9.
Przez okna biblioteki przebijało ciepło i światło, kusząc go, by wszedł do środka. Nie potrafił długo opierać się temu zaproszeniu. Wewnątrz paliło się kilka lamp naftowych, a w kominku rozpalony był ogień. Biorąc pod uwagę coraz chłodniejsze dni i coraz dłuższe noce, może powinien rozważyć czy nie warto samemu skorzystać z dobrodziejstw, jakie miała do zaoferowania biblioteka.
Hange siedziała przy jednym ze stolików i zawzięcie skrobała coś na papierze. Palce wolnej ręki pchała do ust i nerwowo obgryzała paznokcie. Zapewne obawiała się, że ktoś ją przyłapie, ale przecież nie usłyszała nawet przyjścia Erwina.
Smith uśmiechnął się z politowaniem i zastukał kłykciami we framugę, na co Zoe podskoczyła z cichym piskiem. Gdyby nie miała okularów zawiązanych wstążką z tyłu głowy, zapewne spadłyby jej na ziemię.
- Nie chciałem cię przestraszyć – Erwin zaśmiał się przepraszająco i podszedł do jej stołu.
- W porządku – Zoe wzruszyła ramionami. – Nie skończyłam jeszcze zbierać myśli, więc gdybyś mógł chwilkę poczekać...
- To dla mnie? – zapytał, pokazując palcem jej skrzętnie zapisane notatki.
- T-tak – bąknęła, po czym dodała bardzo szybko: - W większości to tylko moje przypuszczenia, ale...
Ponownie nie pozwolił jej skończyć. Tym razem bezceremonialnie wyrwał jej notatki, zmierzył je wzrokiem, po czym podszedł do kominka i cisnął je w płomień. Zoe wydała z siebie głośny okrzyk, będący połączeniem przerażenia i głębokiej obrazy.
- Dlaczego to zrobiłeś?
Smith wzruszył ramionami.
- Pewnie nie ma tam niczego czego bym nie wiedział – wyjaśnił. – Poza tym, to i tak bez znaczenia, skoro zamierzam dołączyć do żandarmerii.
Przez dłuższą chwilę Zoe wpatrywała się w niego z szeroko rozdziawionymi ustami. Było dokładnie tak jak przypuszczał. Skoro nawet pogrążona w swoim własnym świecie Hange Zoe wiedziała, że zamierzał dołączyć do zwiadowców, to co dopiero inni?
- Do żandarmerii? – powtórzyła bezmyślnie. – Ale przecież...
- Oczywiście, że do żandarmerii! – zawołał z przekonaniem. – Życie jest za krótkie żeby nadstawiać za kogoś karku i jeszcze nic z tego nie mieć, nie sądzisz? – podszedł do niej powoli, zacisnął dłoń na jej ramieniu i pochylił się nad nią nisko. – Bo ty, Hange Zoe, dołączysz do zwiadowców, prawda?
- Oczywiście, że tak! – odkrzyknęła mu z pasją, oburzona najwyraźniej faktem, że ktoś śmiał w to wątpić. Po chwili jednak coś do niej dotarło. – Tak. Wstąpię do zwiadowców – dodała spokojniej, z uśmiechem igrającym w kącikach jej ust.
- Nawet nie wiesz, jak mnie to cieszy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top