*☆ Come back home, My Prince ☆* #3
During the attack on the capital - part one
⊱ ────── {⋅. ✯ .⋅} ────── ⊰
"Jak wrogowi udało się przedostać do stolicy?" przez umysł Cairel to pytanie przebywało cały czas, kiedy skakała po dachach. Musiała szybko znaleźć chociaż jedno skupisko wroga oraz pozbyć się go. Miasto płonęło w kilku punktach, więc ta musiała dostać się do najbliższego z nich.
To wszystko działo się zbyt szybko - siedziała sobie spokojnie na dachu jednej z wieży ratusza, zapisując nowe rzeczy do dziennika, aż nieoczekiwanie usłyszała wybuchy, a potem krzyki ludzi. jej uszy zadrżały, wychwytując coraz więcej dźwięków. Zaklęła cicho pod nosem, skacząc z dachu, po drodze zakładając kaptur oraz ciemną maskę, zasłaniającą tylko pół twarzy. Dzisiaj jej przeczucie mówiło, aby przygotowała się inaczej, jakby szła na misję.
I to przeczucie ją nie zawiodło.
Gdy opadła na bruk, ruszyła pędem przez ulicę. Wokół niej coraz więcej było dymu oraz ognia, jednak mieszkańcy za pomocą swej magii starali się zrobić cokolwiek, aby żywioł nie dotarł dalej. Dopóki Rycerze nie przybędą, byli zdani na siebie.
Białowłosa przeskoczyła przez przewrócony wóz. Uniosła dłoń, zdejmując przepaskę na jej prawe oko. Te błysnęło i z niewyobrażalną szybkością zaczęło analizować otoczenie. Skręciła w prawo, w pewną uliczkę, tym samym po drodze "wchodząc" chwilowo do umysłów mieszkańców. Dzięki ich wspomnieniom sprzed chwili mogła mniej więcej zlokalizować, jak daleko jej zostało do wroga. Niespodziewanie usłyszała pewien dobrze znany jej głos z niedaleka...
"Asta!" uśmiechnęła się w duchu, wskakując na ścianę. Dzięki swej mocy, którą mogła przekierować na powierzchnię swego ciała, była chroniona jak i również miała możliwość wspinania się na dane miejsce, gdzie zwykła osoba miałaby z tym problem. Odbijając się od muru, skierowała się na drugi dom. Złapała zakrytymi rękawiczką palcami wnęki wśród cegieł, dzięki czemu zobaczyła, że Asta już walczy z wrogiem.
"Ruszył sam? Bez żadnej pomocy?" długowieczna przeniosła się na pewną belkę. Wszędzie unosił się dym, a ogień pożerał wszystko dookoła. Jej wzrok złapał pewną małą dziewczynkę, która była chroniona przez chłopaka. Przeczuwała, że ten mógł zrobić w ochronie tej młodej dosłownie wszystko. Zanim tajemniczy mężczyzna rzucił kolejne zaklęcie w stronę zielonookiego, kobieta zeskoczyła, po drodze zmieniając się we wronę. Będąc tuż za dzieckiem, stała się znów człowiekiem i złapała ją. Ta pisnęła ze strachu jednak, gdy zrozumiała, iż nagle znalazła się na boku, dalej od walki, uspokoiła się.
- HEJ, ZOSTAW- - Asta już chciał zaatakować nieznajomą mu osobę, jednak zauważył, że ta dała mu znak, żeby był spokojny. Niestety stracił czujność, przez co gdy wróg zaatakował go ponownie jednym z jego marionetek, oberwał tylko w ramię, jednak porządnie go odrzuciło. W ostatniej chwili osoba ta od tyłu i podtrzymała go, żeby nie poleciał na ścianę.
"Co za szybkość! Nigdy takiej nie widziałem! Świetna jest!" oczy Asty zamigotały, gdy ukradkiem zerknął na twarz... Kobiety. Nie wiedząc czemu, ale zmiękł widząc jej prawe oko - było niczym fioletowa galaktyka, niczym gwiazdy. Źrenica była ledwie widoczna, w kształcie spirali.
Cairel, czując na sobie wzrok chłopaka, puściła go, tym samym wskakując znów na ścianę oraz łapiąc się parapetu. Nie chciała walczyć za Astę - znała go. Przeczuwała, że ten chce sam go jak na razie dobić. Dlatego postanowiła, że będzie starać się złapać kontakt wzrokowy z agresorem, skoro używa marionetek do walki.
- Ja jestem twym przeciwnikiem! - krzyknął Rades, chichocząc głośno oraz wydając kolejny rozkaz swojej lalce. Chciał bardziej skupić się na tym Rycerzyku, a dopóki tamta osoba mu nie przeszkadzała, mógł się przekonać, jak bardzo silny jest jeden z Czarnych Byków.
Asta ponownie zamachnął się mieczem, gdy strumień magii tego szaleńca znów ruszył w jego stronę. Z łatwością odbił atak, z okrzykiem szarżując na wroga. Uniknął wrogiej magii, dzięki przecięciu jej. Rades zamrugał powiekami.
"Co to za magia?" Rades wydał kolejny rozkaz swojej "zabawce". tym samym rozglądając się wokoło, czy aby miał jakiekolwiek szanse na szybkie zwycięstwo. Jednakże nie sądził, że wpadnie w sidła pewnej nieznajomej - popatrzył przypadkiem prosto w oczy Cairel.
"Nie ruszaj się" ta weszła mu do umysłu, na chwilę manipulując nim. Był dosyć silny jak na głupiego agresora, który zaatakował stolicę samotnie.
Raides starał się poruszać czymkolwiek, jednak tylko przez dłuższą chwilę dostawał drgawek. Klął pod nosem na kobietę i postanowił jakoś się jej pozbyć jako pierwszą.
Asta zauważył dziwne zachowanie wroga - dlatego postanowił wykorzystać nieuwagę mężczyzny. Najpierw odepchnął marionetkę, aby ta nie wchodziła mu w drogę, a następnie ruszył na przeciwnika. Będąc blisko niego, jednym susem powalił go - mężczyznę odrzuciło aż pod inną kamienicę. Zielonooki miał nadzieję, że atak na chwilę zatrzyma nieprzyjaciela z powodu tego, iż trochę gruzu runęło na jego ciało.
Nie czekając na nic, chłopak z okrzykiem wrócił do walki z jedną z "zabawek" tego wariata.Cairel zamrugała powiekami, chcąc uspokoić swoją magię. Patrząc na siłę odrzutu, tamten mężczyzna powinien być nieprzytomny oraz niezdolny do walki. Postanowiła natomiast nie mieszać się w pojedynek Asty - wiedziała, że ten woli wszystko sam robić.
Nagle jej uszy drgnęły. Spięła się, a wzrok kobiety skierował się na zniszczony kawałek kamienicy, gdzie leży mężczyzna. A raczej leżał.
- ASTA! - białowłosa podniosła się, z chęcią zeskoczenia z dachu, jednak było już za późno; Rycerz Czarnych Byków, dobijając potwora, nie zdążył odbić zaklęcia na czas, więc tylko osłonił się mieczem - jednakże siła była zbyt mocna, przez co teraz ten poleciał w stronę kamiennej ściany i zniknął wśród pyłu. Niestety zmartwienie nad nim zdezorientowało ją, przez co nie zauważyła kolejnego pocisku magii, wystrzelony w jej stronę.
Nawet nie krzyknęła, kiedy oberwała - po prostu spadła z dachu, a przy zderzeniu z brukiem długowiecznej na chwilę zabrakło oddechu. Skrzywiła się dosyć mocno czując, iż znowu ma złamane żebro; dosłownie chyba w tym samym miejscu, co dwa miesiące wcześniej. Słyszała jak na razie śmiech nieprzyjaciela - mówił, aby go nie doceniali lub coś w tym stylu. Nie słuchała go, a żeby nie tracić czasu, starała się dźwignąć na nogi. Pomimo mroczków przed oczami dostrzegła, że Asta próbuje się podnieść z gruzu, opierając o jeden z mieczy. Najwyraźniej uszkodził sobie nogę, gdyż cały czas stał ledwie na swojej lewej.
Starając się nie chwiać, podbiegła do niego, dociskając maskę do twarzy oraz chowając jedyne kosmyki włosów pod kaptur.
- Trzymasz się? - spytała zachrypniętym głosem, skupiając oczy na przeciwniku. Została jedna lalka, największa i najgorsza.
- Bywało gorzej... - mruknął, zaciskając po chwili zęby, kiedy oparł się o swoją skręconą kończynę. Przeklinał w duchu swoją słabość oraz nieuważanie podczas walki.
Kolejne pociski ruszyły w ich stronę. Cairel złapała ramię chłopaka. Ich ciała pokryły się ochronną warstwą niebieskiej magii. Kobieta wyjęła jedną dłonią sztylety oraz troszkę przybliżyła je do swych warg.
- Skupcie się. - mruknęła ledwie słyszalnie do nich i rzuciła nimi, jakby to były zwykłe strzałki do gry. Zmrużyła oczy, kiedy te zaczęły dziurawić marionetkę; skręcały, zahaczały koła, jakby same latały. Asta natomiast oczarowany obserwował to, co się działo przed nimi. Nigdy nie widział takiej magii, a sama nieznajoma nie używała grimmoire. Może go nie miała? Jednakże to byłoby i tak dziwne. Postanowił w duchu wypytać nieznajomą o wszystko.
Nieoczekiwanie pokiwał głowę, wybudzając się z chwilowego transu, a gdy tylko jakiś osobny strumień magii chciał zaatakować ich od boku, ciął go mieczem. Kobieta najwyraźniej była skupiona na broni, jakby niby nimi kierowała.
Po małym starciu białowłosa dostrzegła, jak Jonas został odepchnięty przez siłę potwora oraz leci z dużą szybkością w jej stronę. Uniosła dłoń, z chęcią złapania go. Zrobiła to, lecz zbyt mocno się odchyliła, skutkiem czego był kolejny chrzęst w jej żebrze. Syknęła i na chwilę straciła równowagę, a przez to Jorah intuicyjnie wrócił w jej dłonie. Najwyraźniej nie chciał pracować w pojedynkę.
Asta poczuł, jakby ktoś zdjął z niego jakąś zbroję albo część ubrania. Wcześniej nawet ataki przeciwnika były bardziej oddalone, jakby bały się podejść, a teraz nagle wszystko wróciło do normy.
"Czy to była ta jej moc?" zielonooki pomyślał podczas walki, jednak coraz bardziej czuł, jak siły go opuszczają. Musiałby dosłownie na kilka sekund wziąć oddech, aby znów walczyć dalej, z większą mocą. Jednakże było to aktualnie niemożliwe.
Z każdą minutą mogli w końcu zostać zmieceni, a Asta nie chciał się poddawać. Cairel oparła się tylko kolanami i rękami o bruk, znów rzucając Jonasem oraz Jorahem w stronę marionetki.
Rades natomiast śmiał się w niebogłosy, zadowolony z tego, że zaraz zabije tamtą dwójkę, jednakże...
Nieoczekiwanie jego ukochany eksperyment stanął w ogromnych płomieniach.
Tamta dwójka walcząca o życie zamarła na chwilę.
"Nie mówcie mi, że to..." kobieta cofnęła się w stronę cienia. Mógł przybyć ktokolwiek, byleby nie szlachcic albo kapitan. Lub to i to, połączenie tego w jedno jest straszne.Dosłownie przed nimi, ich oczom ukazał się kapitan Karmazynowych Lwów, Fuegoleon Vermillion.
⊱ ────── {⋅. ✯ .⋅} ────── ⊰
Ilość słów: 1405
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top