Rozdział 11

– Wzmacniacz quirk... – szepnął do siebie, prawie oblewając się kawą.

Idący obok Shoto zerknął na niego zaskoczony.

– Co? – Zmarszczył brwi.

– Nie, nie ważne – wymamrotał prędko Shinso, wracając do rzeczywistości i do zieleni pobliskiego parku. W głowie jednak dalej próbował łączyć kropki.

Wzmacniacz quirk.

To było najlepsze wyjaśnienie na to, co widział jeszcze kilkanaście minut wcześniej. Ta moc, która została mu zaprezentowana. Ta pewność własnych umiejętności. Ta kontrola.

Dopiero po chwili uświadomił sobie luki w swojej rzekomo idealnej teorii. Wzmacniacze quirk od czasu do czasu znajdowały się na ustach telereporterów ze względu na gangi, które chętnie te narkotyki rozprzestrzeniały. W społeczności, gdzie to twój quirk decyduje o twojej wartości, wielu ludzi sięgało po nielegalne środki, by tę wartość zwiększyć.

Skutkami zażywania ich była nadpobudliwość i nadnaturalna siła indywidualności danego osobnika, który nie raz mógł tracić kontrolę przy zbyt mocnym wzmocnieniu. W zależności od jakości środku, jego efekty mogły trwać od kilkunastu minut do nawet kilku godzin. Skutki uboczne nieokreślone.

Problemy były tylko dwa: Po pierwsze, Hatoburekai nie wyglądał ani trochę na kogoś, kto utracił kontrolę. Po drugie, teoria powinna raczej zawierać wytłumaczenie, dlaczego zdawało się, że gość posiada kilka quirk. Widział przecież, jak wygląda Nomu – potwór o nadludzkiej sile, posiadający kilka umiejętności. Hato, chcąc nie chcąc, wcale go nie przypominał.

Wzmacniacz quirk niekoniecznie odpadł z jego listy możliwych źródeł mocy chłopaka, ale drastycznie spadła jego wiarygodność.

– Shinso, na pewno wszystko z tobą w porządku? – usłyszał zmartwiony głos i spostrzegł, że znów się zamyślił. A gdy to robił, miał tendencję do przyspieszania kroku i kompletnego wyłączenia się na bodźce zewnętrzne, więc nic dziwnego, że głos Shoto dochodził od tyłu.

Dwukolorowe oczy patrzyły na niego uważnie.

– Wszystko gra.

To nie brzmiało jak przekonującą odpowiedź i oboje to wiedzieli.

– Odkąd Aizawa wziął cię pod swoje skrzydła, zacząłeś zachowywać się inaczej. – Nie dostając odpowiedzi, Shoto po chwili dodał: – Mam na myśli, że ostatnio dużo od siebie wymagasz. Bardzo skupiłeś się na treningach i zacząłeś ignorować wszystkich bardziej niż wcześniej. Wiesz, że relacje z rówieśnikami są ważne, prawda?

– I mówi mi to gość nie-szukam-żadnych-przyjaciół oraz będę-lepszy-niż-swój-ojciec? – parsknął Shinso, siląc się na sarkazm. Nie mógł pozwolić, by Shoto za bardzo zaczął drążyć temat. Bał się, że w którymś momencie się złamie i wyjawi mu wszystko. – Jak dla mnie brzmi to jakbyś chciał odwrócić moją uwagę, bo boisz się, że stanę się od ciebie lepszy. Chcesz uciąć mi skrzydła? Lub może jesteś zazdrosny o brak uwagi Eraserheada?

Twarz Todorokiego pozostawała kamienna.

– Nie. Cieszę się, że ktoś cię w końcu docenił. Chcę żebyś tylko wiedział, że nie musisz zawsze zmuszać się do sprawdzania granic swojej możliwości. Ostatnim razem ze Stainem...

– Wtedy to ty się niemal poświęciłeś, a ja tylko stałem i patrzyłem – przerwał mu ostrzej. Zaczepny ton zniknął. – Muszę ciężko pracować, by pokazać, że jestem godzien bycia na bohaterskim kursie. Nie mam tak... spektakularnego quirk jak ty. Moim celem jest nauczyć się wygrywać bez pomocy innych osób, a jeszcze daleko mi do tego.

Przez chwilę bał się, że powiedział za wiele w zbyt agresywny sposób. To nie było w jego stylu i mogło naprowadzić na niego więcej podejrzeń Shoto, ale gdy ten temat przychodził, zwyczajnie nie mógł się powstrzymać. Jego zazdrość w stronę innych uczniów o ich quirk była aż nazbyt widoczna. Ale pracował nad nią, dawał z siebie wszystko, by móc w końcu samemu kogoś pokonać.

Nie jak w Hosu ze Stainem, gdy tylko przypadkiem znalazł się na stażu w pobliżu. Zobaczył znanego mu Iidę Tenyę i przypomniał sobie w końcu, kogo mu przypominał. Ingenium! Z niewielką trudnością połączył atak na ukochanego brata ze stażem w miejscu, gdzie grasował jego kat – zabójca bohaterów, Stain.

Ciekawy facet, ale bez względu na swoją obsesję na punkcie prawdziwych bohaterów, wciąż był złoczyńcą. W chwili, gdy mężczyzna zobaczył Shinso, biegnącego kilkanaście metrów za Tenyą, od razu uznał go za kolejną podróbę bohatera, która chce tylko sławy i pieniędzy.

Shinso też go nie polubił. Tylko dzięki szybkiej reakcji Shoto, którego poinformował o podejrzanym zachowaniu przewodniczącego jego klasy zanim jeszcze zaczął za nim biec, udało im się wszystkim wyjść z tego cało. Większość roboty wykonał Todoroki, zamrażając złoczyńcę w miejscu, a zaledwie minutę później nadeszli bohaterzy. Masowy atak Nomu był inną, bardziej niszczycielską kwestią.

Wówczas jedyne, w czym przydał się quirk Shinso, to zmuszenie złoczyńcy do wejścia do radiowozu. Do dziś obwiniała się za to, jak bardzo bezużyteczny się wtedy okazał.

– Inaczej wciąż będą uważać, że dostałem się do klasy przypadkiem – dodał ciszej.

Chociaż przypuszczał, że gdyby to ktoś inny z klasy C, na skutek swojej walki na Festiwalu Sportowym UA, zakwalifikował się na zaszczytną możliwość przeniesienia na profil bohaterski, też byłby zły. Lub może nawet wściekły, pełen zazdrości i rozdrażniony, że to nie on.

Ale to był on i nawet cieszył się z ewidentnie zazdrosnych twarzy na korytarzach.

Spojrzenie Shoto złagodniało, jakby doskonale wiedział, o czym Shinso myśli.

– Rozumiem, co masz na myśli, ale to nie zmienia faktu, że jesteś dla siebie zbyt surowy. Patrzysz tylko na swoje porażki. Musisz skupić się na tym, co jest przed tobą i w czym jesteś dobry.

Shinso aż zamrugał, słysząc ten pouczający ton. Opanował swoją niepotrzebną złość tak szybko, jak się ona pojawiła. To nie Todoroki był jej obiektem. Już nie.

– Ehh, nauczyłeś się tej gadki od All Mighta, czy co? – Podrapał się po karku.

– Być może. – Shoto wzruszył ramionami. – A gdybym powiedział, że to słowa Aizawy-senseia, wziąłbyś je sobie do serca?

Shinso prychnął, a przecież oboje wiedzieli, że odpowiedź brzmiała tak. All Might nie był bohaterem, którym szczególnie się zachwycał, w przeciwieństwie do idealizowanego przez niego Eraserheada. Tym razem to fakt, że sam Shoto mu je przekazał... on właśnie sprawił, że postanowił je w ogóle przemyśleć.

Shoto otworzył usta, jakby się wahając. Shinso przygotował się mentalnie na pytanie na temat człowieka w zaułku, z którym widział go Shoto, lub dalsze motywacyjne gadki.

– Zawsze w niedzielę jemy z Natsuo i Fuyumi wspólny obiad – powiedział zamiast tego Todoroki, patrząc gdzieś w bok. – Powiedziałem im, że znalazłem przyjaciół w szkole i... uznali, że chcą ich poznać. Jutro. Uraraka i Iida są zajęci, a reszta nie będzie chciała iść bez nich. Czy chciałbyś... – nie dokończył, jakby bojąc się odmowy. To był dziwny widok dla Shinso, bo chociaż wyraz twarzy Shoro pozostawał niewzruszony, samo to, że nie mógł mu spojrzeć w twarz, już znaczyło wiele.

Musiał przyznać, że zestresowany Todoroki nie był częstym widokiem, ale z pewnością fascynującym. Prawie że uroczym.

– Chętnie przyjdę. – Uśmiechnął się lekko, choć drugi nie mógł tego dostrzec. Oboje przemilczeli to, że kolejną noc pewnie też spędzi w rezydencji Todorokich, więc zostanie na obiad było jak błogosławieństwo. – Mógłbyś?

Szturchnął go ramieniem, a gdy ten w końcu na niego spojrzał, podłożył w jego stronę kubek z kawą. Todoroki bez namysłu złapał go od dołu i zamroził częściowo napój.

– Dzięki. – Shinso wziął łyka znów zimnej kawy.

– Chyba już wiem, jak się czuje Denki, gdy go wykorzystujemy – mruknął Shoto, patrząc na swoją dłoń.

– Wykorzystujecie go? Mało heroicznie – prychnął, co drugi skwitował pokręceniem głową.

– Cóż, to także sposób na trenowanie jego quirk. Zasilanie małych przedmiotów, doładowywanie baterii... to wymaga koncentracji i idealnej kontroli. Denki naprawdę wziął sobie bohaterstwo do serca.

– Typowa klasa pierwsza A. Nie ważne ile razy zaatakują was złoczyńcy, wy dalej robicie swoje. – Shinso spojrzał na dno swojego kubka, naprawdę to mając na myśli. Chociaż w teorii klasa B i A miały podobny poziom, a rozmieszczenie w nich uczniów było przypadkowe, to nie można było nie dostrzec tworzącej się ogromnej przepaści między nimi.

A gdzieś tam na granicy był Shinso, wspinający się w ich stronę. Starając się nadążyć.

– To byłoby niesprawiedliwe, gdybyśmy nie dawali z siebie wszystkiego. Każdy bohater, który nie jest w stanie poświęcić się i zniszczyć własnych barier... wcale nim nie jest.

Shinso dopił ostatni łyk kawy i wyrzucił papierowy kubek do najbliższego śmietnika. Ciągle czując na sobie wzrok Shoto, zapytał w końcu:

– A tę gadkę to od kogo zabrałeś?

Ale on przecież znał odpowiedź.

– Od ciebie – odparł zwyczajnie Shoto.

***

To nie było tak dawno temu, jak by tego chciał. Wydawało się, że był wtedy zupełnie innym człowiekiem, pełnym zazdrości i niespełnionych ambicji... No, może wciąż taki był, lecz o wiele mniej.

Nawet sam Hitoshi musiał przyznać, że podczas Festiwalu Sportowego U.A. nie był najlepszym człowiekiem. Chociaż kto z quirk jego rodzaju by był? Co najwyżej sam All Might, ale nawet i jemu musiałoby być trudno rzucać w czyjąś stronę wszelkie wyzwiska, byleby zmusić go do odpowiedzi.

Moc, którą posiadał, było bardzo łatwa do przejrzenia, jeśli tylko ktoś miał choć trochę rozumu. Jej najgorszą wadą natomiast nie było to, że bardzo łatwo było się przed nią chronić, ale fakt, że do jej działania potrzebował drugiego człowieka. Inaczej była zupełnie bezużyteczna.

Czy nie mógłbym kontrolować przedmiotów zamiast ludzi?

Wtedy może nie byłby postrzegany jako ciągłe zagrożenie, ale prawdziwy materiał na bohatera. Kontrolowanie ludzi dawało mu naprawdę wiele niebezpiecznej władzy. Przedmioty lub chociażby zwierzęta nie byłyby równie potężne, ale zdecydowanie nie byłyby też gorsze.

Najważniejszą zasadą bohatera było to, że zawsze i wszędzie powinien on być w stanie ratować ludzi samodzielnie.

Jak Shinso miał sobie radzić, jeśli do wygranej dosłownie potrzebował złoczyńcy? Przedmioty zawsze były pod ręką, ludzie niekoniecznie. Szczególnie odpowiedni ludzie.

To dlatego tak ochoczo wziął udział w Festiwalu, natychmiast znajdując w nim swoją szansę. Każdy słyszał o rzekomych pogłoskach, że dobre pokazanie się na nim mogło skutkować przeniesieniem na inny kierunek. A tego Shinso pragnął jak nikt inny... no i może połowa jego klasy na kursie generalnym, która także chciała zostać w UA bohaterami.

Podczas gdy dla klas bohaterskich Festiwal był możliwością na znalezienie stażu, dla ekonomicznych znajomościami, a dla pomocniczych sponsorami, klasa C pragnęła jednego. To nie była walka o uwagę, to była walka o ich przyszłość.

Kiedy inne klasy ze sobą współpracowały, ogólniak natychmiast znalazł pośród siebie wrogów. Shinso nie lubili od samego początku. Czy to dlatego, że był arogancki?

Prawdopodobnie tak i właśnie dlatego wolał nawet nie pamiętać o swojej zawstydzająco zarozumiałej wersji sprzed kilku miesięcy.

– Nie zamierzam się z wami spoufalać – powiedział klasie pierwszego dnia.

A kiedy dowiedzieli się o Festiwalu, nie zastanawiał, mówiąc:

– Niedługo to ja będę się patrzył na was z góry.

Był to oczywisty przejaw jego niskiej samooceny, ale mimo to, wciąż próbował. Ci wszyscy ludzie mieli tak wspaniałe quirk... gdyby on miał jakikolwiek inny dar, z łatwością dostałby się do klasy A. Nawet jeśli byłby tym słabego sortu, typu zwykła dodatkowa kończyna lub coś skupionego na ofensywie, wystarczyłoby.

Niestety, na egzaminie praktycznym walczyli z robotami, więc nie miał absolutnie żadnych szans. Gdyby zmusił kogoś do zniszczenia jednej z maszyn, to ta osoba dostałaby punkty. Z kolei próba wykorzystania kogoś do pomocy w zniszczeniu robota była wtedy dla niego niemożliwa. Nie umiał jeszcze jednocześnie dobrze nad kimś panować i wykonywać skomplikowanych manewrów własnym ciałem.

Przed egzaminem mało kto był chętny na zostanie obiektem treningowym dla jego mocy, a nawet on czuł się źle na myśl o wykorzystywaniu kogoś wbrew jego woli. Oczywiście jeśli chodzi o cywilów; był gotowy na wykorzystanie kilku złoczyńców w przyszłości.

Festiwal Sportowy w jednej z lepszych szkół bohaterskich był czymś innym, o wiele ważniejszym, a w dodatku... tak mnóstwo tam było ludzi! Nikogo nie obchodził pochmurny chłopak z podkrążonymi oczami.

W trakcie wyścigu grał dość bezpiecznie, sporadycznie wykorzystując kogoś by się gdzieś przemieścić. Podczas prania komuś mózgu, raz był w stanie zmusić tę osobę to użycia indywidualności, raz zupełnie było to poza jego zasięgiem. Najczęściej moc zwyczajnie się wyłączała, a to też było przydatne. Zanim ktoś zobaczył twarz osoby, której odpowiadał, był już opętany i nie był w stanie zapamiętać Shinso.

Przechodząc do bitwy kawalerii wiedział, że nie może tak jawnie obnosić się ze swoim quirk. Z dumą stwierdził, że był jedną z niewielu osób, które nie będąc częścią kursu bohaterskiego, przeszły dalej. Patrząc na wygranego wyścigu – Bakugo Katsukiego – wiedział, że to on będzie jego sposobem na wygraną.

– Nazywasz się Ojiro, prawda? – odezwał się do chłopaka z 1-A, który wydawał się bezpiecznym strzałem. – Chcesz być w mojej drużynie?

– Wybacz stary, ale... – Jego oczy straciły blask i monotonnym krokiem podszedł do Shinso.

Wystarczyło zdobyć dwóch więcej i po chwili wiązał na swoim czole przepaskę z ilością punktów, jakie byli warci. Nie za wiele, by nie zwracał dużo uwagi. Chociaż był pewien, że wszyscy i tak skupią się na drużynie Bakugo.

Zanim spostrzegli, walka się skończyła. Shoto Todoroki w ostatniej chwili odebrał Bakugo przepaskę z milionem punktów, a cztery zespoły z największą ich ilością przechodziły dalej. Mimo gorzkiego smaku porażki, Shinso wiedział, że wciąż może się pokazać. Wciąż może wygrać, wciąż może być kimś.

Bitwa była niczym wobec wojny.

I nawet nie wiedząc kiedy, opętał go strach. Czuł na sobie spojrzenia osób ze swojej klasy, pełne obrzydzenia i niechęci. Przecież nie zrobił nic, by go polubili, a jednak...

Nie było już odwrotu. Po tym wszystkim co zrobił i powiedział, nie mógł tak po prostu przegrać i wrócić do nich jak nigdy nic. Dla niego bycie bohaterem oznaczało wszystko albo nic. Albo znajdzie się na profilu bohaterskim, a tam otrzyma odpowiedni trening, albo...

– PIERWSZA WALKA ODBĘDZIE SIĘ MIĘDZY SHINSO HITOSHIM A KYOKĄ JIROOOOO! DAJCIE IM WIELKIE BRAWA, MOŻE DZIĘKI NIM PORAŻKA NIE ZABOLI TAK BARDZO!!! – wrzasnął Present Mic, przerywając jego rozmyślania. Wszyscy, którzy brali udział w aktywnościach zabawiających widownię, przeszli do swoich szatni.

Na środku stadionu Shinso stanął z ciemnowłosa dziewczyną z drużyny Mei Hatsune z kursu pomocniczego. Kojarzył, na czym polega jej quirk i zdawał się wręcz stworzony do tego, by z nim konkurować.

– Jeśli myślisz, że wygrasz, to mylisz się – powiedział, kiedy skończono tłumaczyć im zasady. Kyoka drgnęła, jakby w ostatniej chwili hamując się przed odpowiedzią. – Twój dar nic mi nie...

Zanim mógł skończyć, pod jego stopami rozległo się głośne dudnienie. Słuchawki wystające z uszu Kyokii wpięte były w ziemię, a dźwięk, który słyszał... to było bicie serca, prawda?

Dudnienie stawało się coraz głośniejsze, coraz bardziej naruszało powierzchnię stadionu, lecz nie było to nic niebezpiecznego. Nakazując sobie spokój, Shinso powolnym krokiem szedł w stronę Jiro. Pod jej uważnym spojrzeniem zacisnął pięści.

A potem puścił się biegiem. Zaskoczona dziewczyna wzmocniła wibracje pod ziemią, ale nic to nie dało. Pozwoliło jedynie Shinso na szybsze przemieszczanie się, a kiedy już w końcu odłamki pola walki wyleciał w powietrze, wystarczyło ich uniknąć.

Postanowił uderzyć w punkt, który zawsze bolał.

– Naprawdę uważasz, że z takim darem możesz być bohaterem? Co mi zrobisz? Nie możesz wydusić z siebie słowa? – Ziemia poruszyła się mocniej, czym bliżej dziewczyny podchodził. Wiedział, że to nie chodziło o strach, a raczej czujność. Ktoś musiał ją ostrzec przed nim, ale wciąż nie miała pewności, na czym polega jego quirk. – Twoi rodzice muszą być tobą zawiedzeni. A przyjaciele...

Wystrzelił dłonią, by złapać za jej nadgarstek, ale ta szybko się cofnęła. Wyglądało na to, że celowo nie atakowała, choć mogłaby to zrobić. Czyżby przypatrywała się Shinso? Czy to było dla niej ważniejsze niż wygrana?

– No tak, przecież ty już jesteś na profilu bohaterskim – prychnął do siebie. – Dlaczego miałabyś się starać, skoro masz już wszystko, czego ci potrzeba?

Wbrew jego planom, właśnie to zadziałało. Dziewczyna zmarszczyła brwi.

– O co ci...!

Chwilę później Kyoka Jiro znieruchomiała, a Shinso dla pokazu wypchnął ją własnymi rękami. Dobrze było zachować choć trochę niepewności w jego kolejnych przeciwnikach.

Następne walki oglądał z uwagą, starając się wyłapać jakiekolwiek słabe punkty. Bakugo Katsuki z całą pewnością nie dopuszczał do siebie myśli przegranej, co robiło z niego niesamowicie łatwy cel. Tego człowieka nie trzeba było prowokować, bo cały czas chodził sprowokowany całym światem. Shinso tylko czekał aż spotkają się ze sobą w finale.

Kolejne walki przebiegały szybko i zupełnie tak, jak się tego spodziewał. Podziwiał niezłomność brązowowłosej dziewczyny z klasy pierwszej A, która mimo znaczącej przewagi Bakugo, zdołała go przechytrzyć i nie poddawała się do samego końca. Prawie poczuł żal, kiedy przegrała.

Wkrótce nadszedł czas, gdy to on ponownie został wezwany na pole walki, gotowy zrobić co trzeba. Był mistrzem w zmuszaniu ludzi do mówienia. W ranieniu ich.

Nie zmienisz swojego quirk.

Nie miał szans z Todorokim, jeśli ten od razu użyłby swojego lodu, więc zaczął od razu.

– Jak to jest, patrzeć na wszystkich z góry? – wypluł z siebie. – Czujesz się lepiej, wiedząc, że nie musisz dawać z siebie wszystkiego, bo i tak wygrasz? Wy z potężnymi indywidualnościami lubicie się nimi chwalić... Lubicie bawić się innymi, dając im nadzieję na wygraną. Kiedy oni nie mają szans. Powiedz mi, synu Endeavora, lubisz posiadać swoją potęgę?

Sam nie wiedział kiedy zaczął krążyć wokół pola walki, a Todoroki... on podążył jego krokami jak marionetką. Jego twarz niczego nie zdradzała. Niczego poza arogancją, mówiącą "Tak, czy masz z tym problem?".

Shinso poczuł jak jego oddech przyspiesza.

Oglądał jego pierwszą walkę. Widział znudzenie na poparzonej twarzy, kiedy jednym ruchem powalił przeciwnika. Nikt nie pamiętał nawet, kim był, bo Todoroki całkowicie go przyćmił. Swoim lodem.

Był pewien, że Todoroki miał też w zanadrzu moc ognia i że nigdy nie widział go, by jej użył. Kolejny przejaw arogancji rozpieszczonego dzieciaka, który od zawsze był najpotężniejszy.

– Czy którąkolwiek osoba, z którą walczyłeś... czy spojrzałeś na kogoś jak na prawdziwego przeciwnika? A może byli zwykłymi pionkami, które musiałeś wyeliminować? Nic nieznaczącym ścierwem, które nigdy do ciebie nie doskoczy?! – Zaśmiał się gorzko. – Twój wzrok jest zupełnie taki sam, jak twojego ojca. – Wiedział, że Endeavor gdzieś tam jest na trybunach. Pewnie zastanawiał się, czemu jego synalek wciąż nie zaatakował. – Chcesz potęgi, ale będziesz trzymał się swojej skromności. Ale wiesz co? Twój ojciec przynajmniej...

– Nie porównuj mnie do mojego ojca! – warknął Todoroki, rzucając w niego niewielką ścianę lodu, którą Shinso z łatwością uniknął. – Nic nie wiesz o mnie i o mojej rodzinie!

Mógłby go teraz złapać w swoją umiejętność i z łatwością wygrać. Na jego drodze był tylko Bakugo Katsuki, gość zbyt impulsywny, by być problemem. Tak blisko było do wygranej.

Tylko że dla Shinso nagle nie ważna była wygrana, tylko lata skrywanej złości, które właśnie dawały z siebie upust. Ten nieużywany przez Todorokiego ogień i niewzruszona postawa. Zdenerwował się dopiero na wzmiankę na ojcu. Naprawdę był aż tak zadufany w sobie?

Nie! O czym on w ogóle myślał?! Zbyt wiele poświęcił, by zaprzepaścić tę szansę! Jedna myśl wystarczyła i Todoroki stanął, zupełnie kontrolowany przez dar Shinso. Wyglądało to nienaturalnie, ale natychmiast rozkazał mu pobiec za linię.

Brakowało tylko kilka metrów. Jeszcze chwila i... Shinso nie przewidział, że Todoroki może poślizgnąć się na swoim własnym, pieprzonym lodzie. Lekki upadek wystarczył, by chłopak odzyskał przytomność, rozglądając się wokoło, zdziwiony. Publika coś krzyczała.

Na twarz Todorokiego wstąpiło zrozumienie. Ktoś musiał go ostrzec, a teraz miał pewność.

Cholerna siła przyjaźni 1-A.

– Twój ojciec przynajmniej zawsze daje z siebie wszystko – dokończył zimnym tonem. – Jest wybitnym bohaterem, bo nawet jeśli nie jest nieskazitelny, nigdy się nie wahał. Umie zniszczyć wszystko, by osiągnąć cel i... i...

Shoto dyszał ciężko. Po chwili wytworzył kolejny atak lodu, lecz znów za słaby, by coś znaczył.

– I to ty stoisz właśnie przede mną – mruknął cicho, oddychając szybciej. – Stoisz i nic nie robisz, zamiast wygrać. Czekasz, aż przyjdzie odpowiedni czas na to, by mnie zniszczyć! Nie walczę z nikim ważnym, a i tak przyjdzie mi przegrać. Dlaczego mam przegrać z kimś, kto nie zasługuje na bycie bohaterem!? Co jest z tobą nie tak, że nie umiesz nawet spojrzeć na przeciwnika i uznać go za równego sobie, co!?

Wściekłość na twarzy Todorokiego zmieniła się w determinację. Nic nie powiedział. Boże, stracił jedyną szansę na wygraną, czyż nie? Był żałosny.

– No już, wygraj ze mną! Na co jeszcze czekasz?! – Shinso zatrzymał się w miejscu, tracąc nad sobą kontrolę. – Skoro i tak ktoś taki jak ty, zajmuje moje miejsce!

Zdało się, że na stadionie zapadła kompletna cisza, przerywana jedynie przez jego ciężki oddech. Już nie obchodziła go wygrana. W tym stanie i tak nie było już sensu, by próbował coś wyciągnąć z tego chłopaka. Nie chciał wygrać, jeśli oznaczałoby to współpracowanie z kimś takim.

Kimś, kto był tak bardzo do niego podobny, a zarazem zupełnie inny. Nie byli potężni w ten sam sposób.

Pozwoli Todorokiemu się zaatakować, pozowli mu wygrać. Może stanie przynajmniej na podium, może nie... Zapewne zostanie na swoim kierunku, skończy UA... i co wtedy? Jaki bohater wziąłby go na staż, bez ukończonego kursu bohaterskiego? Jaka agencja by go przyjęła?

Nie raz stykał się z tym, że nawet dzieci z najpotężniejszymi darami bały się go. Nie odpowiadały mu, nawet gdy chciał się tylko pobawić. A kiedy pro herosi nadciągali zdarzało się, że dzieciaki ostrzegały ich przed Shinso.

Shoto usilnie milczał, a Hitoshi zanim spostrzegł, poczuł pojedynczą łzę złości spływającą po jego policzku. Cała szkoła zobaczy go w takim stanie. Pewnie będą się śmiać i bardziej go odtrącą.

I co z tego? Przyzwyczaił się.

– Mam nadzieję, że przegrasz z tym nadpobudliwym gościem – wykrztusił z siebie, czekając na atak. – I że nigdy nie spełnisz swojego marzenia.

– Dlaczego? – szepnął cicho Todoroki, ale Shinso to usłyszał.

– Bo on przynajmniej na to zasługuje.

Miał już dość, a skoro syn Endeavora nie zamierzał atakować, to Shinso sam pomoże mu w wygranej. Przynajmniej częściowo honorowej. Kiedy miał już stanąć na krawędzi pola, zatrzymała go nagła ściana lodu.

– Nie – usłyszał za sobą. – Dlaczego mi to mówisz, skoro sam nie dałeś z siebie wszystkiego, by wygrać?

Przewracając oczami, Shinso spojrzał mu prosto w oczy i złapał go w swoje sidła. Tylko na chwilę, by go przestraszyć. Każdy był zdezorientowany, gdy tracił nad sobą panowanie, a później budził się, nieświadomy tego co robił chwilę wcześniej. Gdyby teraz użył Todorokiego do wygranej czułby się chyba jeszcze żałośniej. Chciał uciec sprzed oczu całego świata zanim się zorientują.

Tak, był słaby. Nie zasługiwał na miejsce, o którym marzył od początku, a nawet gość, który używał tylko pół swojej mocy, był od niego silniejszy.

Wszelkie pragnienie szlachetności i heroizmu, które często porzucał ze względu na swój dar, teraz się w nim zbudziło. Nigdy nie chciał walczyć w ten sposób; nikt go nigdy nie zrozumie. Ktoś taki jak on nie był w stanie wspiąć się w górę bohaterskiego rankingu, chociaż zawsze tego pragnął.

Musiał grać nieczysto, żeby wygrać. Nie chciał tego. Boże, tak łatwo byłoby żyć, gdyby dostał super siłę i zwyczajnie...

– Tylko tyle? To jest twoje wszystko? – Todoroki zwęził powieki.

– To zawsze więcej, niż używanie jedynie połowy swojej mocy – warknął. – Wolę przegrać na własnych warunkach niż z kimś takim jak ty.

Bez chwili zwłoki ominął lód, znajdując wnet wolny fragment pola. Tak naprawdę mógłby zwyczajnie podnieść rękę i ogłosić swoją przegraną, ale... jego chęć wygranej nie zgasła jeszcze na tyle, by tak postąpić. Część jego była ciekawa, co zrobi Todoroki.

Kolejna ściana lodu zastąpiła mu drogę. Kiedy przeszedł obok niej, Todoroki zrobił kolejną i kolejną i kolejną, aż w końcu na arenie byli tylko oni, otoczeni przez lodowy kokon, odgrodzeni od reszty stadionu.

– To, jak używam swojej mocy, jest tylko moją sprawą.

Shinso nie powstrzymał nagłego napadu histerycznego śmiechu.

– Nie, jeśli to za jej pomocą masz zamiar ratować ludzi! Co jest z tobą nie tak?! Do czego ty w ogóle dążysz w tej swojej... durnej bańce samouwielbienia? Kim ty jesteś, by w ten sposób...

Nie był w stanie powiedzieć więcej w obawie, że opuszczą go wszelkie opory. Po chwili ciszy Todoroki powiedział prawie niesłyszalnie:

– Chcę być bohaterem, na którego każdy będzie mógł liczyć. A ty?

Cierpki smak spłynął wzdłuż gardła Shinso, osadzając się ciężko na jego klatce piersiowej. Nie, nie, nie...

– Lepszy jest ktoś kto walczy, niż ten, kto poddał się na samym początku – dodał.

Mylił się! Przecież Shinso nie poddał się. Pracował na to tak długo, tak ciężko, tak bardzo, że... Z kolejnym wdechem poczuł jak jego mięśnie wiotczeją, a umysł wbrew sobie przyznaje Todorokiemu rację.

Nie miało znaczenia, ile na to walczył. Przegrywał. Sam właśnie poddał się, zanim walka rozpoczęła się na dobre. Był hipokrytą, którego delikatne ego kruszyło się przy najmniejszym niepowodzeniu.

Oboje byli.

– Pozwól mi wyjść – wykrztusił przez zaciśnięte zęby.

Dlaczego?

– Bo to niesprawiedliwe, gdybym nie dając z siebie wszystkiego teraz z tobą wygrał – westchnął. – Nawet jeśli ty też... Każdy bohater, który nie jest w stanie poświęcić się i zniszczyć własnych barier... wcale nim nie jest. – Najwyraźniej i on nim nie był. – Oboje marnujemy swój czas.

Wstał ociężały, ale nie tak zmęczony jak powinien być po walce o swoje życie i marzenia. Smak porażki w przegranej ze samym sobą rozprzestrzenił się po jego ciele jak trucizną. Stanął przed lodową ścianą, czekając.

– Poczekaj. – Głos dochodził jak z oddali. Miał go dość. – Na czym polega twój dar?

Nie było sensu bawić się w kłamstwa czy inne bzdety.

– Jeśli mi odpowiesz, mogę przejąć kontrolę nad twoim ciałem i kazać zrobić, co tylko zechcę.

– Moja to...

– Lód i ogień. Wiem. – Spojrzał przez ramię na Todorokiego, niecierpliwy. – Pozwól mi wyjść i się poddać.

– Zawalczmy jak równy z równym, bez naszych indywidualności – zaproponował zdeterminowanym tonem Todoroki. – Przekonajmy się, kto jest lepszy.

Shinso zamrugał, nie wierząc własnym uszom. Co prawda naprawdę wiele poświęcał na trening swojego ciała, w końcu bohaterstwo nie polegało jedynie na używaniu swojego quirk, a swego czasu miał lekcje karate, ale... jak wiele Shoto Todoroki był w stanie zrobić w bezpośredniej walce? Jego indywidualności była idealna na długie dystanse, a bohaterzy z tego typu darami mieli tendencję do zaniedbywania walki na krótki dystans.

Jeśli Todoroki był jedną z tych osób, Shinso miał szansę na wygraną. Sprawiedliwą wygraną, która nie satysfakcjonowała go aż tak jak wygrana z quirk, ale w takim pojedynku miał przynajmniej szansę.

Skinął powoli głową, zauważając, że w międzyczasie cała jego złość wyparowała. Ponowny atak lodu zwalił ściany, chociaż ogień pewnie byłby lepszym rozwiązaniem.

Machinalnie stanęli jak na samym początku walki – po dwóch stronach areny, gotowi do ataku. Spojrzeli na siebie porozumiewawczo. Krzyk Present Mica rozlegał się na całym boisku.

– CZYŻBY SZYKOWALI SIĘ DO POTYCZKI!? CO ROBILI WEWNĄTRZ LODOWEJ ZBROI, CHYBA NIGDY SIĘ NIE DOWIEMY, SZCZEGÓLNIE JEŚLI OBOJE ZGINĄ! LECZ PRZECIEŻ TROCHĘ BÓLU IM NIE ZASZKODZI. ZOBACZMY CO...

Skinęli głową w jednym momencie i oboje pobiegli sobie naprzeciw.

Pierwszy zaatakował Shinso, może zbyt pochopnie. Jego pięść poleciała w stronę ramienia Shoto, który szybko odparował atak. Złapał pięść przeciwnika i wykręcił ją, przewracając go na plecy.

Korzystając z okazji, Shinso przeturlał się po ziemi, zaciskając ramiona na szyi Todorokiego. Zanim mógł zareagować, został jednak zrzucony w bok. Ledwo zdołał wstać na nogi, a Shoto naparł na niego ramieniem, sprawdzając ich wzajemną siłę. Został uderzony w bok. Zacisnął zęby, wzmacniając uścisk.

Przez chwilę tak się siłowali, aż w końcu Shinso silnym ruchem uderzył piętą w stopę Shoto. Błyskawicznie obrócił go tyłem do siebie, łącząc ze sobą nadgarstki i unosząc w górę. Nie zrobił tego jednak wystarczająco mocno, bo Todoroki bez problemu wyplątał się z uścisku.

Tak wyglądało kolejne kilkanaście minut ich walki. Shinso atakował, Todoroki uchyla się przed nim. Po samym sparingu ciężko było dostrzec, kto jest lepszy, ale Shinsi szybko zauważył spadek prędkości Todorokiego. Nie miało znaczenia, kto lepiej walczy, tylko kto dłużej wytrzyma.

Shinso brakowało już oddechu, ale to Shoto powoli przesuwał się w stronę linii.

Uderzył nogą w kolano Todorokiego, a ten się zachwiał. Łapiąc jego nadgarstki, Shinso bez wahania rzucił go na ziemię, rękami przyszpilając tułów, a jedną nogą przyciskając jego uda. Zostali przez chwilę w tej pozycji, korzystając z okazji na złapanie głębszego oddechu.

Napinając wszystkie mięśnie, Todoroki spróbował się unieść. Bezskutecznie. Sam ciężar ciała Shinso wystarczył, by go przyblokować i pierwszy raz od bardzo dawna Shoto Todoroki poczuł panikę.

Długo po walce, Shoto powiedział mu, że nic nie znaczyła dla niego ta wygraną, ponieważ, jak wcześniej trafnie stwierdził Shinso, mało kto się na tym Festiwalu z nim równał. Specjalnie na złość ojcu nie używał swoich płomieni, ale przegrana... zaakceptowałby ją, gdyby była jego własną wolą. W taki sposób przegrać...

Nie panował nad sobą, kiedy połowę jego ciała zaczął obrastać szron. Shinso poczuł kłucie na nadgarstku, ale nie wystarczające, by miał przestać. Gdzieś w tle słyszał krzyk Present Mica, kiedy jego dłoń coraz bardziej zamarzała, a mimo to ani drgnął.

Nie był zły, że Todoroki złamał zasady ich walki i użył daru. Ostatecznie to wygrana się liczyła, nie ważne czy sprawiedliwa, czy nie. Gdyby to miało jakikolwiek sens, też złamałby zasady. Szczególnie, gdy w niewzruszonych oczach zobaczył coś, co mówiło mu, że chłopak naprawdę chce wygrać.

W końcu jakaś szczera emocja.

Nie, nie czuł złości. Wręcz przyłapał się na tym, że w pewnym momencie, kiedy mróz na dłoni zdawał się już tak nie boleć, spojrzał na Todorokiego wyzywająco.

– Tylko tyle? – wymamrotał. – Pokaż mi swoje wszystko. Pokaż, że nie jesteś w tej szkole na darmo.

Jak na zawołanie, coś w oczach Shoto zapłonęło, a wraz z nimi jego lewa część. Lekki płomień wystarczył, by Shinso odruchowo zabrał rękę, czując diabelne pieczenie.

Przez swoją nieostrożność stracił równowagę, co Shoto natychmiast wykorzystał, spychając go z siebie. Już był gotowy wstać, zebrać z siebie resztki sił. Już planował kolejny ruch i kontratak. Już zaczynał się ekscytować – coś, co nigdy mu się nie zdarzało.

Wtedy doszedł do niego krzyk Present Mica.

– HITOSHI SHINSO POZA POLEM. TODOROKI WYGRYWA KOLEJNĄ RUNDĘ. TO DOPIERO BYŁA WALKA, CO? CO TAM SIĘ STAŁO, DZIECIAKI?! SYN ENDEAVORA TO JEDNAK NIE PRZELEWKI, ALE SHINSO TEŻ SIĘ POKAZAŁ. NASTĘPNA RUNDA...

Spojrzał na swoją dłoń, którą nieumyślnie przekroczył arenę. To nic nie znaczyło, prawda? Już pogodził się z przegraną, a i tak poczuł smutek.

Podniósł się na nogi, zerkając na Todorokiego i wciągnął szybko powietrze. Chwilę później szedł swój pierwszy raz do Recovery Girl, o swoich własnych siłach.

Shoto Todoroki został przyniesiony na noszach, bo nie był w stanie ustać na nogach. Jego prawa połowa płonęła nawet wtedy, gdy był nieprzytomny.



W jakiś sposób doszłam od draftu, gdzie przyjaźń ShinTodo została potraktowana dośc mocno po macoszemu, do pisania zbyt długiego wyjaśnienia ich znajomości, a Shinso nazywa nawet Todo uroczym XDDDD Za jakieś... pięć rozdziałów bardziej poruszę w końcu sprawę Shindeku. Ta historia wydawała mi sie krótka, ale z moim bezsensownym overwritingiem wróżę, że to będzie dosyć długa przeprawa


Rozdział w któym Shinso ma existential crisis and bold of you to asssume, że w kolejnych rozdziałach będzie mu przyjemniej


W mediach just some nostalgic shit

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top