Rozdział 10.Gorzki posmak prawdy.

Ciężko było zebrać mi myśli, gdy stałem przed drzwiami wejściowym domu mojej dziewczyny.Trzy wypalone prawie na jednym wdechu papierosy, nie pomogły tak jak oczekiwałem, pozostawiając ściśnięte mięśnie, łącznie z pustym żołądkiem. Wzięcie leku po tylu dniach przerwy, a w dodatku na czczo przyniosło ze sobą pasmo skurczy i bólów, które przyjmowałem, uznając, że w tym momencie zasługuje na jeszcze większe nieprzyjemności. 

Zachodziłem w głowę, poszukując odpowiedniej argumentacji na nagłe zerwanie. Prócz sensownego powodu, planowałem nie skrzywdzić dziewczyny, co brzmiało, jak plan nie do zrealizowania. Gdyby Rae istniała tylko po to, aby zaspokajać moje seksualne potrzeby, prawdopodobnie już moment rozstania miałbym za sobą. Była jednak kimś więcej. Przyjaciółką, która niejednokrotnie wyciągnęła mnie z odmętów własnego umysłu, partnerką do zabawy i robienia durnych rzeczy, osobą z której miłość względem mnie objawiała się każdym gestem, słowem, spojrzeniem. 

Jakże żałowałem teraz tego, że naiwnie wierzyłem, iż pewnego dnia odwzajemnię jej uczucie, brnąc w to dalej i narzucając na naszą relację zakłamaną iluzję. 

Być może chciałem w ten sposób chociaż podarować jej namiastkę szczęścia i pomocy. Odciągnąć od dalszej narkotyzacji, którą uciszyła szepty traumatycznej przeszłości, o której wciąż nie wiedziałem zbyt wiele. Nie chciała tego wyznawać, a ja nie chciałem naciskać, dostrzegając w jej oczach strach i panikę, na samą wzmiankę o "tym". 

Wizja powrotu do narkotyków po naszym zerwaniu, wydawała się bardzo realna w mojej głowie. Byłem gotów, na to, by wziąć za nią odpowiedzialność i starać się odciągać ją dalej od kurestwa, przez które mógłbym ją stracić tak, jak Taehyung Woobina. Nawet jeżeli nie będzie chciała mnie znać przez resztę życia- musiałem się tego podjąć.  

Odgłos kroków przyspieszył mi puls, uderzający boleśnie w najczulsze miejsca organizmu, a drzwi przechylające się w moją stronę, uświadomiły, że nie mam już odwrotu. W progu stanęła Rae- uśmiechnięta, ubrana w krótkie szorty i białą koszulkę na ramiączkach, niezmiennie kojarząca mi się z realistycznym odpowiednikiem disnejowskiej Mulan przez chińskie korzenie od strony ojca. Zaprosiła mnie do środka, całując w policzek na przywitanie. Zamknęła drzwi, łapiąc moją dłoń i prowadząc w głąb swojego domu. W ten sam sposób co Taehyung. Jej dłoń była znacznie mniejsza, co wprawiało mnie wręcz w dyskomfort.

Byliśmy sami. Z samego wyrazu jej twarzy odczytałem głód, jaki jej doskwierał z powodu braku naszej bliskości. Przepełniał ją dobry nastrój, jak i pożądanie, które zaraz musiałem zniszczyć.

W głowie miałem wizualizacje mojego życia jako równo poukładanych kamieni do Domino. Nie byłem pewien czy wraz z pstryknięciem w płatek, symbolizujący nasz związek, nie dotknę destrukcją pozostałych, tracąc znacznie więcej niż mógłbym przypuszczać. 

Nie mogłem zwlekać z moimi zamiarami, bo każda następna sekunda rozbudzała więcej wątpliwości i obaw. Przystanąłem, tuż przed progiem od sypialni dziewczyny, a ona, ściskając moją dłoń, wbiła we mnie pytające spojrzenie:

-Co jest?- zapytała, a gdy zabrałem od niej dłoń, wydawała się jeszcze bardziej zdezorientowana i nieco zatroskana. 

-Rae...- zacząłem, czując rosnącą gulę w gardle i utrudnienia w przełknięciu śliny. Musiałem opanować drżenie rąk i mrowienie w palcach, by skutecznie wymierzyć pstryknięcie w płatek i nie spowodować efektu Domina.- Nie mogę...- wydukałem, tocząc drobną grę z czasem, aby odnaleźć odpowiednie słowa. 

-Czego nie możesz?- zapytała niepewnie, marszcząc brwi. Spuściłem wzrok, nabierając ciężko powietrza i wierząc, iż trafię w odpowiedni punkt. To tylko pięć słów i jedno precyzyjne dotknięcie płatka.

-Nie mogę z Tobą być.- pstryk. Poczułem ulatujący ciężar słów, ciążących przedtem boleśnie na moich wnętrznościach. Okazało się to znacznie łatwiejsze niż sądziłem, a ulga wstępująca w moje napięte, niczym struna płuca była kojąca. Chcąc powiedzieć jej znacznie więcej, spojrzałem prosto w oczy Rae, a słowa utkwiły mi w krtani. 

Stała niczym zaklęty w wieczną niemoc posąg, a jedyne, co sygnalizowało, że w jej ciele tli się wciąż życie, to łzy tkwiące się w kącikach oczu, by następnie spłynąć powoli po twarzy. Wolałem, by scenariusz wyzwisk, obelg, a nawet uderzenia w twarz stał się realny. Nie chciałem na pewno widzieć Rae, która przez kogoś takiego, jak ja płacze i analizuje w swojej głowie, co mogła uczynić źle. Skazywała siebie na wewnętrzne katusze i mnie, co zostało mi z góry przypisane i na co zasługiwałem, poprzez te fałszywe nadzieje, zakłamane wyznania i nagłe odtrącenie. Posmak gorzkiej prawdy przepełniał moje usta, a ja przywoływałem w umyśle odpowiednie gesty, by je szybko obalić. Chciałem ją przytulić i przeprosić, lecz czy to nie byłoby kolejnym niewłaściwym bodźcem z mojej strony? Czy odejście bez słów, nie byłoby zbyt oziębłe i w ogóle zgodne z moim sumieniem? Wyznanie prawdy nie wchodziło na ten moment grę, więc na razie stałem, pozwalając jej na płacz i licząc, że za chwilę przepełni ją złość, a w tle rozbrzmią przekleństwa w moim kierunku. Miałbym chociaż wtedy pewność, że gdy będzie wściekła, nie zrobi nic na przekór swojemu zdrowiu i odstawieniu. Natomiast rozpacz sama mogła wyciągnąć dłoń po to, od czego starałem się ją ocalić. 

Przerwała ciszę słowami, których przenigdy bym się nie spodziewał. 

-Wiem Jungkook...- łkała wręcz niedosłyszalnie, a ja zaintrygowany jej słowami, czekałem aż otrzy spokojnie twarz dłonią. Pociągnęła nosem, spoglądając na mnie z drobnym uśmiechem.:- Wiem, że nie możesz być z kimś kogo nie kochasz tak, jakbyś chciał i rozumiem to. Rozumiem też, że nie bez powodu mówisz mi to akurat teraz.- Kompletnie odebrało mi mowę.

Przez moją głowę przepływał potok gęstych myśli, z których ciężko było mi cokolwiek wyłapać. Skrawki szybko zebranych faktów, przysłoniły mi widok na resztę zbierających się pytań w głowie- Rae zdawała sobie wcześniej sprawę ze swojego położenia, nie winiła mnie i w swoich słowach nie zawarła bólu, jakiego oczekiwałem się usłyszeć. Prawdopodobnie także dobrze znała powód tego, co mnie do tejże sytuacji skłoniło. Być może, dziewczyna wiedziała o mnie więcej niż ja sam i wewnętrzna potrzeba wręcz krzyczała, bym opowiedział jej praktycznie wszystko. Bym chociaż raz wysilił się na akt szczerości. Wsłuchałem się w zawodzący głos z środka i rzekłem w stronę dziewczyny.

-Tak. Pojawił się ktoś.- wyciągnąłem zapalniczkę oraz paczkę papierosów, częstując nimi Rae i biorąc jednego też dla siebie. Nie fatygowaliśmy się z opuszczeniem domu, mając aktualnie w poważaniu to, że materiały znajdujące się w środku przesiąkną gryzącym smrodem dymu. 

-Domyślam się nawet kim owa osoba jest.- powiedziała, zderzając końcówkę uzależnienia z palącym językiem, wychylonym z wnętrza zapalniczki. Zrobiłem to samo, a Rae po długim i drżącym wypuszczeniu dymu z ust, zapytała:- Czyżby rozchodziło się o piękną Panią Kim?- zaprzeczyłem leniwym machnięciem głową, zaciągając się papierosem, jakby był pierwszym, głęboko wziętym oddechem po wynurzeniu z wody. Zbiłem dziewczynę z tropu, a prawda zawarta na koniuszku mojego języka, cisnęła się na usta.

-Jesteś bardzo blisko.- kąciki moich warg uniosły się delikatnie ku górze, na przywołanie w myślach wczorajszego dnia. 

Na myśl o zapachu farb i kolorowych zygzakach na dłoniach Tae, gdy pastelami zakreślał widok zza okna. Na ujrzenie oczami wyobraźni chłopca, gdy niezdarnie przygotowywał wegańskie naleśniki, a każda próba podrzucenia ich kończyła się zderzeniem ich z ziemią i przeuroczym grymasem Taehyunga. Na odtworzenie w pamięci wymieniania się  swoimi przygodami w różnych zakamarkach świata. Na wspomnienie, gdy powoli zasypiał, z głową wtuloną w moje ramię, podczas oglądania jakiejś dramy, na której ani przez ułamek sekundy nie potrafiłem się skupić.  Odgarniając wtedy jego miękkie, nasączone odcieniem morskiej toni włosy pewien byłem, iż muszę zakończyć, jak najszybciej związek z Rae, by nie krzywdzić ani jej, ani jego. Ufałem dziewczynie, więc zachowując, jak najpoważniejszy ton, dopowiedziałem:

-Nie Lisa, tylko jej brat- Taehyung.- patrzyła na mnie z niedowierzaniem, próbując wyłapać jakiekolwiek oznaki żartu w moim głosie, bądź w wyrazie twarzy. Nie zanosiło się, na to bym miał zaraz dodać, iż wszystko co mówię, jest nieprawdą. Rae wyglądała, jak gdyby chciała coś powiedzieć, lecz ilekroć otwierała usta, słowa zostawały tam, gdzie były od początku. Paliliśmy w ciszy, a klimat zdawał się być tak ciężki, że można by było ciąć go nożem. 

Nie widziałem w dalszym ciągu u niej złości czy smutku- raczej niepewność i obawę o nietaktowność w tej sytuacji. W końcu zdecydowałem się wyjść jej naprzeciw i bez jakiejkolwiek dwuznaczności czy niejasnego kontekstu- objąłem ją, przyciągając do siebie. Usłyszałem krótkie pociągnięcie nosem i poczułem, jak wtula się, zachowując pewną rezerwę. Po słowach, które zawisły w powietrzu, zadrżało mi serce.

-Cieszę się słońce, że mi o tym mówisz i jesteś szczery z sobą i swoimi uczuciami. Będę Cię wspierać w tym, na ile zdołam Jungkook.- odsunęła się, spoglądając w moje oczy z nieprzemijającymi wyrazami miłości.- Dziękuje Ci. Dziękuje Ci za to, że pokazałeś mi, jak to jest być kochaną. 

                                                                                       ◾️◾️◾️

Drugi raz w ciągu tego samego dnia stałem po czyimiś drzwiami, przemakając do suchej nitki, po nagłym oberwaniu chmury, gdy wracałem z domu Rae. 

Paletaróżnorodnych uczuć i myśli stanowiła mój teraźniejszy obraz. Wyrzutysumienia gryzły mnie od środka, chociaż czułem także wewnętrzne katharsis. Przyniosłem ważnej osobie dużo szczęścia, a jednocześnie wbiłem jej nóż prosto w serce. Niewiedziałem, jaką jestem osobą.Zadawałemsobie pytanie, czy moje dobre uczynki rehabilitują grzechy, których dopuściłemsię zdecydowanie za często. Czy zasługuje na odrobinę szacunku do samego siebie i zrozumienie. 

Czy w swojej własnej grze jestem protagonistą czy antagonistą? Tym właściwym czy tym, który jest, jak błąd w systemie i należy go usunąć? Tym sklejającym w całość rozszarpane fragmenty siebie i innych czy tym niosącym zamęt dookoła?

Być może jestem po prostu człowiekiem. 

Człowiekiem stojącym pod drzwiami Taehyunga, jak mokry pies, by stopić swe natręctwa, niczym wosk ze świec, wraz z ujrzeniem twarzy Kima. Człowiekiem, który utonie ponownie pod naciskiem wzroku, słów, dotyku chłopca pachnącego cytrusami. Osobą, chcącą doświadczyć największego daru, jaki przynosi z sobą życie- abstrakcyjnej i zbyt trudnej do zdefiniowania miłości.

Na moje szczęście to Taehyung otworzył drzwi i stanął w progu. Zaskoczenie przyozdobiło jego buzię, ale szybko zrobiło miejsce uśmiechowi i rozkwitającym, ciepłym rumieńcom. Nie zważał na to, że całe moje ubranie było mokre i rzucił mi się na szyję, a ja objąłem go, przyciskając mocno do siebie. Obecność chłopca koiła mnie, a gonitwa myśli zwolniła wraz z wtuleniem twarzy w smukłą szyję Kima. Jedynym co pozostało w umyśle, była niema prośba do wtulonego w moje ciało Taehyunga. 

Proszę... Naucz mnie Ciebie kochać. 





Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top