22.

- Przykro mi. – Słowa te zabrzmiały bardzo szczerze, ale ani trochę nie pocieszyły Erwina. Przeciwnie, cudza litość jedynie go zirytowała. Musiało to odmalować się na jego twarzy, bo chłopak szybko dodał: - Mogę ci pomóc.

- Dlaczego miałbyś mi pomagać? – zaśmiał się Smith. – Jaki mógłbyś mieć w tym cel?

- Pozwolisz mi zabrać sprzęt tych, którym się nie udało.

Gdzie tkwił haczyk? Musiał przecież jakiś być. Żadna hiena nie zaproponowałaby takiego układu, oczekując w zamian jedynie tego, że będzie jej wolno zabrać to, co i tak by wzięła. Musiało w tym być coś więcej. Czyżby liczył, że Erwin nie wspomni o tym spotkaniu w raporcie? Cóż, akurat tyle był w stanie dla niego zrobić.

- Co z resztą kadetów? Jak mam im wytłumaczyć twoją obecność?

- Musisz ją tłumaczyć?

Nie musiał, to prawda. Czułby się wtedy jak zdrajca. Ci młodzi ludzie mu ufali. Gdyby postawił ich w takiej sytuacji...

...oznaczałoby to, że bierze na siebie pełną odpowiedzialność. Mógł to zrobić właśnie dlatego, że cały oddział darzył go zaufaniem. Nikt nie będzie się zastanawiał, dlaczego zrobił to, co zamierzał zrobić. Nie miał absolutnie żadnych wątpliwości, że chłopak radzi sobie w 3DM znacznie lepiej niż jego kadeci. Wychodził też z założenia, że obaj chcieli wrócić do domu żywi.

- Nie jest ich za dużo? – zapytał Erwin, uśmiechając się przy tym nieco krzywo.

Obaj spojrzeli w dół. W czasie, gdy rozmawiali, nowa horda tytanów zdołała dotrzeć na skraj lasu. Ich wielkie wyszczerzone twarze skierowane były w stronę ukrytych pomiędzy liśćmi kadetów, a ogromne dłonie orały paznokciami korę. Niektóre, te bystrzejsze, uderzały pięściami o pnie, licząc na to, że uda im się kogoś strącić z gałęzi.

- Jest ich tylko jedenastu. – Chłopak niedbale wzruszył ramionami. – Ale jeśli chcesz, możesz wyznaczyć mi kogoś do pomocy.

Gałąź, na której siedzieli, zadrżała lekko, a do ich uszu dobiegło szczęknięcie zatrzaskiwanych haków.

- Erwin?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top