Francuski ogród.
Nikt nie mógł uwierzyć, jak bardzo zmienił się Yves.
Nie wierzył, że jeszcze dziesięć lat temu był w stanie zachwycać się szarą, pożółkłą Anglią, bawić się czytając nudne, angielskie powieści i oddychać tym samym powietrzem co inni szarzy i nudni Anglicy. Sam nie wiedział jak mógł się wzbraniać, czy buntować się przed wyjazdem na Grand Tour. Nie wiedział jak mógł się wzbraniać przed tym bogactwem, jaki oferował mu świat, jakie tylko na niego czekało.
Dopiero wtedy Yves jakby wybudził się ze snu, gdzie wszystko było spowite szarą mgłą, a przebudził się w miejscu, gdzie wszystko stało się bardziej kolorowe i mniej oficjalne. Włochy były pełne światła, klasycznego piękna, przejrzystego powietrza, które, jak wiedział z licznych przewodników, tak świetnie uchwycił mistrz Leonardo. Rzym kojarzył mu się z ciepłem, bynajmniej nie z upałem, a domowym ogniskiem, kolebką kultury. Nie mógł się wyzbyć wrażenia, że wszyscy ludzie na ziemi pochodzą z Rzymu.
Od tego, co działo się dalej, mogła rozboleć głowa; antyczne ruiny Grecji, wiedeńskie, secesyjne kamienice, barokowe pałace w Dreźnie, płótna wielkich mistrzów holenderskich i flamandzkich wypełniały jego myśli w czasie długich podróży kolejowych.
Gdy opowiadał o naszym pierwszym spotkaniu, mówił, że nie spodziewał się, że aż tak może powrócić do starego siebie. Że znów był w stanie oderwać swoje myśli od rzeczy wielkich i wzniosłych, i zająć się na powrót szarą i nudną Anglią.
Gdy dostrzegł we mnie angielski ogród, w tym bałaganie — połączeniu nieidealnej, odrobinę długiej twarzy, wielkich brązowych oczu i różowych policzków, na odrobinę za żółtej cerze — dostrzegł piękno, wiedział, że za tym pozornym bałaganem kryje się jakiś ideał, kanon stworzony przez samego Boga.
Lubiłam, gdy prawił takie komplementy.
Portrait of Leon Delafosse,
Kopia Johna S. Sargenta autorstwa Nicka Eisele
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top