37.

– Jesteś tak dobrze wychowany, że to aż żałosne – zakpił brunet, ale widocznie zachowanie Erwina wcale mu tak nie przeszkadzało, bo nie odtrącił jego dłoni. Zamiast tego zacisnął na niej swoje palce. – Nazywam się Rivaille.

– Erwin Smith – przedstawił się w odpowiedzi, choć przypuszczał, że chłopak doskonale wiedział już, jak się nazywał. Rivaille! To imię bardzo do niego pasowało. Erwin żałował tylko, że będzie miał problem ze znalezieniem do niego odpowiedniego zdrobnienia...

– Nawet nie myśl o tym, żeby mówić do mnie zdrobniale – prychnął hiena.

– Skąd pomysł, że mógłbym... Ej, to bolało! – Erwin aż jęknął, gdy uzbrojona w twardy obcas pięta chłopaka wbiła się w jego stopę. – Wcale o tym nie myślałem! W każdym razie nie tak bardzo.

– I więcej nie będziesz, prawda? – zapytał brunet, przechylając zadziornie głowę.

– Postaram się – obiecał mu szybko.

– Wiec jak? Znajdziesz nam jakieś przytulniejsze miejsce do rozmowy czy będziemy tu tak stać?

– Poczekaj, zaraz coś wymyślę.

Nie zamierzał rzucać słów na wiatr, ale uwicie przytulnego gniazdka w stajni nie było wcale takie proste. Cały budynek pełen był ciepłego smrodu koni, a przez nierówne deski ścian wiało do środka chłodne wieczorne powietrze. Nie mówiąc już o tym, że ktoś mógł ich podsłuchać. Erwin zepchnął te obawy w głębsze zakamarki swojego umysłu. Nie po to tyle przeszedł, żeby teraz nie móc nacieszyć się chwilą wytchnienia.

Na starym drewnianym regale leżały wełniane pledy, którymi w zimowe noce przykrywali konie. Erwin wyciągnął kilka, po czym rozłożył je na stercie siana w rogu stajni. Na koniec ustawił lampę na ziemi w taki sposób, żeby mogli jak najlepiej wszystko widzieć.

– Mam poszukać czegoś jeszcze? – zapytał niepewnie. Zaczął się zastanawiać, czy nie powinien poszukać jakiegoś czystszego miejsca. Dlaczego tu musiało być tak strasznie brudno?

Rivaille musiał zauważyć irytację malującą się na jego twarzy. Stłumił więc swoje obrzydzenie i usiadł na pledzie. Naprawdę bardzo starał się nie okazywać zniesmaczenia, ale niespecjalnie mu to wychodziło; najwidoczniej taki grymas był dla niego czymś zupełnie naturalnym.

– Wcale nie jest tak źle – zapewnił hiena mało przekonująco.

Nie jest tak źle, tak, oczywiście. Tylko jest zimno, śmierdzi, a pchły będą gryzły ich w tyłki. Cudownie. Lepszych warunków Erwin nie mógł sobie nawet wymarzyć. Na następny raz musiał wymyślić coś lepszego. Nie wątpił, że będzie jakiś następny raz, ale dużo zależało od tego czy znajdzie inne miejsce niż ta koszmarna stajnia.

– Erwin – syknął nagląco chłopak. – Jeśli mówię, że nie jest tak źle, to znaczy, że nie jest tak źle. – Sposób, w jaki akcentował każde słowo sprawił, że Smith zaczął obawiać się o swoje życie. Po chwili jednak Rivaille dodał już nieco łagodniej: – W naszej siedzibie bywa dużo gorzej. Naprawdę. Jeśli przestaniesz się tak przejmować, to obiecuję nie zwracać na to zbytnio uwagi.

* * *

Jeśli chodzi o imię, znalazłam jedną bardzo satysfakcjonującą odpowiedź:

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top