Dodatek - Kac Seul: część I

*^*^*

Taehyung był zwodniczą bestią i doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Specjalnie zostawił Jeonowi organizację kawalerskiego w Kokobop Village, ponieważ bardzo dobrze wiedział, że jego rolniczy debil nie ogarnie awarii w Gorzelni Top, która miała miejsce kilka dni wcześniej, a co za tym idzie, nie będzie miał jak się zalać w trupa z kolegami. Dodatkowo, wszystkie osoby, które miały możliwość dostarczenia ekipie Jeongguka tej popularnej używki, zostały wysłane (za pomocą jego własnej karty kredytowej) na jednodniową wycieczkę w góry. Kim po prostu chciał mieć pewność, że narzeczony wraz ze swoją niezbyt inteligentną świtą, zawierającą najważniejsze dla ich wesela osoby, nie zrobią nic głupiego, a tym bardziej nagle nie znikną. Kolejnym zabezpieczeniem była organizacja kawalerskiego w niedzielę, dzięki czemu nawet w Stonce Jeon nie byłby w stanie zaopatrzyć się w napoje wyskokowe (wszystko za sprawą zakazu handlu w dzień święty, który wprowadził prezydent; w Kokobop Village oczywiście wszyscy spluli to heretyczne nazewnictwo i ochrzcili niedzielę tradycyjnym dniem wonhowskim. Takiej organizacji mógłby celebrycie pozazdrościć sam wywiad angielski. Nic nie mogło pójść źle.

No cóż. Każdy popełnia jakieś błędy, a takim w przypadku Taehyunga było zaproszenie Sehuna, swojego eks, na kawalerski Jeona. Youtuber przybył do wioski samolotem pilotowanym przez Heeseunga. Bardzo przystojnego pilota. Kim zadbał o wszystko, nawet o podróż Oha do wioski. Jednak, kiedy nasz kochany prankster już znalazł się w Kokobop Village razem ze swoim kamerzystą, to niczym skazaniec wysiadał z maszyny, a jego niezadowolenie można było usłyszeć bardzo wyraźnie.

— Nie wierzę, że Suho wywalił mnie z naszego domu, żebym pilnował Jeona na jego kawalerskim! Miałem nagrywać ostatni wieczór wolności mojego byłego chłopaka! Widzowie tylko na to czekają po tym, jak nagrałem zaręczyny Taehyunga! — marudził, jęczał i wszystko na raz.

Steward Jake aż kopnął go w dupę, aby szybciej dotknął ziemi, ponieważ miał dość Sehuna już po samej podróży. Na szczęście nikt nie wymagał od niego delikatności dla prankstera, a sam Taehyung nie zwrócił uwagi na lamenty, bo zwyczajnie nie miał na to czasu. Pocałował jeszcze tylko swojego narzeczonego i razem ze swoimi gośćmi udał się do tego samego samolotu, którym przybył Sehun, aby polecieć do domu swoich rodziców, gdzie już wszystko czekało przygotowane na jego wieczór kawalerski. 

Rolnik niechętnie przyjął prankstera pod swoje skrzydła i razem poszli do biednych, trzeźwych mężczyzn, siedzących w salonie u Activo. W powietrzu dało się wyczuć smutek i rozpacz osób bez żadnego promila alkoholu we krwi. Taehyung nie był aż tak okrutny. Zostawił im napoje w postaci wiśniowych soków, obok których stały miski z chipsami. Kiedy mężczyźni wchodzili do pomieszczenia, wszystkie spojrzenia skupiły się na nich. Changbina tylko przelotnie, bo pomachał im radośnie, mówiąc:

— To ja idę do Felixa, dziękuję gospodarzu!

I już chłopaka nie było. Jeon odczekał chwilkę po wyjściu swojego parobka, a na jego twarz wpłynął szatański uśmiech.

— Masz towar? — zapytał poważnie Sehuna Yoongi, siedząc jak wszystkie nieszczęścia świata na kanapie.

Oh parsknął śmiechem pogardliwie i poklepał ręką plecak.

— Oczywiście. Nawet nie wiecie co przeszedłem, starając się ukryć to przed Suho! Ten twój pilot z stewardem patrzyli się na mnie podejrzliwie i już się bałem, że mnie przeszukają, dlatego zawsze miałem te pięknotki ze sobą! — odparł i wyciągnął dwie pokaźne flaszki ze swojej torby.

— Changbin na pewno nie wróci nas pilnować? — dopytał, bojąc się, że ta libacja alkoholowa jednak może dojść do uszu Suho.

— Na sto procent! Jak tylko mu napomknąłem, że Felix siedzi sam i się trochę o niego martwię, to od razu zaproponował, że z nim posiedzi, nawet nie zapytał, czy mógłby przyjść na mój kawalerski, więc drodzy państwo! Mamy całą noc bez dzieci i nadzoru Taehyunga! — zawołał Jeon, od razu sięgając po piękną butelkę niczym z jego marzeń.

— Spoko, ja tu wciąż jestem — powiedział Jimin jak najprawdziwszy konfident w rodzinie.

— Ale ty też chcesz chlać.

— Nie czekamy na znachora? — zapytał Leeteuk, bo lubił pić z mężczyzną z bagien.

— Po co. Spóźnia się, to mniej dla niego zostanie — zawyrokował Namjoon, chcąc się napić, z czym zgodził się Jackson.

Nikt inny nie zgłosił sprzeciwu, więc zgodnie sięgnęli po kieliszki. Normalnie każdy miałby przynajmniej jedną, własną butelkę produkcji Jeona, ale okoliczności były surowe, więc jak nigdy musieli skorzystać z dodatkowego szkła.

Starali się pić oszczędnie, ale niezbyt dobrze im to wychodziło, ponieważ każdy chciał już poczuć alkohol krążący w żyłach. Kiedy G-znachor w końcu wbił na imprezę, został dla niego jedynie ostatni, mały kieliszeczek.

— No wiecie? Szamana witać o suchym pysku? — oburzył się.

— Przecież doskonale wiesz, jak nas załatwił Taehyung — odparł mu Leeteuk.

— To się w sumie jednak bardzo dobrze składa — uśmiechnął się Kwon delikatnie.

— Co to za szatański uśmiech? — zapytał śpiewak.

— Powiedzmy, że mam przepis na magiczny wywar, po którym sponiewiera nas gorzej niż po pięciu Pizdobójcach — odrzekł znachor. — Robiłem go dzisiaj, ale jeszcze nie był testowany na ludziach, więc możecie być moimi owieczkami doświadczalnymi.

— Wchodzę w to, bo Jeon prędzej odda do kasacji swój traktor niż sprzeciwi się Taesiowi — powiedział Sehun, patrząc wprost na gospodarza. — Dawaj ten wywar.

— Oho — Jimin zasłonił ręką usta, aby spróbować stłumić śmiech.

Biedne ego Jeona poczuło jakby ktoś w nie wjechał kombajnem. Nikt nie miał prawa się z niego śmiać, w końcu to on był gospodarzem tej wioski, a nie jakiś rudy prankster.

— Ależ oczywiście, że przetestujemy ten twój wynalazek, czcigodny znachorze — rzekł bardzo poważnym tonem. — Prowadź nas do niego.

— Jak sobie życzysz — uśmiechnął się mężczyzna.

Tym sposobem wszyscy załadowali się na konie i pojechali na bagna. Nie obyło się oczywiście bez mandatu od Hwasy i Ji-eun za jazdę konną po pijanemu, ale nikogo to nie obchodziło, ponieważ tylko Jeon płacił. Normalnie nie byliby w stanie przedostać się w ten sposób do chaty szamana, ale ten zdecydował się pokazać im sekretną ścieżkę, którą tylko on znał, a dzięki której można było przeprawić się przez grząski teren suchą stopą.

Po dotarciu do domu znachora, wszyscy stanęli w jego dziwacznie urządzonym salonie i z lekkim niepokojem zaczęli się przyglądać wielkiemu kotłowi, z którego ulatywały co rusz kłęby srebrzystego dymu. Sama zawartość była intensywnie fioletowa, ale klarowna.

— Czy wypicie tego jest, aby na pewno bezpieczne? — zapytał Jimin, który co prawda ufał metodom leczniczym Kwona, ale nie miał już takiej pewności co do jego dziwnych wynalazków.

— Nie mam pojęcia — odrzekł uradowany znachor.

— A kogo to obchodzi? — zapytał retorycznie Jeon, chcąc pokazać Sehunowi, że wcale nie jest pantoflarzem.

Wyrwał G-znachorowi chochlę z ręki, nabrał substancji i wziął duży łyk. Nie zginął, więc inni ośmielili się i także zaczęli próbować. Każdy prócz Jimina, który po spróbowaniu stwierdził, że to jednak nie jego gust i zadowalał się samym sokiem. Wywar smakiem delikatnie różnił się od wódki i zdecydowanie dawał jakimiś ziołami, ale zwalili to na popijany sok wiśniowy. Bo cholerne wiśnie na wszystko potrafią zepsuć. Kiedy tak pili, ich rozmowy zaczynały przybierać ciekawe tory. Jedynie Jackson nie rozmawiał, ponieważ z jakiegoś dziwnego powodu każde zdanie, które opuszczało jego usta, było wyśpiewywane. Nawet wtedy, kiedy nie chciał, aby tak było.

— Jak ja byłem z Taehyungiem — zaczął w pewnym momencie Sehun, przed wzięciem kolejnego już łyka — to nigdy się go nie słuchałem! Nie było mowy, aby to on mi rozkazywał! Nie to, co poniektórzy.

Szczęka Jeona się zacisnęła. To on był dominujący w związku i nikt nie mógł mu insynuować, że było inaczej. Śpiew Jacksona zaczął w tej chwili przypominać te wszystkie piosenki z westernów, w akompaniamencie których przeciwnicy mierzą do siebie z broni.

— Ale taki trochę z ciebie pantoflarz, wiesz Jeon? Kawalerski, a zamiast w Seulu, bawimy się na wsi i to jeszcze tylko z jakimś tam magicznym wywarem, gdyż twój narzeczony ci zakazał pić. No nieźle, a to nie ty miałeś być topem? Bo dla mnie jesteś co najwyżej Doliną Bottom — ciągnął prankster.

— Hej! — oburzył się znachor na słowa o „jakimś tam magicznym wywarze".

Wszyscy wokół pomyśleli, że powinni zatrzymać Sehuna i szybko naprostować atmosferę, ale płyn zaczynał powoli działać. Kłótnie stały się nagle niczym igrzyska dla spragnionych wina, a dla śpiewaka jak scena, na której mógł pokazać swoje umiejętności, więc zamiast próbować załagodzić sytuację, zaczęli przyglądać się jej z zainteresowaniem. Jeon za to w normalnym stanie pewnie rozwiązałby swoją spinę z Sehunem, za pomocą kolejnej potyczki w kisielu, ale towar G-znachora w końcu ukazał swoją prawdziwą moc.

— O żeż kurwa — powiedział rolnik, czując jak prawie ścina go z nóg. Właśnie w tym momencie słowa prankstera trafiły w jego serce i osłabiły wiejską dumę.

— O tak, to ja jestem tu dominującym osobnikiem! Dominujący Oh zetnie cię z nóg, pani dolino.

— Wiesz co, rudy darmozjadzie? Masz rację, nie będziemy się słuchać Taehyunga. Pokażę ci jak dominujący jestem i będzie ci Suho!

Jackson zaczął tylko nucić "damn, damn, damn", aby dodać dramaturgii.

— To chciałem usłyszeć — odparł youtuber, uśmiechając się szeroko. — Na przypale albo wcale.

Dopiero po chwili do niego dotarło, co rolnik powiedział dalej.

— Zaraz, jak to sucho!?

— Zbierajcie dobytek, panienki — zarządził gospodarz, zignorowawszy kolegę youtubera. — Polecimy do Seulu, skoro tutaj nie możemy się bawić — dodał i wyciągnął telefon, aby ściągnąć Heeseunga po cichu z powrotem do Kokobop Village.

Jimin miał co do tego złe przeczucia, ale nie chciał znowu podpaść swojemu przyjacielowi z dzieciństwa i podpierdalać go do przyszłego męża. Postanowił, że da znać Taehyungowi, jeśli stanie się coś złego. Yoongi był przecież z nimi, więc święty Wonho powinien mieć ich w swojej opiece,

Kto by się spodziewał, że święty Wonho również postanowił się tamtego dnia zabawić i nie przypilnować naszego kochanego rolnika.

Heeseung miał nie przyjeżdżać po Jeona pod żadnym pozorem, takie dostał wytyczne od Taehyunga. Obietnica dużej zapłaty za przyjazd do Kokobop Village była jednak zbyt kusząca, aby odmówił. Dlatego właśnie do godziny był na miejscu, gdzie zastał pijanych już mężczyzn na polu, odprawiających jakieś dziwne tańce, co bodaj miały przyśpieszyć nadejście ich transportu do Seulu.

— Witam gospodarza! — zawołał bardzo przystojny chłopak, wychodząc z samolotu, którym wylądował niedaleko naszej zgrai. — Przybyłem i mam nadzieję na te obiecane bonusy z tego tytułu.

Niestety nie dostał potwierdzenia, gdyż wszyscy jak jeden mąż rzucili się w stronę pojazdu powietrznego i niemal go stratowali, ale Ace to Ace, więc na szczęście nic mu nie zrobili.

Namjoon przelotnie pochwalił nowy napis na boku maszyny, który brzmiał "Nasz święty, samczy transport" i zaraz dołączył do swoich upitych rolników oraz Sehuna z Tenem, który naprawdę udawał, że wcale go nie ma z tą bandą przygłupów.

Transportowanie ludzi pijanych jest ciężkie, a już takich, co jeszcze wypili dziwnego pochodzenia wywar przygotowany przez znachora, to katorga. Jedyną osobą, która jeszcze zachowywała się jak człowiek, był Jimin, ale nie był także do końca trzeźwy, więc jego opór przed próbą zrobienia czegoś tak głupiego, jak otworzenie okna w samolocie czy wypiciem wszystkich szampanów, jakie były dostępne dla VIP-ów oraz śpiewaniem wniebogłosy wszystkich znanych mu piosenek, był dość nikły.

Oh, drodzy czytelnicy. Kawalerski można było uznać za rozpoczęty w iście śpiewający sposób (zwłaszcza, że odkąd zaczęli pić, Jackson nie mówił, a cały czas śpiewał). W tym czasie Taehyung grzecznie siedział u siebie w domu, gdzie był dopieszczany przez kosmetyczki, popijał elegancko wino razem ze swoimi gośćmi i nawet nie przeczuwał, że jego wielki dzień może stanąć pod znakiem zapytania. Kokobop zamarło, czekając na rozwój wydarzeń, jakie miały mieć miejsce w Seulu.

Załoga samolotu miała dość. Yangyang biegał po całej maszynie, starając się pilnować znachora, który z jakiegoś powodu ubzdurał sobie, że ten samolot jest symbolem kapitalizmu i trzeba go zniszczyć w imieniu ludu. Kun natomiast starał się wytłumaczyć Sehunowi, że nie może zrobić pranku Heeseungowi, który właśnie pilotuje maszynę, ale szło mu to równie topornie, co procesy myślowe youtuberowi. Chyba tylko dzięki Wonho dotarli cali i zdrowi na miejsce, bo parę razy było blisko, aby na stronach gazet zamiast informacji ślubie, znalazła się taka o katastrofie. Załoga z ulgą wypuściła bandę albo inaczej, wręcz ich wykopała.

— Dobra Hee, mordo ty moja, czekaj tu na nas, bo Taeś nie może się dowiedzieć, że tu jesteśmy! — zawołał Jeon zataczając się na ziemi.

Heeseung chciał powiedzieć, że chyba go Wonho opuścił, bo już ma numer wybrany do drugiego pana młodego, ale niestety wiedział, że jak Taehyung się tym dowie, to nici z premii, dlatego zgodził się poczekać. Na szczęście miał domek niedaleko.

Na lotnisku czekał na grupę pewien wysoki mężczyzna. Ubrany był dosyć dziwnie, bo w czarny garnitur i melonik. Można było wręcz pomyśleć, że to Woland przybył z Rosji, aby powitać naszych kochanych imprezowiczów, ale nie. Okazało się otóż, że nim Heeseung po nich przyleciał, zadzwonili do biura podróży, aby im zapewniono kogoś do oprowadzania po Seulu. Dlaczego? Nie warto doszukiwać się logiki w zachowaniu pijanych, a zwłaszcza takich, co doprawili się dziwnym wywarem.

— Witam panów! Nazywam się Hui i to będzie najbardziej Huiowa wycieczka, na jakiej byliście! — zawołał, samemu śmiejąc się z przeróbki własnego imienia. Śmieszków na kawalerskim nigdy za dużo.

Panowie, widząc swojego przewodnika, bardzo radośnie się z nim przywitali i zaraz zaczęli planować, gdzie udadzą się najpierw. Oczywiście padło na sex-shop, aby zdobyć szarfy z napisem "Przyszły pan młody" i inne rzeczy, potrzebne zazwyczaj na tego typu imprezach. Sklep był dosyć daleko, a naszym rolnikom zaczęło się nudzić, dlatego postanowili zagrać w chowanego. Jednakże nie przemyśleli tego, że jeśli nie powiedzą przewodnikowi, że ma ich szukać, to raczej nie zrozumie on ich nagłego śmiechu i uciekania, gdzie popadnie. Hui mógłby co prawda faktycznie za nimi pobiec i dowiedzieć się, o co chodzi, ale za to mu nie płacili, dlatego sam poszedł do celu ich podróży, dochodząc do wniosku, że zaopatrzy się w pewne przedmioty na wypadek kolejnego kawalerskiego. Zgraja dopiero po pewnym czasie zauważyła, że nie jest szukana, więc jej członkowie wrócili do miejsca, skąd odbiegli i bardzo posmutnieli, że zgubili swojego nowego przyjaciela. W powietrzu wisiało pytanie "i co teraz?".

— W domu EXO mam alkohol! — zawołał nagle Sehun. Nie trzeba było mówić więcej, aby ich przekonać, że muszą się tam udać.

Postanowili zamówić taryfę, kiedy przystanęli na parkingu dla taksówek. Ciekawym jest, że taksówkarze za obietnicę wysokiej zapłaty, potrafią się zabijać o klientów. Rój samochodów opuścił szyby, a kierowcy zaczęli się przekrzykiwać w ofertach. Co tu dużo mówić, ich słowa nie docierały do zamroczonych umysłów rolników, dlatego zwycięzcą został ten, który miał najładniejsze auto z napisem "Nasze przejazdy rolnicze". Słowa „nasze i rolnicze" były niczym magnes na mieszkańców Kokobop Village, dlatego bez słowa wpakowali się do jednego samochodu. Mogli się rozdzielić na dwa auta, ale po co? Siedzenie swojemu przyjacielowi na kolanach to przecież bardzo męska rzecz, bo siedzi się na męskich kolanach, a nie damskich. 

W takich warunkach imprezujący dotarli do budynku, w którym mieszkał Sehun z Suho i inni internetowi celebryci. Panowie mieli poznać Team EXO, ale niestety pojechali oni grać w Nagim instynkcie przetrwania (nad czym ubolewali Baekhyun z Chanyeolem, którzy zamiast dołączyć do kolegów, siedzieli na kawalerskim Taehyunga razem z Suho). Można by powiedzieć, że właśnie brak tych osób był przyczyną tego, co miało się wkrótce wydarzyć. Sehunowi zrobiło się smutno, gdy przed wejściem przypomniał sobie, że dom jest pusty. W przeciwieństwie do niego, reszta była w radosnych nastrojach, więc weszli do środka, rozgościli się i od razu sięgnęli po alkohol. Zabawa trwała w najlepsze, aż Sehun swoim mglistym wzrokiem nie spostrzegł źle schowanych fajerwerków za szafą w salonie. Suho nie sądził, że będzie potrzeba schowania ich tak głęboko, żeby jego pijany chłopak nie zauważył.

 — Wiecie co, panowie? — zapytał nagle youtuber, nie mogąc oderwać wzroku od produktu do wybuchu. — Smutno mi, więc zróbmy test fajerwerków! Moi widzowie będą zachwyceni.

Wszyscy zachwycili się tym pomysłem. Wszyscy, oprócz biednego Tena, który tylko kiwał z dezaprobatą głową. Od początku tej podróży siedział cicho, bez żadnych słów sprzeciwu, bo nie za to mu płacono. Po za tym Suho kazał mu tylko obserwować i dokumentować, czyli nie miał obowiązku interwencji. Miał też ambitny plan, aby odłączyć się od towarzystwa i pójść spać, ale niestety jego marny pracodawca miał inną perspektywę w głowie.

— Ten, idź po kamerę! — zawołał radośnie i pobiegł do fajerwerków.

Jimin miał lekkie opory, ale zaraz został przekonany przez znachora, że rysunki, jakie powstaną na niebie, zadowolą świętego Wonho. Słowa te spowodowało natomiast ból w oczach Yoongiego, który słysząc je, wziął duży łyk rumu, ulubionego trunku jednego z członków Teamu EXO. Ten, tak jak kazano, ruszył po kamerę do testów. Jeon dołączył do Sehuna, ekscytując się tym co raz zrobią. Namjoon za to zaczynał tworzyć swój własny, magiczny wywar, mieszając wszystko, co znalazł w barku. Można wręcz powiedzieć, że nieuchronnie zbliżaliśmy się do katastrofy, która miała miejsce w ogrodzie, gdzie wszyscy się zebrali na wielki test fajerwerków. Zaczęło się niewinnie, każda z nich była pokazywana do kamery, omawiana pijackim bełkotem, a następnie niektóre odpalano. 

Lecz kiedy alkohol buzuje w żyłach, procesy myślowe nie są logiczne. Otóż nasi kochani wpadli na pomysł związania ze sobą mnóstwa petard i ich podpalenia. Yoongi mruczał, że widział to w jednej bajce, a znachor stwierdził, że nie tylko sierpem i młotem można powalić wiśniową hołotę, gdyż czerwień, z jaką odpalą się fajerwerki, pokona kapitalizm. Jimin powtarzał, że to dla Wonho, a Jeon czuł się jak prawdziwy mężczyzna, który nie musi pytać partnera o zgodę, przez co był lepszy od Sehuna. Jedno pociągnięcie zapałką spowodowało taką eskalację wydarzeń, że rodzina carska wstałaby i zaklaskała, gdyby mogła. Kiedy podpalili lont, Namjoon potknął się, co spowodowało, że Jimin krzyknął, czym przestraszył Yoongiego, który popchnął G-znachora, a ten z kolei wpadł na Jeona. Mężczyzna łapał równowagę, a raczej próbował to zrobić, podpierając się o Sehuna, który miał odejść od petard, ale zamiast uciec, przewrócił cały stosik. Przez parę sekund, podczas których patrzyli na palący się lont, chyba trochę wytrzeźwiali, bo momentalnie zrozumieli, co właśnie się wydarzy. Nim ogień dotknął fajerwerków, podnieśli się ci co leżeli i zaraz uciekli niczym kurczaki z odciętymi głowami. Niestety dom nie mógł zrobić tego samego, dlatego na ich oczach dorobek Teamu EXO stanął w płomieniach. Yoongi, zapomniawszy na ten moment, że święty Wonho nie istnieje (jak jeszcze wtedy sądził), pobiegł do budynku i starał się go uratować modlitwami niczym paladyn. Jednakże, jeśli nie ma się na sobie ognioodpornego ubrania, to nie ma możliwości wygrania z żywiołem. Tak namiętnie starał się odpędzić ogień, że nawet nie zauważył, jak żar przechodzi na jego szaty. Dopiero krzyk Jeona mu to uzmysłowił.

— STARY, JESTEŚ IN FIRES!

Yoongi spojrzał, jakby nie wiedząc, na co dokładnie patrzy, a zaraz potem z krzykiem rzucił się do stawu, jaki sobie sprawili na ogrodzie członkowie Teamu EXO. Inni patrzyli, jak po paru chwilach wychodzi z niego, a jego ciuchy są osmolone i mokre jednocześnie.

— Na plecy świętego Wonho — mruknął i padł.

Reszta spojrzała po sobie i próbowała go obudzić. Ten upewnił się, że nic mu się nie stało, więc westchnął z ulgą i zadzwonił po strażaków, bo dom nadal płonął. 

— Wiecie, co gorąco jest — powiedział nagle znachor.

— W Zoo są lody — podsunął Namjoon, spoglądając w tylko sobie znanym kierunku.

— Zoo? — zapytał Yoongi, budząc się.

— Stary wstał — wybełkotał Jeongguk.

— Idziemy do Zoo! — odparł Leeteuk, dziarsko ruszając przed siebie. Niemal udało mu się nie zatoczyć.

Pochód prowadził Sehun, gdyż tylko on wiedział, gdzie jest Zoo, nawet po pijanemu. Biedny Ten musiał iść za nimi, bo właśnie stracił miejsce zamieszkania. Jego niewolniczy kontrakt także wcale nie polepszał sytuacji. Szli około dwudziestu minut, podśpiewując stare piosenki Seo Taijii i zataczając się przez połowę drogi. Byli tak zdezelowani, że nawet nie zauważyli, że Yoongi nagle zatrzymał się. Wydawało mu się, że ktoś nawołuje jego imię, więc nie przejmując się swoimi przyjaciółmi, najzwyczajniej w świecie podążył za wysokim i melodyjnym, męskim głosem. Niezwykle światła ekipa Jeona kompletnie nie zwróciła uwagi na brak duchownego, nawet wtedy, kiedy najbardziej trzeźwy (a raczej najmniej pijany) Jimin zarządził obowiązkowe przeliczenie się po dotarciu do budki z lodami obok bramy Zoo. Głupim pomysłem było zezwolenie na ten proces Jeonowi, któremu dwoiło się i troiło w oczach, kiedy za szybko poruszał głową. W jego mniemaniu policzył dobrze i wszystko się zgadzało, a nikt nawet nie śmiał tego zakwestionować, ponieważ to jego portfel zasilał całą tę wyprawę. W ten sposób Yoongi przepadł w wielkiej, miejskiej dżungli, pijany, mokry i z nadpaloną szatą.

— Poproszę zbożowe lody razy osiem — poprosił rolnik pracownika prawdopodobnie jedynej, otwartej przez 24/7 budki z lodami w Seulu. Sprzedawca jedynie spojrzał na mężczyznę, jak na pomyleńca i stwierdził, że tak pijany osobnik nawet nie zauważy, jeśli wyda mu te o smaku waniliowym.

Mężczyzna wykonywał swoją robotę i nakładał do rożka lody, a następnie podawał je kolejno całej gromadzie. Kompletnie nie wydawał się być zdziwiony, że banda najebanych facetów przyszła o północy po zimny deser. Po prostu wyznawał zasadę: jak klient płaci, to on nie ocenia i usługuje, jak na dobrego lodziarza z NRD przystało.

Kiedy imprezowicze tak jedli i się ochładzali, G-znachor podszedł do muru Zoo, zastanawiając się, dlaczego ludzie więżą naszych zwierzęcych towarzyszy. Już zaczął planować, co z tym faktem zrobić, ale wtem Jimin zauważył sklepik z przebraniami niedaleko.

— Ej, chłopaki — powiedział, wpatrując się w niego jak zaklęty. — Jakie śmieszne stroje!

Wszyscy podążyli za jego spojrzeniem, nawet sprzedawca, zainteresowany co ci panowie wymyślą dalej. 

— O Wonho! — krzyknął nagle Leeteuk. — Ubrudziłem się lodami.

— Przybieżeli do Seulu rolnicy, śpiewając skocznie panu młodemu i jeżdżąc po prawicy, chwała Wonho, chwała Wonho naszemu, a pszenica na ziemi! — zaczął śpiewać Jackson, oderwany trochę od rzeczywistości.

— CHODŹMY SIĘ PRZEBRAĆ! — zawołał radośnie Namjoon i poszedł jako pierwszy.

Sehun, objęty przez Jeona, któremu włączyła się potrzeba bliskości, podążył za nim, bo po tej całej wycieczce do Seulu chciał się odświeżyć, zmieniając ciuchy. Nawet G-znachor na chwilę porzucił plany kolektywizacji Zoo i podążył za nimi. Ten ciągnął się na samym końcu, naprawdę nie wierząc w to, co on tutaj do jasnej czupryny Wonho robi. Kiedy podeszli bliżej, im oczom ukazały się wszelaki wybór sukienek dla księżniczek i nie tylko. Inne przebrania także były, ale nasze grono były szczególnie zainteresowane właśnie tymi damskimi.

— CHCĘ BYĆ ŚNIEŻKĄ! — zawołał znachor, wskazując na ciuch najbliżej okna.

— Mówisz, masz — odparł Namjoon, wybijając okno. Wszedł przez nie do środka i zajął się eksploracją asortymentu.

Inni czekali na zewnątrz i tylko łapali rzucane im sukienki.

— Gospodarzu! — zawołał parobek, podając mu strój Elsy, bo jak stwierdził, dominuje ona nad lodem tak, jak Jeon nad hektarami.

— Leeteuk! — powiedział, dając mu do rąk długą suknię Aurory.

— Jimin, niestety twój Aladyn siedzi z Tae, ale przynajmniej się ubierzesz — zażartował, rzucając mu strój Jasminy.

— Dla naszego zagubionego chłopca będzie zagubiona dziewczynka — zadecydował, dając Tenowi ciuchy Alicji z Krainy Czarów.

— Jackson... Myślę, że tobie będzie pasować silna postać! — orzekł, wybierając mu strój Mulan.

— BRAĆ SIĘ DO ROBOTY! WROGA BIĆ JUŻ CZAS! — zaśpiewał chórzysta i przyjał podarek.

— Ja sobie wezmę... Kopciuszka! Tak samo jak on, zawsze odwalam najgorszą robotę — mruknął parobek. — Został nam Sehun, co by tu wybrać dla ciebie?

— Barbie Mariposę! — krzyknął youtuber. — Kocham ją.

— No problem, panie prankster — odparł Namjoon, szybko znajdując wskazany strój.

Jeon jeszcze podał mu przez okno banknoty odpowiadające wartości pożyczonych strojów i zaraz wszyscy przebrali się w swoje sukienki. Pan z budki nie wiedział, czy dzwonić na policję, czy nie. Decyzję pomógł mu podjąć Ten, który przyszedł z portfelem gospodarza.

— Pan nic nie wie i nic nie widział — powiedział spokojnie i dał odpowiednią ilość pieniędzy.

Lodziarz zmarszczył usta w zastanowieniu, ale doszedł do wniosku, że nie jego sklep, nie jego problem. Poza tym nie lubił się z właścicielem tego od strojów, bo ten raz stwierdził, że jego lody powinny być serwowane gdzieś indziej. Nie dociekał, co miał na myśli, dla niego insynuowanie, że nie może sprzedawać swoich wyrobów pod Zoo było obrazą. Przyjął zatem pieniądze i ruchem ręki pokazał, że będzie milczeć jak grób. Filmowiec w stroju Alicji podziękował i smętnie wrócił do towarzystwa. Reszta już zdążyła się przebrać i ich mózgi zaczynały intensywnie myśleć, co robić dalej. G-znachor w przebraniu królewny śnieżki poczuł się bliżej zwierząt niż kiedykolwiek wcześniej, dlatego zwrócił się ku murom Zoo.

— Chłopaki. Muszę iść do zwierząt, one mnie wzywają — odparł poważnie i zaraz wspiął się po zabudowie otaczającej teren Zoo.

Na szczęście zrobił to za sklepikiem ze strojami, więc lodziarz nie widział kolejnego etapu kawalerskiego. Oczywiście jak jeden z przyjaciół wpadł na głupi pomysł, to reszta podążyła za nim bez żadnych sprzeciwów. Bardzo elegancko każdy wspiął się i przeskoczył na drugą stronę ogrodzenia. Kiedy ostatnia osoba wylądowała na ziemi, G-znachor już próbował się dostać do lwów. Normalnie może by się zlękli i starali powstrzymać przyjaciela przed takimi działaniami, ale widocznie litry alkoholu oraz magiczny wywar znachora działały aż za dobrze, gdyż zaczęli go dopingować, aby szybciej przedostał się do zwierząt, które co tu dużo mówić, były tym wszystkim najbardziej zdziwione.

Przy ogrodzeniu lwów stało auto, zamontowane tak, że wchodząc do środka, można było się poczuć, jakby się było wręcz na wybiegu. Grupa stwierdziła, że dobrym pomysłem będzie wejście do niego i przyglądanie się przygodom Śnieżki-znachora. Los lubi być jednak przewrotny, gdyż lwy kompletnie zignorowały mężczyznę w niebieskożółtej sukience, ale już zainteresowały się Leeteukiem, który chcąc lepiej zobaczyć całe wydarzenie oparł się o szybę, która musiała być źle zamontowana, bo wypadła, a razem z nią mężczyzna. Widząc zbliżające się drapieżniki, udał martwego, co w jego stanie nie było jakieś trudniej. Grupa za to wpatrywała się w swojego leżącego przyjaciela niczym widzowie w Parku Jurajskim. W tym czasie znachor wszedł na skałę, która miała imitować tę z Króla lwa. Jego sukienka powiewała na wietrze, a na policzkach ukazały się czerwone plamy ze względu na chłodny wiatr. Stanął na skraju wielkiego kamienia, skąd miał widok na całe te wydarzenia. Ryknął niczym prawdziwy lew i uniósł pięść.

— WYPUŚCIĆ LWY, ŚWIĘTY WONHO ROZPOZNA SWOICH! — krzyknął, zwracając uwagę owych lwów, które już bardziej zdezorientowane być nie mogły.

— A tak poza tym uważam, że betonowa wieś powinna zostać zniszczona — dodał już spokojniejszym głosem, przybierając pozę myśliciela rzymskiego.

Wszystko było nagrywane przez Tena, który został do tego zmuszony przez Sehuna. Po ogłoszeniu znachora, youtuber kazał skierować obiektyw na siebie i z mimiką wyrażającą wielką powagę, obrócił pięść z wyprostowanym kciukiem w dół, niczym Cezar na walkach gladiatorów. Takie porównanie nie odbiegało nawet od rzeczywistości, bo Kwon właśnie prężył swoje nikłe mięśnie do lwicy, która przyszła do niego na skałę. Obydwoje wydawali na siebie różne dźwięki i nikt do końca nie wiedział, co z tym fantem zrobić. Ta dziwna sytuacja odciągnęła uwagę od Leeteuka, który walczył jak równy z równym z królem sawanny. Nasz sołtys pokazywał, że utrzymał się u władzy wioskowej nie tylko dzięki wyglądowi. Jego wola walki była naprawdę godna podziwu. Oberwał co prawda łapą w twarz, przez co można było pomyśleć, że już mamy wynik tej bitewki, ale podniósł się i paroma ruchami położył lwa na ziemie. Pokonany został król! Niech żyje król!

Triumf mężczyzny niestety przerwał Namjoon, który jako jedyny stwierdził, że warto jednak ratować przyjaciela i niczym Usain Bolt wszedł na wybieg, złapał sołtysa i zawrócił do reszty zgrai. Sehun nadal wykonywał różne gesty, które podpatrzył, oglądając Asterixa i Obelixa kontra Cezar. Tak, w stroju Mariposy. Jackson w tym czasie starał się dopasowywać piosenki z Mulan do całej sytuacji. Ten przynajmniej nie musiał się martwić o soundtrack do filmu. Jimin, trzeba zwrócić uwagę, obserwował to wszystko z bezpiecznej odległości. W razie czego zawsze mógł spierdolić albo zadzwonić do Kaia (ciężko wytłumaczyć, dlaczego jeszcze tego nie zrobił, ale zwalmy to na wywar znachora). Jeon natomiast zajebiście się bawił rozmawiając z lwicą, która podeszła do samochodu. Najwidoczniej, tak jak znachor, nabył magicznych zdolności rozmawiania ze zwierzętami. Co do G-znachora, to po skończonej dyskusji z lwicą, udał się razem z nią po resztę zwierząt. Wyglądało to tak, jakby się z nimi porozumiał w jakieś kwestii. Zobaczywszy, jak te podążają za nim aż do auta, gdzie siedziała reszta, już wiedzieli, na czym polegało porozumienie. Wszyscy uciekli z pojazdu i spierdolili z Zoo. 

W tym czasie znachor razem ze swoim stadem wypuszczał kolejno następne zwierzęta, z którymi wyszedł wprost na ulice, jadąc na żyrafie Adolfie oraz z małpką o imieniu Józef Es na ramieniu. Nasz kawalerski nawet nie zwrócił uwagi, że na dobrą sprawę porzucili przyjaciela z niebezpiecznymi zwierzętami. No, ale także nie zauważyli, że gdy dotarli do głównej ulicy, to nie było wśród nich także Leeteuka. Namjoon aż zatrzymał się zszokowany, bo przecież niósł go przez ten cały czas i nie wiedział nawet, że go opuścił. Sehun zrobił zmartwioną minę do kamery, ale Jeon machnął ręką, że mężczyzna pewnie znajdzie drogę powrotną. Jimin i Ten spojrzeli po sobie, ale tylko wzruszyli ramionami, bo w końcu nic z tym już nie mogli zrobić. Poszli dalej przed siebie, szukając sensu życia. W końcu wpadli na strajki, bardzo liczne warto wspomnieć, przeciwko prezydentowi ostry cień mgły. Nawet tak pijani, byli w stanie dostrzec parę transparentów o treści „HANBIN NA PREZYDENTA" czy też „Jebać Parweniuszy i Sadowników". Na przodzie dostrzegli mężczyznę, który prowadził owy strajk, ale nie szedł z innymi. Ręce miał czerwone i trzymał flagę z napisem „Upupieni przez prawice". Gromadzie (oprócz Tena, który bardzo nie chciał tu być) aż serduszka zrobiły doki doki na widok tak lewackiego wystąpienia.

Kiedy resztka wieczoru Jeona podziwiała z oddali manifestacje, G-znachor wjechał w tłum na swoim nowym, długoszyim przyjacielu. Z jakiegoś powodu nikt wśród strajkujących nie zakwestionował obecności komunisty w stroju królewny Śnieżki i otoczonego przez dzikie zwierzęta. Wręcz przeciwnie, uznano to za ciekawy happening, który miał na celu poparcie ich sprawy.

— Raz sierpem, raz młotem, mglistą hołotę! — krzyczał mężczyzna, znakomicie się bawiąc, a tłum zaczął skandować razem z nim.

— Państwo to MY! Niech żyje, niech żyje nowy ustrój! — szkoda jedynie, że nikt nie miał pojęcia, jaki.

Podchmieleni poczuli moc tłumu. Energia, jaką wydzielał im też się udzieliła. Z jakiegoś powodu kompletnie nie skojarzyli postaci na żyrafie, którą mogli podziwiać z jakichś stu metrów.

— Wyglądają, jakby chcieli komuś zajebać — powiedział Namjoon, pod wrażeniem tego zapału.

— Zajebać — powtórzył Jeon. — Sam chętnie bym zajebał takiemu jednemu, co mi chciał autostrady budować w mojej kochanej wiosce.

— Tak gospodarzu! Niech gospodarz wypuści dominację!

— A masz na tyle psychy, Jeon? — zapytał z sardonicznym uśmieszkiem Sehun.

— OCZYWIŚCIE! — krzyknął obrażony, że ten to kwestionuje. — Prowadźcie do tego kapitalisty!

— BRAĆ SIE DO ROBOTY, WROGA BIĆ JUŻ CZAS! — zaśpiewał mocarnie Jackson.

Nadal z jakiegoś powodu nie zaczął mówić. Sehun kazał Tenowi wyszukać w google, gdzie znajduje się biuro biznesmena. Po uzyskaniu potrzebnych informacji, wyruszyli w stronę budynku. Po drodze mijali wciąż strajkujących, którzy im machali i nawoływali do dołączenia. Chętnie by to zrobili, ale teraz musieli najebać swojemu wrogowi. Biuro Siwona mieściło się na dwóch najwyższych piętrach wieżowca w centrum Seulu. Cichaczem jak na nich weszli do środka budynku i zaczęli czołgać się po podłodze, aby ochroniarz śpiący na dyżurce ich nie zauważył. Następnie weszli do windy, w której odbyliby dłuższą podróż, ale zaczęło ich mdlić, więc wysiedli na dziesiątym piętrze, a resztę drogi pokonywali schodami. Niestety stracili kolejnego członka, gdyż piętro wyżej znajdowało się studio fotograficzne należące do branży porno, w której pracował niegdyś Nam. Nie mogąc przejść obok tego obojętnie, został na wspominki, podczas gdy reszta grupy kontynuowała swoją podróż, aby dotrzeć do celu. Około dwadzieścia minut później dotarli przed wejście do biura. Przybyliby tam wcześniej, ale miejsca pracy korposzczurów przypominały labirynty. Sehun wykazał się umiejętnością otwierania drzwi, otóż nacisnął na klamkę, bo były otwarte (los sprzyja naszym włamywaczom). Ten fakt sprawił, że byli pewni obecności Siwona w jego biurze, więc gdy usłyszeli głosy dobiegające z sali konferencyjnej, byli przeszczęśliwi. Radość zmalała, gdy zrozumieli słowa, jakie były wypowiadane.

— Nie mogę się powstrzymać — powiedział wysoki głos.

— Ty, to nie brzmi jak Siwon — mruknął Jimin do Jeona, na co ten wzruszył ramionami.

— Zaraz przekroczymy Rubikon — odpowiedział inny głos, lekko zadyszany.

Piątka mężczyzn spojrzała po sobie z przerażeniem. Nie sądzili, że czegoś takiego będą świadkami. Bo czego innego mogli oczekiwać po biurze o prawie drugiej w nocy? Na pewno ciężko pracujących pracowników. 

— Co to za zła etyka pracy? Chyba gorsza niż u Sehuna — powiedział pod nosem Ten, pierwszy raz wyrażając swoje odczucia odnośnie tegoż wieczoru kawalerskiego.

— CO TO, TO NIE, ANI SŁOWA, ASIO! — zaśpiewał Jackson niczym Megara w Herkulesie i otworzył drzwi do pomieszczenia.

Spodziewali się zobaczyć Siwona, a zamiast tego spostrzegli jego syna, który sunął dłońmi po nagim torsie niższego chłopaka o ciemnobrązowych włosach. Mniejszy siedział na biurku w rozpiętej koszuli, opierajac się nadgarstkami o zimny blat. Umysł Jimina działał na najwyższych obrotach, kiedy próbował zrozumieć sytuację. Chłopcy odsunęli się od siebie przerażeni. Długie, włosy Hyunjina były w nieładzie, tak samo jak jego partnera. Para stała i wpatrywała się w zdębiałą grupę. Cisza jak makiem zasiał. Po chwili chłopak zreflektował się i objął niższego, chroniąc go przed wzrokiem gapiów.

— Kim wy...? — zaczął niższy, poprawiając fryzurę.

— Ja was skądś kojarzę — odparł jego chłopak, mrużąc oczy.

— Ano, twój ojciec chciał nam zajebać autostradą, więc my mu zajebaliśmy rolniczą inkwizycją! — odparł szczerze Jeon, który uważał, że nie rozprawił się dostatecznie z Siwonem.

Hyunjin przez chwilę marszczył brwi, po czym kiwnął głową w geście, że sobie przypomniał.

— I dlatego włamaliście się do biura mojego ojca? — zapytał długowłosy.

— Oczywiście! Ale to nie z tobą chcieliśmy gadać, więc nara, mordo — odpowiedział dumnie Sehun z zamiarem odejścia.

— Wezwę policję! — odparł natychmiast Hyunjin.

— Mój ojciec jest ochroniarzem, więc jak chcesz naszej śmierci, wystarczy powiedzieć, wiesz? — odparł ponuro drugi chłopak.

Na parę sekund zapanowała ponowna cisza, bo banda nie wiedziała, jak zareagować na te słowa, a Hyunjin je trawił.

— Dobra. Możecie sobie iść, już z dwojga złego lepiej, że to wy, a nie stary Seungmina.

— Stary Seungmina? — zapytał nowy głos za pijanymi rolnikami.

Serce wyżej wspomnianego zaczęło szybciej bić. Wszyscy natychmiast się odwrócili, a ich oczom ukazał się mężczyzna w służbowym garniturze i z wściekłe rubinowymi włosami. Dodatkowo na piersi miał wyhaftowaną bialo czerwoną flagę, która była symbolem jednego z państw Europy.

Wszyscy zamarli widząc ojca Seungmina. Był on zbyt potężny i nawet Jeon przez moment poczuł się zagrożony pod względem własnej dominacji.

— Tato, to nie tak jak myślisz — zaczął kochanek Hyunjina, szybko zapinając pozostałe guziki koszuli.

Mężczyzna spojrzał gniewnie na obu chłopców.

— A jak mam myśleć? — ryknął, łapiąc krzesło biurowe, które uniósł jedną ręką. — Znowu się spoufalasz z tym emo dziksem z Tindera!?

Wszyscy otworzyli szeroko oczy, a Seungmin zemdlał.

— Też bym chciał mieć takiego tatus... — zaczął Sehun, patrząc na pokaz dominacji ochroniarza.

— CHŁOPAKI, ZMYWAMY SIĘ! — wrzasnął Jeon, w porę uniknąwszy lecącego krzesła.

Christopher Bang poczerwieniał ze złości i z szybkością karabinu maszynowego zaczął rzucać przedmiotami. Nasi bohaterowie z pijacką intuicją starali się wymijać napastnika. Czasem oczywiście zdarzało się, że dostali w głowę czy w inną część ciała, jednak alkoholowe upojenie skutecznie uśmierzało ból.

— CHCĘ WOLNYM BYĆ, CHCĘ ŻYĆ — darł się Jackson — DAWAĆ CHŁOPAKI, RUCHY, RUCHY!

Wszyscy biegli, ile sił w nogach, omijali korytarze, toczyli się po schodach czy rzygali w windach. Jednak Krzysztof (jak zdążył przeczytać na plakietce Jeon) nie dawał za wygraną. Dopiero gdy znaleźli się na zewnątrz, odetchnęli ciężko. Hyunjin trzymał na rękach ledwo przytomnego Seungmina, Jeon poprawiał grzywkę, Jackson opierał się dłońmi o kolana i dyszał ciężko. Jimin, Ten i Sehun stali w trójkę, podtrzymując się nawzajem. Brakowało jednej osoby.

— A gdzie jest Namjoon? — zapytał Jimin, rozglądając się dookoła.

— O kurwa — zaklął Jackson, patrząc na wejście i hałasy dochodzące ze środka. — Został w środku! Tatuś Seungmina widocznie już się do niego dobrał.

— Musimy po niego iść... — zaczął Ten, który nagrywał całe zajście i morderczą ucieczkę.

— Nie — przerwał mu szybko Jeon. — To jego test dominacji.

— A-ale — zająkał się kamerzysta.

— Tak musi być. Każdy przechodzi coś takiego. To jego próba. Inaczej nie jest godzien dzierżyć platynowych wideł.

W momencie, gdy Jeon wspomniał o platynowych widłach, również uwięzionemu Namjoonowi przyszły one na myśl. Gdy Krzysztof z impetem rzucał przedmiotami, pragnął tylko wrócić na wieś i znowu przerzucać swój ukochany gnój. Jednak teraz musiał użerać się z prawdziwą dominującą bestią - starym jakiegoś małolata.

— A masz! — wrzasnął Namjoon, rzucając wazonem, który wyglądem przypominał podobiznę Siwona.

Niestety Kim nie spodziewał się, że potężny Bang odbije przedmiot własnym absem. Jego koszula była podarta, a wyrzeźbione mięśnie stały się ścianą dla niepożądanego wazonu. Joon szybko uchylił się od odbitego przedmiotu i dał susa do firmowej łazienki. Z prędkością światła zatrzasnął się w toalecie, wykorzystując nieuwagę Banga, który po odbiciu przedmiotu śledził jego drogę. Rzecz ta wypadła przez okno, obok reszty ekipy z Kokobop Village. 

— Pewnie powinienem was pogonić za przerwanie nam momentu, ale w sumie to dzięki wam Bang nie wyrzucił mnie przez okno, jak prawdopodobnie tego biednego wazonu — zaczął Hyunjin. — Może nie jesteście aż tak chujowi, jak mi ojciec opowiada każdego dnia od swojej porażki.

— Na pewno nie, w końcu mamy świętego Wonho po swojej stronie — odparł Jeon.

Dopiero teraz zauważył nieobecność swojego duchownego przyjaciela.

— O mój Wonho! Zgubiliśmy Yoongiego! Jesteśmy zgubieni! — zaczął panikować, a Jimin i Jackson razem z nim. Nawet Sehun spojrzał na nich z niepokojem, ale Ten jedynie wywrócił oczyma.

— Spokojnie, pewnie gdzieś sobie zabalował. W końcu to stolica — stwierdził Seungmin. — Właściwie to idziemy właśnie na imprezę do naszego znajomego, Jeongina. Taka tam skromna domówka na sto osób. Chcecie dołączyć?

— To prawie jak sto sposobów! — zanucił Jackson.

— W takim razie chętnie się wybierzemy — stwierdził Jeon, zupełnie zapominając o chwilowym załamaniu i zagubieniu kapłana.

Impreza zdecydowanie była skromna. Jak domówka młodego arabskiego szejka. Stoły uginały się do alkoholu i jedzenia, na które jeonowska ekipa rzuciła się bez zastanowienia niczym nowi przyjaciele G-znachora. Dopiero po chwili zostali zapoznani z włodarzem kulturalnego (przynajmniej w teorii) zgromadzenia.

— A to właśnie jest Jeongin, gospodarz imprezy — powiedział Seungmin, przyprowadziwszy niebieskowłosego chłopaka o szerokim uśmiechu.

— Ciekawe, ja również jestem gospodarzem. Ile hektarów posiadasz? — zapytał od razu Jeongguk, ponieważ włączył mu się wiejski dominant.

Chłopak spojrzał zdziwiony na swojego kolegę.

— Kogo ty mi przeprowadziłeś? — zapytał cicho Seungmina.

— Uratowali mi chłopa przed ojcem, są w porządku — odpowiedział ukochany Hyunjina.

Niebieskowłosy nie był zbytnio przekonany. Nie był w końcu na tyle pijany, aby nie stwierdzić, że rolnicy mają niepokolei w głowie.

— Jak coś zniszczą, to ty za to odpowiadasz — zadecydował chłopak i zniknął w tłumie.

Seungmin krzyknął, że spokojna jego rozczochrana i poszedł z Jeonem pić. Impreza rozkręcała się na dobre, mimo że była prawie trzecia w nocy. Jeongin, mimo początkowej podejrzliwości, dogadał się z Sehunem. Wiadomo, youtuber był rozpoznawany przez innych, ale widok kamery skutecznie odstraszał ludzi do rzucania się na niego (nie będzie contentu dla celebryty co to, to nie). W trakcie rozmów gospodarza domu z Sehunem wyszedł nagle temat challengu, jaki się pojawił na youtubie ostatnimi czasy, na którym ludzie farbują sobie włosy w domu z zamkniętymi oczami. Nie trzeba było wielu już słów, aby zaraz znaleźli się w łazience, farbując Sehunowi włosy. Jako że challenge wymagał zamkniętych oczu, to Jeongin wykorzystał wszystkie farby, jakie jego mama posiadała w szafkach. W trakcie tego wyzwania, do łazienki wpadł Jackson, śpiewając kolejną tego wieczoru piosenkę z Anastazji. Kiedy zobaczył domowy salon fryzjerki, nie mógł zostawić takiej okazji.

— Ja też chcę! — krzyknął śpiewnie.

Jeongin z zamkniętymi oczami zawołał, że ktoś z korytarza ma wejść do środka. Akurat padło na Jaemina, który przechodził obok drzwi. Kiedy wszedł, od razu kazano mu zająć się włosami Jacksona. Co tu dużo mówić. Pijana osoba nie jest odpowiednia do tego i rozjaśnianie skończyło się spalonymi do skóry głowy włosami. Kiedy Jeongin otworzył oczy, zobaczył swoje dzieło, jakim były upaćkana czupryna Sehuna oraz koszmar u drugiego mężczyzny.

— Jaemin, coś ty zrobił? — zawołał przerażony. — Musimy go ogolić! Tego się uratować nie da...

Do Jacksona nie docierało, co chłopcy mówili, ale jak w końcu trybiki się zazębiły i ruszyły, przerażenie oblało jego ciało. Wrzasnął na cały dom tak, że było go słychać wszędzie, nawet kilometr dalej. Biedne struny głosowe, które cały wieczór i noc nadwyrężał, nie wytrzymały. Utracił głos. Dzień przed ślubem.

Jimin załamał ręce, kiedy przyszedł zobaczyć, co spowodowało taki wrzask. Powoli do Passivo dotarł cały ogrom sytuacji. Nie mieli obrączek, bo owe posiadał znachor, Namjoon, czyli świadek, był przetrzymywany przez Krzysztofa, a Sołtysa i księdza nie było. Ślub stanął właśnie pod znakiem zapytania. Różowowłosy wziął telefon i wybrał numer Taehyunga. On musiał się o tym dowiedzieć. Odgłos połączenia dudnił mu w uszach, mimo bardzo głośnej muzyki w domu.

— Taehyung. Zjebaliśmy.

Ciąg dalszy nastąpi...

*^*^*

Kochane owieczki!

Miło nam sprezentować dodatek do hektarów z okazji Mikołajek. Mamy nadzieję, że się podoba – kontynuacja już niedługo. Trzymajcie się dobrze i ciepło! Tęskniliśmy ;D

Zaparszamy na nasze drugie konto po więcej fanfików. (Następny crack na koncie JiniastaDzbaniasta jest także w przygotowaniu)

Wasze Kim, Seok i Jin

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top