☆○ Odkąd tylko pamiętam ○☆

⊱ ────── {⋅. ✯ .⋅} ────── ⊰

Przez długą chwilę nic nie słyszał.

Kompletnie nic.

Tylko ciemność.

Nie wiedział nawet, czy nadal żyje. Był w kompletnej pustce.

Co było wcześniej?

Chciał sobie przypomnieć, ale nie potrafił.

- Link...

Ktoś wołał do niego. Ale kto?

- Link...!

Kojarzył ten głos. Tylko skąd?

- Link, proszę...!

Czyżby śnił?

Czy już dawno był martwy, a to tylko odległe wspomnienie?Nie potrafił na nie odpowiedzieć.

- Link, nie możesz mnie zostawić! Nie po tym, co zrobiłeś dla Hyrule... Dla mnie...

Przed nim pojawił się płomień, w kolorze morza, jaki widział... Właśnie, gdzie widział morze? 

Kształt tego czegoś było malutkie, jednakże z każdą sekundą powiększał się, przybliżał. Wyczuł swój własny ruch. Najwyraźniej był tak zdesperowany, że mógł dotknąć nieznanemu mu światła, jednakże miał mały problem; jak poruszać się w totalnej ciemności? Nie była to woda, nic z tych rzeczy. Szybował w nicości.

Lecz dostrzegł, że światło samo kieruje się do niego. Nie wiedział, czy cieszyć się czy nie. Z jednej strony to jakaś nadzieja, różne od ciemności, jednakże mogła to być pułapka.

Czekał, nie odrywając wzroku od ognika. Ten zaczął się przekształcać w jakąś istotę. Dostrzegł kobiece kształty oraz płetwy. Wiedział, kto to. Czuł to, lecz nie pamiętał jeszcze imienia. Osoba ta objęła jego twarz swymi delikatnymi dłońmi. Poczuł energię przepływającą z policzków w dół, do reszty partii ciała. Poczuł się o wiele lepiej, jakby siły zaczęły mu wracać. Czyżby był ranny? Co wcześniej robił?

- Link... Poczekaj chwilkę...

Ujrzał nareszcie twarz wybawicielki. Jej oczy zamigotały, pomimo bycia duchem. Teraz sobie przypomniał; to ona była przy nim, leczyła zawsze jego rany podczas snu po walkach. Pomagała mu zawsze. Nawet nie zdawał sobie czasami sprawy jej obecności.

- Mipha... - wychrypiał niewyraźnie. Chciał unieść dłoń, aby jakkolwiek dotknąć Księżniczkę z Zora, lecz nie potrafił. Nadal nie wróciły mu do końca siły. Mipha położyła mu dłoń na torsie, uśmiechając się ciepło. Dała mu znak, aby się nie ruszał.

- Odpoczywaj.

Tylko tyle mu szepnęła. Nic więcej, a to starczyło Hylianowi do zrozumienia, aby się jej posłuchał.

- Kopę lat, Niziołku!

Usłyszał ciężkie kroki za sobą. Ktoś pochylił się ku Rycerzowi, zasłaniając mu widok na Miphę. 

Była to duża, kamienna, ale i urocza "kulka". Kojarzył również i niego. To on osłaniał blondyna, ochraniał swoją tarczą, kiedy miał poważne problemy podczas potyczek z wrogami albo w najmniej nieoczekiwanych momentach.

Goron wyszczerzył do niego zęby, a następnie bardzo ostrożnie poklepał niższego od siebie po głowie. Najwyraźniej teraz trochę się obawiał, że mógłby zrobić mu krzywdę swoją ogromną dłonią. Być może Champion Hyrule był w bardzo złym stanie, przez co zmarszczył brwi, robiąc tą swoją klasyczną minę. Albo właśnie w ogóle nie zrobił. Daruk zaśmiał się głośno, widząc twarz przyjaciela.

- A więc jeszcze żyjesz... No kto by pomyślał.

Łopot skrzydeł uniósł się wśród nicości. Blondyn poczuł delikatny podmuch wiatru, przez co trochę się zdziwił. Po jego lewej ktoś stanął. Champion z Rito posłał chłopakowi pogardzające spojrzenie, jednakże kąciki dzioba uniosły się w górę.

Revali, jedyna osoba, z którą Rycerz nie potrafił się dogadać. Jednak to on, wybitny łucznik, dawał mu wiatr, kiedy wspinał się po ośnieżonych górach Hyrule lub musiał odpychać potwory czymś innym niż mieczem albo tarczą. Czasami Hylianowi wydawało się, jakby dzięki Revaliemu miał władzę nad wiatrem.

- Co wy go tutaj trzymacie? Niech idzie już do Zeldy. Nie chcę wiedzieć, co nasza Księżniczka musi teraz przeżywać.

Stuk obcasów odbijał się echem (co dla niego było dosyć dziwne). Pewna wysoka, muskularna, ale jednocześnie piękna kobieta minęła Championów, stając koło starego przyjaciela. Uśmiechnęła się zadziornie, opierając ręce na piersiach.

Blondyn wyczuł pewien zapach; zaskoczyło go to trochę, gdyż nigdzie nie było czegokolwiek, co mogło dawać tą woń - jakakolwiek dziura do powietrza, nic. A jednak wiedział, co to za aromat; małą spalenizną po uderzeniu błyskawicy, które podczas jednego pstryknięcia palcem powalały przeciwników. Taką moc dała mu wtedy Urbosa.

- Jego rany zostały wyleczone.

Mipha wstała, robiąc po chwili krok w tył. Z jej twarzy nie schodził uśmiech, kiedy patrzyła na Hylianina. Tak bardzo chciała go przytulić...

- Czyli można go tu wreszcie zostawić?

- Revali, bądź w końcu mniej wredny!

- Że co proszę?

Revali nastroszył pióra, a Daruk zarechotał głośno, kiedy tylko ujrzał minę łucznika z Rito.

- Chłopcy, spokój już.

Wojowniczka Gerudo spojrzała na niebieskookiego. Przez jej wzrok przelewała się pewność siebie, a ta docierała do Rycerza automatycznie. Wiedział, co ta mu chciała przekazać, kiedy tylko machnęła głową, a jej kolczyki brzdęknęły cicho.

- Na nas już czas, Link. Zaopiekuj się znów Zeldą.

Urbosa zamigotała jaśniejszym światłem, a za nią pozostała trójka.

- Trzymaj się, Niziołku!

- Nie zgiń tak szybko. Nie mam ochoty widzieć cię tak szybko po drugiej stronie razem z nami.

- Uważaj na siebie, Link...

Każdy z jego starych przyjaciół zaczął bardziej błyszczeć, aby po chwili znów stać się bezkształtnymi ognikami, unosząc się w górę. Hylianin myślał, że znów zostanie sam w tej ciemności, jednakże oni niespodziewanie zawrócili; z dużą prędkością zostali wchłonieni przez 

Rycerza. Ten nie czuł żadnego bólu, oprócz przybywającej mu siły. Dodatkowo wiedział, że oni są koło niego. Wyczuwał ich obecność.

- Link, błagam, nie zostawiaj mnie samej! Nie chcę... Nie chcę...

Głos Księżniczki Zeldy był pełen gorzkiego smutku; łamał się on z każdym nadchodzącym płaczem.

Zacisnął pięść.

Nie mógł sobie na to pozwolić, aby jego Księżniczka cierpiała przez niego.

Uniósł dłoń, jakby chciał się wydostać się z tego oceanu nicości. Ktoś popychał go do przodu, a on wiedział z każdą sekundą, kto to. Oraz to, że przed nim jest wyjście. Powrót do domu, Zeldy.

"Jestem Link. Bohater Hyrule. Jestem na każde twe zawołanie, Moja Pani".

Z tą myślą wydostał się z czeluści otchłani.

★ ☆ ★

Zelda obejmowała drżącymi ramionami ciało swojego Rycerza. Łkała cicho, kiedy patrzyła na jego uśpioną twarz. Po jej policzkach spływały łzy. Nie mogła uwierzyć, że Link już nigdy się nie obudzi.

Kiedy tylko magia Ganona rozproszyła się, ta zaczęła szukać ostatniego z Championów. Serce Księżniczki pękło na pół, widząc jego nieruszające się ciało pośród resztek ciał bokoblinów. 

Chciała mu pomóc, starała się wykrzesać resztki swej magii, jednakże na próżno; musiała się zregenerować, gdyż wszystko zużyło się podczas bitwy z Ganondorfem.

Przeklinała w duchu swą słabość. Jak mogła siebie nazywać Księżniczką Hyrule, skoro nie potrafiła uratować jednego ze swoich tuż po walce? Było jej strasznie wstyd, że zachowuje się tak, jak te trzysta lat temu; tylko płacze i nic nie może zrobić.

Schyliła głowę, ukrywając twarz w jego zniszczonej, jak i zarazem pięknej tunice. Wzięła wdech, drżąc na całym ciele.

- Link... Link... - zacisnęła dłonie na ubraniach Hylianina, a łzy blondwłosej znikały w materiale tuniki. - Przepraszam, że nie zdołałam ci pomóc... Przepraszam za moje zachowanie te trzysta lat temu, ponieważ na pewno za nie przeprosiłam... - umilkła na chwilę, uspokajając się troszkę. 

- Chciałabym, abyś wrócił... Przytulił mnie lub pogłaskał po włosach... - ciało dziewczyny drgnęło ponownie, przygotowując się do kolejnego wybuchu płaczu.

Coś lub ktoś położył dłoń na jej plecach. Wstrzymała oddech. Nie ruszała się przez chwilę, dopóki pewna osoba nie pogładziła ciała dziewczyny. Uniosła się troszkę, przenosząc swoje zielone oczy na twarz Linka. Żył. Spoglądał na nią, uśmiechają się słabo.

- Księżniczko... Przepraszam, że musiałem na chwilę opuścić gardę... - wyszeptał ledwie słyszalnie, biorąc wdech. Zelda nie czekała długo; rzuciła się na Rycerza, przytulając do siebie. Teraz płakała ze szczęścia; że ma go przy sobie. Champion objął ją, przyciągając do siebie. Cieszyli się, że mieli znów siebie.

Mogli ponownie być razem.

Hyrule było wolne. Trzeba teraz tylko je odbudować. Proste.

Tak właśnie tej chwili pomyśleli. Skoro pokonali Ganona, to zapanowanie nad porządkiem nie będzie takie trudne. W końcu Link nawiązał tyle znajomości, że to im starczy.

Jednakże, kiedy przez ostatnie miesiące przemierzali krainy, Zelda przeczuwała, że coś jest nie w porządku. Wiedziała, że pomimo zniknięcia Ganona, ten mógł powrócić. Zawsze ten znajdował na to sposób i wszystkie wydarzenia mogły się powtórzyć.

Pokiwała przecząco głową.

Spojrzała ku czystemu, jasnemu niebu.

Jazda konna podczas lata z jej ukochanym była jedną z najlepszych rzeczy, które mogli robić.

- Zelda. - do uszu Księżniczki dotarł ciepły głos Hylianina. Spoglądał na nią, czekając aż ta podjedzie do niego. Uśmiechnęła się do niego, a on odwzajemnił to.

Galopem minęli most, kierując się ścieżką prowadzącą do Kakariko Village.

Jak na razie mogła odpuścić swoje zmartwienia.

Niech cieszą się wolnością oraz sobą.

Zasłużyli sobie na to.

⊱ ────── {⋅. ✯ .⋅} ────── ⊰

Ilość słów: 1368

Tak to jest, gdy chcesz napisać z coś, za czym trochę tęsknisz, ale nie masz pomysłu i wychodzi takie ścierwo. Myślałam, że będzie lepiej. Ale mogę tak trochę obiecać, że następny shot będzie lepszy.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top