♦L♦
Nagłe przekroczenie przejścia spowodowało włączenie alarmu, przez który, po jakiejś minucie zbiegło się grono nieproszonych gości, rozpoczynających ostrzał. Nie patrzyli, do kogo strzelają, nie zorientowali się nawet, że jestem to ja, ponieważ, po tym, co mówił Adest, śmiem twierdzić, że prawdopodobnie są to moim psychiczni fani, którzy nie byli tylko mężczyznami, dało się nawet zauważyć parę kobiet. Alfy, bety... Dwie pozycje hierarchiczne pragnęło odebrać mi mój skarb.
Nie mieli nic, za co mogliby się schować, przez co musieliśmy ich postrzelić. Ściągnąłem maskę i odważnie wyszedłem się im pokazać. Od razu mnie rozpoznali.
— Pan Zac! — krzyknął pewien młody chłopak, na oko wyglądał na 17 lat. Reszta zawtórowała mu, wymawiając moje imię. Postrzeleni leżeli, trzymając się za ranę. Mimo iż ich twarze wykręcone zostały w grymasie bólu, i tak się uśmiechali, a przynajmniej chcieli.
— Gdzie jest mój przeznaczony — powiedziałem srogo.
— A więc po to pan przyszedł... — zasmuciła się beta.
— A po co innego miałbym? — w międzyczasie przeładowałem magazynek.
— Odwiedzić pana fanklub!
— Proszę? — przerwałem przeładowywanie, by ponownie omieść spojrzeniem, wszystkich zebranych.
— Kochamy pana sprzed przemiany! — mówili, przekrzykując się nawzajem — Ale ta omega pana zniszczyła! Dlatego my musimy zniszczyć ją!
— Zaraz ja was zniszczę — wycelowałem odbezpieczoną bronią w jednego, z płaszczących się przede mną chłopaków.
— Proszę... Zabij mnie... — powiedział z błaganiem w oczach.
— Jesteście nienormalni! — krzyknąłem wkurwiony.
— No, już, spokojnie Zac — Dominik położył mi rękę na ramieniu, chcąc zapewnić psychiczne wsparcie — to po prostu pojebani masochiści, chcący byś ich zamordował, to norma — zaśmiał się.
— Jak ty możesz śmiać się w takiej sytuacji... — ręce mi opadły. Z kim ja do cholery żyję?
Nagle usłyszałem dźwięk wystrzału, a ręka kolegi, która znajdowała się na moim ramieniu, nagle opadła z jego agonalnym krzykiem.
— Cholera! — krzyknął, po czym usiadł na ziemi, opierając się o ścianę.
— Co jest? — spytał zszokowany Redo, patrząc na Dominika, trzymającego się za ramię z grymasem bólu na twarzy. Zaciskał mocno powieki, a jego usta zacisnęły się w wąską linię.
— Nikt... nie będzie... go dotykał... — wydukał jeden z postrzelonych masochistów, ledwo utrzymując świadomość.
— Ty kurwo... — powiedziałem, lecz zostałem złapany za lewą dłoń, która została zaciśnięta w pięść.
— Zac, nie. — mówił Ren — Jeśli go zabijesz, to trafisz do sądu, i tak mamy przejebane — mówił z ostrym wyrazem twarzy — Zostań tutaj, graj, a my pójdziemy dalej... — dodał szeptem.
Grać? Dopiero po chwili zrozumiałem, o co mu chodziło. Skoro uważają mnie za boga, to tym bogiem dla nich mogę zostać.
— Zwołajcie wszystkich członków tej organi... Fanklubu. Chciałbym ich poznać — uśmiechnąłem się sarkastycznie. Już po chwili usłyszałem, jak każdy po kolei mówi do przypiętego do pasa woki-toki. Bolało mnie, iż nie mogłem iść razem z nimi, by uratować ukochanego, lecz wiedziałem, że to jedyne wyjście, by nikogo nie skrzywdzić.
Już po chwili cały korytarz okupowało dziesiątki osób, które ustawiły się w parach i jedni po drugich podchodzili do mnie, by uścisnąć dłoń, przytulić, czy nawet dać całusa w policzek, bądź dotknąć włosów. To było takie absurdalne, że myślałem, że to jakiś pojebany sen. Już po chwili w odległym krańcu korytarza, zauważyłem Reda i Rena, oraz moją księżniczkę, na plecach młodej alfy. Dominik został przy mnie, z opaską uciskową zrobioną ze starej, białej, grubej, sztywnej liny. Założyłem maskę na powrót, by ci nie widzieli moich łez.
Sorei był nieprzytomny. Cały brudny i we krwi. Jego śliczne włoski, przyklejone były do twarzy przez pot, a jego porcelanowa skóra, cała była w ranach. Nie miał na sobie ubrań. Był nagi, oprócz zarzuconej na niego kurtki Reda. Pomyśleć, że moje nagie słoneczko przylegało całym ciałem, do pleców innej alfy. Aż krew we mnie buzowała, taki byłem zazdrosny. Miałem ochotę wykurwić Renowi i ledwo się przed tym powstrzymywałem.
Uspokajała mnie jedna myśl: Mój skarb nareszcie jest bezpieczny.
♦♦♦
Pięćdziesiąty rozdział w piąteczek ^^
Pomyślałam, że na koniec tygodnia mogę was nieco uszczęśliwić, byśmy razem mogli świętować koniec tygodnia <3
Nareszcie pojawił się Sorei :)
Kto czekał na naszą małą omegę?
Cieszycie się, że się odnalazł?
Czy jesteście bardziej za wyznawcami brutalnego Zaca? xd
Miłego popołudnia!!
19.10.2018 r.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top