11.

[x]: Jakim cudem wytrwaliście aż do przybycia odsieczy?

CB: O, to całkiem proste do wyjaśnienia. Ja i Tasha jesteśmy dla siebie stworzeni i tworzymy zespół nie do zatrzymania.

[x]: TARCZA to nie biuro matrymonialne.

CB: Czy to był żart?

[x]: Śmieszy cię ta sytuacja, agencie?

CB: Ani trochę. Przeciwnie. Uważam, że to szalenie istotne, aby agenci byli dobierani tak, by jak najlepiej im się ze sobą pracowało.

[x]: Masz w tej kwestii rację. Problem polega na tym, że rekrutacja agentów musi zostać przeprowadzona według określonych procedur.

CB: Pamiętam, jak przeprowadzono moją.

[x]: Agencie, twoja rekrutacja była nieporozumieniem.

CB: Ktoś mógłby powiedzieć, że nieporozumieniem jest wysyłanie oddziału zbrojnego po dwoje agentów, którzy całkiem nieźle radzą sobie sami.

[x]: Odsiecz przybyła nie tyle po was, co po dokumenty.

CB: Są aż tak cenne?

[x]: Bardziej niż przypuszczasz.

CB: I tak zastanawia mnie, jak udało się to wszystko zorganizować. Cokolwiek byśmy robili, góra i tak zawsze narzeka, że takie akcje są zbyt kosztowne, żeby przeprowadzić je bez odpowiedniego przygotowania.

[x]: Motor.

CB: Nie rozumiem.

[x]: Motor Kapitana Ameryki. Gdy tylko dowiedzieliśmy się, że tam jest, a ty i agent Coulson będziecie potrzebowali wsparcia, wystawiliśmy starego dobrego Liberatora na aukcję. Domyślam się, że wiesz, po ile schodzą pamiątki po Kapitanie.

CB: Pewnie. Pamiętam za ile kupiono butelkę coca-coli, z której rzekomo wziął łyka.

[x]: Możesz więc sobie wyobrazić, za ile kupiono zrobiony specjalnie dla niego motor.

CB: Wyobrażam sobie.

[x]: To wyobraź sobie, że w ostatniej chwili oferta została przebita dziesięciokrotnie.

CB: (gwizd) Jak?

[x]: Tony Stark.

CB: (śmiech)


* * *


Natasha nigdy w życiu nie widziała nic podobnego, a przecież widziała całkiem wiele nieprawdopodobnych rzeczy. Agenci TARCZY walczyli z ludźmi Pajęczarza. Trzy helikoptery krążyły nad okolicą i ostrzeliwały magazyn. Wdowy tańczyły pomiędzy seriami z karabinów.

Nawet Clint uznał, że widok ten wart jest, by zagwizdać z uznaniem.

A wtedy jakby znikąd wyłoniły się istoty niemal w niczym nie przypominające ludzi. Niektóre porośnięte były futrem, inne miały ostrza zamiast palców, jeszcze inne używały do poruszania się zarówno nóg jak i rąk. Natasha miała wrażenie, że nie potrafiłyby udawać ludzi, nawet gdyby się bardzo postarały, nie rozumiała w związku z tym wysiłku, który ktoś włożył w ich czarne, jakby wojskowe stroje.

– Co teraz? – zapytała, licząc na to, że Clint zrozumie jej pytanie.

Być może zrozumiał, a być może po prostu wypatrzył w tłumie znajomą twarz. Natasha podążyła wzrokiem za jego wyciągniętym palcem i z niemałym zdziwieniem dostrzegła niepozornego mężczyznę w idealnie skrojonym garniturze. Zapewne nawet nie zorientowałaby się, że to on, gdyby nie opatrunek na jego szyi.

– PHIL! – ryknął Clint i zaczął biec w stronę mężczyzny w garniturze, ciągnąc za sobą Natashę.

Wydawało się niemożliwe, aby w tym rozgardiaszu i z takiej odległości, ktokolwiek usłyszał Clinta, bez względu na to, jak głośno ten krzyczał. A jednak szybko okazało się, że Natasha po raz kolejny nie doceniła zdolności Phila. Agent niemal natychmiast znalazł się tuż obok nich i bez żadnego pytania zaczął pomagać Clintowi w założeniu nowych aparatów słuchowych.

– Ratujesz mi życie. Serio, myślałem, że oszaleję!

– Odłóż broń. – Polecenie Phila było skierowane do Natashy. Wdowa, ku własnemu zaskoczeniu, zamierzała odruchowo się do niego zastosować, jednak nim zdążyła choćby drgnąć, Clint machnął niedbale dłonią.

– Daj spokój, Phil. Myślisz, że bez broni da radę mutantom? Swoją drogą, rozumiem TARCZĘ i KGB, ale projekt X?

– Dokopałeś się do Archiwum. Jeszcze chwila i Hydra też tu będzie.

– Dokopaliśmy. W sensie ja i Tasha. Ty nie. Oj, nie. Ty wolałeś się wylegiwać. Że niby coś zagrażało twojemu życiu czy inne podobne bzdury.

– Może nie jesteś tego świadomy, ale to twoja nowa koleżanka posłała mnie do szpitala.

– Niezła jest, co?

– Czym jest projekt X? – zapytała Natasha, próbując jednocześnie zrozumieć cokolwiek z tego, co działo się dookoła niej i przy okazji nie oberwać żadnym zbłąkanym pociskiem.

– Przykro mi, ale to tajne... – zaczął Phil dokładnie w tym samym momencie, w którym Clint wzruszył ramionami i oznajmił:

– Jacyś psychopaci uznali, że wykorzystają mutacje genetyczne do stworzenia nowych superżołnierzy. Jak już zapewne zauważyłaś, ich wersja Kapitana Ameryki raczej nie nadaje się na materiał do robienia ołtarzyków. Nie, Phil?

Phil złapał się za nasadę nosa i teatralnie westchnął. Uwadze Natashy nie umknęło jednak, że koniuszki jego uszu zrobiły się intensywnie czerwone.

– Clint, nie możesz tak po prostu ufać pierwszej lepszej agentce KGB.

– Natasha jest ze mną. Prawda?

Czy z nim była? Spojrzała prosto w jego jasne oczy, ni to niebieskie, ni to szare. Zmierzyła wzrokiem pobrużdżoną bliznami twarz, którą rozświetlał szeroki uśmiech.

– Tak.

– No, to skoro już to sobie wyjaśniliśmy, mógłbym dostać jakiś łuk? Nie pogardziłbym też specjalnymi strzałami na zmutowanych żołnierzy.

– Masz specjalne strzały na zmutowanych żołnierzy? – zapytała Natasha, gdy Phil posłusznie przekazał Clintowi jego ulubioną broń.

– Mam strzały na wszystko.

– Jak ta, która twoim zdaniem przebiła moje serce, gdy przesłałeś mi bukiet czerwonych róż? – zapytała Natasha, nie mając pojęcia, co w nią wstąpiło.

– Czy ty właśnie zażartowałaś?

– Nie. – To powiedziawszy, bez ostrzeżenia wyrwała Philowi pistolet i skoczyła ku Wdowie, która postanowiła wykorzystać ich bezczynność i zakraść się zdecydowanie zbyt blisko.

Kątem oka widziała, że Clint też nie zamierzał marnować więcej czasu na pogaduszki. I chociaż Phil nie wydawał się zadowolony z tego, że jego towarzysz broni postanowił jej zaufać, najwyraźniej doszedł do wniosku, że potem się nad tym zastanowi, a teraz będzie osłaniał ich oboje. Nigdy wcześniej nie czuła nic podobnego. Wiedziała – każdą cząstką ciała czuła – że może im ufać. Pierwszy raz od bardzo, bardzo dawna miała świadomość, że była bezpieczna, a głosy z jej wspomnień postanowiły milczeć.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top