R2: Nic Cię nie zrani, kochanie

-Znowu miałam ten sen. Wszystko działo się dokładnie tak samo jak w ten dzień. Po tym jak pan F-Forbes... Zabił się... przed nami stanęła babcia Mii. Wyglądała tak pięknie, tak zdrowo... tak żywo. Kazała nam uciekać, ale przecież my nie mogłyśmy uciec! Jak mogłybyśmy w ogóle o tym pomyśleć? Lottie tak się wystraszyła, że zaczęła nas ciągnąć przez cały cmentarz do wyjścia. Ruszyła z parkingu tak szybko, że o mało co nie zderzyłyśmy się z nadjeżdżającym samochodem... - przymknęła oczy, już mokre od łez - J-ja... ja zdaję sobie sprawę, że nie ma na to dowodów, ale wiem, że gdy już prawie wjeżdżałyśmy do miasteczka niedaleko domu Mii... Na ulicy przed nami stała grupa ludzi, która szeptała jakieś... dziwaczne słowa, a potem zrobili to samo co pan Forbes. Mia wrzeszczała ze strachu, wtedy również wysiadła elektryczność. Potem... nic nie pamiętam. Na dodatek zawsze budzę się w tym momencie... - powoli uniosła powieki spojrzała na swojego terapeutę. Za każdym razem, gdy komuś opowiadała tę historię, obawiała się, że wezmą ją za nienormalną. W przeciwieństwie do swoich przyjaciółek nie była tak silna, pomijając fakt, iż Mia i Lottie nie wspomniały choćby słowem co wydarzyło się po odjeździe z cmentarza. Nie chciały słuchać Flavii, prawdę mówiąc bały się jej słuchać.

Mężczyzna w średnim wieku, zbyt szybko siwiejący, przyglądał jej się uważnie. Wiedział, że to co przeżywa nastolatka jest trudne. Trauma zawładnęła jej umysłem i w konsekwencji tego nie była w stanie normalnie funkcjonować. Pomimo tego nie był do końca skłonny uwierzyć w resztę opowieści. Śmierć Gary'ego Forbesa została odnotowana przez policję, nikt nie miał pojęcia o co chodziło z masowym samobójstwem na ulicy, o którym Flavia wspominała.

- Wydaje mi się, że wiem już o co chodzi Twemu umysłowi - nagle oświadczył - Co powiesz na to, że... To co wydarzyło się po odjeździe ze cmentarza jest wytworem Twojej wyobraźni?

- Panie Singer! - podniosła głos, ściągając brwi w dół. Miała już dość tych oskarżeń.

- Daj mi dokończyć, proszę. Może wypierasz od siebie śmierć Pana Forbesa tak bardzo, że znalazłaś sobie wytłumaczenie. On wcale nie umarł przez Ciebie.

- Umarł przeze mnie! Spojrzał na mnie i... i jego oczy... Boże!

- Flavio, muszę Cię prosić, byś się uspokoiła - chrząknął - Minęły dwa tygodnie. Czas wrócić do szkoły. Dopiero co zaczęłaś liceum. Nie zawracaj sobie tym głowy, powinnaś skupić się na nauce i...

- ... i uważać, żeby nikogo nie zabić wzrokiem? Jak Meduza? - parsknęła, nie dowierzając, iż nawet człowiek, który powinien patrzeć na wszystko obiektywnie, uważa, że wszystko co jej się przytrafiło jest kłamstwem. Zazdrościła przyjaciółkom braku potrzeby porozmawiania z kimś.

- Meduza zamieniała ludzi w kamień - poprawił ją, na co ona sięgnęła z podłogi swoją torbę i wyszła zirytowana z gabinetu. Nie mogła liczyć na niczyją pomoc.

Wybiegając z poradni, wpadła na kogoś. Wytarła szybko łzy z piegowatych policzków wierzchem rękawa i spojrzała na całą zawartość swojej torby, która znalazła się na podłodze.

- Och... Wybacz mi, nie... nie chciałem... - podniosła wzrok. Chłopak miał czarnogranatowe włosy, kolczyk w przegrodzie nosowej, ostre rysy twarzy, błękitne oczy i niesamowicie głęboki głos, jak na kogoś tak młodego. Prawdopodobnie był punkiem, sądząc po jego ciemnym ubiorze, ciężkich butach i skórzanej kurtce - Nie zauważyłem Cię...

- W porządku, jestem niezdarna - rzuciła jedynie i schyliła się, by pozbierać swoje szpargały.

- Cóż, moglibyśmy się dogadać, bo ja też - również się schylił i zaczął jej pomagać z lekkim uśmiechem. Na jednym z jego policzków odznaczał się dołeczek - Jestem Dmitri. A Ty?

Dziewczyna spojrzała na niego, marszcząc brwi. Zastanawiała się po co zaczyna z nią rozmowę? Nie zauważył, że nie ma ochoty na prowadzenie konwersacji? A może tak jak każdy, chciał się z niej ponabijać...

- A Ty nie jesteś zbyt rozmowna - parsknął. Podał jej czarny zeszyt, który znajdował się tuż przy jego nodze. Skinęła lekko głową, chwytając zeszyt, który był jej pamiętnikiem. Zahaczyła włosy o ucho i podniosła się, poprawiając nerwowo torbę na ramieniu - Fajne uszy, el...

- Nawet się nie waż kończyć tego zdania. Już dawno przestało być śmieszne, więc łaskawie daj mi spokój.

Dmitri uniósł brew w lekkim zaskoczeniu. Nie spodziewał się, że znajdzie tu ludzi o zdrowych zmysłach, ale żeby komuś aż tak brakowało dystansu do siebie? Flavia wyminęła go i wyszła wreszcie z budynku. Skierowała się od razu do domu. Wyciągnęła z kieszeni telefon i z nadzieją wybrała numer Mii, która od halloween nie przychodziła do szkoły, nie było z nią w ogóle kontaktu. Blondynka codziennie do niej dzwoniła, w nadziei, że tym razem odbierze.

Jednak nic się nie zmieniło. Znowu nie odebrała.

⁂ ⁂ ⁂

Widok zmarłej babci wstrząsnął wnuczką. Nie mogła nawet z nikim o tym porozmawiać, ponieważ tak jak Flavia musiałaby zacząć chodzić do psychologa, na co nie miała ochoty. Mia Lowell nie oszalała, zamiast tego na nowo zaczęła przeżywać żałobę. Ból rozdzierał jej serce na miliony kawałeczków. Babcia była dla niej jak matka, która umarła, gdy była małą dziewczynką. Staruszce zawsze przypominała jej córkę. Obie czasem siadały przy kominku, a babcia opowiadała jej o niej. Czarnowłosa tęskniła za tym. Siedząc na parapecie, ścisnęła mocniej w dłoni małego, drewnianego wilka, którego dostała od babci. Staruszka sama go zrobiła. Nie miała po niej nic więcej. Wszystko spłonęło podczas tajemniczego pożaru w ich domu, który co najdziwniwjsze strawił tylko korytarz prowadzący do pokoju babci... jak i sam pokój kobiety. Do dziś nie było wiadomo jak to się wydarzyło. Co gorsza pół roku po babci jej młodsze rodzeństwo zginęło podczas drogi powrotnej z wycieczki szkolnej, gdzie kilkanaście rodzin straciło pociechy. To był bardzo trudny czas dla Twinbrook.

Mia została sama z ojcem. Cóż, była jeszcze jego nowa dziewczyna, której Mia nienawidziła. Uważała, że wykorzystuje go, na dodatek w ogóle nie obchodził jej fakt, że jej partner niestety miał córkę.

Postanowiła gdzieś wyjść, by choć na chwilę zapomnieć o bólu i niesprawiedliwości tego świata. W Twinbrook nie było zbyt wiele miejsc dla nastolatków, gdzie mogliby pić czy korzystać z innych używek. Technicznie niby w ogóle nie mogli, ale zawsze udawało się coś zorganizować. Niedaleko ratusza stał pustostan, gdzie zbierali się okoliczni chuligani, ćpuni, punki lub po prostu "zagubione dusze". Policja rzadko kiedy tam bywała, bo nawet jeśli ktoś dał im cynk, dzieciaki zamykały się w piwnicy i wychodzili nią, krążąc pod miasteczkiem tunelami. Zawsze kilka kroków przed policją. Mia bywała tam od czasu do czasu. Nie należała do tych "grzecznych" popularnych dzieciaków. Można było nazwać, iż zmagała się ze swoim własnym mrokiem.

Ubrała na siebie za duże jeansy i bluzę z kapturem, który naciągnęła na głowę. Jej krótkie włosy nawet nie wychodziły zza materiału. Wpakowała jeszcze do kieszeni kilka banknotów i poszła na pieszo, jej dom znajdował się niedaleko ratusza. Weszła przez podwórko, przeszła je, a potem tylnym wejściem dostała się do środka. Od razu do jej nozdrzy uderzył smród. Przy samych drzwiach siedzieli ćpuni. Im to właściwie było obojętne gdzie się znajdowali. Wyglądali na zadowolonych. Cóż. Mia minęła ich i weszła wgłąb budynku. Zbliżała się do źródła ciężkiej i głośnej muzyki. Z głośników przyniesionego tu stereo wydobywała się zremiksowana wersja "Lolity" Lany del Rey na zdecydowanie bardziej rockową. Właściwie nie brzmiało to źle.

- No proszę, panna Lowell - usłyszała za sobą znajomy głos. Odwróciła się i lekko uśmiechnęła.

- Cześć Jamie. Masz dla mnie jakiś alkohol? - od razu przeszła do rzeczy.

Jamie parsknął i skinął głową na chłopaka z granatowymi włosami.

- Ten nowy ze szkoły dziś do nas przyszedł i zapewnił zapasy. Myślę, że się dogadacie. Wiesz... Ma w sobie coś... porywczego - zamruczał, przygryzając wargę.

- Błagam, sądzisz tak o każdym chłopaku, Jamie - parsknęła i ruszyła w stronę "nowego".

- Jestem Mia - przywitała się, wsuwając dłonie do kieszeni. Niebieskooki spojrzał na nią i zaczął się śmiać.

- Nie spodziewałem się w takim miejscu najpopularniejszej dziewczyny w szkole - oblizał przesuszone wargi, przyglądał jej się tak przenikliwie, aż zaczęła czuć się zdenerwowana.

- C-cóż, najwidoczniej mało wiesz -starała się zachować naturalnie, ale odwróciła od niego wzrok. W przeciągu sekundy poczuła się niesamowicie rozluźniona.

- Jestem Dmitri - przedstawił się, podchodząc do niej, a gdy na niego spojrzała, skupił się na jej oczach i szepnął - upij się ze mną, Mio Lowell.

- Oczywiście, upiję się z Tobą - powiedziała, nie rozumiejąc dlaczego właściwie się zgodziła, przecież nie miała zamiaru z nikim pić, chciała tylko coś kupić i wypić samemu na strychu. Jednak... zaczęła pić z Dmitrim takie ilości alkoholu, że już wkrótce nie miała pojęcia co się z nią dzieje. Jedyne co pamiętała, to słowa, jakie chłopak wyszeptał jej do ucha:

"Nic Cię tu nie zrani, kochanie"









Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top