Rozdział 16

Zrobił to. Zgodził się na współpracę z Hato i nawet nie czuł się z tego powodu źle. Zamiast niepokoju, że wplątał się w coś nieodpowiedniego, jego serce ogarnęła ekscytacja. Nowe możliwości stały otworem, a tajemniczość tego człowieka jeszcze bardziej go przyciągała.

Być może popełnił największy błąd życia, lecz nawet to nie zahamowało jego entuzjazmu. Nie myślał o nadciągającej mocy ani o niebezpiecznym zadaniu. Sama ta sytuacja wprowadzała go w palpitacje serca; ona oraz zadziorny nastolatek, który zachowywał się tak, jakby miał cały świat u stóp. Shinso też chciał taki być.

Jeśli pokona Ligę od wewnątrz, z pewnością mu się uda i już nikt nigdy nie nazwie go złoczyńcą. Aizawa będzie dumny, a Shoto wybaczy każde kłamstwo.

Nawet to, które wypowie, wróciwszy do rezydencji Todorokich. Stanie w przedpokoju, natychmiast żałując, że nie zrobił kilka rundek wokół miasta dla uspokojenia. W oddali będzie słyszeć krzyk Monomy i sporadyczne pomrukiwania Momo.

Shoto pójdzie do niego, zaniepokojony. Zlustruje go od góry do dołu i wskaże na nadgarstek, w którym Shinso wciąż ściskał telefon.

– Krwawisz – stwierdzi.

Shinso natychmiast zakryje poplamiony krwią rękaw, która musiała przenieść się z dłoni Hato.

– To nie... – umilknie, krzywiąc się. "Upadłem" brzmiałoby jak okropna wymówka. – Pomogłem rozdzielić bijących się facetów. Jeden z nich nieźle oberwał.

Kamienna twarz Shoto pozostanie bez zmian, kiedy zapyta:

– Czy ma to związek z twoją raną na głowie?

Shinso ledwie powstrzyma się przed mechanicznym dotknięciem miejsca, które wciąż go co jakiś czas bolało. Bandaż już ściągnął, co oznaczało, że Shoto musiał zauważyć go od samego początku.

– To tylko krew – odpowie wymijająco.

I kierując się do kuchni, pozostawiwszy Shoto za sobą, będzie mieć nadzieję, że ten i tak wybaczy mu kłamstwa.

***

Nie mógł poświęcić całych dni na czekanie na telefon od Hato. Nie chciał też wyjść na zbyt nadgorliwego, dzwoniąc jako pierwszy, więc postanowił wziąć inne sprawy w swoje ręce.

Liga Złoczyńców. Plotki głosiły, że nie przyjmowali nowych osób, ponieważ ich przywódca nie lubił nieznajomych. Głosiły jednak także to, że Dabi oraz Toga zostali poleceni Lidze przez ich zaufanego człowieka – wiedział to, ponieważ po internecie krążyły screeny z kilku forów, na których ta dwójką rozpoczynała swoją działalność.

Toga pisała z różnymi ludźmi o swojej fiksacji krwią i martwymi istotami. Ktoś odszukał ją w głębinach stron internetowych i odnalazł w niej potencjał. Dabi z kolei był nieco bardziej skomplikowanym przypadkiem, którego Shinso wciąż był ciekaw. Z góry zakładał, że został przytargany do Ligi wraz z Togą, ale tak naprawdę jedyną przesłanką potwierdzającą to, był fakt, że ich debiut jako złoczyńców miał miejsce w tym samym czasie.

Mając te nie do końca zadowalające informacje, Shinso pozostawał jeden sposób (pomijając czekanie, aż Liga znów zaatakuje i zagajenie wówczas przyjaznej rozmowy rozmowy) na zwrócenie na siebie uwagi.

Stworzył konto na popularnych forach i niczym psychofan zaczął wychwalać całą Ligę Złoczyńców. Nie przesadnie jawnie, ale wciąż tak, by wydawał się łatwym do zmanipulowania celem. Zaczął wymieniać sposoby, w które mógłby Lidze się przydać, mając nadzieję, że nie był to zbyt pochopny krok.

By zgrywać fana potrzebował wiedzy na temat swojego najnowszego zainteresowania. Chociaż znał ogólne informacje na temat owej organizacji, to zdecydował się na zwiększenie swojej wiedzy. Wkrótce mały ekran jego telefonu okazał się niewystarczający i niewygodny, zaś jego laptop był w tej chwili popiołami.

Poprosił więc Todorokiego o użyczenie mu laptopa, który niemal zawsze leżał bezczynnie na drewnianym biurku chłopaka.

– Nie ma sprawy, ale potrzebuję go do kilku referatów. Będę musiał go czasem zabierać do szkoły.

Jego ton brzmiał inaczej niż zwykłe, ale przynajmniej nie poruszył znów tematu dziwnego zachowania Shinso ani krwi na nadgarstku.

– Jasne.

Shoto słynął ze swojej cierpliwości oraz ugodowego usposobienia. Nie naciskał jeśli widział, że ktoś tego nie chce.

A Shinso bał się, że jeśli ten przyciśnie go mocniej, to nie zdoła go okłamać. Prawie. Bo część jego była zbyt podekscytowana by przejmować się czymkolwiek. Czuł się jak pod wpływem jakiegoś narkotyku, który pozwalał mu na całonocne przebywanie w sieci i przeszukiwanie wszelkich szemranych platform.

Znał początki Ligii Złoczyńców i wydawało się, że wie nawet kto był ich prawdziwy przywódcą. Odnalazł wiele akcji, których dotychczas nie łączył z nimi, a okazywało się, że byli ich sprawką. Na przykład regularne drobne ataki, które często nawet nie były ogłaszane w mediach i których rozpoczęcie datowano na jakiś rok wcześniej. Najpierw dość sporadyczne, później mające miejsce dokładnie co tydzień.

Ludzie pisali w związku z tym wiele teorii: że Liga chcę coś przekazać światu, ale z jakiegoś powodu nie mogą zrobić tego wprost. Shinso przeżył kolejny napływ ekscytacji kiedy zrozumiał, że atak na jego dom miał miejsce w właśnie w dzień owych ataków.

To nie mógł być przypadek; nie wierzył w nie.

Chociaż dalej kontynuował swoją działalność w internecie, zaczął fantazjować o tym co zrobi, kiedy znów spotka się z członkami Ligi oko w oko. Jego przeglądarka zaczęła zamieniać się w dziennik psychopaty.

"Jak kogoś zmanipulować?"

"Właściwości metamorficznych quirk"

"Gdzie szukać płatnego zabójcy?"

"Łatwy sposób na zemstę"

"Kryjówki pozarządowych organizacji"

"Członkowie Ligi Złoczyńców"

Takie i nie tylko pytania dostały chociaż połowiczną odpowiedź. Część dawała mu okazję na doinformowanie się w razie gdyby Liga okazała się być wybredna wobec swoich sojuszników, a reszta służyła zaspokojenia jego nadziei, że może jeden z artykułów z Creepy Pastami okaże się być prawdziwy.

Za każdym razem, kiedy rozumiał już, że nic z tego nie wyjdzie, wymazywał całą historię przeglądania z nadzieją, że Shoto nie miał takich umiejętności informatycznych, by dogłębniej to później sprawdzić. Na dniach Shinso miał zamiar nauczyć się usuwania jej tak, by nie było mowy o żadnym przywróceniu, coraz bardziej pogrążony w zakątkach ciemnej części internetu. Deepweb był tylko szczeblem, by w końcu znaleźć sposób by bezpiecznie użyć Darkwebu.

Podczas swojego czekania, zaczął dużo myśleć.

Potrzebował zaplanować każdą interakcję, każdą swoją reakcję i możliwe scenariusze. Potrzebował działać, szczególnie kiedy kolejne dwa dni mijał Aizawę na korytarzach, a ten nie poświęcał mu najmniejszego spojrzenia.

Mężczyzna rzekomo był w szkole, ale w praktyce ciągle znikał z lekcji, zajmując się jakąś ważną sprawą. Shinso czuł się jak rozwydrzony bachor, obrażony za byle co, kiedy tylko zbierała się w nim złość na mentora.

– Aizawa taki jest, nie bierz tego do siebie – mruknął pewnej przerwy Shoto.

– Nie biorę – odburknął tylko.

Integracja szła im mniej destrukcyjne, niż się tego spodziewali. To znaczy, mniej niż spodziewał się Shoto, a bardziej niż spodziewał się Hitoshi. Shoto ponieważ w pierwszej chwili bał się, że ciągle będzie z Monomą sam na sam, a Shinso ponieważ myślał, że sam na sam będzie z Momo. Jednak pod wpływem przyjaźni Todorokiego i Shinso oraz Todorokiego i Momo, siłą rzeczy powstało połączenie między Momo i Monomą.

Bohaterowie ustanowili zmiany w planie lekcji, wedle którego niektóre z zajęć mieli prowadzone razem ze swoimi parami integracyjnymi, podzielonymi na dwie nowe klasy. Shoto wylądował w grupie z Shinso, co było zarówno szczęściem, jak i nieszczęściem.

W jakiś sposób integracja par stała się integracją całej ich czwórki i Shinso czuł się z tym trochę dziwnie.

W poniedziałki mieli pierwszą lekcję w parach, na temat bohaterstwa, który w jakiś sposób zszedł na temat tego co wypada co nie wypada bohaterowi. Midnight z powodzeniem ignorowała natarczywe spojrzenie Shinso, przechadzając się po klasie.

Mówiła coś o quirk i ich właściwościach – genezie i innych rzeczach, które każdy dzieciak wiedział raczej od przedszkola. Shinso nie słuchał jej, aż jedno słowo nie przykuło jego uwagi.

– Chyba nie muszę wam mówić o wzmacniaczach quirk i innych tego typu narkotykach, nie? – powiedziała nauczycielka tym samym monotonnym tonem. – O skutkach ubocznych i wszystkich złych rzeczach związanych z tym świństwem. Oraz o tym, że każdy uczeń, u którego wykryje się takie substancje, zostanie bezwzględnie wydalony ze szkoły?

– Ja bym mógł posłuchać o wszystkim, co tylko pani powie... – wymamrotał Mineta, wpatrując się w Midnight maślanymi oczami. Kilka oczu spojrzało na niego z obrzydzeniem.

Podczas gdy Shinso usilnie próbował udawać, że wcale nie czuje jak Shoto zaczyna go obserwować.

– Są to substancje, które w sposób czasowy są w stanie zwiększyć siłę, czas aktywacji, szybkość lub każde z powyższych waszej indywidualności. – Midnight najwyraźniej była tak zagubiona we własnych myślach, że nawet nie przejęła się słowami Minety. – Działają wbrew wszelkiej naturze i...

– Nikt jeszcze nie wynalazł wzmacniaczy, które nie są szkodliwe? – zastanowił się na głos, zbyt głośno, Monoma.

Midnight stanęła w miejscu, jako pierwsza oznaka, że naprawdę znajduje się na tej lekcji. Prychnęła, jakby usłyszała kiepski żart.

– Jak powinniście wiedzieć, quirk nie są stałe i ciągle ewoluują. Każda generacja będzie silniejsza od poprzedniej, bez względu na to, co zrobimy. – Westchnęła. – Gdybyście teraz chcieli konkurować z bohaterami poprzedniej dekady, prawdopodobnie okazałoby się, że nie mieli z wami szans nawet u szczytu swojej kariery. Ówczesna supersiła może być porównywana do dzisiejszego kulturysty klasy średniej, zaś telekineza kiedyś a dziś, to dwie zupełnie różne rzeczy. Pomijając fakt, że mutacje tworzą nowe, coraz to bardziej skomplikowane i potężniejsze dary.

Shinso słyszał o tym i szczerze przerażał go ta koncpecja. Myśl o tym, że przyszłe generacje będą tylko silniejsze, w teorii dawała nadzieję na pokój dzięki silniejszym bohaterom. Shinso widział to nieco inaczej.

Zło i dobro zawsze znajdowało sposób na wyważenie się, więc potężniejsi bohaterowie oznaczali niebezpieczniejszych złoczyńców. Jeśli społeczeństwo nadnaturalnych ludzi nie zmieni się, redukując zło na świecie, przyszłość wcale nie wyglądała kolorowo.

Nie brzmiała jak okrzyki walki ani poczucie wyższości nad innymi. Brzmiała jak koniec świata, kiedy to quirk staną się jeszcze bardziej destrukcyjne.

– Ewolucja jest powolna, więc niszczy powolnie. – Głos Midnight był ostry jak brzytwa. – Odpowiadając na twoje pytanie: nie, nawet tak zwane lekkie wzmacniacze dążą tylko do wyniszczenia organizmu, więc nie można ich uznać za nieszkodliwe.

– Czym więc różni się wzmocnienie daru od jego ewolucji? – wyrwało się Shinso, zanim o tym pomyślał. – Tempem destrukcji? I czy dar może ewoluować w trakcie użytkowania?

Midnight przyjrzała się mu, nie jako jedyna zresztą. Shoto nie musiał już dyskretnie na niego zerkać, bo nagle całą klasa słuchała i czekała, co powie. Czy jego zła reputacja była prawdziwa? Nawet jego klasa nie znała go na tyle, by być w stanie odpowiedzieć.

– Wzmacniacze niszczą organizm, a długoterminowe używanie ich może doprowadzić do śmierci – powtórzyła kobietą jak dziecku. – Są potężnym narzędziem, które skupia całą energię jednostki na jednym punkcie. Ewolucja z kolei jest zjawiskiem miarowym, a ciała względnie dostosowują się do daru. – Z tych słów nie wynikło nic więcej, ale Shinso tego nie skomentował. Po chwili Midnight znów zaczęła chodzić wokół ławek. – Nie, nie istnieje możliwość zwiększenia możliwości swojego quirk. Wszelki przejawy czegoś podobnego zawsze jest skutkiem zażywania wzmacniaczy – dodała chłodno.

– Co to znaczy, że względnie dostosowują się do daru? – Zmarszczył brwi.

– To znaczy, że czasem są z tym problemy, które występują nawet teraz. Lub może przede wszystkim teraz. Na przykład quirk Bakugo polega na eksplozjach i mimo że jego ciało za nie odpowiada, to nie jest całkowicie odporne na ich działanie – wytłumaczyła i nawet jeśli chłopaka nie było w tej grupie, to każdy doskonale znał jego jak i jego dar.

– W przeszłości nie było czegoś takiego – zauważył Shinso.

Bohaterka stała do niego tyłem, a mimo to wydawała się czuć coraz bardziej niekomfortowo.

– Quirk ewoluuje szybciej niż ciało. Organizmy ludzkie powoli nie nadążają, prawda? – Pytanie retoryczne, które tylko go zirytowało, chociaż znał odpowiedź.

Nie bez powodu istniała Teoria Zagłady Quirk, o której chłopak czytał ostatniej nocy, zaznajamiając się z nijakim anonimowym naukowcem. Koncept tak przerażający, że społeczeństwo zgodnie postanowiło uznać człowieka za niego odpowiedzialnego za szaleńca.

Strach robił z ludźmi dziwne rzeczy. Woleliby iść w ciemnościach w paszczę potwora, niż zaakceptować jego egzystencję i spróbować go pokonać. Oślepili się na własne życzenie – ale to było tylko zdanie Shinso.

Midnight skinęła głową, a Shinso miał wrażenie, że wszyscy nie tylko się gapią, ale i intensywnie analizują. Wyczuł w tym swoją szansę, bo chociaż pytania wypływały z jego ust samoistnie, to był to idealny sposób na pogrążenie się towarzysko nawet bardziej.

– Skoro tak, to myśli pani, że jak szybko nastąpi koniec świata, spowodowany bogiem–mutantem, któremu zwyczajnie trafi się dwójka potężnych rodziców?

Pytanie to z całą pewnością nie było tym, czego Midnight się spodziewała. Zacięła się, jakby chcąc przetrawić jego słowa. Zamrugała.

– Nie zajmuję się tym, nie umiem ci na to odpowiedzieć.

– Ale jeżeli musiałaby pani zdecydować? Tak... dla zabawy? – naciskał.

Wzruszyła ramionami. W klasie nie było żadnych rozmów.

– Nie zdziwiłabym się, gdyby już teraz istniał ktoś taki.

Shinso wyobraził sobie takiego człowieka – lub może nawet nie? Jeśli istniał Nezu, to było tylko kwestią czasu, aż zwierzęta zaczną ewoluować. Mimo to, w głowie ukazał mu się człowiek, uosobienie wszelkiego zła i potęgi. Jej lub jego zimny śmiech i okrucieństwo.

Miałby jeden potężny dar, czy może ewolucja sprawdziłaby go w stronę posiadania wielu darów, jak Todoroki? Trzymająca w swoich rękach władzę nieosiągalna postać, której sama aura sprawiała, że kamieniałeś w miejscu. Ktoś zdolny do wykorzystania zarówno swojego umysłu jak i quirk.

Nauczycielka odetchnęła z ulgą, rozumiejąc, że Shinso nie ma już więcej pytań. Zapytała klasę o inne kwestie, których byli ciekawi, ale wrócili już do bardziej przyziemnych tematów w związku ze wzmacniaczami i historią quirk.

Shinso zagapił się w swoją ławkę, podczas gdy spojrzenia powoli znikały. Pomyślał, że to było banalnie proste: wyobrazić sobie istotę potężniejszą od każdego z nich. Boga śmierci. Diabła i kata.

Tak proste, że w pewnym momencie zaczął wierzyć, że ktoś taki naprawdę już istnieje.

***

Lekcje japońskiego oraz matematyki były pospolite jak zawsze i dzięki Bogu, prowadzone w normalnym rozkładzie klasowym. Nie wiedział, że kiedykolwiek to powie, ale po kilku lekcjach z bandą z pierwszej A, jego właśni koledzy z klasy wydawali się jacyś przyjemniejsi i łatwiejsi w obyciu.

Z jednej strony pozbył się swojej czteroosobowej grupy integracyjnej, z drugiej – Monoma wciąż był w jego klasie i jęczał bardziej niż kiedykolwiek. Od poniedziałku uznał najwyraźniej, że Shinso dał mu przyzwolenie na pchanie się z butami w jego życie. I pozwolenie to nie miało według niego możliwości zwrotu.

Na zwykłych lekcjach na szczęście siedzieli odpowiednio daleko od siebie, zaś w trakcie przerw znikał zanim ktoś mógł się obejrzeć. Monoma czasem chodził go szukać, czasem zwyczajnie go nie było. Shinso dziękował za to losowi, bo nie wiedział, co ten by znowu zrobił, gdyby usłyszał nowe szepty na jego temat.

– Co było dzisiaj z Shinso na lekcji z Midnight? – szeptał Kamakiri myśląc, że nikt nie usłyszy. – Nieźle się odpalił.

– Może po prostu był ciekawy? – Leżąc na ławce, Kuroiro ledwo na niego patrzył.

Nie przekonało to nawet Shinso.

– Ta, może...

Później na korytarzu w trakcie przerwy obiadowej słyszał inne rzeczy. Były one dobrym znakiem, choć bawiło go, że wywołały je akurat zwykłe pytania podyktowane ciekawością.

– Mam przyjaciółkę w klasie C. Mówiła mi, że na początku roku Shinso... – gadał ktoś, a potem milkli, gdy Shinso przechodził obok.

– UA by go powstrzymało, gdyby miał zamiar brać wzmacniacze, prawda?

– Trochę jest dziwny, ale przynajmniej umie walczyć, więc co nam do tego?

– Jest samotnikiem. Kiedy ostatni raz widziałeś kogoś takiego w rankingu? Powinien popracować nad PR'em, jeśli serio chce zostać bohaterem.

– Jego postawa bardziej pasuje do złoczyńcy. Nie żebym oceniała ludzi po wyglądzie, ale...

Było dobrze. Było normalnie.

Szepty wokół niego były zawsze, ale klasa B miała przynajmniej tyle przyzwoitości, by nie zawracać sobie za bardzo głowy jednym dziwnym chłopakiem. Może narzekali na niego, ale wielu też było przyjaznych. Nigdy nie zaczepiali go jak ludzie z gimnazjum, czy ci z profilu ogólnego. Fizyczne sztuczki nie były w ich stylu – prędzej wyzwaliby go do walki, by go upokorzyć.

Jednak żadne z nich by się nie odważyło, bo wiedzieli, jak niebezpieczny Shinso potrafił być. To też mogło dodać swoją cegiełkę do plotek na jego temat, lecz wciąż to było tylko...

Coś trafiło go w szyje, upadając na jego ławkę. Kawałek papieru zgniecionego w kulkę.

Shinso zerknął za siebie, natychmiast krzyżując spojrzenie z Kendo. Nauczyciel historii czytał coś z prezentacji, zbyt zmęczony, by poświęcić uczniom choć trochę uwagi.

Posłał dziewczynie pytające spojrzenie, a ta znacząco skinęła na kartkę głową. Z lekkim wahaniem rozwinął ją i przeczytał: zostań przed klasą po lekcji. Zmarszczył brwi, ale dziewczyna już skupiła się na swoim zeszycie. Ze zrezygnowaniem wrócił do własnych notatek.

Mimo podejrzliwości, zrobił jak mu kazano. Jak zawsze wyszedł z klasy jako pierwszy, ale spokojnie poczekał przy drzwiach, aż twarz Kendo nie wyraziła ulgi.

– Po co to było? – Wyciągnął w górę zmieciony papier.

– Ponieważ od kilku dni uciekasz po lekcji zanim da się ciebie złapać? – Dziewczyna dała dłonie na biodrach, patrząc jak wszyscy powoli zostawiają ich samych.

Shinso prawie prychnął, mimowolnie przyjmując pozycję obronną. To był jego instynkt, mówiący mu, że zaraz wydarzy się coś nieprzyjemnego. Nie uważał Itsuki za osobę zawracającą sobie głowę plotkami, ale jeśli ktoś chciał prywatnie z nim porozmawiać, nie miał pojęcia, jak ma to odebrać.

– A w jakiej sprawie miałabyś mnie złapać?

Przyjrzała mu się. Zupełnie jakby przejrzała jego maskę opryskliwości i była nim zafascynowana.

Jezu, człowieku, po co ten dramatyzm. – Wywróciła oczami, śmiejąc się. – Gdyby bardzo mi zależało, to mogłam zagadać na lekcji, ale wtedy pewnie te sępy by we wszystko się wsłuchiwały. Chciałam się tylko zapytać, jak radzisz sobie z Monomą i resztą.

– Jaką resztą? – wypalił od razu, po chwili dodając: – Monoma jest taki jak zwykle i jest problemem Todorokiego, nie moim.

– Ale gdybyście potrzebowali pomocy, mogę wam się przydać – odparła, wbrew swoim słowom w pierwszym dniu integracji. – Wiem że jest czasem ciężki w obsłudze, ale nie ma niczego złego na myśli. Jest jedynie trochę nadpobudliwy i zbyt szczery.

Shinso skinął głową, wiedząc, że ma sporo racji.

Jaką resztą? – powtórzył. Jej uśmiech nieco zbladł.

– No wiesz... ludźmi z twojej byłej klasy... i trochę tej naszej. Nie masz lekko, co? Chciałam powiedzieć, że jeśli ktoś ci będzie dokuczać, a oczywiście jak żaden z nas nie będziesz skłonny powiedzieć o tym nauczycielom, to możesz przekazać to mnie. Umiem radzić sobie z upierdliwymi ludźmi. – Dla zobrazowania uderzyła pięścią w swoją otwartą dłoń. – Monoma też nie miałby nic przeciwko. Czuje wobec ciebie dziwne przywiązanie i uważa, że je...

– Jesteśmy podobni – dokończył cicho. – Wiem.

– Nie obraź się, ale uważam, że ma nieco racji – zaśmiała się, widząc obrzydzenie na twarzy Shinso. – Tak czy siak, wiedz, że my jesteśmy po twojej stronie. Mi plotki są niegroźne, a Monoma... to Monoma. Gdybyś nas potrzebował... – umilkła, zostawiając wymowną ciszę.

Zerknęła na Shinso niepewnie, jakby oczekując, że uzna taką propozycję za obrazę. Prawdopodobnie gdyby Todoroki mu takie coś powiedział, tak właśnie by było. Jednak coś w postawie Kendo, która mówiła mu, że jest w swoich wszystkich czynach szczera, sprawiło, że skinął głową.

– Dzięki.

Kendo uśmiechnęła się, także kiwając głową entuzjastycznie.

– Świetnie. Idziesz z nami na obiad?

Zanim mógł odmówić, dziewczyna zaciągnęła go na kolejną sesję męczenia się z Monomą. Jednak z jakiegoś powodu, nie było to tak męczące jak zazwyczaj, a szepty zdawały się cichsze. Wbrew obawom, że dziewczyna mogłaby wstydzić się rozmawiać z nim publicznie, wyglądało na to, że każde zainteresowane spojrzenie gromiła wzrokiem, chroniąc Shinso.

Zanim pozwolił sobie pomyśleć, że czegoś takiego właśnie potrzebował – dowodu, że nie każdy jest jego wrogiem – lekcje już się skończyły, a on znów był pogrążony we własnych planach. Więcej czytał o Lidze, więcej trenował w rezydencji Todorokich. Więcej stresował się, ponieważ Hatoburekai wciąż się z nim nie skontaktował, a on wciąż nie wiedział, czy odezwanie się pierwszemu jest dobrym pomysłem.

W czwartek przemierzał ulice miasta w nadziei, że rutynowy atak Ligi okaże się prawdą. Nie natrafił na niego, ale wieczorem napłynęła do niego informacja, że w jednej z dzielnic znów rozpaliły się niebieskie płomienie. Nikt nie zginął, bo pojawiły się z dala od bloków mieszkalnych. Żeby odwrócić uwagę ludzi od pierwszego ataku? Lub może żeby nikt nie przyglądał się bliżej Shinso.

Jeśli tak, to udało im się. Nikt nie pamiętał – poza UA – o mieszkaniu jednego chłopaka, które spotkał dramatyczny los.

W czwartek w nocy upewniał się, że ogień należał do Dabiego. W piątkowe lekcje znów zapowiedziano, że mają spotkać się w parach i wspólnie walczyć. Shinso nie był w humorze na trenowanie quirk, więc zmusił Monomę do walki wręcz, nie reagując na jakiekolwiek obelgi z jego ust (jeśli miał być szczery, musiał przyznać, że blondyn wydawał się przy nim hamować).

Po południu po lekcjach Todoroki znów chciał, by Shinso uczestniczył w spotkaniu z jego przyjaciółmi, tym razem nawet większej paczce. Piętnaście minut po złożonej propozycji, Shinso dostał esemesa na komórkę, której pilnował jak oka w głowie.

"Przyjdź pod tę samą kawiarnię, co ostatnio, od razu po lekcjach."

Chociaż Todoroki wydawał się autentycznie zawiedziony, Shinso odmówił.





The thing is, że mam sporo jak na mnie rozdizałów wprzód, a ze względu na NaNoWriMo będzie ich jeszcze więcej, ale ciągle zapominam, że poza pisaniem przydałoby się też publikować XDDDD. To jest drugi raz kiedy piszę coś dłuższego, w tym w trakcie NaNorWriMo i musze powiedzieć, że najwięszkym moim problemem jest ciągłe zapominanie, o czym wcześnij wspominałam, jakie sceny już zawarły jakąś ważną informacje itp. No i jeszcze ponowne czytanie starych rozdziałów, bo w ogóle mi się nie podobają XDDDD

Najgorszą rzeczą jest to, że według obliczeń nawet po Nanowrimo nie skończę pisać tego ff

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top