Rozdział 3
Wreszcie jest rozdział, obiecywałam go sto lat temu ale jest. Czuje że jest chujowy i nawaliłam mnostwo błędów ale musze jakoś przebrnąć przez ten mało ciekawy moment ;-;
*******************
Za pare dni oś miała zaatakować ZSRR, dywizje byłu już przerzucane na granice polskie i rumuńskie. Do wojny dołączył się również Finlandia, ale Polska się z nim jeszcze nie spotkał, jednak to nawet nie było potrzebne, w końcu to nie jego sprawa. Teraz spacerował po lesie, rozmyślał o tym, że jeszcze pare lat temu miał nadzieje że już nigdy nie będzie musiał walczyć. A teraz szykuje się kolejna wielka wojna. Zamknął oczy i usłyszał trzepot skrzydeł. Na jego ramieniu usiadł Gnesno, jego orzeł. Spojrzał na niego i zatrzymał się by mógł się spokojnie umyć.
- Gdzie ty byłeś? - zapytał głaszcząc go po głowie, jego zwierzaczek często leciał na dłuższe wyprawy ale co jakiś czas się pojawiał. Bielik przymilał się najwyraźniej nie chcąc odpowiadać - Dwa razy nie będę się pytać - potrząsnął ramieniem lekko przez co orzeł miał trudność z ustaniem. Zaskrzeczał i skrzydłem trzasną go w głowę.
" Masz szczęście że w ogóle wróciłem "
Strzepnął skrzydłami i napuszył się.
- Głupek.
Westchnął i kontyunował przechadzkę, Gnesno delikatnie się o niego oparł i chyba chciał zasnąć. Ruda wiewiórka przemykała przez granice kompletnie się nimi nie przejmując, trawa uginała się pod jego ciężarem, było cudownie, ale i tym Polska nie mógł się tym długo zachwycać.
Usłyszał dziwny dźwięk, jakby ktoś kogoś wyzywał. Otworzył oczy, skinął na orła, który poderwał się do lotu. W tym czasie zdążył zrozumieć że to niemiecki język. Zaklnął a w tym czasie Gnesno zdąrzył wrócić i wzazać poprawny kierunek. Ruszył w tamtym kierunku, mógłby urzyć skrzydeł ale las był zbyt gęsty.
W końcu dotarł, jego złotym oczom ukazał się niemiecki żołnierz kopiący jego obywatela. Bezmyślnie jego ciało pobiegło do niego, złapał go za nadgarstek i barkiem wbił się w jego żebra. Żołnierz upadł z jękiem.
( teraz wyobraźmy sobie że gadają po niemiecku)
- Co do jasnej... Pan Polska ja... - Niemiec był zaskoczony i przerażony tym kto pzed nim stanął.
- Co tu robisz? Po mojej granicy? - warknął łapiąc go za kołnierz i podnosząc go do góry. Jego źrenice zwęrzyły się a Gnesno usiadł na gałęzi z tyłu.
- Ja... Ja... Ale tak właściwie to nie jest Polak, a mój Führer tępi żydów - wydukał starając się wyrwać. Polska chyba niegdy nie słyszał tak durnego argumetntu, jeśli w ogóle można tak to nazwać.
- Gówno mnie to obchodzi! Jest moim obywatelem a skrzywdzenie ich będzie dla mnie równoznaczne z zdradą! - wysyczał i nieświadomie go podusił, dopiero ostre spojrzenie bielika mówiące mu że nie warto, uratowało Niemca. Intruz z zachodu podniósł się i zaczął uciekać co jakiś czas potykając się o gałęzie. Polska przez chwile upewniał się czy na pewno nikogo więcej nie ma i odwrócił się do tego młodego człowieka. Zobaczył że miał coś nie tak z nogą.
( koniec wyobrażenia niemieckiego języka )
- Wszystko dobrze? - zapytał podając mu rękę. Wyglądał na speszonego i nie do końca więdzącego jak się zachować ale ostatecznie wstał i otrzepał się.
- Dziękuje...
- Nic ci nie jest? - zapytał pomagając mu wstać, zauważył jak młodzieniec opiera ciężar swojego ciała na jednej nodze, w pobliżu zauważył laskę, ten Niemiec miał szczęście że to nie jego sprawka... Oczywiście podał mu podpore.
- Nie, chyba... wszystko dobrze tylko jestem trochę poobijany - odparł nie patrząc mu w oczy zawstydzony.
- To dobrze, mieszkasz w pobliżu? - zapytał a Gnesno usiadł mu z powrotem na ramieniu.
- Tak, to niedaleko - odpowiedział patrząc w dal gdzie znajdował się jego dom.
- Odporwadze cie - postanowił. Skoro to nie daleko nie spózni się.
- Nie trzeba, pewnie masz dużo do roboty - zapewnił go i obrócił się - Jeszcze raz ci dziękuje...
Polska uśmiechnął się tylko i kiwnął głową, mimo że prawie od razu go opuscil i nie patrzył na niego wiedział że naprawde cieszy się z pomocy.
Przez pewnien czas rozglądał się i upewniał czy młody chłopak dojdzie bezpiecznie do celu, szybko zdał sobie sprawę że powtarza zachowanie jego ojca. On też zawsze sprawdzał kilka razy czy Polska i Litwa są baezpieczni i może ich na chwile zostawić.
Ale to chyba noramlne że kraj traktuje swoich obywateli jak dzieci nie? Czy po prostu ja jestem aż tak dziwny...
Stał tak pogrążony w wsomnieniach i nostalgi, gdy nagle poczuł jak Gnesno znów go bije skrzydłem a nawet ciągnie go za białe włosy przypominając mu że przecież ma ważniejsze sprawy niż stanie w lesie jak kołek.
- Już idę! - warknął i delikatnie go popchnął obracając się.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top