♣ Fuegoleon Vermillion x Reader - Dorośli ♣
Dla: karolina1262❤
Przepraszam, że musiałaś tyle czekać, szczególnie, że zawsze wspierasz moje rozdziały gwiazdką i śledzisz mój profil od wielu lat. Naprawdę to doceniam ❤
♣
Dorośli mają swoje tajemnice, o czym dziesięcioletni Leopold wiedział i za wszelką cenę chciał poznać każdą z nich. Ostatnio zainteresowała go sprawa [Imię] [Nazwisko], którą traktował jak dobrą ciotkę.
Byłaś tylko trochę młodsza od jego brata i również należałaś do Szkarłatnych Lwów, ale zazwyczaj nie przypominałaś w jego oczach typowego dorosłego. Lubiłaś się rozmarzyć i wymyślałaś wesołe historyjki, które lubił słuchać. Często też przynosiłaś mu słodycze, umilając tym ciężkie treningi, jakie przechodził, dlatego darzył Cię bardzo dużą sympatią. Świeżo upieczony nastolatek szybko zauważył też, że jest warunek zmieniający Twoje postępowanie. Gdy tylko w pobliżu zauważyłaś Feugoleona, nagle robiłaś się poważna. Rzadziej żartowałaś, a później od razu wpadałaś w zadumę.
- Ej, [Imię]. Nie lubisz mojego brata? Zawsze dziwnie się na niego patrzysz. - Najmłodszy Vermillion postanowił rozgryźć tę zagadkę i spytał Cię o to kiedy siedzieliście razem na ławce pod drzewem w ich ogrodzie, a Ty opowiadałaś mu przygody z misji. Dokładnie obserwował to, jak zareagujesz, ale nie napotkał na nic spektakularnego, oprócz spłoszonego spojrzenia.
- Skąd ten pomysł? Patrzę się normalnie. - Próbowałaś zachować spokój, chociaż zaczęłaś się obawiać, że może faktycznie aż tak bardzo to widać. Znałaś chłopaka od dociekliwej strony, dlatego srałaś się rozmawiać z nim normalnie, żeby odpuścił w tej sprawie.
- No nie wiem... - Leopold zamyślił się, postanawiając przyłapać Cię na gorącym uczynku, na co nie musiał długo czekać.
Jeszcze tego samego dnia zostałaś zaproszona na obiad u rodziny królewskiej, podczas którego znowu w oczach dziesięciolatka zachowywałaś się dziwnie i zbyt oficjalnie. Uważałaś z dokładnością na etykietę, siedziałaś całkowicie spięta i elokwentnie odpowiadałaś na wszystkie pytania Fuegelona, jak i rodziców rodzeństwa. Szlachcic wysnuł podejrzenie, że może czujesz się postawiona niżej ze względu na rangę jego rodziny, dlatego po skończonym posiłku znowu podszedł Cię pomęczyć z uśmiechem przepełnionym pewnością siebie.
- Widziałem! Znowu się na niego tak patrzyłaś i dziwnie się zachowywałaś, gdy z nami rozmawiał. - Skrzyżował ręce na piersi, próbując przyprzeć Cię do muru, na co ta zareagowałaś ze złością. Tego również nie zrozumiał.
- Leopoldzie Vermillionie. Mógłbyś w końcu przestać? - Wypowiedziałaś oficjalnie, chcąc opuścić pałac, ale rudowłosy bez przerwy zagradzał Ci drogę.
- Może się go boisz? Albo czujesz się przy nim niepewnie, bo ma wyższą rangę? - Zaczął zadawać pytania tego typu, oczekując potwierdzenia na któreś z nich, a Ty próbowałaś po prostu przejść, nieustannie kręcąc głową. - To wspaniały gość. Poza tym Cię lubi! - Dodał w końcu, na co w końcu przystanęłaś. Popatrzyłaś przez chwilę na jego niewinne, dociekliwe spojrzenie, przewracając oczami i kładąc dłoń na rudej czuprynie.
- Ja też go lubię. - Zaśmiałaś się, mając pewność, że chłopak nie zrozumie tego tak, jak Ty masz na myśli. Po tych słowach dał Ci odejść, chociaż ciągle miał wiele wątpliwości.
W ciągu następnych dni przysłuchał się rozmowie waszej dwójki, w której planowaliście spotkanie względem rycerskiej misji. Niby nic specjalnego, co mogłoby młodzieńca zainteresować, ponieważ wymienialiście się jedynie nazwiskami. Leopolda bardziej zainteresował moment, kiedy już skończyliście, a Ty miałaś udać się do ich ojca w celu uzgodnienia składu pododdziału. Właśnie wtedy przyłapał Fugoeleona na tym, jak jego wzrok podąża za Tobą aż do drzwi wyjściowych zamku. Gdy już je zamknęłaś, starszy Vermillion zamyślił się, całkowicie tak samo, jak zazwyczaj Ty.
- Ty tez się dziwnie na nią patrzysz. - Dziesięciolatek wskazał na niego palcem, a że znajdowali się w holu, to dźwięk dziecięcego głosu rozniósł się echem po zakamarkach pałacu.
- Patrzę się normalnie. - Mężczyzna odpowiedział natychmiastowo, nie wiedząc nawet, że powiedziałaś to samo zaledwie parę dni temu. Nie uległo to uwadze młodego detektywa, którego kolejne kłamstwo oburzyło.
- Wy mi chyba o czymś nie mówicie. Pokłóciliście się kiedyś? - Spojrzał na brata z pretensją, na co tamten zasłonił mu połowę twarzy dłonią, ciągle zachowując się poważnie.
- Nie mów tak głośno. Nikt się z nikim nie pokłócił. - Zapewnił go ze spokojem, ale Leopold nie zamierzał odpuszczać.
- To o co chodzi? - Wybełkotał przez zatkane usta, co trochę rozbawiło starszego brata i wywołało ciepły uśmiech na jego ustach.
- Co miałeś na myśli, mówiąc ''też''? - Całkowicie nie zrozumiał pytania, dlatego postanowił zadać swoje, uwalniając przy tym Leopolda.
- [Imię] patrzy się na Ciebie cały czas. Normalnie jest bardzo zabawna, ale przy Tobie zawsze robi oficjalną minę i staje się poważna. Chyba się Ciebie boi. Ty za to na odwrót. Czasami jesteś surowy, że aż strach, ale widząc ją w pobliżu, stajesz się delikatniejszy. - Feugoleon dokładnie wysłuchał słów chłopaka, próbując zachować poważną twarz, chociaż uwagi młodszego brata i dziecięca niewinność bardzo go rozbawiły. - Nie przejmuj się, [Imię] na pewno źle o Tobie nie myśli. Powiedziała mi nawet, że Cię lubi. - Dodał młody Vermillion z zaangażowaniem, na co mężczyzna uniósł brwi z rozbawieniem.
- Tak dosłownie?
- Tak. - Przejęty dziesięciolatek z pewnością kiwnął głową, na co fioletowooki ciepło się zaśmiał.
- Dziękuję, że mi o tym mówisz, nawet jeżeli nie ładnie tak na kogoś donosić. - Poklepał go po głowie i zamierzał wyjść Ci na spotkanie, ale Leo złapał go za rękę.
- Tylko jej nic nie zrób, obiecaj! - Poprosił z zeszklonymi oczami, bojąc się, że postąpił źle, ale serdeczny wzrok brata trochę go uspokoił.
- Obiecuję.
Z tą obietnicą czekał i czekał, aż wróci, chcąc od razu zapytać, czy o tym rozmawialiście. Wierzył Fuegoleonowi na słowo, ale poczuł się winny tym, jak Cię wydał. Każda minuta dłużyła mu się w nieskończoność, chociaż wiedział, że mieliście porozmawiać jeszcze z ich ojcem. Krążył korytarzami zamku, budząc przy okazji Mereoleonę, która dopiero wczoraj wróciła ze swojej leśnego survivalu.
- Czemu jesteś taki zestresowany, młody? - Spytała dość czuło jak na nią, krzyżując ręce na piersi. Chyba miała wyjątkowo dobry humor.
- Powiedziałem coś braciszkowi o [Imię], a potem poszedł z nią porozmawiać i jeszcze nie wrócił. Miał nic jej nie robić, ale bardzo się martwię. - Odpowiedział niewinnie, podczas kiedy kobieta dokładnie mu się przyglądała. Szybko załapała, o co może chodzić, przez co na jej twarz wkradł się cwaniacki uśmiech.
- Chodź. - Złapała go za ramiona, a następnie poprowadziła na schody.
W tym samym czasie byłaś podczas przechadzki po ogrodzie w towarzystwie Fuegoleona. Przez Leopolda zaczęłaś naprawdę dużo myśleć o swoich prawdziwych uczuciach. Znałaś mężczyznę od wielu lat i dzięki niemu stałaś się silniejsza. Przez swoją stanowczość, ale też dobre serce motywował Cię do częstych treningów, które przyniosły Ci sukces. Od początku czułaś się nim zauroczona, ale nie zamierzałaś się mu nigdy narzucać. Właśnie dlatego czekałaś na odpowiedni moment, nie wiedząc, jak bardzo pod tym względem jesteście do siebie podobni.
- A nawiązując do Leopolda... - Mężczyzna wtrącił w waszą rozmowę, zatrzymując się przy krzewach pomarańczowych hortensji. Stanęłaś naprzeciwko niego, od razu myśląc o najgorszym. - Rozmawiał dziś ze mną na Twój temat. - Po tych słowach lekko spanikowałaś, chociaż mężczyzna miał spokojny wyraz twarzy.
- Chyba nie powiedział nic złego. Raczej dobrze się dogadujemy. - Zaśmiałaś się nerwowo, patrząc po bokach. Z jednej strony wiedziałaś, że wygląda to podejrzanie, a z drugiej po prostu zmęczyło Cię udawanie śmiertelnie poważnej, kiedy serce chce wyskoczyć Ci z piersi.
- Nie, wręcz przeciwnie. Mówiłaś mu coś o mnie? - Na twarz Fuegoleona wkradł się subtelny uśmiech. Na zadane pytanie lekko się zarumieniłaś.
- Powiedział Ci. - Stwierdziłaś z przekonaniem, próbując doszukać się w spojrzeniu mężczyzny jakiejś złości, której po prostu nie było, co napełniło Twoje serce optymizmem. - Słyszałam, że Ty też ,,mnie lubisz'', skoro trzymamy się tego sformułowania. - Dopowiedziałaś trochę dokuczliwie, na co mężczyzna zareagował podobnie jak Ty.
Mereoleona znalazła okno na półpiętrze, z którego dokładnie widziała całą sytuację. Przyglądała się waszej rozmowie z zaciekawieniem, a Leopold poszedł w tym czasie po taboret, ponieważ nie dosięgał do parapetu. W końcu Fuegoleon ujął Twój podbródek w swoją dłoń, składając na Twoich ustach delikatny pocałunek, który odwzajemniłaś, a nawet śmiało pogłębiłaś, co trochę go zdziwiło.
- I co widzisz? - Zielonooki spytał z zaciekawieniem, wchodząc po schodach ze zdobyczą.
- Nie wiem, czy tak do końca nic jej nie robi, no ale... - Mereleona wzruszyła ramionami, łapiąc się ręką pod biodro, podczas kiedy Leopold wspiął się na stołek. Widząc tę scenę, natychmiastowo zrobił się czerwony i odwrócił wzrok, patrząc na siostrę ze zdziwieniem.
- Dorośli są dziwni. - Powiedział całkowicie poważnie, na co ona zgodnie pokiwała głową.
- To prawda.
♣
Next: LuckxReader lub SolidxReader
Ps. Bogowie, pomiędzy Feugoleonem, a Leopoldem jest aż14 lat różnicy, z czego do wczoraj całkowicie nie zdawałam sobie sprawy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top