Rozdział 20

Wystarczyło tylko kilka chwil, by Midoriya zniknął z pola widzenia Bohaterów i Chisaki'ego, oraz ostatecznie wrócił do tymczasowej starej bazy. Dlaczego starej bazy? Stało się tak, ponieważ część Midoriy'i nie chciała przeprowadzać dochodzenia w sprawie swojej przeszłości w pobliżu Ligii Złoczyńców. 

Jasne, ufał im. Ale teraz musiał trzymać to w sekrecie. 

Zielonowłosy chłopak w końcu postawił małą dziewczynkę na ziemi i poklepał ją po głowie. 

- Już, już - uspokoił ją. - Nic ci nie jest. Uwolniłaś się z tamtego miejsca.

Czerwonooka dziewczynak spojrzała na niego ze łzami w oczach i miną, która wręcz krzyczała podziękowania. Była wstrząśnięta, mógł powiedzieć. Mógł ujrzeć to w jej oczach. Bała się tego, co miało teraz nastąpić, a chłopakowi wystarczyło tylko rzucenie na nią okiem, by to dostrzec. Widział jej zmagania ze łzami w oczach. Mógł dojrzeć to wszystko.

Może... Może to jeszcze nie czas?

Może to jeszcze nie czas, by zadawał pytania dziewczynce, która znała go ledwo od dwóch lub trzech dni?

Może potrzebowała go bardziej niż on jej?

Może powinien po prostu przestać myśleć o sobie i zrobić coś z Eri?

Może powinien po prostu zwolnić na chwilę...

Odrzucając swoje myśli i zauważając ciężki oddech dziewczynki, objął ją i zatopił w swych ramionach.

- Hej, w porządku. Nikt cię nie skrzywdzi. Jestem tu dla ciebie, jasne? -  powiedział Midoriya, delikatnie głaszcząc ją po plecach.
Może nie był najlepszy w pocieszaniu ludzi, ale hej, przynajmniej próbował.

Wtem chłopak poczuł, jak para małych rączek owinęła się mocno wokół niego. Eri przytuliła go, jakby od tego zależało jej życie. Jej palce wbiły się w materiał niebieskiej bluzy z kapturem, którą miał na sobie Midoriya, mocno ją ściskając. Zatopiła twarz w jego klatce, nareszcie dając wszystkiemu upust.

Zaufała mu. I wciąż sobie powtarzała, że nie chce jej skrzywdzić.

Może i widziała go z Chisaki'm, ale nadal wierzyła, że chłopak nigdy by jej nie skrzywdził. Nawet uwolnił ją od tego potwora.

On był.... Jej bohaterem...

W międzyczasie zielonowłosy nie przestawał pocierać ją po plecach, powtarzając jej pocieszające słowa jak: 'Już dobrze'  i 'Jesteś bezpieczna'. Eri w końcu przestała szlochać w jego klatkę piersiową, a następną rzeczą jaką nastolatek zauważył, to jej zaśnięcie. Ale jej ręce wciąż obejmowały go, jakby obawiała się, że może on odejść... Tak jak wszyscy inni.

Minęło kilka minut aż Midoriya powoli wstał, trzymając dziecko w ramionach i podszedł do znacznie wygodniejszego miejsca dla nich obojga. Próbował położyć Eri blisko siebie, ale nawet podczas snu, nie puściła go, więc pozwolił jej na spanie na jego kolanach. Ułożył jej głowę na swoich kolanach i westchnął. Później sprawdził godzinę na telefonie, który za pomocą Togi udało mu się odzyskać. Następnie go schował i pochłonął się w myślach.

"Teraz, jak tak o tym myślę... Czy ja przypadkiem.... Jej właśnie nie uratowałem...? Czy nie jest to.... Rola bohaterów..?" rozmyślał patrząc na dziewczynkę, mocno śpiącą w jego ramionach.

"Ale, jeśli tak..... Skrzywdziłem także tamtego chłopaka..... Jak się nazywał? Million? Nie żeby mnie obchodził..... I jeszcze Chisaki... Heh, on i tak na to zasługiwał..." pomyślał nieznacznie wykrzywiając swoje usta w uśmiechu.

"Ale.... Wciąż..." ponownie spojrzał w dół na dziewczynkę. "Może tak jest dobrze..... Tylko ten jeden raz... przypuszczam..."

Wtem również zmróżył swe oczy.

~O~

All Might był teraz definicją boleści.

Kilka minut temu był w klasie 1, kończąc dodatkowe szkolenie, kiedy dostał telefon od Gran Torino z zupełnie nieoczekiwaną wiadomością od Sir Nighteye'a.

Klasa 1-A była zdezorientowana? Tak. Nie powiedziano im, że Midoriya żyje, mimo że wszyscy nauczyciele wiedzieli i Shinso też to potwierdził. Wiedzieli tylko, że Midoriya był martwy. Że został zabrany. Nikt nie mógł  znaleźć osoby odpowiedzialnej za to. Za to wszystko. Cała reszta to były albo ich myśli, wyobrażenia lub przeczucia.

Więc, widząc tak zszokowanego All Might'a, wybiegającwgo podczas ich dodatkowego treningu, byli zdezorientowani. Bardzo i to bardzo zdezorientowani.

Z drugiej strony, All Might został właśnie poinformowany, że jego następca prawie zabił dwoje ludzi, którzy właśnie przechodzili operację, gdyż była to ich jedyna szansa na przetrwanie, a także porwał małą pięcio lub sześcioletnią dziewczynkę.

Okej, teraz wiedział, że Midoriya żyje i był z złoczyńcami, ale wciąż ta wiadomość wystarczyła, by powiedział ponownie to, co powtarzał juz milion razy: 'Młody Midoriya nigdy by tego nie zrobił'.

Jak to niefortunne, że nie mógł nawet stwierdzić, czy jego wiara w chłopaka powoli się rozpadała, czy też zaczynał myśleć, że może Midoriya rzeczywiście umarł, a to był ktoś inny... Ktoś, komu nie powinien ufać.

Nie. Mentalnie się spoliczkował.  Nie powinien myśleć w ten sposob.

- Mój chłopcze... Gdzie jesteś?

~O~

 Wieczorem:

Szmaragdowe oczy Midoriy'i otworzyły się, a on sam obrócił się, by zobaczyć przyczynę jego pobudki. Wtem zobaczył Eri. Stała tuż przy nim, ściskając coś w swojej lewej dłoni oraz szturchając go to wolną ręką z zainteresowanym i zniecierpliowionym wyglądem.

- Co...? Zasnąłem? - Midoriya przeciągnął ramiona. - Co to jest, Eri?

- Umm... - ta nie odpowiedziała, tylko zamiast tego podała mu po prostu trzmaną przez siebie rzecz.

Była to komórka Midoriy'i.

- O-Oh.... Dzięki. I co z nią? - zapytał chłopak, biorąc urządzenia.

- T-To było.... umm.. Wydawało dzwięk przez długi czas...- odparła zestresowana Eri, bawiąc sie  swoimi palcami.

- Ah, widzę! - Midoriya usmiechnął się przed otworzeniem swojego telefonu.

- Hah... - przechylił glowe w bok, gdy zrozumiał, o czym mówiła Eri.

149 nieodebranych połączeń od Kurogiri'ego.

31 nieodebranych połączeń od Shigaraki'ego.

450 nieodebranych połączeń od Togi.

Dabi miał go gdzieś. (Wie ktoś jak lepiej przetłumaczyć 'Dabi doesn't give a fuck??)

34 nieodczytane wiadomości od Spinnera.

23 nieodebranych połączenia od Mr. Compress'a.

"Boże, mam teraz sześć dodatkowych mam.... Też się wal, Dabi..." pomyślał Midoriya i zaczął scrollować w dół. Lecz został rozproszony przez Eri.

- U-um... - zaczęła dziewczynka przygryzając dolną wargę.

- Tak, Eri? - spytał zielonowłosy.

- Ja.... Uh.... Nie znam twojego imienia....

- Oh! Przepraszam, że wcześniej się nie przedstawiłem! Nazywam się Izuku Midoriya, ale możesz mówić mi po prostu Deku.

- Deku....?

- Deku - potwierdził Midoriya. Wtem jego umysł odłączył się, zastanawiając się nad motywami,  dla których ją uratował

- Powiedz, Eri... - zaczął.

Dziewczynka spojrzała na niego z ciekawością w oczach.

- Tak? - zapytała.

W tym momencie przeleciał mu przed oczami błysk przerażenia Eri. Potem zadał pytanie, które męczyło go od początku:

- Czy chciałabyś poznać kilku moich przyjaciół?

Tak, może teraz nie był czas na zastanawianie się nad sobą. Najpierw niech dziewczynka poczuje szczęście. Tylko ten raz... Tylko dla niej. 

- Przyjaciół? - zapytała Eri.

- Tak, wszyscy będą bardzo zadowoleni, że cię poznają. Tak przypuszczam…

- Czy mnie skrzywdzą…?

- Nie! - Midoriya sie do niej rozpromienił. - A jeśli tak - jeśli ktokolwiek to zrobi - powiedz mi. Dobrze? Upewnię się, że będziesz bezpieczna.

Jeśli ktokolwiek ją skrzywdzi, on z pewnością skrzywdzi ich - najprawdopodobniej ich zabijając, ale nie chciał jej tego mówić.

Potem Eri powoli skinęła głową.

- W porządku! Będziemy tam już dziś wieczorem! - wykrzyknął chłopak, biorąc ją w ramiona.

- Powiedz, chcesz sie przejść, przed pójściem tam? Myślę, że byłoby dla ciebie miło -  zapytał ją.

- Okej…

Następną rzeczą, którą wiedzieliśmy, to to, że Midoriya i Eri wyszli, spacerując po cichych miejscach, gdzie przez następne dwie godziny nie było żadnych ludzi.

Z powrotem w starej bazie, klapka telefonu na stole, rozjaśniła światłem otoczenie.

Przy bliższym spojrzeniu na ekran, gdzie Midoriya przestał przewijać, znalazła się stara wiadomość od kogoś. Prawdopodobnie sprzed tygodnia, której nie zadał sobie trudu czytania.

W każdym razie, telefon się wyłączył.

___________________________

Chcę się pochwalić, że prawdopodobnie jutro zacznę może sprawdzać rozdziały z 'Przeciwieństw'

Wgl, ktoś widzi jakiś progress w moim profeszynal tłumaczeniu? Bo ja z tych pierwszych to na pewno, bo wtedy chyba bardziej trzymałam się na dosłownym tłumaczeniu nie patrząc prawie na znaczenie

Teraz mogę przyznać, że dość często zmieniam niemal całą wypowiedź, żeby miała jakikolwiek sens po polsku i nie wiem czy to dobrze czy źle

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top