmiejąc. Nie wiem, co było w tym takiego zabawnego, ale dla mnie nic.

– Wiesz, że ty też? – odpowiedział pytaniem na pytanie. – Mogłabyś chociaż poprosić. – na jego wypowiedź, którą powiedział niezwykle zarozumiałym tonem, spojrzałam na niego spod byka.

– Proszę, daj ręcznik. – szepnęłam, tracąc powoli resztki cierpliwości. Dreszcze z zimna powoli mieszały się z tymi z gorąca, które spowodowane były złością. Dosłownie sekunda dzieliła mnie od wybuchu. Sekunda.

– No i nie można było tak od razu? – zapytał irytującym tonem, a kiedy chociaż trochę się przybliżył, wyrwałam mu ręcznik z dłoni i zamknęłam drzwi przed nosem z głośnym hukiem.

– Palant. – warknęłam, opatulając się ciepłym materiałem, który w tamtym momencie był dla mnie niczym najważniejszy skarb.

– Słyszałem! – zawołał, a jego głos przytłumiony był przez drzwi. Nawet tego nie skomentowałam, a przewróciłam jedynie oczami i zaczęłam się wycierać.

Szybko założyłam czarne bokserki, które na moich szerokich biodrach i udach wcale nie wyglądały źle, a następnie wciągnęłam na siebie kremową koszulkę z dekoltem w serek, która to wycięcie miała naprawdę spore. Była trochę za duża, ale nie jakoś przesadnie. Ważne, że zakrywała bokserki. Niewiele, ale zakrywała. Powycierałam jeszcze szybko plamy z wody na podłodze, a następnie rozpuściłam włosy, które lekko się napuszyły i poskręcały od wilgoci. Nienawidziłam tego. Rozwiesiłam jeszcze tylko mokry ręcznik na wiszącym na ścianie, białym kaloryferze i podeszłam do drzwi. Moje nogi zrobiły się dziwnie watowate, a oddech przyspieszony, bo kiedy tak stałam przed nimi, patrząc na mleczną szybę, zdałam sobie sprawę, że ja naprawdę miałam u niego nocować. Pierwszy raz z własnej woli. Cholera.

Delikatnie otworzyłam drzwi i wychodząc z pomieszczenia, zgasiłam światło. Starałam się podciągnąć koszulkę trochę niżej, ale z drugiej strony nie chciałam jej rozciągać. Poprawiłam włosy, zarzucając je na jedną stronę głowy przez co kilka kosmyków opadło na moją twarz. W końcu pokonałam ciemny korytarz i weszłam do salonu, który był pusty. Niepewnie stanęłam obok kanapy, bawiąc się rąbkiem rękawa, który sięgał mi niemal do łokcia. Uniosłam jednak wzrok, gdy usłyszałam kroki, a sekundę później z kuchni oddzielonej od pokoju dziennego kwadratowym łukiem, wyszedł Shey. W dłoniach trzymał dwa siwe kubki, a swój wzrok wlepiony miał właśnie w nie. Spojrzał na mnie z opóźnionym refleksem, bacznie lustrując do szpiku przenikliwym i zimnym wzrokiem moją sylwetkę. I przez to było mi cholernie dziwnie. Bacznie zjechał mnie spojrzeniem od stóp, aż po głowę, zatrzymując się na moich oczach. Jego wzrok jak zwykle nic nie wyrażał, ale z nim to już tak było. W końcu Nathaniel Shey był bezuczuciowym dupkiem z wrażliwością betonu. I wiedział to każdy. On również.

– Szczerze mówiąc, myślałem, że będzie krótsza. – odparł z wrodzoną nonszalancją, mając na myśli bluzkę, którą na sobie miałam. Prychnęłam zła, zakładając ręce pod biustem. Spojrzałam na niego karcącym i pełnym politowania wzrokiem.

– Ależ ty jesteś dyskretny. – fuknęłam z wyczuwalną dozą sarkazmu. Uniósł kąciki ust w sztucznym uśmiechu, kiwając głową.

– To już wiedziałem dawno. – odparł jak gdyby nigdy nic, wystawiając w moją stronę dłoń, w której trzymał kubek. – Herbata. Nie miałem pojęcia czy słodzisz, więc nie posłodziłem, a jak słodzisz, to idź sama, bo nie chcę mi się wracać do kuchni. – mruknął leniwym i zblazowanym głosem, co skwitowałam jedynie cichym parsknięciem.

– Całe szczęście, że nie słodzę. – odparłam, ponieważ prawda była taka, iż nie znosiłam herbaty z cukrem. Przyjęłam od niego kubek, po czym usiadłam na kanapie, kładąc naczynie obok mojego telefonu na blacie stolika do kawy. Wciąż było mi zimno, więc naciągnęłam na siebie złożony obok siwy koc, który służył mi za ogrzewanie podczas meczu. Zarzuciłam go na siebie i zgięłam nogi, siadając tym samym po turecku. Oparłam się o oparcie wygodnego mebla, kiedy Nate zajął miejsce po ukosie na drugim końcu narożnika, przez co dobrze się widzieliśmy.

– Więc. – zaczęłam, nachylając się i zabierając ze stołu kubek z gorącą herbatą. Ułożyłam go w zimnych dłoniach na nogach przykrytych kocem i spojrzałam na bruneta, który z beznamiętną miną patrzył w moje oczy. Siedział wbity w kanapę, trochę zjeżdżając na niej w dół, przez co wyciągnął swoje długie nogi na podłodze. Jedną ręką trzymał kubek oparty o swoje udo, a drugą dłonią pocierał delikatnie swoją ogoloną brodę. – Co robiłeś przez ten czas?

Wiedziałam, że on wiedział, co miałam na myśli. Naprawdę mnie to interesowało. Chciałam wiedzieć, co robił przez czas, kiedy nie mieliśmy ze sobą kontaktu. Czy może wyjeżdżał z miasta, albo uczestniczył w jakichś walkach. Czy może kogoś nowego poznał... na przykład jakąś dziewczynę, czy coś. No przecież byliśmy tam kiedyś dobrymi znajomymi, to miałam prawo wiedzieć, tak? Nie, żeby mnie to jakoś mocno interesowało. Tak tylko.

– No cóż. – zaczął, ostatni raz pocierając swoją brodę, po czym wyprostował tę rękę i ułożył ją na podłokietniku. – Chyba nic szczególnego.

– Normalnie jesteś rozmowny jeszcze bardziej, niż kilka miesięcy temu. – powiedziałam ironicznie, biorąc łyka ciepłej herbaty, która mile pieściła moje obolałe gardło. Chłopak patrzył na mnie przez chwilę badającym wzrokiem, aż w pewnym momencie spuścił wzrok na swój kubek, uśmiechając się z wyraźnym zmęczeniem. – Co? – zapytałam zdziwiona, unosząc brew na jego zachowanie.

– Po prostu spytaj. – powiedział wprost.

– Niby o co? – zagryzłam wnętrze policzka w lekkiej obawie, bo chciałam zadać mu jedno pytanie od kiedy tu przyszłam. Jednak nie wiedziałam, czy o to mu chodziło. Cholera, w końcu nie jestem otwartą księgą! Nie może ze mnie tak po prostu czytać! To nie fair, kiedy mi jest nawet ciężko ogarnąć, jaki ma w danym momencie humor.

– Chcesz zadać to pytanie, od kiedy weszłaś do tego mieszkania, więc zadaj. – mruknął niskim tonem, krzyżując ze mną wzrok. – Zapytaj o finałową Walkę Śmierci.

Uciekałam wzrokiem, nie mogąc spojrzeć mu w oczy. Kciukiem jeździłam po kubku z herbatą, na którym aktualnie skupiłam swoją uwagę. Tak, chciałam wiedzieć jak było z tą cholerną walką, o którą poszło podczas naszej ostatniej kłótni. Bolało mnie i jednocześnie cholernie przerażało to, że Nate był w stanie wyjść na ten ring i kogoś zabić, aby wygrać. Nie wiem, jakby to wszystko skończyło się, gdyby nie policja. Może nie zobaczyłabym go nigdy więcej? Albo miała świadomość, iż chłopak, z którym tyle przeżyłam, z własnej inicjatywy stał się mordercą? Nie mam pojęcia. Wiedziałam, że po mieście krążyły plotki dotyczące nieoficjalnej walki między Sheyem a Ramirezem, którym uprzednio przerwały służby. Jednak nie było to przez nikogo potwierdzone. Ale czy miałam pewność, że Nate tego nie zrobił?

– W takim razie cię wyprzedzę. Nie, nie było żadnej nieoficjalnej walki po walce głównej. – odpowiedział na moje pytanie, nim w ogóle zdążyłam je zadać, a głaz, który spadł mi w tamtej chwili z serca, sprawił, iż ponownie mogłam normalnie oddychać. – Organizatorzy się nie zgodzili.

– I całe szczęście. – burknęłam pod nosem, ale że ja to ja, to jednak to usłyszał, ale nijak tego nie skomentował. Tylko że dalej pozostawała ta jedna myśl. Myśl, że on w końcu wyszedł na ring. Tak, walka się nie skończyła, ale mogła, bo był do tego zdolny.

Chciał i był w stanie zabić.

– Policja cię zgarnęła? – odkaszlnęłam, aby pozbyć się niechcianych myśli w głowie. Nate kiwnął głową, popijając z kubka. – Ale cię nie zamknęli. Dlaczego? – zapytałam zaciekawiona, odgarniając dłonią włosy z twarzy, które splątane i rozczochrane błądziły wokoło mojej głowy. Musiałam wyglądać strasznie w takim wydaniu. Bez makijażu, z szopą na głowie i sińcami pod oczami, jednak nie przeszkadzało mi to. Nawet po pięciu miesiącach. Gdzieś w moim umyśle zapisane było, że to w końcu Nate. Kiedyś czułam się z nim dobrze. Może znów mogło tak być?

Brunet chwilę się zamyślił, błądząc wzrokiem po pomieszczeniu, jakby coś blokowało go przed powiedzeniem mi prawdy, a to zaciekawiło mnie jeszcze bardziej. Przejechał lewą dłonią po swoich włosach, lekko je czochrając przez szybkie ruchy w przód i w tył. Zmarszczyłam brwi, dopiero teraz zauważając czarny sygnet na serdecznym palcu jego dłoni. Wcześniej go nie dostrzegłam i byłam pewna, że kiedy jeszcze się spotykaliśmy, to go nie miał. Zatrzymałam dłużej na nim wzrok, badając czarną, szeroką obrączkę, gdy do rzeczywistości przywróciło mnie jego westchnięcie. Pomrugałam szybko powiekami, zwilżając zaschnięte oczy. Czarnooki uderzał delikatnie palcami w swoje udo, myśląc nad odpowiedzią.

– Zgarnęli mnie od razu z ringu, tak samo jak kilku innych, którzy byli najbliżej. – zaczął zmęczonym tonem. – Nie mieli dowodów na moje wcześniejsze walki, ale każdy wiedział, jak było. Już wcześniej miałem zawiasy, więc teraz byłoby od razu więzienie. – mówił i chociaż pokazywał, iż jest tym totalnie nieprzejęty, wiedziałam, że wcześniej musiało go to ruszyć. Przecież mógł skończyć w pudle! Chryste.

– Więc czemu tego uniknąłeś? – zapytałam zaciekawiona, w myślach dziękując wszystkim bóstwom za to, że upiekło mu się od tej kary.

– Bo ktoś wysoko postawiony w tym mieście się za mną wstawił. – odparł, nawet na mnie nie patrząc. Nachylił się w stronę stolika, po czym postawił na nim pusty kubek i westchnął, układając łokcie na kolanach. Splótł swoje dłonie, obserwując beznamiętnym wzrokiem coś przed sobą, kiedy mnie niemal rozrywało z chęci dowiedzenia się prawdy

– Kto? – zapytałam. Chwilę milczał, po czym powolnie odwrócił głowę w moją stronę, spoglądając mi w oczy. Jego czarne tęczówki lśniły, odbijając światło lampek ledowych pozaświecanych wokoło plazmy. Patrzył na mnie uparcie, jakby w głowie coś analizował, a ja nie potrafiłam odwrócić wzroku. Po prostu nie potrafiłam, a powinnam

– Twoja matka.

W pierwszym momencie nawet nie załapałam, że to o nią chodziło. Dopiero później zdałam sobie sprawę z tego, co powiedział. On właśnie chciał przekazać mi, że człowiekiem, który uchronił go od wielu lat w więzieniu była osoba, która nie znosiła go całym sercem. Byłam pewna, że sobie ze mnie żartował. Kpił i zaraz wybuchnie śmiechem, ale nic takiego się nie stało. Patrzył na mnie skupionym i uważnym wzrokiem, pokazując mi tym samym to, iż był szczery. Rozchyliłam wargi, nie potrafiąc wykonać żadnego ruchu, a co dopiero czegoś powiedzieć. Po prostu siedziałam jak wryta z myślami zlepionymi papką. Przecież to było niemożliwe. Przez niego moja matka chciała wysłać mnie na inny kontynent, kilkanaście tysięcy kilometrów od własnego domu, abym tylko znów się z nim nie spotkała. I ta kobieta miałaby się za nim wstawiać? Przecież to się kupy nie trzymało!

Jeszcze chwilę milczałam, analizując te wszystkie informacje. Nic mi nie powiedziała. Nawet słowem nie wspomniała. Przecież to Joseline Clark. Ona nigdy w życiu by tego nie zrobiła. Po co?

– Jakim cudem? – wyjąkałam, nie mogąc zebrać myśli w jedną całość.

– Też mnie to zdziwiło. Bardziej niż ciebie. – odpowiedział, wzruszając przy tym ramionami. – Spędziłem dwa dni w areszcie, a potem dowiedziałem się, że sprawa została umorzona, bo główny inspektor był bliskim przyjacielem twojej matki, a w tym mieście wszystko załatwia się poprzez wtyki. To w końcu Culver City.

W ciszy analizowałam jego słowa, a jedna nurtująca myśl nie chciała wyjść z mojej głowy. W końcu to była moja mama. Ona nie robiła takich rzeczy bezinteresownie.

– Czy to przez nią... no wiesz. – plątałam się, nie wiedząc, jak ubrać w słowa to, co chciałam przekazać. Czułam jego uważny wzrok na sobie, kiedy zakłopotana zastanawiałam się, czy aby na pewno w tej całej sytuacji między nami nie mieszała moja mama.

– Czy to przez nią odszedłem? – zapytał, wyręczając mnie w tym. Spojrzałam na niego spod kurtyny rzęs, a kosmyki moich ciemnych włosów delikatnie zasłoniły mi twarz. Patrzył na mnie intensywnie, jakby chcąc przeskanować mnie na wylot. On również miał odznaczające się sińce pod oczami, ale nawet z tym wyglądał cholernie dobrze. Niby zmęczony, ale dalej zawadiacki i tajemniczy. To bywało irytująco intrygujące.

– Czy ona kazała dać ci mi spokój w zamian za pomoc z policją? – wypaliłam. Nie miałam pojęcia czy było to prawdą, ale jeśli tak, nie wiedziałam, czy byłabym jeszcze w stanie na nią spojrzeć. Zabronić i zakazać mi coś, to jedno. Sprawić, że ważna osoba odchodzi, to drugie.

Długo milczał. Po prostu na mnie patrzył. Bez żadnych emocji. Pusto i intensywnie, a te oczy powodowały ciarki na ciele. Chciałam znać odpowiedź. Chciałam, aby wyznał mi prawdę. Nawet tę bolesną, która sprawiłaby, iż nie mogłabym nigdy więcej spojrzeć na własną rodzicielkę.

– Nie. – odpowiedział w końcu, a moje płuca opuściło długie westchnięcie. Nawet nie wiedziałam, że z tych emocji wstrzymałam oddech i zacisnęłam szczękę, niemal krusząc sobie ząb. Nieopisana ulga. – Przyszła do mnie i powiedziała, że nie robi tego dla mnie, tylko dla ciebie, po czym sobie poszła. Nic więcej. Zero czegokolwiek.

Po jego słowach długo milczeliśmy, pogrążeni w swoich myślach. Nigdy nie byłabym w stanie nawet wpaść na pomysł, aby pomyśleć, że to moja matka będzie osobą, która pomoże Nathanielowi Sheyowi, który dla niej był jedynie marginesem społecznym, nikim więcej. Nie mówiła mi. Nie wspomniała ani słowa. Dlaczego? Dlaczego nie chciała, abym wiedziała? Przecież to nie miało sensu. Z jednej strony nie chciała nawet słyszeć o jego nazwisku, a z drugiej wyciągała go z więzienia. I ten tekst, że robiła to dla mnie, a nie dla niego. Robiła to dla mnie, nie mówiąc mi i jeszcze zabraniając mi się z nim spotkać? To było popieprzone.

W końcu uniosłam głowę, spoglądając na jego pogrążoną we własnych myślach twarz. Patrzył gdzieś przed siebie, a jego mina jak zwykle niezbyt emanowała emocjami. Obracałam w dłoniach jeszcze ciepły kubek, z którego ubyła prawie cała herbata i zastanawiałam się, jakim cudem wytrzymałam tyle czasu bez niego. Bez jego wiecznie narcystycznie-sarkastycznego podejścia do życia i bez tych wiecznych tekstów, którymi nieraz zaginał wszystkich wokół. Bez tego ciętego języka i aury tajemniczości oraz wrogości, którą roztaczał wokół siebie, wzbudzając strach ale i szacunek w innych. Bo tak było. Gdzie nie poszedł, tam pakował się w kłopoty. Miał rację. Ten chłopak to definicja kłopotów i wiecznych problemów. Jednak chyba to w nim było najlepsze. Nie dało się przy nim nudzić.

– Wiesz. – zaczęłam z lekką nieśmiałością, bo moje myśli były głupie, ale musiałam mu to powiedzieć, bo inaczej wybuchłaby mi głowa. Brunet dopiero się ocknął, spoglądając na mnie spod ciemnych i długich rzęs. Drapałam rączkę siwego naczynia w moich dłoniach, delikatnie się uśmiechając i spoglądając w jego czarne oczy. – Nie chcę, żeby znów było tak, jak przez te miesiące. Nie chcę znowu rozmyślać i zastanawiać się, jak to by było, gdyby nasza rozmowa potoczyła się inaczej. – wychrypiałam słabym głosem, unosząc delikatnie jeden bark, bo czułam się dziwnie, mówiąc mu takie rzeczy. Dziwnie, ale nie niekomfortowo.

Nate zawiesił się przez chwilę, w ogóle nie komentując moich słów. Patrzył wprost na mnie, a ja hardo wytrzymałam jego spojrzenie. Moje serce wybijało zawrotny rytm w oczekiwaniu na jego odpowiedź. Nie wiedziałam, jak zareaguje, ale wiedziałam, że nie chcę, aby znów odszedł, znikając z mojego życia. Nie chciałam.

– No cóż. – zaczął z powagą, co z lekka mnie przeraziło, ale kiedy oparł dłoń na kolanie, patrząc na mnie z tym charakterystycznym dla niego uśmieszkiem, wiedziałam, że będzie dobrze. Musiało być. – Na początku może być dziwnie, ale później powinno być normalnie. O ile naszą znajomość kiedykolwiek można było nazwać normalną.

Po jego słowach cicho i szczerze się zaśmiałam, zwieszając głowę, przez co znowu moje roztrzepane włosy zrobiły swoje, a kilka kosmyków spadło na moją twarz, okalając policzki. Było mi miło, kiedy znów z nim tak rozmawiałam. Zwyczajnie i bez zbędnych dram. I miał rację w swoich słowach. Mogło być różnie, ale to wszystko było do zaakceptowania, jeśli znów byłoby tak, jak dawniej, chociaż w kilkunastu procentach, bo wątpiłam, iż odbudowalibyśmy to wszystko. Kiedyś było między nami coś więcej, niż zwykłe koleżeństwo, ale jeśli teraz na koleżeństwie miało się zakończyć, to mi to odpowiadało. Byleby był w moim życiu. Mimo iż byłam niemal pewna, że sprowadzi to na mnie ogrom kłopotów.

Uniosłam głowę, patrząc na blat stolika, kiedy usłyszałam wibrację. Mój telefon świecił się, powiadamiając mnie o nadchodzącym połączeniu od mojej matki. Skrzywiłam się, mając mieszane uczucia. Z jednej strony byłam na nią piekielnie zła, a z drugiej zaciekawiona całą sytuacja z aresztem Shey. Musiała mi to wytłumaczyć, jednak dalej nie chciałam z nią gadać po akcji, jaką zrobiła na kolacji. Eh, bezsens.

– Odbierz. – szybko przekręciłam głowę, spotykając się ze spojrzeniem chłopaka. – Dzwoni już któryś raz, a to bezsensu. Powiedz, że wszystko okej i tyle. – poradził, wstając z miejsca pod moim czujnym wzrokiem. Popatrzył na mnie z góry, kiwając głową. – Ja pójdę ogarnąć łóżko.

I nie mówiąc nic więcej, wyminął mnie i ruszył w kierunku sypialni. Kiedy już w niej zniknął, zamykając za sobą drzwi, aby zapewne mi nie przeszkadzać, zagryzłam wargę, nachylając się nad białym meblem. Chwyciłam wciąż dzwoniący telefon, w międzyczasie odstawiając pusty kubek i wpatrywałam się w rząd cyferek. Nate miał rację. Nie musiałam wylewnie z nią rozmawiać, a jedynie poinformować, że wszystko w porządku, aby przestała się martwić i dała mi spokój z ciągłymi połączeniami i wiadomościami. Chyba byłam w stanie to zrobić. Odetchnęłam głośno, zbierając w sobie całą odwagę i jakąkolwiek chęć, aby z nią gadać. Ale kiedy odebrałam, przykładając iPhone'a do ucha, zwątpiłam.

– Victoria! Boże Święty, czy ty wiesz, jak się martwiłam?! – wydarła się z miejsca, na co przewróciłam oczami, opierając się wygodniej o oparcie skórzanej kanapy. Poprawiłam ciepły koc na moich nogach i czekałam na dalsze rewelacje. – Gdzie jesteś?! I dlaczego nie odbierałaś? Vic, porozmawiajmy. – nalegała rozpaczliwie, wpadając w swój słowotok. Naprawdę nie chciało mi się tam teraz siedzieć. Wolałam po prostu iść spać i odetchnąć.

– Spokojnie. Nic mi nie jest. Wszystko gra. – mruknęłam sucho, zdystansowanym tonem. Podejrzewałam, co zaraz miało nastać i ani trochę mi się to nie podobało.

– Gdzie jesteś? Victoria, wróć do domu. Przyjadę po ciebie. – prosiła, a jej głos był bardzo zmęczony. Tylko nawet wtedy nie bardzo mnie to ruszyło. Nie po tym, co zrobiła.

– Nie. Chcę pobyć sama. – wychrypiałam, zaciskając powieki. Ułożyłam łokieć na oparciu kanapy i przyłożyłam dłoń do czoła, pocierając je. Jej głośne westchnięcie obijało się po głośnikach iPhone'a. – Jestem w bezpiecznym miejscu, nie martw się.

– Vic, porozmawiajmy na spokojnie. Nie kłócimy się znowu. – poprosiła niemal błagalnie, na co poczułam wielką gulę w gardle. Nie mogłam z nią rozmawiać.

– Nic mi nie jest. Wrócę jutro. Cześć. – rzuciłam szybko, a następnie, nie dając dojść jej do słowa, rozłączyłam się i odrzuciłam telefon na miejsce obok siebie. Ukryłam twarz w dłoniach, starając się trochę ochłonąć. Moja matka spieprzyła po całości, ale nie mogłam nie zareagować na jej pełen błagania głos.

Spędziłam tam chwilę w kompletnej ciszy, zastanawiając się, ile razy jeszcze będę musiała przeżywać z nią taką rozmowę. Za każdym razem to samo gówno. Westchnęłam cicho, czując jeszcze większe znudzenie. Chciałam po prostu położyć się spać. Poprawiłam koc na swoim ciele w tym samym czasie, gdy drzwi od sypialni uchyliły się, a w progu stanął Shey, z którym nawiązałam kontakt wzrokowy.

– Załatwione? – zapytał, opierając się przedramieniem o futrynę drzwi. Kiwnęłam głową, zdobywając się na lekki uśmiech, który był wymuszony, ale nie chciałam pokazywać, że było po prostu źle. – To chodź. Chyba musisz się położyć, bo wyglądasz tragicznie.

– Jak ty wiesz, jak kogoś pocieszyć. – rzuciłam, przewracając oczami. Ściągnęłam z siebie koc, stawiając nogi na podłodze. Podniosłam się z sofy w akompaniamencie moich strzelających kości. Od razu zrobiło mi się również chłodniej, dlatego szybko wyminęłam mebel i podeszłam do drzwi, w których stał.

Razem weszliśmy do pokoju, w którym paliła się jedynie lampka stojąca na szafce nocnej. Wielkie łóżko, które zajmowało sporą część przestrzeni, było zasłane białą pościelą, która tylko prosiła o to, by pod nią wskoczyć. Tylko dalej nie wiedziałam, jak będzie to wyglądało. Mieliśmy spać razem?

– Idź, ja się położę w salonie. – mruknął, wskazując na łóżko. Podszedł do komody i wysunął pierwszą szufladę, kiedy ja podeszłam do materaca i zagryzłam wargę, uporczywie nad czymś myśląc. Byłoby mi strasznie głupio, gdyby przeze mnie męczył się na kanapie...

– Śpij tutaj. – wypaliłam, mentalnie uderzając ze dwieście razy pod rząd głową w ścianę. Boże, ja tego nie powiedziałam.

Shey odwrócił się, spoglądając na moją twarz ze zdziwieniem. Żeby zająć czymś ręce i ciało, odrzuciłam kołdrę po prawej stronie łóżka i powolnie usiadłam na materacu, przykrywając pierzyną swoje nagie nogi. Czułam na sobie jego czujne spojrzenie i naprawdę miałam ochotę się tam powiesić.

– Głupio mi, gdybyś męczył się na kanapie, więc śpij tutaj. – wyjaśniłam, przeczesując swoje włosy. – I tak już dziwniej być chyba nie może, więc co za różnica.

Po moich słowach jedynie parsknął, a następnie wyszedł z pokoju, informując, że idzie do łazienki, a ja mam niczego nie zepsuć. Jego łóżko było bardzo wygodne, więc zsunęłam się w dół, kładąc głowę na miękkiej poduszce, która pachniała całkowicie jak Nate, co z jednej strony było naprawdę przyjemne, a z drugiej nieodpowiednie, bo ten zapach działał naprawdę... pobudzająco. Zakryłam się po szyję kołdrą i opuściłam dłonie wzdłuż ciała, patrząc pusto w biały sufit. To wszystko było takie dziwne. Ja, on, my, ta sytuacja. Jeszcze tydzień temu snułam się jak cień, wiedząc, że Nathaniel Shey zniknął z mojego życia bezpowrotnie, a teraz leżałam w jego własnym łóżku, a którym miałam z nim spać. Gdyby ktoś powiedział mi o tym kilka dni temu, wyśmiałbym go, a następnie uderzyła za perfidne żartowanie z mojej osoby. Czułam dziwne podenerwowanie, bo cholera, to pierwsza od dawna aż taka sytuacja. Mieliśmy razem spać. Niby nic, ale jednak coś.

Piętnaście minut później usłyszałam kroki, więc automatycznie spojrzałam na otwarte drzwi. I był to błąd życia. W progu stał Shey. Shey, który miał na sobie jedynie luźno zwisający z bioder ręcznik. Jego ciało i włosy było mokre, a pojedyncze krople powoli spływały po jego opalonym i umięśnionym torsie. Poczułam, jak zasycha mi w gardle, gdy ujrzałam jego umięśnione barki i ramiona, a także te charakterystyczne żyły na przedramionach. Powolnie podążyłam wzrokiem po jego ciele, aż w końcu spotkałam się z jego beznamiętnym wzrokiem, który wtedy był lekko rozbawiony. Jego brązowe włosy, które pod wpływem wody zrobiły się czarne, lśniły, a ciemne tęczówki powodowały ciarki na ciele. Przełknęłam z przerażeniem ślinę, czując, jak moje nogi zrobiły się dziwnie wiotkie, a w brzuchu coś mocno się ścisnęło, powodując nagły napad gorąca, który wybuchł w moim coraz bardziej rozgrzanym ciele.

– Tak mnie zjeżdżasz tym wzrokiem, że aż czuję się jak te laski w klubach. – mruknął ironicznie, podchodząc do szuflady. Odkaszlnęłam i pokręciłam głową, chcąc opanować trochę głupią reakcję mojego ciała. Tyle że nie mogłam.

– Jak przychodzisz w połowie rozebrany, to przepraszam bardzo. – warknęłam zła na samą siebie, z rozdrażnieniem poprawiając kołdrę, pod którą leżałam. Zrobiło mi się jakoś dziwnie gorąco.

Nathaniel jedynie zaczepnie uniósł brew, odwracając się do mnie plecami, a ja zaliczyłam tam moralnego zgona, bo kurwa, tyle nie widziałam go w takim wydaniu i trochę mnie zatkało. Uwielbiałam jego plecy. Były ładnie umięśnione i tak cholernie seksownie wyglądały, kiedy pracowały, gdy coś podnosił lub się nachylał. STOP.

– To zabrzmiało, jakbyś była na mnie napalona. – mruknął zawadiacko, odwracając głowę w moją stronę i blokując ze mną spojrzenie. Uśmiechnął się w ten swój zbyt pewny siebie sposób i otworzył jedną z szuflad.

– Ja pierdolę. – zaklęłam, ukrywając twarz w dłoniach w akompaniamencie jego śmiechu. Chciałam stamtąd zniknąć, przysięgam. – Możesz przestać? Po takim czasie jest mi trochę głupio, nie powiem, że nie.

– Wiem i strasznie mnie to bawi. – odparł cynicznie, po czym dalej z dłońmi na twarzy, która odcinała mnie od widoku tego cyrku, usłyszałam zrzucanie materiału na podłogę, przez co prawie wgniotło mnie w ten materac.

– Proszę, nie mów mi, że ty właśnie zdjąłeś ręcznik. – wypaliłam zdruzgotana, pragnąc się tam zapaść pod ziemię, bo ani trochę nie byłam na to wszystko przygotowana. Nie w takim tempie.

– Chyba we własnym domu mam do tego prawo, nie sądzisz? – zapytał poważnie, ale wiedziałam, że był cholernie rozbawiony moim zachowaniem. Ja nie za bardzo.

– A nie mogłeś zrobić tego w łazience? – zapytałam, zdejmując dłonie z twarzy. Z dalej zamkniętymi oczami, moje ręce opadły z hukiem na pościel po obu stronach mojego ciała. – Przez ciebie ta cała sytuacja jest jeszcze gorsza, niż pół godziny temu.

– Co poradzić, że zachowujesz się jak dzieciak. – mruknął z przekąsem, na co prychnęłam, wyrażając tym samym swoją postawę względem tej sytuacji. Ten chłopak wprawiał mnie w coraz większą złość, a to nie mogło skończyć się dobrze. Już czułam swoje coraz większe ciśnienie i ani trochę mi się to nie podobało.

– Dobra, może i jesteś starszy, ale przy tym i głupszy. I to ty zachowujesz się teraz jak bachor. – syknęłam.

– Tak? – przeciągnął, a ja skinęłam głową. – To dlaczego masz zamknięte oczy? – zapytał, wprawiając mnie tym samym w lekkie osłupienie. Nie chciałam dać po sobie poznać, że mnie zagiął, więc odchrząknęłam i rozluźniłam ciało, przybierając na twarz obojętność co strasznie dużo mnie kosztowało.

– Bo nie chce mi się patrzeć na twoją głupotę. – odparłam elokwentnie, co skwitował jedynie sztucznym śmiechem. Nie mogłam dać się wyprowadzić z równowagi.

– Otwórz oczy i powiedz mi to w twarz. Może wtedy uwierzę.

No i cóż. Normalna osoba nawet by nie drgnęła, wiedząc, że on tylko prowokował, świetnie się przy tym bawiąc. Jednak ja od dziecka zbyt normalna nie byłam. I wychodziło to właśnie w takich sytuacjach. Podpierając się na łokciach o materac, lekko podniosłam swoje ciało i głowę, a następnie uchyliłam powieki, natrafiając wprost na jego nagą sylwetkę. Z obojętną miną zjechałam go od stóp, aż po czubek głowy tak chamskim wzrokiem, jak jeszcze nigdy nikt nikogo nie zjechał. Oczywiście, zatrzymałam się dłużej na widok jego strategicznych miejsc, ale nawet nie drgnęłam, choć w środku krzyczałam, walcząc na zmianę z falami gorąca i zimna jednocześnie. Z typowym dla mnie, sukowatym wyrazem twarzy, skrzyżowałam wzrok z jego rozbawionymi mną oczami. Odchyliłam lekko głowę w tył, przybierając na usta perfidny uśmiech.

– Minęło prawie pół roku, a ty dalej nie masz czym się pochwalić. Przykre.

Jego wyraz twarzy lekko się zmienił, ale wciąż pozostał obojętny. Za to moje nogi i dolne partie brzucha zwijały się w konwulsjach zdrętwienia i dreszczy. Dobra, przyczyną tego były dwa czynniki. Po pierwsze, nie moja wina, że ten typ miał ciało, jakby wyrzeźbił je sam Michał Anioł w nieskazitelnie białym marmurze. Po drugie, nie oszukujmy się. Byłam tylko zwykłą osiemnastolatką, która od prawie pół roku nie miała kontaktu z żadnym facetem. No hormony robiły swoje. Jednak musiałam je opanować i to w miarę szybko. Nie mogłam pozwolić sobie na takie ekscesy. Nie, nie, nie.

– Minęło prawie pół roku, a ty nadal masz bardzo sukowate zagrania. – przewróciłam oczami na jego słowa i ponownie opadłam na materac, patrząc w sufit. Nie chciałam za głośno oddychać, aby nie nabrał podejrzeń, ale przez szybko bijące serce było to niemal niemożliwe. – Nie to, że mi się to nie podoba.

– Nie, skąd. – sarknęłam. Po chwili ciszy, w której w końcu założył na siebie bokserki, podszedł do przeciwnej strony łóżka i złapał za rąbek kołdry. Odrzucił ją, a następnie wszedł pod nią i zakrył się do połowy. Starałam się na niego nie patrzeć tylko wypalać wzrokiem dziury w tym przeklętym suficie, ale kiedy poczułam jego zapach żelu i szamponu, no to musiałam coś ze sobą zrobić, bo zaczęło mnie nosić. Musiałam pójść spać. Tak. Spać.

– Wyłącz lampkę. – mruknęłam ochryple, leżąc dalej na plecach w tej samej pozycji. Nate chwilę coś jeszcze robił na telefonie leżącym na szafce nocnej obok, po czym wyłączył lampkę.

Nastąpiła całkowita ciemność. Chłopak jeszcze chwilę się wiercił, po czym również położył na plecach i westchnął. Przełknęłam ślinę, czując bijące od niego ciepło. Chociaż w żadnym stopniu go nie dotykałam, moje ciało niemal płonęło od tego gorąca. Mój wzrok powoli przystosowywał się do mroku panującego w pomieszczeniu. Cisza przerywana jedynie naszymi oddechami, drażniła moje uszy, ale wolałam to od gadania. Musiałam odetchnąć.

– W sumie miałem dłuższe bluzki, które mogłem ci dać. – wypalił w końcu, na co otworzyłam szeroko oczy i zmarszczyłam brwi. Szybko odwróciłam w jego stronę głowę, zerkając jedynie na zarys jego profilu, bo on jak gdyby nigdy nic, po prostu patrzył w sufit. Dostrzegłam lekki uśmiech na jego wargach, a jego jabłko Adama poruszało się, kiedy przełykał ślinę, aby zwilżyć gardło.

– Kretyn. – rzuciłam, ale nie mogłam nic na to poradzić, że i na moje usta wpłynął delikatny uśmiech. Po chwili i on przekręcił głowę w moją stronę, a jego lśniące w ciemności oczy spoczęły na mnie. Patrzyliśmy tak w siebie kilkanaście sekund, nic nie mówiąc. Po prostu będąc. – Może to ckliwie zabrzmi, ale tęskniłam.

– Bo się jeszcze zarumienię. – skomentował ironicznie, na co uniosłam rękę i uderzyłam go z pięści w odkryte ramię, ale nie zdołałam powstrzymać cisnącego się na twarz uśmiechu. Shey parsknął na moje brutalne zachowanie i znów spojrzał w sufit, kiedy ja przekręciłam się na bok, spoglądając na jego twarz. Zwinęłam się w kłębek, mocniej naciągając na siebie dużą kołdrę. Było mi ciepło i miło.

– A ty? – zapytałam.

– Co ja?

– Tęskniłeś?

Czarnooki jedynie westchnął na moje pytanie, które mnie ciekawiło. Skoro ja byłam w stanie się do tego przyznać, to chciałam, aby i on to zrobił. Co nam szkodziło.

– Ta, szczególnie za twoimi chamskimi odzywkami i sukowatym poczuciem humoru. – zironizował, odwracając się do mnie plecami i naciągając na siebie białą kołdrę. Przewróciłam oczami, obserwując jego kark. – O, i jeszcze za twoim ciągłym rzucaniem we mnie szklankami i wazonami.

– Bardzo zabawne. – wymamrotałam cicho. – I wazon był tylko raz! Sam sobie byłeś winny. – tłumaczyłam się

– Jak zawsze. – odparł niestrudzony, ziewając przy tym. Pomrugałam powiekami, lustrując jego plecy przede mną.

– I tak wiem, że tęskniłeś. – powiedziałam z zadowoleniem i pewnością siebie, przymykając oczy. Nic już nie odpowiedział, dając mi tym samym znak, że mam iść spać i go nie denerwować.

I wtedy pierwszy raz od kilku miesięcy, zasnęłam z uśmiechem na ustach.

***

Od zawsze miałam mocny sen, ale nawet wtedy nie był on w stanie dalej trwać. Od kilkudziesięciu sekund, głośny dzwonek iPhone'a wypełniał pogrążone w ciszy pomieszczenie. Jęknęłam cicho, nie będąc w stanie otworzyć oczu. Było mi tak cudownie ciepło i miło, a na dodatek byłam cholernie niewyspana i chciałam pozostać tu, gdzie byłam. Tylko właściwie gdzie ja byłam? Bardziej zdezorientowana, niż zaciekawiona, uchyliłam powieki, po czym znowu je zamknęłam, bo taki wysiłek był za mocny, jak na moje samopoczucie. Jednak po chwili poczułam, jak materac po przeciwnej stronie łóżka skrzypi, a sama kołdra, którą byłam przykryta niemal po szyję, lekko się ze mnie ściąga. Cicho jęknęłam i ponownie ponowiłam próbę uchylenia powiek i tym razem była ona skuteczna. Kilkukrotnie pomrugałam, aby wyostrzyć obraz.

Pierwszym, co zarejestrowałam, był biały sufit, ponieważ leżałam w mojej ulubionej pozycji do spania, czyli na plecach. Dopiero po pewnej chwili załapałam, że nie byłam w swoim pokoju, a wspomnienia z poprzedniej nocy, szturmem wlewały się do mojej głowy. Z zaspanym wyrazem twarzy, przekręciłam głowę w prawo i ze zmarszczonymi brwiami spojrzałam na chłopaka przed sobą. Był odwrócony do mnie plecami i leżał na boku, opierając się na jednym łokciu. Westchnął głośno, przecierając drugą dłonią swoją twarz, co utwierdziło mnie w przekonaniu, że i on dopiero teraz się obudził. Patrzyłam na jego brązowe, pachnące włosy, kiedy chwycił z szafki nocnej dzwoniący telefon, a następnie go odebrał, przykładając do ucha.

– Czego chcesz? – zapytał cholernie zachrypniętym, porannym basem, od którego dostałam gęsiej skórki, bo był naprawdę intensywny. – Nie będę miły o siódmej rano, więc się streszczaj. – powiedział cicho, a następnie tylko westchnął, kiedy jego rozmówca mu coś tłumaczył. – Nie może być jutro? Dobra, nie. Okej, w porządku. Wyślij mi tylko adres... a przyjedziesz? Dobra, bądź za dziesięć minut. Cześć.

Z tymi słowami, zakończył połączenie, a ja obserwowałam jego łopatki, które pracowały, kiedy odrzucił telefon i ponownie przetarł oczy. Odwrócił głowę w moją stronę, aby zobaczyć, czy spałam i spojrzał na mnie z opóźnionym refleksem, ponieważ chyba nie spodziewał się, że się obudziłam. Wiedziałam, że mój poranny wygląd nadawał się jedynie do straszenia dzieci, co wcale mi nie pomagało. Brunet przez chwilę patrzył na mnie zaspanymi oczami, wyglądając przy tym jak małe dziecko.

– Czemu nie śpisz? – zapytał zaskoczony, na co wzruszyłam ramionami, uśmiechając się w śpiący sposób, bo sekundy dzieliły mnie od ponownego zaśnięcia. Wiedziałam jednak, że skoro on gdzieś jechał, to nie mogłam już sobie na to pozwolić. Niestety musiałam wrócić do domu.

– Tak jakoś. – ziewnęłam, przez co w moich oczach pojawiły się łzy. Zawsze tak miałam. – Jedziesz gdzieś?

– Tak. – kiwnął głową, patrząc na białą kołdrę, która nas zakrywała. W międzyczasie zmienił łokieć, na którym się opierał i przekręcił na plecy, aby było mu wygodniej ze mną rozmawiać. – Muszę załatwić kilka spraw. – wytłumaczył, na co znowu ziewnęłam i kiwnęłam głową, kładąc sobie dłoń na czole. – Idziesz dziś do szkoły? – spytał, a po jego słowach na chwilę miałam mini zawał, jednak później odetchnęłam, bo coś sobie uświadomiłam.

– Na dwunastą mamy mecz i odwołali lekcje. – wyjaśniłam bardzo z tego faktu zadowolona. Moje oczy same się zamykały, kiedy starałam się jeszcze jakoś reagować na otaczającą mnie rzeczywistość. – Poczekaj, już wstaje i się zawijam.

– Po co? – zapytał, więc skrzyżowałam z nim spojrzenie. Zmarszczyłam brwi, kiedy on patrzył na mnie jak na idiotkę. – Skoro chce ci się spać, to śpij. – wyjaśnił, jakby to, co mówił, było niczym.

– Ale ty gdzieś jedziesz. – przypomniałam mu, na co spojrzał na mnie z miną "no-co-ty" i przewrócił oczami, uśmiechając się delikatnie.

– Wrócę za godzinę, może dwie. Do tego czasu, nawet się nie obudzisz. Idź spać, skoro masz wolne. Jest dopiero siódma. – z tymi słowami podniósł się do siadu i odrzucił kołdrę, a następnie przekręcił się, stawiając nogi na panelach. Wstał z łóżka, przeciągając się. – Zamknę cię od zewnątrz, więc będziesz musiała poczekać, aż wrócę.

Nie wiedziałam, co mam zrobić. Z jednej strony za nic nie chciałam wychodzić z tego łóżka, a z drugiej było mi głupio zostawać samej w jego domu. Patrzyłam, jak chłopak podchodzi do szafy z ubraniami, a następnie otwiera jej drzwi i czegoś w niej szuka. Zamyśliłam się chwilę nad tym wszystkim, ale skoro sam to zaproponował, to chyba nie miał z tym problemu. Cóż, lepiej dla mnie.

– Dzięki. – mruknęłam cicho z lekkim uśmiechem na ustach. Przekręciłam się na bok, znów zwijając w kulkę i przymykając senne oczy. Przez chwilę słyszałam, jak krzątał się po pokoju, ale mój przerwany sen był coraz bliżej.

Zasnęłam jeszcze przed tym, jak opuścił mieszkanie.

I naprawdę wydawało mi się, że przymknęłam oczy jedynie na kilka minut, ale kiedy ponownie wstałam, tym razem w pełni wyspana i spojrzałam na cyferblat zegarka na szafce nocnej po mojej lewej stronie, niemal jęknęłam, widząc, że było już w pół do jedenastej. Podniosłam się do siadu, lustrując zaciemnione przez rolety pomieszczenie. Odrzuciłam do tyłu swoje rozczochrane włosy, a następnie przetarłam buzię i przeciągnęłam skostniałe ciało, wydając przy tym dźwięk niczym z gotującej się wody w czajniku. Nie wiedziałam, czy Nate już wrócił, ale miałam nadzieję, że tak. Powolnie odrzuciłam kołdrę, która mnie zakrywała i wstałam z ciepłego łóżka. Moim ciałem wstrząsnął dreszcz na nagłą zmianę temperatury. Już miałam zaścielić mebel, kiedy nagle usłyszałam przytłumiony głos dobiegający z salonu. Czyli jednak wrócił. Niewiele myśląc, skierowałam kroki do drzwi pokoju, a następnie je otworzyłam, wchodząc do pomieszczenia.

I chyba nie muszę mówić, jakie ilości zażenowania, niezręczności i chęci zniknięcia spadły na moje barki, gdy stanęłam jak wryta, patrząc na Luke'a, Scotta i Matta.

Przez pierwsze kilkadziesiąt sekund, po prostu staliśmy w zupełnej ciszy, a ja skakałam wzrokiem od jednego do drugiego. I to już nawet nie chodziło o to, że znalazłam się przed nimi jedynie w za dużej bluzce i bokserkach ich przyjaciela, z którym nie gadałam od kilku miesięcy. No, przynajmniej im się tak wydawało. Chodziło tu o to, że ja byłam tam sama, bez Nate'a, i absolutnie nie wiedziałam, jak mam im to wytłumaczyć i czy w ogóle próbować. Oni nie mieli pojęcia, że postanowiliśmy się z Sheyem jakoś dogadać, a mój wygląd i świadomość, że wyszłam tak z jego sypialni, była zabijająca. Wydawało mi się, że mój język razem z rozumem sobie gdzieś poszli, zostawiając mnie tam samą, bo absolutnie nie wiedziałam, jak mam zareagować. Trójka chłopaków patrzyła na mnie, jakbym co najmniej spadła z kosmosu, a mój wzrok oprócz pięciokrotnego zakłopotania, wyrażał to samo. Przysięgam, że nigdy w życiu się już im nie pokażę.

Musiałam się w końcu odezwać, bo nie mogłam tam tylko tak stać, kurwa mać.

– Zrobiło się niezręcznie. – wypaliłam, zaciskając usta w wąską linię. Po moich słowach na zszokowaną twarz Matta wstąpił dwuznaczny uśmieszek, Scott zrobił się jeszcze bardziej zdezorientowany, a Parker, z którym załapałam długi kontakt wzrokowy, patrzył na mnie niezidentyfikowanym wzrokiem. Boże, gdzie moja godność? – Ja... ja chyba pójdę się ubrać. Tak, to będzie najlepsza opcja.

I niczym ostatni tchórz, podreptałam szybko do łazienki, wymijając ich całkowicie zdezorientowane osoby. Nie poruszyli się nawet o krok, a po prostu z szokiem w oczach i rozdziawionymi ustami, obserwowali, kiedy znikałam z pola widzenia, uważając na to, aby ta krótka bluzka, która ledwo zakrywała mi dupę, nie pokazała jeszcze więcej. W końcu dobiegłam do drzwi łazienki i otworzyłam je, a następnie zapaliłam światło i wpadłam do środka, zatrzaskując za sobą drewnianą płytę, która chociaż trochę oddzielała mnie od tego całego cyrku. Głośno oddychając i telepiąc się z nerwów, oparłam się tyłem o drzwi, po czym ukryłam twarz w dłoniach, zaciskając oczy. O Boże, to było takie niezręczne! Paradowanie w mieszkaniu ich przyjaciela w samych bokserskich i bluzce! A na dodatek wyszłam z jego sypialni.

Chcę umrzeć.

Jęknęłam cierpiętniczo i docisnęłam palce do twarzy, a następnie przeciągnęłam je w dół, przez co moja skóra się rozciągnęła. Nawet nie chciałam wiedzieć, co sobie pomyśleli. Byłam niemal pewna, że Nate im nic nie powiedział, tak jak ja nie powiedziałam Chrisowi czy Mii. To działo się szybko i było osobiste, a ich reakcje tylko upewniły mnie w moim przekonaniu.

– Muszę się stąd zmyć. – szepnęłam sama do siebie, a potem jak w amoku, zaczęłam wciągać na siebie ubrania z dnia poprzedniego, które ułożone były na pralce tak, jak je tam zostawiłam. Nie ściągnęłam bokserek Nate'a, a po prostu je zostawiłam i założyłam na nie swoje spodnie. Przeciągnęłam przez głowę również bluzkę, pozostając topless. Wrzuciłam materiał do kosza na pranie, o mało nie wywracając go całego na podłogę przez moje roztargnienie i wyrzucanie pod nosem tego, jak głupia byłam. Bo byłam. Sprawnie założyłam swój stanik, a następnie włożyłam jeszcze swoją wkładaną bluzę i schowałam do jej kieszeni swoje majtki i skarpetki, aby przypadkiem ich tam nie zostawić. Przeczesałam jeszcze swoją szopę na głowie i zdruzgotana tym, że znowu musiałam stanąć z nimi twarzą w twarz, wyszłam z łazienki.

Idąc do salonu, myślałam nad tym, jak się tam dostali i czy w ogóle Nate o tym wiedział. Wydawało mi się, że nie, ponieważ wtedy chyba by mnie uprzedził. Wiedziałam, iż teraz nie dadzą mi żyć, a Mia, która będzie wiedziała wszystko od Luke'a, wydłubie mi oczy swoimi długimi paznokciami. Ja już widziałam swoją marną przyszłość! Jak mogłam być taka głupia i nie zastanowić się dwa razy, nim wpadłam tam na wpół ubrana? Victoria Clark i jej szczęście. Jednak jak im to wytłumaczyć, aby nie wyjść na jeszcze większą idiotkę? No nie dało się!

Zacisnęłam usta w wąską linię i wcisnęłam ręce do kieszeni bluzy, wchodząc do mojego prywatnego pokoju upokorzenia, jakim był salon. Chłopcy już chyba trochę się ogarnęli, bo nie stali wciąż w tym samym miejscu, jak przedtem, gdy opuściłam to pomieszczenie. Teraz Matt zajmował kanapę, na której wygodnie oparty, przeglądał jakąś gazetę. Gdy jednak mnie ujrzał, na jego usta wykwitł piękny i szeroki uśmiech, a jego jasne oczy zalśniły. Nawet nie chciałam wiedzieć, co sobie myślał. Nie chciałam wiedzieć, co myślał każdy z nich. Głośno odetchnęłam, męcząc zębami wnętrze mojego policzka, bo nie miałam pojęcia, jak zacząć cokolwiek. Wszystko wydawało mi się bezsensu i po prostu głupie. Jak ta cała sytuacja.

– Dobrze spałaś? – zapytał niewzruszony Donovan, niemal tryskając zadowoleniem. Po jego słowach, opierający się tyłem o parapet okna Scott, z rękoma założonymi na piersi, zakrztusił się, ledwo hamując śmiech.

– Świetnie. – odparłam opryskliwie, nawiązując z nim kontakt wzrokowy. Szybko rozmyślałam nad tym, czy im to wytłumaczyć, czy nie. Z jednej strony nie chciałam, aby wymyślali sobie w tych pustych głowach nie wiadomo co, ale z drugiej, tłumaczyli się tylko winni, a ja nic nie zrobiłam. Cholera. – Co tu robicie? – odkaszlnęłam, chcąc jakoś zmienić chociaż trochę atmosferę i temat, bo niezręczność zjadała mnie od środka. Totalnie złe uczucie.

– Chyba lepsze jest pytanie, co ty tu robisz, Vic. – pałeczkę odbił Scott, którego ciemne oczy wesoło migotały, kiedy lustrował moją sylwetkę. – Przyszliśmy sobie do kumpla, a zastaliśmy ciebie. Trochę dziwne, nie sądzisz?

– Gdzie Nate? – na szczęście przerwał nam wychodzący z kuchni Luke. Przeniosłam na niego swoje spojrzenie i przełknęłam ślinę, wzruszając ramionami.

– Ktoś rano do niego zadzwonił i musiał jechać, ale niedługo powinien być. – powiedziałam tyle, ile wiedziałam, na co Matt, który dalej przeglądał gazetę, zaśmiał się pogodnie, przerzucając następne strony.

– Powiedział ci to przed, czy po tym, jak się...

– Nawet tego nie kończ. – ucięłam twardo, płonąc wewnętrznie ze wstydu. Matt tylko puścił mi oczko znad gazety, a ja nie pragnęłam niczego innego, jak tylko wrócić do domu i nigdy więcej na nich nie patrzeć. – Jak otworzyliście drzwi?

– Mam klucze. – odpowiedział Parker, a jego wzrok stał się jeszcze bardziej intensywny, kiedy tak mnie nim zjeżdżał. – Nie wiedziałem tylko, że teraz ty pilnujesz mu mieszkania.

Mierzyliśmy się przez chwilę poważnymi spojrzeniami, badając samych siebie nawzajem, gdy nagle usłyszałam odgłos zbawienia. A mianowicie był to odgłos przekręcanego w drzwiach zamka. Cała nasza trójka spojrzała na wejście do korytarza, w którym nastał jakiś ruch, a następnie ciche przekleństwo Sheya rozniosło się po pogrążonym w ciszy pomieszczeniu.

– Wiecie co? – zapytałam nagle ze sztucznym uśmiechem, klaskając dłońmi i patrząc na nich pobieżnie, w międzyczasie zabierając swój telefon z kanapy. – Ja muszę jeszcze wyprowadzić kurz na spacer i powycierać psa, więc się zwijam. – rzuciłam, dopiero po chwili zdając sobie sprawę z tego, co tak właściwie powiedziałam. – Po prostu muszę iść.

I niemal wybiegłam z tego salonu, nawet się z nimi nie żegnając. Wpadłam do korytarza, w którym niczego nie spodziewający się Nate, zamykał drzwi. Spojrzał na mnie zdziwiony, unosząc brew, kiedy zdyszana zaczęłam nakładać buty.

– A tobie co? – zapytał, patrząc zdziwiony na moje chaotyczne ruchy. Powolnie zdejmował swoją czarną kurtkę, nie wiedząc, co właśnie miało miejsce.

– Musisz radzić sobie sam. – szepnęłam, prostując się, gdy miałam na stopach już swoje adidasy. Zerwałam z wieszaka na ścianie obok swoją kurtkę, a następnie spojrzałam na stojącego blisko chłopaka, który był jeszcze bardziej zdezorientowany i spoglądał na mnie, jak na ostatnią kretynkę. – Wybacz. – przeprosiłam tylko, badając te czarne oczy. Wyminęłam go w wąskim i długim korytarzu, otwierając drzwi, które jeszcze niedawno zamknął. Gdy wyszłam już na klatkę, po całym mieszkaniu rozniósł się głośny krzyk.

– Nate!

Z tym słowem, wypowiedzianym przez Luke'a, zatrzasnęłam drzwi i czym prędzej zbiegłam po schodach, potykając się o własne nogi i niemal wybijając sobie zęby o poręcz. Z głośnym westchnięciem wyszłam na dwór, zatrzymując się na betonowym chodniku, aby trochę odetchnąć. To wszystko było tak głupie, że aż w pewnym sensie śmieszne. Wiedziałam, że miałam dosłownie przejebane, gdy dowiedzą się o tym moi przyjaciele, a to było bardziej, niż pewne. Telefon w mojej dłoni cały czas wibrował, więc szybko go odblokowałam, patrząc na wyświetlacz.

Od: Mia Mitchell

dziś jest małe spotkanie w barze u luke'a

Od: Mia Mitchell

posiedzimy i się pośmiejemy

Od: Mia Mitchell

i od razu zaznaczam że będą wszyscy.

Jestem skończona.

***

Witajcie, robaczki. Przybywam z nowym i wydaje mi się, że bardzo przyjemnym rozdziałem. Cały czas do przodu. Może być w nim trochę błędów stylistycznych itp, bo sprawdzałam go od razu po szkole no i trochę padałam na twarz hah. Będę jeszcze poprawiać.

tt #pizgaczhell

Kocham i do następnego xx

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top