Rozdział 23

Midoriya zacisnął zęby, zanim dłoń z ostrzem weszła w szybki ruch.

Eri zamknęła mocno oczy.

Na podłodze było cięcie, a potem krew.

Okrutne i zimne.

Cichy krzyk i łomot. Ciało opadło na podłogę. Usta otwarte, z trudem łapiące powietrze, krwawy kaszel i szeroko otwarte oczy. Krew spływająca z ust oraz głębokie rany, wyglądajace naprawdę paskudnie. Nie trwało to długo, ponieważ śmierć była nieunikniona. Cięcie trafiło prosto w gardło, a wtedy zielonowłosy mógł dźgnąć klatkę piersiową raz lub i więcej razy.

Zaledwie kilka chwil później, martwa cisza i brak ruchów udowodniły, że teraz jest tylko martwym ciałem.

Krew plamiąca podłogę, wywołała u chłopaka inne wrażenie. Nie czuł się zniesmaczony. Nie był zadowolony.

Zamiast tego czuł się jak spadający kamień w nieskończonej otchłani.

Czuł się tak zagubiony.

Co zrobić teraz?

Midoriya natychmiast wyrwał się ze swoich myśli, gdy usłyszał głośne westchnienie.

Jego oddech był ciężki, a po czole spływał mu pot. Jego szmaragdowe oczy wpatrywały się w krew ofiary. Nie mógł myśleć o niczym innym, jak ucieczka z tej sytuacji. Dezaktywował swoją indywidualność, w rezultacie czego ostrze na jego ręce zniknęło, ukrywając sie w jego dłoni. Jego nogi się trzęsły. Chciał teraz tylko paść martwy i nigdy nie wstawać.

- Co to był za dźwięk?!? - usłyszał głos po drugiej stronie korytarza. Prawdopodobnie Kurogiri się zmartwił, słysząc krzyk.

- Nie wiadomo. Dowiemy się jutro - doszedł go chwilę później głos Dabi'ego. Oddech zielonowłosego nareszcie zwolnił, gdy zrozumiał, że nikt nie wejdzie do jego pokoju. Przynajmniej miał czas na wywiniecie się z tej sytuacji.

Lecz wtedy, zrozumiał coś.

Był bohaterem Eri.

Eri.

Ta dziewczynka uważała go za bohatera.

Za kogoś, kto ratował ludzi, a nie ich zabijał.

Za miłą osobę

Nie za złego gościa.

A teraz spojrzał na to, co zrobił...

Dreszcz przeszedł Midoriyi po plecach. Potrząsnął głową.

Co zostało zrobione, takie już pozostawało...

Nie mogło zostać zmienione

Powinien martwic sie o to, co zrobi dalej.

Z drugiej strony, Eri powoli otworzyła oczy i zdała sobie sprawę z tego, co się stało.  Wrzasnęła i ponownie mocno zamknęła oczy - łzy utworzyły się w kącikach jej dużych, czerwonych oczu - gdy chwyciła zielonowłosego chłopaka, by upewnić się, że wszystko będzie dobrze. Poczuła, jak ciepła dłoń spoczywa na jej głowie, która niewątpliwie należała do Midoriyi.

 Krew...

Mogło ją to wystraszyć. Stąd powód jej cichego płaczu.

Mogła nie znać Twice'a przez najdłuższy czas, lecz widok jego martwego ciała, zasmucił ją.

Teraz zobaczmy, co naprawde się tam stało...

Jak tylko Eri powiedziała Midoriyi, kim naprawdę był dla niej, chłopak zaczął zmagać się w myślach ze swoją zanikającą rzeczywistością. Ale w pośpiechu, jedno z jego wielu quirk, który pozwalał mu wyostrzyć swój szósty zmysł, pomogło mu zorientować się, że ktoś zbliżał się do jego pokoju, a konkretnie do niego.

W szale, pomyślał, że to Shigaraki. Biorąc pod uwagę fakt, że mężczyzna mógł już mieć pojęcie o tym, co planował Midoriya - powrót do swojego prawdziwego ja - założył, że niebieskowłosy może go zakłócić lub poprowadzić na złą ścieżkę, lub też na absolutnie najgorszą; pozbywając się Eri, jego jedynej szansy na powrót.

I pochłonięty tymi myślami, Midoriya zapomniał o obecnej sytuacji z Eri i przygotował się do ataku na Shigaraki'ego, gdy tylko wejdzie do pokoju. Mógł, lub też nie przestraszyć Eri tym ostrzanym darem.

Ale kiedy tylko drzwi się otworzyły i ukazały mężczyznę, którego uważał za Tomure, zielonowłosy gorączkowo przeciął mu gardło i ślepo dźgnął go w klatkę piersiową.

A teraz, odzyskując spokój, zdał sobie sprawę z nieuniknionego błędu, który już popełnił.

Zamiast jego, zabił Jin'a Bubaigawara'e. Zabił Twice'a.

A teraz pocieszał Eri, jak i siebie samego.

Dziewczynka spróbowała się odwrócić, by zobaczyć, czy naprawdę nie żył, czy też może tak jej umysł uznał. Lecz gdy tylko spróbowała spojrzeć w tył, Midoriya położył jej rękę na oczach.

- Nie patrz - powiedział.

- Dlaczego...?

- Nie.... Nie spodoba ci się.

- C-co masz na m-myśli... C-czy wszystko będzie dobrze...? Prawda? Tak będzie? - zapytała Eri. Jej głos się załamał. Była zdesperowana, by usłyszeć jego odpowiedź.

Ona tylko...

Ona tylko chciała, aby wszystko było już dobrze.

- ...Tak, Eri. Nie musisz się martwić - Midoriya próbował ją uspokoić poprzez przytulanie i głaskanie jej głowy. Upewnił się, że nie zobaczy martwego ciała, ani krwi.

Dziewczynka spojrzała na niego, w jej okrągłych, czerwonych oczach zalśniły łzy.

- Co się teraz stanie...? Jesteśmy w niebezpieczeństwie? - zapytała, bardziej niewinnie niż kiedykolwiek.

- Nie martw się, Okej? - odparł Midoriya. - Jak na razie...

Wziął Eri w swe ramiona i wstał.

- Myślę, że czas już odejść. Nie chcę sprawiać ci więcej kłopotów - oświadczył.

I oboje teleportowali się bez śladu.

Ale przed opuszczeniem, Midoriya rzucił skruszone spojrzenie na martwe ciało Twice'a.

"Mam nadzieję, że mi wybaczysz… Ponieważ sądzę że, tylko ty mogłeś mnie zrozumieć, Jin…"

~O~

Dagobah Municipal Beach Park.

Nie wiedział dlaczego, ale to były jedyne współrzędne, jakie przyszły mu do głowy w tym momencie.

Midoriya był widziany, stojący w pobliżu oceanu, patrząc na piękny księżyc w pełni na nocnym niebie z wyrazem tęsknej nostalgii.

Dziewczynka stojąca tuż obok niego, ściskała białą koszulkę, na której tak ironicznie było napisane 'T-shirt'. Jego niebieską kurtkę można było teraz zobaczyć na Eri. Midoriya pomyślała, że bialowłosa może się przeziębić, jeśli zostanie dłużej w nocy, więc pożyczył jej swoją kurtkę, która była oczywiście na nią za duża. Chociaż rękawy były podwinięte i sięgały do ​​końca jej starej sukienki, było jej ciepło i przypominało jej, że nie jest już sama i jest bezpieczna.

W końcu jej bohater tam był!

 Z drugiej strony, Midoriya włączył telefon w nadziei, że znajdzie w swoich kontaktach kogoś, kto mógłby zapewnić Eri bezpieczeństwo, dopóki nie zrozumie swojej rzeczywistości.

A potem zobaczył wiadomość, która została tam ostatno.

Wiadomość od kogoś imieniem Ochaco Uraraka.

Wiadomość pochodziła z ostatniego czwartku. Dzień wcześniej nim wszystko się zepsuło. Dzień przed wizytą jego odpowiednika.

Pisało tam;

Jesteś wolny w następną sobotę?? Dziewczyny zdecydowały, że powinniśmy spotkać się w parku w pobliżu szkoły. Wszyscy będziemy tam o 8!! To będzie świetna zabawa!! I ja też chcę ci coś powiedzieć... Więc proszę, bądź tam, okej?

I była jego odpowiedź, że on również obiecał tam pójść.

Czekaj chwilę.

"Dzisiaj jest sobota" pomyślal.

Było już dość późno ale,

Może powinien złożyć jej małą wizytę.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top